Reklama

W Wigilię zawsze wstawałam wcześnie, jeszcze zanim za oknem zaczął się zwykły miejski chaos. Lubiłam ten moment – cisza, ciemność i ja, stojąca w kuchni w grubym swetrze. Dom był wysprzątany, okna lśniły, a pod obrusem leżał sianko.

Miało być idealnie

Ten dzień miał być wyjątkowy, świąteczny, rodzinny. Starałam się nie przyspieszać, choć wszystko miałam rozpisane co do minuty. Zupa miała być gorąca w momencie podania na stół, karp idealnie wysmażony, a stół był moją dumą. Dopasowane serwetki, świece w szklanych świecznikach, talerze, które wyciągałam tylko raz do roku.

Od zawsze to ja byłam tą, która trzymała wszystko w ryzach. Odpowiedzialna żona, gospodyni. Moja siostra Basia była inna. Spontaniczna, roztrzepana, zawsze spóźniona, zawsze z głową w chmurach, ale przecież to były święta, a w święta powinno się być razem. Nieważne, co było wcześniej. Chciałam tylko, żeby ten wieczór się udał.

Nie zdążyłam jeszcze zapalić świec na stole, kiedy rozległo się energiczne pukanie, szybkie, jakby ktoś zaraz miał rozbić drzwi. Zanim zdążyłam podejść i otworzyć, Basia już była w przedpokoju. Wpadła z takim rozmachem, jakby wracała do siebie po długiej nieobecności.

– No jesteśmy! – rzuciła radośnie.

Wniosły chaos

Dzieci wpadły za nią jak rozpędzona lawina. Jedno przebiegło tuż obok mnie, zahaczając o moje nogi, drugie rzuciło się do choinki.

– A to moje?! – krzyczał jej syn, chwytając paczkę, na której widniała naklejka z reniferem.

– Mamo, a to dla mnie?! – wtórowała mu jego siostra, ciągnąc za kokardę na innym prezencie.

– Kochani, spokojnie, zaraz wszystko rozpakujemy… – próbowałam zareagować, wciąż stojąc z przerażoną miną przy drzwiach.

– Nie zabraniaj im być dziećmi! – zawołała Basia wesoło, zdejmując w końcu płaszcz, który rzuciła na fotel. – Cały dzień były podekscytowane, to musiało w końcu wybuchnąć.

Mój mąż Marek pojawił się w przejściu, oparł się o framugę i nic nie mówił. Milczał, ale widziałam, jak napina mu się szczęka. Nie musiał nic mówić. Widziałam to samo, co on: buty porozrzucane w korytarzu, porozwalane torby, dzieci szarpiące za obrus, który właśnie poprawiłam.

– Proszę, zdejmijcie buty, dobra? – powiedziałam do dzieci, choć czułam, że to nie ma sensu.

– Zaraz zdejmą – rzuciła lekko Basia. – Przecież jeszcze nic się nie dzieje.

Byłam wykończona

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, jak rośnie we mnie nie ma wściekłość. Chciałam być gościnna, chciałam być miła, ale miałam wrażenie, że moja cierpliwość sięga zenitu. To był mój dom, moje święta, mój wysiłek, a teraz, zamiast spokoju, czułam się, jakby ktoś wdarł się do środka i wszystko rozrzucił.

Z kuchni dochodził zapach zupy grzybowej, którą przed chwilą wlałam do wazy. W salonie dzieci już zdążyły rozpakować dwa prezenty – nie swoje. Papiery walały się po dywanie, a Basia siedziała z kawą na kanapie, jakby była u siebie. Nawet się nie obejrzała, gdy jej młodsze dziecko zaczęło biegać wokół choinki, ciągnąc za błyszczące łańcuchy.

– Proszę, niech się tak nie bawi – powiedziałam, podchodząc. – To może się przewrócić…

– Oj, Monia, nie przesadzaj – odpowiedziała z rozbawieniem siostra. – To tylko choinka, nie pomnik!

Ledwo skończyła mówić, usłyszałam charakterystyczne zgrzytnięcie stojaka i łup! – cała choinka runęła na bok. Trzask tłuczonego szkła, kilka bombek pękło, lampki LED poleciały w różne strony. Dziecko się rozpłakało, choć nic mu się nie stało.

Miałam ich dosyć

Mój mąż wstał bez słowa. Ominął mnie i wyszedł do kuchni, nie oglądając się za siebie. Pochyliłam się, zaczęłam zbierać resztki bombek, ale ręce mi się trzęsły. Czułam, że robi mi się gorąco.

– Czy nie możesz ich trochę uspokoić? – powiedziałam zdenerwowana.

– Przestań się czepiać – Basia ziewnęła. – Dzieci się bawią, świat się nie kończy. O, patrz, już przestał płakać – wskazała ręką na syna, jakby to miało mnie uspokoić.

– To mój dom – powiedziałam stanowczo. – Chciałam, żeby było normalnie.

– A co jest nienormalnego? – uśmiechnęła się sztucznie. – Trochę luzu, Monia. Przecież nie zapraszasz prezydenta.

Nie odpowiedziałam. Wstałam z kolan i poszłam do kuchni, gdzie Marek stał przy zlewie, myjąc ręce.

– Wszystko w porządku? – zapytałam.

– Nic nie mów – odpowiedział cicho. – Po prostu nic nie mów.

Wszystko zniszczyli

Zaczęło do mnie docierać, że nie mam już nad niczym kontroli i absolutnie nikt nie widzi, jak bardzo się staram, próbując utrzymać to wszystko w ryzach. Kwadrans później usiedliśmy do stołu. Miałam nadzieję, że może chociaż kolacja się uda, jak wszyscy podzielimy się opłatkiem, zrobi się cicho, może wzruszająco. Przez sekundę nawet uwierzyłam, że to możliwe, ale dzieci Basi już przy nalewaniu grzybowej zdążyły wylać na obrus. Jedno próbowało pić barszcz bez łyżki, drugie śmiało się, wkładając pieroga do ucha.

– Kochanie, nie rób tak, dobrze? – powiedziałam łagodnie, ale mój siostrzeniec nie reagował. – Basia, mogłabyś…?

– Moniś, nie dramatyzuj, święta są! – zaśmiała się siostra, nie odrywając wzroku od karpia na swoim talerzu.

Mój mąż siedział naprzeciwko, z rękami pod stołem, wpatrzony w jeden punkt. Kiedy dzieci zaczęły nawzajem wyciągać sobie uszka z talerzy, odezwał się w końcu, z ledwie słyszalnym sarkazmem:

– Święta, które trudno będzie zapomnieć…

To był koniec

Zrobiło się niezręcznie. Syn Basi coś wymamrotał, a jej córka zaczęła ścierać plamę barszczu rękawem swojej bluzki. Basia westchnęła teatralnie, jakbyśmy wszyscy przesadzili, a jej dzieci były tylko niewinną iskierką radości, a nie powodem mojego narastającego wstydu i napięcia.

Czułam, że moja rola gospodyni się skończyła. Patrzyłam na choinkę i zastanawiałam się, ile razy w życiu próbowałam naprawiać coś, co inni zepsuli? Ile razy brałam na siebie ciężar, który nie był mój? Basia mogła być beztroska, bo ja byłam tą odpowiedzialną, która nigdy nie mówi „dość”. Tego wieczoru coś się zmieniło. Zrozumiałam, że nie chcę już wszystkiego poprawiać po innych, nie chcę być porządna i poukładana.

Monika, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama