„Gdy myłam okna na święta, zobaczyłam, co ukrywa mąż. I dobrze wiedziałam, co to znaczy”
„Właśnie wtedy, przed świętami, bardzo się starałam. Myłam okna, pucowałam każdy kąt, żeby Natalia po przyjeździe poczuła ciepło rodzinnego domu. Wspięłam się na stołek, ostatnia szyba. Spojrzałam przez nią i wtedy go zobaczyłam. Mój mąż… nie był sam”.

Nie umiem powiedzieć, kiedy dokładnie przestaliśmy być sobie bliscy. Może wtedy, gdy przestał mnie całować na dzień dobry. A może wcześniej, gdy jego powroty z pracy stały się tylko hałasem klucza w zamku i szuraniem butów w przedpokoju. Mieszkaliśmy razem, spaliśmy w jednym łóżku, ale czułam się, jakbyśmy żyli obok siebie, każde w swoim świecie.
Mieszkamy w domku na przedmieściach, nasza córka studiuje. Z zewnątrz wszystko wygląda jak trzeba – elewacja świeżo malowana, zasłonki uprasowane, cisza i spokój. Tylko że w środku ta cisza bolała. Zwłaszcza wieczorami, kiedy zostawałam sama w kuchni, bo Tomek siedział zamknięty w swoim świecie – przed telewizorem albo w telefonie.
Właśnie wtedy, przed świętami, bardzo się starałam. Myłam okna, pucowałam każdy kąt, żeby Natalia po przyjeździe poczuła ciepło rodzinnego domu. Wspięłam się na stołek, ostatnia szyba. Spojrzałam przez nią i wtedy go zobaczyłam. Mój mąż… nie był sam.
Podszedł do jakiegoś samochodu, przy którym czekała kobieta – młodsza, zgrabna, zadbana. Gdy otwierał jej drzwi, uśmiechał się tak, jak już dawno nie uśmiechał się do mnie. Zamarłam z mokrą ściereczką w ręce. A w środku poczułam coś, czego nie czułam od lat – palące, niewypowiedziane przeczucie.
Stałam jak wmurowana
Wpatrywałam się w nich jak w film, którego nie rozumiem. Wszystko działo się powoli, ale moje serce biło coraz głośniej. Tomek otworzył drzwi pasażera i podał jej rękę. Uśmiechali się do siebie, jakby byli tylko oni – żadnych zmartwień, żadnych obowiązków. Jak para zakochanych. Ona położyła dłoń na jego ramieniu, coś mu powiedziała i zaśmiała się cicho, a on... oparł się o samochód i przez moment tylko na nią patrzył.
Stałam jak wmurowana. Chciałam uwierzyć, że to koleżanka z pracy. Że to przypadek. Ale nie patrzy się tak na „koleżanki”. Nie otwiera się drzwi z takim uśmiechem. Nie dotyka się czyjegoś ramienia z taką czułością.
Widziałam, jak oboje wsiedli do auta. Tomek za kierownicą, ona obok. Zanim odjechali, jeszcze raz się do niej uśmiechnął. Potem ruszyli, a ja dalej stałam z tą cholerą ściereczką w ręce. Przez szybę, którą przed chwilą wypolerowałam, zobaczyłam coś, czego nigdy nie chciałam zobaczyć.
Zeszłam ze stołka jakby na autopilocie. Ręce mi się trzęsły. Usiadłam na krześle w kuchni i próbowałam zebrać myśli. Może to było nic. Może przesadzam. Może to tylko... nie, Joanna, przestań. Przestań siebie oszukiwać. Wzięłam głęboki wdech. Okej, spokojnie. Zapytam go wieczorem. Normalnie. Po prostu zapytam, kto to był. Nie zrobię sceny. Jeszcze nie teraz. Ale gdzieś wewnątrz już czułam – to nie była tylko koleżanka. I nie będzie łatwej odpowiedzi.
