„Gdy piekłam pierniczki, usłyszałam rozmowę męża z inną kobietą. Od razu święta przestały mnie cieszyć”
„Wiedziałam, że jeśli mężczyzna milknie w ten sposób, to nie dlatego, że nie ma nic do powiedzenia, tylko dlatego, że nie chce. Odwrócił wzrok, zamknął laptopa i po prostu… wyszedł z pokoju. Bez słowa”.

Nigdy nie sądziłam, że coś takiego spotka mnie właśnie w grudniu. W moim ukochanym miesiącu, gdy cały dom pachnie goździkami, cynamonem i pomarańczami, a ja czuję się jak bohaterka świątecznego filmu. Ten czas zawsze był dla mnie magiczny – tak jak u mojej mamy, która potrafiła zamienić zwykły grudzień w bajkę z piernikami i szklanymi bombkami.
Teraz ja jestem tą, która niesie tę magię dalej. Dla dzieci, dla Marka, dla nas. Każdy szczegół mam zaplanowany – od świątecznych obrusów po playlistę z kolędami. Kaja i Staś właśnie rozsypali na podłodze kolorowe posypki, które miałam dodać do lukru. –Mamo, patrz! Zrobiliśmy bałwana z ciasta! – wołał Staś, a ja się uśmiechnęłam i podeszłam do nich, żeby go pochwalić, nawet jeśli bałwan bardziej przypominał ziemniaka.
Marek był w salonie. Mówił przez telefon. Niby nic niezwykłego – pracuje w agencji, ciągle jakieś terminy, klienci, napięcia. Ale ton głosu... coś było nie tak. Nie podsłuchiwałam – przysięgam – po prostu przechodziłam do spiżarki. I wtedy to usłyszałam.
– Wiem, że to trudne, ale jeszcze kilka dni... Nie, nie powiedziałem jej. Nie teraz, nie przed świętami. Nie mogę jej tego zrobić.
Stanęłam jak wryta. W dłoniach trzymałam słoik z miodem. Serce mi zamarło, a głos Marka odbijał się echem w mojej głowie. „Nie teraz, nie przed świętami”… Nie powiedział komu? I czego?
Zatrzymałam się na progu kuchni. Dzieci dalej się śmiały. Ja nie mogłam oddychać. Przełknęłam ślinę, włożyłam słoik z powrotem na półkę i wróciłam do pieczenia. Ale już nic nie było takie samo.
Byłam podejrzliwa
Nie wytrzymałam długo. Udawałam spokój tylko do wieczora, ale w środku gotowało się we mnie jak w garnku z barszczem na kuchence. Marek chodził po domu jakiś spięty, niby obecny, a jakby nieobecny. Kiedy dzieci poszły spać, stanęłam w drzwiach salonu i powiedziałam bez ceregieli:
– Z kim rozmawiałeś?
Marek podniósł wzrok znad laptopa, jakby wyrwałam go z innego świata.
– O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi.
– Nie kłam. Słyszałam. „Jeszcze kilka dni… nie powiedziałem jej… nie przed świętami”. – głos mi drżał.
– Aneta, nie przesłuchuj mnie. To nic takiego. Sprawy zawodowe.
Zaśmiałam się krótko, gorzko.
– Zawodowe? W takim tonie? Jakbyś szeptał komuś do ucha.
– Przestań. Nakręcasz się.
– To było coś bardzo takiego, Marek. Nie mów tak, jakbyś mówił do idiotki.
Zacisnął szczękę. Wiedziałam, że jeśli mężczyzna milknie w ten sposób, to nie dlatego, że nie ma nic do powiedzenia, tylko dlatego, że nie chce. Odwrócił wzrok, zamknął laptopa i po prostu… wyszedł z pokoju. Bez słowa. Jakby moja rozpadająca się rzeczywistość była czymś, co można ominąć, przejść obok, zignorować.
Zostałam sama w salonie, przy migoczących lampkach na choince, które nagle wyglądały jak kpina. Ta nasza „idealna” rodzina, ten dom pachnący piernikami – wszystko zaczęło pękać. Jak cienka bombka, która tylko czeka na byle dotyk, żeby się roztrzaskać. W głowie miałam jedno pytanie: czy to możliwe, że on… mnie zdradza?
