Reklama

Miałem wszystko, o czym marzy wielu facetów. Luksusowy apartament w centrum miasta, kluczyki do najnowszego modelu sportowego auta, wakacje w egzotycznych miejscach i życie, w którym nie musiałem martwić się o pieniądze. A wszystko to zawdzięczałem jednemu wyborowi – ożeniłem się z Anią.

Było jak w bajce

Kiedyś myślałem, że wygrałem los na loterii. Ania pochodziła z bajecznie bogatej rodziny, a jej rodzice mogli kupić wszystko, czego dusza zapragnie. Ona sama była piękna, zadbana i charyzmatyczna – prawdziwa kobieta sukcesu. A ja byłem chłopakiem z przeciętnej rodziny, który nie miał większych perspektyw poza pracą w korporacji.

Spotkałem Anię na jednej z firmowych imprez, a ona, ku mojemu zaskoczeniu, zainteresowała się mną. Szybko wciągnęła mnie w swój świat – drogie restauracje, ekskluzywne wakacje, życie na poziomie, o jakim wcześniej mogłem tylko pomarzyć.

Nie musiałem się o nic martwić. Nie musiałem nawet pracować – Ania uznała, że jej ukochany nie powinien się przemęczać, skoro może zarządzać ich wspólnym życiem z wygodnej perspektywy domowego biura.

Z czasem zaczęło do mnie docierać, że nic w tym świecie nie należy do mnie. Mieszkanie na jej nazwisko, samochód to formalnie jej własność. Karta kredytowa, którą mogłem płacić z limitem ustalonym przez Ankę. Nawet ubrania, które nosiłem, były przez nią wybierane. Nie podejmowałem żadnych decyzji – ona robiła to za mnie.

O wszystkim decydowała

Początkowo próbowałem ignorować te myśli. Przecież żyłem jak książę! Ale w środku czułem, że tracę siebie. Byłem tylko elementem idealnej układanki Ani. Wszystko musiało być było idealne, bo Ania nie uznawała kompromisów.

Czasami chodziliśmy do restauracji, w których nawet jedzenie smakowało drożej. Siedziałem naprzeciwko niej, poprawiając mankiety koszuli, którą wybrała dla mnie wcześniej tego dnia. Kelner pojawił się, gotowy przyjąć zamówienie.

– Dla pana stek medium rare z pieczonymi ziemniakami i sałatką z rukoli – powiedziała Ania, nawet nie spoglądając w moją stronę.

Podniosłem wzrok na kelnera, który już zapisywał.

– Może wezmę coś lżejszego, na przykład łososia? – powiedziałem.

Powoli oderwała wzrok od swojego kieliszka z winem i spojrzała na mnie chłodno.

– Kochanie, stek będzie dla ciebie najlepszy – jej ton był uprzejmy, ale wystarczyło spojrzeć na jej twarz, by wiedzieć, że temat jest zamknięty. – Poza tym ja już wybrałam.

Poczułem, jak coś zaciska mi się w żołądku, ale nie odezwałem się. Kelner skinął głową i zniknął.

Byłem intruzem

Chwyciłem kieliszek z winem i wziąłem łyk, próbując ukryć frustrację. Nie było to pierwsze takie zdarzenie. Anka lubiła decydować. O wszystkim. O tym, co jemy, dokąd jedziemy na wakacje, jak się ubieram, a nawet z kim powinniśmy się spotykać. Byłem jej mężem, ale czasami czułem się bardziej jak ekskluzywny dodatek do jej życia.

– Jutro mamy kolację u moich rodziców – oznajmiła, obracając w palcach swój kieliszek. – Mama chce, żebyśmy porozmawiali o zakupie nowej posiadłości nad jeziorem.

– My… kupujemy posiadłość nad jeziorem? – uniosłem brwi.

– Rodzina kupuje – poprawiła mnie z uśmiechem. – Ale oczywiście będziemy tam spędzać czas.

Rodzina. W ich oczach nie byłem jej częścią, raczej kimś, kto po prostu znalazł się w środku tego świata i miał siedzieć cicho. Jej matka nigdy mnie nie lubiła – zawsze miała dla mnie ten uprzejmy, protekcjonalny ton, który mówił: jesteś tylko chwilową zachcianką mojej córki.

– Jasne – odparłem, starając się, by nie zabrzmiało to zbyt szorstko.

Ania spojrzała na mnie.

– Jesteś dziś jakiś dziwny – stwierdziła, biorąc łyk wina.

– Nie, po prostu… – zacząłem, ale nie wiedziałem, jak dokończyć.

Nie powiem jej przecież: Czuję się jak marionetka, którą sterujesz na każdym kroku. Chciałbym mieć choć jedną decyzję w tym cholernym związku. Nie powiem jej, że każdego dnia coraz bardziej mnie to dusi.

