„Gdy poznałam przyszłą teściową, poczułam niechęć od pierwszego wejrzenia. Jej komentarze pozbyły mnie złudzeń”
„Czara goryczy przelała się podczas kolacji u niej, na którą zaprosiła nas niby spontanicznie. Siedzieliśmy przy stole, Mateusz rozmawiał z wujkiem przez telefon, a my dwie zostałyśmy same. I wtedy padło to zdanie, którego już nie mogłam puścić mimo uszu”.

- Redakcja
Zawsze marzyłam o rodzinie, w której czułabym się swobodnie. O teściowej, która przyjmie mnie z otwartymi ramionami, pomoże, doradzi, a nie oceni. Niestety, moje wyobrażenia brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Już podczas pierwszego spotkania z matką mojego chłopaka poczułam coś, czego nie umiałam wytłumaczyć – coś między niepokojem a instynktowną niechęcią. Wystarczyło kilka jej komentarzy, by upewnić się, że nie przesadzam. Była chłodna, wyniosła i krytyczna, a jej słowa – choć często wypowiadane z uśmiechem – miały w sobie coś kąśliwego. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie coraz gorzej.
Od początku mnie oceniała
Wyszliśmy z samochodu pod jej blokiem. Mateusz był spokojny, uśmiechnięty, wyluzowany. Ja z kolei pociłam się w dłoniach i miałam uczucie, jakby ktoś ściskał mnie za żołądek. Ubrałam się neutralnie – beżowy sweter, jeansy, lekki makijaż – żeby nie przesadzić w żadną stronę. Wiedziałam, że matki mają czujne oko i potrafią jednym spojrzeniem ocenić człowieka. Ale nie sądziłam, że spojrzenie tej kobiety może być aż tak lodowate.
Drzwi otworzyła niemal natychmiast po naszym dzwonku, jakby już od dłuższego czasu stała za nimi i czekała. Wysoka, bardzo zadbana, z perfekcyjną fryzurą i pomalowanymi ustami. Wyglądała... surowo.
– No proszę, w końcu się poznajemy – powiedziała, mierząc mnie od stóp do głów. – Myślałam, że będziecie szybciej, ale rozumiem, że kobieta potrzebuje czasu, żeby się ogarnąć – dodała i się zaśmiała. Ja nie.
– Mamo... – rzucił cicho Mateusz, ale ona tylko machnęła ręką.
Weszliśmy do środka. Mieszkanie było jak z katalogu, sterylnie czyste. Od razu poczułam, że nie wolno tu siadać bez zaproszenia.
– Siadajcie, zrobiłam ciasto. Mam nadzieję, że nie jesteś na żadnej z tych cudacznych diet?
– Nie, wszystko jem – uśmiechnęłam się.
– No to świetnie, bo ostatnia dziewczyna Mateusza jadła tylko bezglutenowe rzeczy i sojowe kotlety. A wygląd miała, jakby się odżywiała powietrzem – rzuciła i spojrzała na mnie, jakby oczekiwała, że ją rozbawię.
A ja tylko się uśmiechnęłam. I wtedy właśnie poczułam to – ona mnie nie lubiła. I to od pierwszego wejrzenia.
Dobra mina do złej gry
Drugi raz spotkaliśmy się tydzień później, u niej, na obiedzie. Zgodziłam się, chociaż miałam w sobie opór. Mateusz zapewniał, że jego mama po prostu „tak ma”, że nie umie być wylewna, ale „na pewno się polubicie”. Serio? Po tamtym spotkaniu nie liczyłam na nic, a już na pewno nie na ciepłe przyjęcie. Przywitała nas tak samo chłodno jak ostatnio. Uścisk dłoni – stanowczy, krótki, bez uśmiechu.
– Obiad już prawie gotowy. Mam nadzieję, że zjesz wszystko, bo nie lubię, jak się marnuje jedzenie – rzuciła z kuchni, jakby to był jakiś test, który mam zdać.
Usiedliśmy przy stole. Było wystawnie – rosół, pieczony schab z ziemniakami, trzy surówki i sernik na deser. Ja ze stresu przełknęłam zaledwie połowę porcji, choć normalnie zjadłabym wszystko z przyjemnością. Ale jej spojrzenie, kontrolujące każdy mój kęs, odbierało mi apetyt.