Chciałam znać prawdę
Nie mogłam się skupić do końca dnia. Niby piekłam pierniczki, niby wyciągałam ozdoby ze strychu, ale co chwila gubiłam rytm. Przypalałam blachę, zgubiłam nożyczki, wlałam olej do zupy zamiast do ciasta. Myśli krążyły tylko wokół jednego: kto to, do cholery, był?
Kiedy Tomek wrócił wieczorem, jakby nigdy nic, aż mnie zatkało. Zrzucił kurtkę na wieszak, pocałował mnie w policzek – mechanicznie, bez zaangażowania – i zapytał:
– Co na kolację?
– Kto był rano przed domem? – rzuciłam, starając się zabrzmieć obojętnie, choć głos mi drżał. – Widziałam cię przez okno. Z kim byłeś?
Zamarł. Dosłownie na ułamek sekundy, ale wystarczyło.
– Z kim niby? – odpowiedział z udawaną nonszalancją. – A, to pewnie Kinga. Z firmy. Przyjechała po mnie, bo mam auto u mechanika. Mówiłem ci.
Kinga. Już miała imię. W środku coś mnie ukłuło.
– Przyjechała i... dlatego byłeś dla niej taki czuły?
– Co ty wymyślasz, Joasia? – westchnął, odwracając się do lodówki. – Zaczynasz robić dramat z niczego.
– To nie wyglądało na „nic”. Widziałam. Byłeś czuły. Jakbyś... był zakochany.
Zatrzasnął lodówkę, podszedł i spojrzał na mnie w końcu. Ale nie był to wzrok męża, tylko faceta, który już dawno zamknął drzwi.
– Przestań. Robisz się zazdrosna o koleżankę z pracy. Może zamiast patrzeć przez okna, zajmij się czymś konkretnym?
Zabolało.
– Tomek... po prostu powiedz prawdę. Nie udawaj.
Ale nie powiedział. Wzruszył ramionami i wyszedł do salonu.
Przejrzałam telefon męża
Nie zasnęłam tej nocy. Leżałam obok Tomka, słysząc jego spokojny oddech, i czułam, jakbyśmy byli dwoma obcymi ludźmi przykrytymi tą samą kołdrą. Przewracałam się z boku na bok, serce mi waliło. W końcu, gdy usłyszałam, że naprawdę zasnął, wstałam cicho i sięgnęłam po jego telefon.
Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Ale tej nocy wszystko we mnie krzyczało: sprawdź, zanim cię do reszty ogłupi. Ekran rozświetlił ciemność sypialni. Kod znałam – data naszej rocznicy.
W wiadomościach nie znalazłam nic podejrzanego. Trochę służbowych rozmów, grupowe czaty z pracownikami. Ale potem weszłam w galerię. I tam, pomiędzy zdjęciami z budowy, zobaczyłam ją.
Kinga. Uśmiechnięta, ubrudzona farbą, ale z tym czymś... spojrzeniem pełnym czegoś więcej. Stała bokiem, a Tomek – ten sam, który już dawno nie robił mi żadnych zdjęć – uchwycił ją w tym ułamku chwili, jakby chciał zatrzymać ją tylko dla siebie.
Nagle wszystko zaczęło się układać: jego późne powroty, dziwne zlecenia, służbowe weekendy. Każde „nie dzwoń, mam spotkanie”, każde „zostanę dłużej, musimy kończyć projekt”. Usiadłam z telefonem w rękach i przez kilka minut po prostu patrzyłam w ekran. W środku miałam coś pomiędzy wściekłością a rozpaczą. Już nie mogłam udawać. Nie mogłam się oszukiwać, że to tylko moja wyobraźnia. Tomek się zakochał. Wyciszyłam telefon, odłożyłam go na stolik i wróciłam do łóżka, ale sen nie przyszedł.
Mąż miał kochankę
W sobotę rano powiedziałam Tomkowi, że jadę na zakupy. Wyszłam z domu z torbą na warzywa, ale nie planowałam kupować marchewki ani mleka. Zaparkowałam kilka ulic od jego biura i czekałam. Miał dyżur – sam mi o tym mówił, jakby uprzedzając, że nie ma go co wypatrywać do obiadu.
Czekałam godzinę. Może dłużej. I w końcu zobaczyłam jego, a później ją. Ubrana niezobowiązująco, w dżinsach i szarej kurtce. Weszła do środka, a ja poczułam, jak z nerwów robi mi się słabo. Gdy po pół godzinie wyszli razem, przylgnęłam do fotela, żeby mnie nie zauważyli.
Poszli pieszo, wolno. Rozmawiali, śmiali się, Tomek kilka razy dotknął jej ramienia. Jakby zupełnie zapomniał, że ma żonę. Weszli do niewielkiej kawiarni – tej z przeszkloną witryną i czerwoną markizą, gdzie kiedyś zabierał mnie na randki. Siedzieli przy stoliku przy oknie. Przez szybę widziałam jego twarz – skupioną, ciepłą. Taką, jakiej już nie pamiętałam. Patrzył na nią tak, jak powinien patrzeć na mnie.
Kinga coś mówiła. Gestykulowała. Była bardzo swobodna. A Tomek... odchylił się, oparł rękę na jej krześle i nachylił się tak blisko, że dzieliły ich tylko milimetry. Ich czoła niemal się stykały. Wiedziałam już wszystko. Wiedziałam, że nie jestem przewrażliwiona. Że nie przesadzam. Tomek mnie zdradzał. I nawet nie próbował już się z tym kryć.
Dla mnie to było jasne
Wróciłam do domu z tą samą torbą, z jaką wyszłam. Zakupy oczywiście były tylko przykrywką. Umyłam ręce, spojrzałam w lustro i wtedy podjęłam decyzję.
Wieczorem, kiedy Natalia zajechała pod dom, uśmiechała się szeroko, niosąc torbę z prezentami. Przytuliłam ją mocno, może zbyt mocno. Jeszcze nie wiedziała, że te święta będą inne niż wszystkie.
Po kolacji, kiedy siedzieliśmy przy herbacie, spojrzałam Tomkowi prosto w oczy.
– Musimy porozmawiać. Wszyscy – powiedziałam, ściskając filiżankę tak mocno, że prawie pękła.
Natalia spojrzała zaskoczona. Tomek zbladł.
– Chodzi o Kingę – dodałam spokojnie, choć głos drżał mi ledwo słyszalnie. – Widziałam was. Widziałam, jak na nią patrzysz. Nie zaprzeczaj. Nie warto. Zdradzasz mnie.
Natalia wypuściła łyżeczkę, która z brzękiem upadła na talerz.
– Tato? – jej głos był cichy, prawie dziecinny.
Tomek zacisnął dłonie. Nic nie powiedział. Nawet nie próbował kłamać.
– To nie tak jak myślicie – wydusił w końcu.
– Tato... jak mogłeś? – szepnęła Natalia.
Wstałam od stołu. Patrzyłam na nich oboje, jakby stali po dwóch stronach barykady, a ja gdzieś pośrodku. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Było tylko słychać zegar tykający na ścianie.
– Zdradzasz mnie, Tomek. Nie wiem, od kiedy, ale wiem, że na to nie pozwolę. Masz się wyprowadzić.
Wyszedł z kuchni bez słowa. A ja usiadłam i zaczęłam płakać. Natalia położyła mi dłoń na ramieniu. Tej nocy to ona tuliła mnie, jak kiedyś ja ją – kiedy bała się burzy.
Joanna, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż mówi, że święta to magia. Dla mnie to po prostu stanie przy garach i bycie służącą dla całej rodziny”
- „Wszyscy byli zaproszeni na święta do siostry. Ja dostałam tylko sms-a z przepisem na sałatkę”
- „Postanowiliśmy nie kupować dzieciom prezentów na święta. Każdy miał zrobić coś od siebie i to była najlepsza decyzja”