Wyżaliłam się mamie
Następnego dnia pojechałam z dziećmi do mamy Marek nawet nie zapytał, gdzie jadę. Jakby chciał udawać, że nic się nie stało. A ja potrzebowałam oddechu. Kogoś, kto powie mi, że nie zwariowałam.
Mama otworzyła mi drzwi w fartuchu poplamionym makiem – piekła makowca. Jej oczy od razu przeszyły mnie na wylot.
– Co się stało, Anetko?
– Nic. Po prostu... musiałam gdzieś pojechać. Pobędę chwilę tylko.
Weszłam do kuchni, usiadłam przy stole i patrzyłam, jak kroi makowiec, jakby to był najważniejszy rytuał świata. Chciałam tak – zająć czymś ręce, by nie myśleć.
– W porządku z Markiem? – zapytała łagodnie, bez osądu.
Pokręciłam głową. Przez chwilę cisza wisiała między nami. W końcu wybuchłam.
– Słyszałam go. Rozmawiał z jakąś kobietą. Mówił, że mi nic nie powie. Nie teraz. Nie przed świętami. Jak można być takim... potworem?! – głos mi się załamał.
Mama odłożyła nóż i usiadła obok.
– Dziecko, może to nie to, co myślisz... Czasem ludzie... – zaczęła, ale przerwałam jej.
– Nie. Ja wiem, co słyszałam. Mamo, on mnie zdradza. Wiem to. Po prostu jeszcze nie mam dowodu.
– Musisz wiedzieć na pewno, zanim...
– Zanim co? Zanim się nie pozbieram?! Zanim go wyrzucę z życia? Ja już wiem!
Oczy matki zaszkliły się łzami. Objęła mnie, ale ja byłam jak kamień. Nie chciałam pocieszenia. Chciałam odpowiedzi. Chciałam przestać kochać człowieka, który jeszcze wczoraj był moim całym światem.
Przeczytałam SMS-y męża
Wróciłam do domu na drugi dzień. Marek był już w pracy, dzieci bawiły się w swoim pokoju. W kuchni nadal unosił się zapach pierników, które piekłam jeszcze przed świętami. Stałam oparta o blat, patrząc tępo na talerz pełen tych samych ciastek, które kiedyś symbolizowały dla mnie ciepło, dom, wspólnotę.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zabrzęczał cicho na komodzie w przedpokoju. Mąż widocznie go zapomiał, a to rzadko mu się zdarza. Nie powinnam. Wiem. Ale podeszłam. Na ekranie było powiadomienie.
Natalia: Tęsknię. Nie zapomnij, co mi obiecałeś.
Zamarłam. Serce zaczęło bić mi bardzo szybko. Zamiast odłożyć telefon… weszłam w wiadomości. Nie wiem, ile przeczytałam. Czas się zatrzymał.
Natalia: Wiem, że to trudne, ale nie mogę dłużej być tą drugą.
Marek: Obiecałem, że po świętach powiem jej wszystko. Jeszcze tylko trochę. Nie chcę psuć dzieciom świąt.
Natalia: Nie jestem już w stanie tego ukrywać. Kiedy będziemy razem naprawdę?
Marek: Niedługo. Kocham cię. Proszę, wytrzymaj jeszcze chwilę. Aneta zasługuje na prawdę, ale muszę to zrobić spokojnie.
Telefon wypadł mi z rąk. Weszłam do salonu powoli, z pustką w oczach, jakby ktoś właśnie wyjął ze mnie wszystkie emocje, zostawiając tylko jeden chłodny wniosek. Nie będzie już nas. Nie po tym.
Marek wszedł chwilę później. Z kurtką jeszcze w ręce. Zatrzymał się, widząc mnie z jego telefonem.
– Aneta? Co się dzieje? – spytał, ale jego głos był zbyt miękki, zbyt ostrożny.
Uniosłam na niego wzrok.
– Już nie musisz mi nic mówić. Przeczytałam wszystko.
Zbladł. Jakby ktoś wcisnął mu hamulec życia.
– To nie tak… – zaczął.
– Nie. To dokładnie tak. – przerwałam mu, patrząc prosto w oczy. – I wiesz co? Nie zasługujesz nawet na te pierniki, które piekłam z myślą o nas.
Minęłam go bez słowa więcej.
Mąż się przyznał
Wieczorem usiadł przy stole jak ktoś, kto wie, że został złapany i nie ma sensu się wykręcać.
– Zakochałem się w niej, Aneta – powiedział to prawie szeptem, ale w tej ciszy, jaka zapadła, każde słowo było jak uderzenie młotkiem w szkło. – Nie planowałem tego. Nie wiem, kiedy się stało. Po prostu... coś się wypaliło między nami.
– Co się wypaliło?! – krzyknęłam. – Miłość?! Obowiązek?! Lojalność?! Dzieci?! To wszystko się wypaliło?!
– Nie chciałem cię ranić...
– To trzeba było nie iść z nią do łóżka.
Chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam.
– Wiesz, kiedy mnie zdradziłeś? Nie wtedy, gdy ją pierwszy raz pocałowałeś. Nawet nie wtedy, gdy się z nią przespałeś. Zdradziłeś mnie w momencie, kiedy spojrzałeś na nią tak, jak już dawno nie patrzysz na mnie.
Patrzył na mnie teraz jak na wrak. Jak na kobietę, którą zna, ale już nie kocha. I to bolało najbardziej. Wybiegłam z domu w samym płaszczu. Nie zabrałam torebki, telefonu, nic. Szłam bez celu. Było zimno, wiatr szczypał w policzki, ale przynajmniej nie czułam tego, co bolało mnie w środku.
To ona wszystko zniszczyła
Nie mogłam spać. Nie jadłam. Nie istniałam. Tylko chodziłam po domu, jak cień, jak duch kobiety, którą byłam jeszcze tydzień temu. Aż któregoś poranka, pijąc zimną herbatę w kuchni, zrobiłam coś, czego wcześniej bym się po sobie nie spodziewała. Wzięłam telefon Marka. Znalazłam jej numer. Natalia. I adres. Głupia, zostawił wszystko w kontaktach, nawet nie próbował tego ukryć.
Pojechałam. Nie wiedziałam po co – po odpowiedź? Po cios? Po zderzenie z rzeczywistością?
Otworzyła mi kobieta młodsza ode mnie. Miała długie, jasne włosy, paznokcie jak z reklamy salonu piękności i spojrzenie, które mówiło mi jedno: wiedziałam, że kiedyś przyjdziesz.
– Aneta, tak? – zapytała bez zdziwienia.
– Nie przestawiłam się, ale widzę, że mnie znasz. – weszłam do środka, nie pytając, czy mogę.
Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w jej sterylnym mieszkaniu. Wszystko było idealnie poukładane, jakby chciała mnie przekonać, że i jej życie jest takie.
– Nie przyszłam się prosić. Ani błagać. Przyszłam zrozumieć.
Natalia wzruszyła ramionami.
– To się po prostu stało. Marek był nieszczęśliwy. Ty o tym wiesz. – powiedziała lodowatym tonem.
– Nie był nieszczęśliwy. On był wygodny. Z tobą czuje się młodszy. Lżejszy. Bez dzieci, bez odpowiedzialności. Ale wiesz co? Tacy faceci kończą zawsze tak samo – rozwaleni między przeszłością a złudzeniem.
Natalia zmrużyła oczy.
– Nie jestem twoim wrogiem, Aneta.
– Nie. Jesteś tylko kobietą, która zniszczyła moją rodzinę.
Wyszłam, nie oglądając się za siebie.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. W kuchni wciąż leżały pierniki. Dzieci zapytały, czy będą święta. Odpowiedziałam, że tak – ale inne. Marek wyprowadził się następnego dnia. Zabrał tylko ubrania i laptopa. Resztę zostawił.
Usiadłam na kanapie, wpatrzona w lampki, które mrugały nadal – jakby nic się nie stało. A przecież wszystko się zmieniło. Siedziałam w ciszy i po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie nie udawać. Nie przed dziećmi. Nie przed sobą. To nie były moje święta. Może za rok znów poczuję zapach cynamonu i pomarańczy. Może. Ale nie teraz.
Aneta, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż pojechał po choinkę do lasu i już nie wrócił. Od 5 lat czekam na niego w każde Boże Narodzenie”
- „Co roku siostra przyjeżdża z rodziną na święta. Nic nie robią i traktują nasz dom jak darmowy hotel”
- „Pierwsza Wigilia u rodziców mojego chłopaka miała być nowym etapem w naszym związku. Okazało się, że to początek końca”