– No, widzę, że masz apetyt jak wróbelek. Mateusz zawsze jadł jak chłop, musiałam gotować podwójne porcje – zaśmiała się i szturchnęła go w ramię. – Ale może teraz się odchudza, kto wie...
Milczałam. Nawet Mateusz nie wiedział, jak się zachować. Po prostu jadł.
– A twoja mama też tak gotuje? – zapytała nagle. – Czy raczej z torebek?
– Nie, gotuje świetnie – odpowiedziałam krótko.
– Mhm... No zobaczymy, może kiedyś spróbuję – mruknęła, jakby mówiła „w co wątpię”.
Wyszliśmy godzinę później. Mateusz był zamyślony. Ja – wściekła. Grałam grzeczną dziewczynę, ale czułam się jak przesłuchiwana.
– Jest w porządku – powiedział tylko.
A ja już wiedziałam, że nie jest.
Uwagi, które bolały
Zaczęło się od drobiazgów. A może po prostu wcześniej ich nie zauważałam, chcąc wierzyć, że Mateusz ma rację i jego matka po prostu „mówi, co myśli”. Tyle że to, co myślała, było zwykle... raniące.
– Ty w tej sukience idziesz na imprezę, tak? – zapytała kiedyś, gdy wychodziliśmy wspólnie na urodziny jego ciotki. – No cóż, ważne, że ty się w tym dobrze czujesz. Ja bym sobie nie pozwoliła – dodała i spojrzała na mnie z czymś, co miało być uśmiechem, ale wyglądało bardziej jak kpina.
– Mamo, daj spokój... – Mateusz westchnął, ale nic więcej nie powiedział. A ja czułam, jak we mnie rośnie gul.
Innym razem, przy śniadaniu, rzuciła niby mimochodem:
– Kiedy ja miałam tyle lat co ty, to już potrafiłam zrobić ciasto bez przepisu. Ale w sumie teraz wszystko można kupić gotowe, po co się uczyć.
Albo gdy opowiadałam o pracy:
– Grafik? Hm... czyli to coś jak sekretarka tylko z obrazkami?
– Nie, to coś zupełnie innego – próbowałam się uśmiechnąć. – Projektuję identyfikację wizualną dla firm, robię kampanie...
– Aha, czyli reklamy. No dobrze, dobrze. Praca jak praca – ucięła. – Ale to nie to samo, co mieć etat, wiadomo.
Każde takie spotkanie zostawiało we mnie ślad. Wracałam do domu i w myślach odtwarzałam rozmowy, analizowałam jej ton, słowa, spojrzenia. I nie mogłam pozbyć się uczucia, że ona po prostu mnie nie akceptuje. Że nie chodziło o moje ubrania, pracę, sposób mówienia – tylko o mnie. Zaczynałam się zastanawiać, czy to ja przesadzam, czy ona naprawdę jest aż tak złośliwa.
Czy ona robi to specjalnie?
Coraz częściej zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby ktoś tak po prostu był tak chłodny i okrutny – bez powodu. Czy może naprawdę jej się nie podobałam? Albo może uważała, że jestem niewystarczająco dobra dla jej syna? Zaczęło się od tego, że poszliśmy razem do jej ogrodu. Mateusz coś naprawiał, a ja – trochę z grzeczności, a trochę z potrzeby chwili – zaproponowałam pomoc przy rabatach.
– Ty masz w ogóle pojęcie o kwiatach? – zapytała, podając mi grabki.
– Trochę, moja babcia miała ogród. Uczyła mnie, jak przycinać róże – odpowiedziałam z uśmiechem.
– O, babcia. No to wiele się nie nauczyłaś, skoro teraz masz problemy z rozróżnieniem hortensji od piwonii – rzuciła z przekąsem i zaczęła sama grzebać w ziemi. – Ale to nie twoja wina. W waszym pokoleniu wszystkiego uczą się z internetu. A nie od życia.
Chciałam wstać, rzucić te grabki i po prostu pójść do Mateusza. Ale coś mnie powstrzymało. Może jeszcze liczyłam, że z czasem się do mnie przekona. Po chwili zaczęła mówić o poprzedniej dziewczynie Mateusza. To był jej ulubiony temat.
– Ta jego była, Paulina, pamiętam, jak pięknie robiła pasztet. Taki domow. I zawsze była taka ułożona, z klasą. A teraz moda na luz. Sweter, dżinsy, sportowe buty... wszystko na jedno kopyto.
