Reklama

Nie wiem, czy to bardziej smutne, czy żałosne, że po piętnastu latach małżeństwa potrafimy z Patrykiem spędzić cały wieczór w jednym pokoju i nie powiedzieć do siebie ani słowa. Czasem słyszę, jak oddycha. Albo jak mlaska nad kolacją, którą podgrzewam z przyzwyczajenia. I to tyle.

Kiedyś, dawno temu, zarywałam dla niego noce. Śmialiśmy się, graliśmy w karty, dotykaliśmy się pod stołem, jakbyśmy byli nastolatkami. A dziś? Ostatni raz mnie przytulił… Nie wiem. Może rok temu. A może to już było po tej jego zdradzie. Tej, którą „wybaczyłam”. A przynajmniej tak twierdziłam. Dla dzieci, dla kredytu, dla świętego spokoju.

Czasem patrzę na niego i nie wiem, kim jest ten człowiek. Mam ochotę zapytać: „Hej, gdzie się podział ten chłopak, który przysięgał, że mnie nigdy nie zrani?”. Ale nie pytam. Boję się, że odpowiedź mnie dobije.

Zbliżają się Mikołajki. Od lat to tylko formalność. Podkładamy dzieciom prezenty, wymieniamy się książką z taniej księgarni. Nawet nie udajemy, że nas to cieszy. My, dorośli, dawno już przestaliśmy się obdarowywać „od serca”. W pracy puszczają świąteczne piosenki. A ja udaję, że słucham, żeby tylko zagłuszyć własne myśli. O tym, jak bardzo jestem samotna. Jak bardzo pusta jest cisza, kiedy Patryk mówi „dobranoc” i odwraca się na drugi bok.

Życie bez miłości to nie dramat. To powolne, ciche umieranie. Bez krzyku, bez żalu. Tylko z poczuciem, że już nikt nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak kiedyś on. Ale najbardziej boli mnie to, że ja nadal czasem o tym marzę. O nim, o nas. O czymś, co już nie istnieje.

Znalazłam luksusowy prezent

Chciałam tylko znaleźć pudełko. Cokolwiek, byle zapakować robotycznego dinozaura dla Jasia. Grzebałam w szafie Patryka, bo tam zawsze trzymałam stare kartony, resztki wstążek i inne „przydasie”, które zbierałam po prezentach firmowych. Znalazłam coś innego. Eleganckie, czerwone pudełko, owinięte srebrną wstążką. Jeszcze pachniało sklepem, perfumerią, czymś luksusowym. I nie było podpisane. Otworzyłam.

W środku – czerwona koronkowa bielizna. Ekskluzywna, z tej kategorii, której nigdy sama sobie nie kupiłam. Zamarłam. Dotknęłam materiału, jakbym próbowała upewnić się, że to prawdziwe. Stanik w rozmiarze S. Ja noszę M.

Usiadłam na łóżku z pudełkiem w dłoniach. Przez chwilę gapiłam się w ten koronkowy zestaw jak w obcy przedmiot. Jakby ktoś zostawił w moim domu coś, co do niego nie należy. Wieczorem czekałam na Patryka. Przyszedł później niż zwykle.

Znalazłam coś w twojej szafie. Mikołajkowy prezent, tak? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zamar na ułamek sekundy. Gdyby nie to, pewnie bym uwierzyła.

– Tak... to dla ciebie. Chciałem cię zaskoczyć – powiedział spokojnie, może odrobinę za szybko.

– To rozmiar S. Myślisz, że się w to zmieszczę?

Patrzył na mnie z nieczytelną miną.

– No… wydawało mi się, że... no wiesz… że może… – zaczął się jąkać.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i próbowałam nie krzyczeć. Instynkt krzyczał, że kłamie. Po tylu latach ciszy nagle prezent? Koronka? Zbyt dobrze pamiętałam ten jego wyraz twarzy, gdy coś ukrywał.

Nagle poczułam wstyd

Nie zrobiłam awantury, nie rzuciłam pudełkiem. Po prostu schowałam bieliznę z powrotem do szafy, jakbym nigdy jej nie widziała. Jakby nic się nie stało. Patryk spojrzał na mnie z niepewnością, ale nie dopytywał. Usiadł do kolacji, przeżuł trzy kęsy ryby i powiedział, że idzie pod prysznic. Zgasiłam światło w kuchni, usiadłam w salonie i zaczęłam słuchać wody kapiącej w łazience, próbując zapanować nad drżeniem rąk.