– Po prostu jestem zmęczony – skłamałem.

Dusiłem się

Uśmiechnęła się i położyła dłoń na mojej.

– Właśnie dlatego się o ciebie troszczę, kochanie. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, prawda?

Pokiwałem głową. Ale w środku coraz bardziej czułem, że nie jestem mężem. Jestem tylko ozdobą jej perfekcyjnego życia. I coś mi mówiło, że jeśli nic nie zrobię, nigdy się z tej klatki nie wydostanę.

Któregoś dnia spotkałem się z moim kumplem Markiem. Ciasne wnętrze, zużyte drewniane stoły, zapach smażonych frytek i piwa – to miejsce w ogóle się nie zmieniało, w przeciwieństwie do nas. Marek, zawsze zrelaksowany i z dystansem do życia, popijał piwo i patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem.

– Stary, co z tobą? Masz minę, jakbyś właśnie stracił fortunę w kasynie – powiedział.

Przesunąłem dłonią po twarzy.

– Może nie fortunę, ale coś w tym stylu – westchnąłem. – Powiedz mi, co byś zrobił, gdybyś nagle zrozumiał, że całe twoje życie nie należy do ciebie?

Zazdrościł mi

Marek zmarszczył brwi.

– Co ty gadasz? Masz życie jak z bajki. Willa, luksusowe wakacje, zero stresu o kasę. Faceci daliby się pokroić za takie wygody.

Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową.

– Bajka? Ja niczego nie kontroluję. Nawet głupiej kawy nie mogę sobie zamówić bez jej zgody.

Marek uniósł brwi, jakby czekał na wyjaśnienie.

– Dzisiaj w restauracji zamówiła mi stek, chociaż miałem ochotę na coś innego. Wiesz, jak się czułem? Jak dziecko, które nie ma prawa głosu. I to nie pierwszy raz. Ona decyduje o wszystkim. Gdzie mieszkamy, jak spędzamy czas, nawet w co się ubieram.

Marek pociągnął łyk piwa i przez chwilę milczał.

– Ale przecież masz pieniądze…

Zaśmiałem się gorzko.

– Mam? Nic nie jest na mnie. Karta, którą płacę, jest jej. Mieszkanie jej. Samochód jej. Wszystko jest jej. Jeśli jutro wyjdę z tego małżeństwa, nie zostanie mi nawet złamany grosz.

Marek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Nie macie rozdzielności majątkowej?

Byłem załamany

Przytaknąłem.

– Podpisałem intercyzę. Wtedy wydawało mi się to logiczne. Ona ma majątek rodzinny, ja nie wnosiłem niczego poza sobą. Byłem zaślepiony luksusem, myślałem, że to nie ma znaczenia.

– I teraz chcesz rozwodu?

Pokręciłem głową.

– Chciałbym, ale co mi to da?

Marek nachylił się lekko nad stołem.

– Stary, jeśli to małżeństwo cię niszczy, to chyba lepiej wyjść z tego z pustymi rękami, niż zostać i powoli tracić siebie.

Przez chwilę milczałem, patrząc na pianę w moim kuflu.

– Boję się – powiedziałem cicho.

Marek nie odpowiedział od razu.

– To co zamierzasz zrobić?

Podniosłem wzrok.

– Porozmawiać z Anką.

Marek uśmiechnął się ironicznie.

– Ciekawe, co ci powie.

Nie miałem złudzeń

Czułem, że jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego nigdy.

– Myślałem… o rozwodzie – powiedziałem jej, a ona uniosła brwi i uśmiechnęła się lekko.

– Rozwód? A z czym odejdziesz?

Zacisnąłem dłonie.

– Mam prawo do połowy majątku.

Zaśmiała się cicho.

– Och, kochanie, przeczytałeś kiedyś naszą intercyzę?

Poczułem, jak coś ściska mnie w żołądku.

– Nie dostanę nic?

Ania pokiwała głową.

– Nic. Jesteś wolny, ale bez grosza.

Nie odezwałem się. Spojrzała na mnie uważnie.

– Więc co wybierasz?

Nie odpowiedziałem. Bo w tej chwili sam nie wiedziałem. Świat mi się walił. Byłem w klatce. I nie wiedziałem, czy kiedykolwiek się z niej wydostanę.

Łukasz, 35 lat

Czytaj także:
„W walentynki mąż w prezencie zająć się naszym dzieckiem. Sądził, że za to poświęcenie w nocy dostanie nagrodę”
„Córka wróciła ze studniówki z nasionkiem w brzuchu i nie widzi problemu. Może zapomnieć o studiach na długo”
„Planowałem oświadczyny w walentynki, ale moja dziewczyna wszystko zepsuła. Brak pierścionka zawdzięcza tylko sobie”

Reklama
Reklama
Reklama