– Można mieć klasę i w dresie – odpowiedziałam sucho.
– Można – przyznała. – Ale nie każdy potrafi.
Wtedy spojrzałam jej prosto w oczy. Po raz pierwszy bez uśmiechu. I poczułam, że to nie są przypadkowe docinki. Ona robiła to celowo.
Miałam już dość
Czara goryczy przelała się podczas kolacji u niej, na którą zaprosiła nas niby spontanicznie. Siedzieliśmy przy stole, Mateusz rozmawiał z wujkiem przez telefon, a my dwie zostałyśmy same. I wtedy padło to zdanie, którego już nie mogłam puścić mimo uszu.
– Wiesz, czasami kobieta powinna wiedzieć, kiedy się wycofać. Jeśli czuje, że nie pasuje, to nie warto się na siłę dopasowywać. Po co się męczyć? – powiedziała, patrząc na mnie, jakby to był jakiś test.
– A co pani ma na myśli? – zapytałam, choć w zasadzie już wiedziałam.
– Po prostu... jesteście z dwóch różnych światów. Mateusz to ambitny chłopak, z dobrego domu. A ty, cóż... jesteś sympatyczna, naprawdę, ale może lepiej, żeby on znalazł kogoś bardziej... odpowiedniego. Z podobnymi planami. Wiesz, o co chodzi.
Milczałam. Przez chwilę tylko patrzyłam na nią, nie dowierzając. Już nie było uśmieszków, żarcików, aluzji. Teraz powiedziała to wprost. Żebym się wycofała.
– Nie ma pani prawa mówić takich rzeczy – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – To nie pani wybiera, z kim Mateusz chce być.
– Oczywiście, że nie – odparła z lodowatym spokojem. – Ale nie mogę patrzeć, jak się zatraca. Chyba każda matka by się martwiła.
Mateusz wrócił do pokoju w środku tej ciszy. Spojrzał na nas i zapytał:
– Co się stało?
– Nic – odparłyśmy jednocześnie. Ale ja już wiedziałam, że wszystko się zmieniło. Nie mogłam dalej udawać.
Między lojalnością a prawdą
Po tej kolacji długo nie odzywałam się do Mateusza. Nie dlatego, że się obraziłam – po prostu musiałam to przemyśleć. Wszystko. Jej słowa, moje reakcje, jego milczenie, gdy byłam traktowana z góry. Czułam się rozdarta. Kochałam go. Ale czy bycie z kimś, kto nie staje w twojej obronie, to naprawdę miłość?
W końcu spotkaliśmy się w parku. Zapytał, co się dzieje.
– Twoja mama... przekroczyła granicę. Powiedziała mi prosto w twarz, że nie pasuję do ciebie. Że powinnam się wycofać.
Spuścił wzrok. Nie był zaskoczony.
– Domyślałem się. Ona czasem mówi rzeczy, których nie powinna. Ale nie chciałem robić dramatu.
– To nie dramat. To brak szacunku – odpowiedziałam. – A milczenie to przyzwolenie. Mateusz, ja nie mogę żyć w związku, w którym jestem ciągle oceniana, krytykowana, a ty... udajesz, że nic się nie dzieje.
– To moja mama – powiedział bezradnie. – Nie wiem, jak postępować.
– Nie musisz zrywać z nią kontaktu – powiedziałam spokojnie. – Ale jeśli chcesz być ze mną, musisz umieć powiedzieć jej „dość”. Inaczej... nie dam rady.
Patrzył na mnie długo. W jego oczach zobaczyłam walkę. Nie ze mną. Z samym sobą. Kilka dni później zadzwonił.
– Powiedziałem jej wszystko. Że cię kocham, że nie pozwolę cię więcej ranić. Że jak się nie zmieni, to więcej nie przyjdziemy.
Nie wiem, co się jeszcze wydarzy między nami. Ale wiem, że zrobił pierwszy krok. I to wiele znaczy.
Natalia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na cmentarzu we Wszystkich Świętych poznałam prawdę o mężu. Teraz nie wiem, czy zasługuje choć na 1 znicz na grobie”
- „Rodzina mnie zmusiła, bym przyjęła kuzynkę do pracy. Żałuję, że im uległam, bo narobiła mi smrodu na całe miasto”
- „Mąż szasta pieniędzmi na prawo i lewo, a ja muszę prosić o pozwolenia. Gdy kupię za drogi chleb, muszę słuchać kazań”