Nie zasnęłam. Czekałam, aż zacznie chrapać. Od dawna spał z telefonem przy poduszce – przez lata tłumaczył to „na wypadek służbowych wezwań”. Znałam jego hasło, nadal używał tej samej daty – urodziny naszej córki. Wzięłam telefon do kuchni. Palce mi się pociły, serce waliło, jakbym planowała napad. Weszłam w wiadomości. Najpierw nic, ale nagle natknęłam się na ikonkę czatu z komunikatora, którego nie używałam. Przez chwilę patrzyłam na konwersację bez zrozumienia, a potem…

– Nie mogę się doczekać, aż to ze mnie zdejmiesz – napisała Wiktoria.

– Już niedługo. Wszystko ogarniam – odpisał Patryk.

Wpatrywałam się w ekran, aż litery zaczęły się rozmywać. Nogi mi zdrętwiały, telefon prawie wypadł z dłoni. Nie było łez, nie było krzyku. Tylko cisza, lodowata, gęsta. I nagle poczułam wstyd. Że znów dałam się nabrać. Że po tych wszystkich terapiach, obietnicach, rozmowach... znowu. Kolejna Wiktoria. Kolejna czerwona koronka. Schowałam telefon na miejsce i wróciłam do łóżka. Leżałam obok niego. On spał spokojnie, a ja nie czułam nic. Absolutnie nic.

On coś ukrywał

Następnego dnia zrobiłam jajecznicę. Tak, jak lubił – z boczkiem i szczypiorkiem. Podałam ją na talerzu obok kubka z kawą. Usiadłam naprzeciwko, patrzyłam, jak je. Udawałam, że wszystko gra. W środku we mnie wrzało, ale na zewnątrz – byłam spokojna jak nigdy.

– Często wspominasz Wiktorię z pracy. Macie jakiś wspólny projekt? – zapytałam, mieszając łyżką herbatę.

Patryk uniósł głowę. Na moment zastygł z widelcem w powietrzu.

– Nie bardzo. Tylko raz na jakiś czas. A czemu pytasz? – rzucił obojętnie, wracając do jedzenia.

Zbyt obojętnie.

– Bo mam wrażenie, że ostatnio bardziej przeżywasz pracę niż własne życie – odpowiedziałam z uśmiechem, który nic nie znaczył.

Nie patrzył mi w oczy. Wziął łyk kawy, oblizał usta, westchnął.

– Elwira, ty znowu szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma.

– Może. Ale czasem warto zapytać.

Cisza. Słyszałam tykanie zegara w kuchni. Patryk wstał, wziął talerz, wrzucił go do zlewu.

– Muszę jechać. Mam ważne spotkanie – rzucił.

Nie zapytał, co będę robić, nie pocałował na pożegnanie. Wyszedł, trzaskając drzwiami trochę za mocno. Wróciłam do salonu i patrzyłam w okno. W mojej głowie kotłowało się tysiąc pytań. Jeszcze nie powiedziałam mu, co wiem. Jeszcze nie pokazałam wiadomości. Ale widziałam, jak zaczyna się pocić. Jak się boi. W powietrzu wisiała prawda, której nie da się już długo ukrywać. I on o tym wiedział.

Chciałam poznać całą prawdę

Czekałam, aż wróci. Zimna herbata stała na stole, a ja siedziałam przy kuchennym blacie z telefonem w ręku. Patryk wszedł cicho, jakby nie chciał zwracać na siebie uwagi. Powiesił kurtkę, spojrzał na mnie kątem oka.

– Cześć – mruknął.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam spokojnie, bez krzyku. Wstałam i podsunęłam mu telefon. – Nie udawaj. Wiem o niej. O was. Czy bielizna była w jej rozmiarze?

Zbladł. Jakby w sekundę wypłynęła z niego cała krew. Wziął telefon, przeczytał wiadomości i długo milczał. W końcu westchnął, odwrócił wzrok.

– To nic nie znaczyło. Naprawdę. To był tylko… moment słabości – powiedział szeptem, jakby wstydził się własnego głosu.

– Zabawne, bo to już twój drugi taki moment. Ile ich jeszcze będzie?

Chciał coś odpowiedzieć, ale mu przerwałam.

– Nie interesuje mnie, że to „nie miało znaczenia”. Bo miało. Dla mnie. Bo znowu pozwoliłam sobie uwierzyć, że się zmieniłeś. A ty po prostu nauczyłeś się lepiej ukrywać.

Patryk stał bez ruchu. Jak dzieciak przyłapany na kradzieży.

– Myślałem, że między nami coś się poprawia. Chciałem, żeby…

– Chciałeś? To czemu nie porozmawiałeś? Czemu nie przyszedłeś do mnie, tylko poszedłeś do niej?

Pękło we mnie coś, czego trzymałam się ostatnimi laty. Jakby ktoś przeciął ostatnią nitkę, która jeszcze łączyła nas jako małżeństwo.

– Chcę usłyszeć wszystko. Bez krętactwa, bez tłumaczeń. Całą prawdę. Mam do tego prawo – dodałam cicho.

I czekałam.

Musiałam się przekonać

Nie spałam całą noc. Patryk spał w salonie, ale nie sądzę, żeby zamknął oczy choć na chwilę. Rano zaparzyłam sobie kawę, spojrzałam na jego plecy wystające spod koca i wyszłam bez słowa. Zadzwoniłam do Wiktorii, znalezienie jej numeru w telefonie Patryka nie było problemem.

Nie wiedziałam, co jej powiem. Nie planowałam tej rozmowy. Po prostu chciałam usłyszeć jej głos. Chciałam wiedzieć, kim jest ta kobieta, dla której mój mąż po raz kolejny zniszczył wszystko, co udało nam się zbudować na ruinach pierwszej zdrady. Odebrała za drugim sygnałem.

– Halo?

– Wiesz, że on ma rodzinę? Dzieci? Żonę?

Przez chwilę cisza. A potem jej głos – spokojny, bez cienia skruchy.

To nie mój problem. Może powinnaś się zastanowić, czemu on szuka czegoś poza domem?

Zatkało mnie. A potem coś we mnie eksplodowało.

– Nie jesteś wyjątkowa. Jesteś tylko jedną z wielu. Za jakiś czas też znajdziesz bieliznę, którą kupił dla innej.

– Może. Ale przynajmniej na razie robi to dla mnie – powiedziała cicho. I się rozłączyła.

Stałam w parku, z telefonem w ręce, drżąca. Nie płakałam, nie krzyczałam. To nie był moment na łzy. To był moment na zrozumienie, że to koniec. Nie tylko mojego małżeństwa, ale też mnie – tej kobiety, która przez tyle lat próbowała udawać, że jest szczęśliwa. Że wszystko się ułoży. Że warto walczyć.

Nie warto. Nie o kogoś, kto raz po raz traktuje twoją wierność jak głupotę, a twoją miłość jak pewnik. To była moja ostatnia rozmowa, podczas której ktoś próbował mnie upokorzyć. I ostatnia, w której pozwoliłam na to bez walki.

Więcej na to nie pozwolę

Zostawiłam Patrykowi kartkę na stole: „Nie wrócę na kolację. I już nigdy nie wrócę do tego, co było.” Nic więcej. Nie tłumaczyłam się, nie prosiłam, nie krzyczałam. Bo po co?

Wyszłam z domu bez walizki. Miałam w torebce tylko portfel, telefon i klucze do samochodu. Pojechałam przed siebie. Najpierw na stację benzynową, potem do lasu. Zatrzymałam się przy parkingu, wysiadłam i zaczęłam chodzić po opadłych liściach, jakbym szukała sensu w tym, co bezpowrotnie się skończyło.

Nie miałam planu. Może pojadę z dziećmi do siostry. Może wynajmę coś na miesiąc, dwa. Może wyłączę telefon i przez tydzień nikt nie będzie wiedział, gdzie jestem. Po raz pierwszy od lat nie miałam potrzeby się nikomu tłumaczyć. Wiedziałam jedno – nie wrócę. Nie będę znów grać roli żony, która wszystko wybacza. Która rozumie, że „facet czasem musi”, że „to nic poważnego”. Nie będę pionkiem w jego grze.

Dawniej wierzyłam, że miłość to siła, która wszystko naprawi. Teraz wiem – miłość to też granica. Kiedy ktoś ją przekroczy, nie ma już drogi powrotnej. Nie jestem już tą naiwną Elwirą, która wierzyła w drugą szansę. Teraz jestem kobietą, która przestała się bać samotności. Bo samotność z szacunkiem do siebie jest lepsza niż wspólne życie w cieniu cudzej zdrady. Zima dopiero się zaczynała, ale ja wreszcie poczułam, że mogę oddychać.

Elwira, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama