Reklama

W kuchni pachniało klejem i farbą. Ola siedziała przy stole, z językiem wysuniętym w skupieniu, i przyklejała błyszczące cekiny do zielonej spódniczki. Miała jutro występ w szkole – recytowała wierszyk. Od tygodnia nie mówiła o niczym innym.

– Mamo, myślisz, że tata przyjedzie? – zapytała nagle, nie podnosząc wzroku znad spódnicy.

– Obiecał, prawda? – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku coś mnie ścisnęło.

– A tata jak coś obiecuje…

– …to stara się dotrzymać słowa – dokończyłam z uśmiechem, którego nie czułam.

Wiedziałam, że Adam obiecywał wiele rzeczy. I że większość z nich kończyła się ciszą w słuchawce albo tłumaczeniem, że „coś mu wypadło”. Nie chciałam tego mówić głośno – nie chciałam niszczyć w oczach Oli obrazu ojca, który jeszcze nie zdążył się rozpaść.

Wieczorem, kiedy mała już spała, siedziałam przy łóżku i poprawiałam nitkę w kostiumie. Patrzyłam na jej spokojną buzię i myślałam o tamtym Adamie – z dawnych lat. O tym, który potrafił rozśmieszyć mnie do łez i tańczył ze mną w kuchni przy radiu. Wierzyłam wtedy, że się zmieni. Że zacznie być ojcem. A teraz jedyne, co mi zostało, to nadzieja, że tym razem nie zawiedzie. Bo jeśli nie przyjedzie… coś w Oli pęknie. I nie wiem, czy da się to jeszcze skleić.

Patrzyła na puste miejsce

Pod szkołą panował zgiełk. Dzieci biegały w kolorowych kostiumach, a rodzice zajmowali miejsca na sali gimnastycznej. Pachniało lakierem do włosów i watą cukrową, którą ktoś sprzedawał przy wejściu. Ola ściskała moją dłoń tak mocno, że aż pobielały jej palce. Czułam, jak drży.

– Wszystko będzie dobrze, kochanie – powiedziałam, poprawiając jej spódniczkę.

– Widzisz, mama, tata na pewno zaraz przyjedzie. Obiecał, że będzie w trzecim rzędzie, po lewej – wskazała palcem w stronę pustego miejsca, gdzie leżała kurtka, którą położyłam, żeby nikt tam nie usiadł.

Kiedy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki muzyki, a nauczycielka zaczęła zapowiadać kolejnych uczestników, serce waliło mi jak młot. Sprawdzałam drzwi za każdym razem, gdy ktoś wchodził. Żaden z tych mężczyzn nie był Adamem. Ola siedziała już wśród dzieci i nerwowo obracała w palcach rulonik z wierszem.

W końcu wyczytano jej nazwisko. Wyszła na scenę powoli, jakby szła przez wodę. Stała chwilę w milczeniu, rozglądając się po sali. Widziałam, jak szuka jego twarzy. Wtedy jej dolna warga zaczęła drżeć. Jeszcze przez moment próbowała się uśmiechać, ale nagle odwróciła się i wybiegła za kulisy.

Zerwałam się z krzesła i pobiegłam za nią. W korytarzu, za drzwiami sali, stała pod ścianą i trzęsła się cała.

– Ola, kochanie, co się stało? – zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.

– Nie przyszedł. Mówiłaś, że przyjdzie! – krzyknęła, a jej głos załamał się na ostatnim słowie.

– Pewnie coś mu wypadło… – próbowałam ją uspokoić, głaszcząc po ramieniu.

– Zawsze mu coś wypada! – odsunęła się ode mnie i spojrzała z takim żalem, że zabrakło mi słów.

Przytuliłam ją mocno, choć nie odwzajemniła uścisku. Czułam, jak jej ciało sztywnieje. Za drzwiami słychać było brawa dla kolejnego dziecka. Wróciłam z Olą do szatni i pomogłam jej zdjąć kostium. Siedziała w milczeniu, zapatrzona w podłogę. Wtedy po raz pierwszy miałam wrażenie, że w tym małym ciele zgasło coś, co do tej pory było światłem.

Za późno

Wieczorem Ola siedziała na kanapie owinięta w koc. Telewizor był włączony, ale nawet nie zerkała w jego stronę. Ja krzątałam się po kuchni, udając, że mam coś do zrobienia, choć tak naprawdę co chwilę spoglądałam na telefon. Wiedziałam, że Adam zadzwoni. Zawsze dzwonił po fakcie, z tym samym tonem w głosie – skruszonym, ale pewnym, że i tak mu wybaczymy.

Około dziewiątej rozległ się dzwonek. Spojrzałam na ekran i westchnęłam.

– Halo – powiedziałam cicho.

– Coś mi wypadło – usłyszałam znajome słowa.

– Wiem.

– Powiedz Oli, że ją kocham.

Przez chwilę milczałam. Chciałam mu powiedzieć, żeby sam to zrobił, żeby przestał chować się za moimi słowami.

– Może do niej zadzwonisz? – zaproponowałam.

– Teraz nie chce mi się z nią rozmawiać, bo pewnie jest zła. Zadzwonię jutro.

Nie odpowiedziałam. Pożegnałam się krótko i odłożyłam telefon na blat. Przez chwilę stałam tak, wpatrzona w ciemny ekran. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do pokoju.

– Tato dzwonił – powiedziałam spokojnie.

Ola nawet nie spojrzała w moją stronę.

– Nie chcę go słyszeć – szepnęła.

Usiadłam obok i dotknęłam jej dłoni, ale odsunęła się. W tej jednej chwili zrozumiałam, że zaczyna się coś, na co nie mam wpływu. Nie potrafiłam jej zmusić, żeby dalej czekała, nie potrafiłam też obronić Adama, bo nie miałam już żadnego argumentu.

Kiedy później przykrywałam ją kołdrą, leżała nieruchomo, z twarzą odwróconą do ściany. W świetle lampki jej rzęsy błyszczały, jakby jeszcze nie wyschły po łzach. Pomyślałam wtedy, że nie ma nic gorszego niż patrzeć, jak dziecko traci zaufanie do własnego rodzica. I choć serce podpowiadało mi, żeby zadzwonić do Adama i wykrzyczeć mu wszystko, co czuję, nie zrobiłam tego. Wiedziałam, że to niczego nie zmieni.

Uczyła się życia bez niego

Minęło kilka miesięcy. W domu zrobiło się cicho. Ola już nie pytała, czy tata zadzwoni, nie wspominała o nim przy kolacji. Kiedyś codziennie rysowała – siebie, mnie i jego – trzymających się za ręce. Teraz jej kartki zapełniały domy, drzewa, koty, ale żadnych ludzi. Na pytanie, czemu nie ma tatusia, tylko wzruszała ramionami.

Pewnego dnia odbierałam ją ze szkoły. Czekałam przy furtce i zobaczyłam, jak idzie obok koleżanki. Słyszałam, jak ta dziewczynka zapytała:

– A ty nie masz taty?

– Nie. Już nie – odpowiedziała Ola bez chwili wahania.

Zrobiło mi się zimno. Udawałam, że nie słyszałam, ale te dwa słowa wracały do mnie przez całą drogę do domu. Szła obok mnie, nucąc pod nosem, a ja czułam, jak coś we mnie opada – te resztki nadziei, że jeszcze coś między nimi można uratować.

W domu rozłożyła książki na stole i zaczęła odrabiać lekcje.

– Pomóc ci? – zapytałam.

– Nie trzeba. Sama zrobię – jej głos był spokojny, dorosły, jakby mówiła ktoś starszy niż te dziewięć lat.

Wieczorem przeglądałam stare zdjęcia. Ola jako niemowlę, śmiejąca się w ramionach Adama. On wtedy naprawdę się starał – przez moment wierzył, że potrafi być ojcem. Teraz nawet nie pytał, jak się uczy, czy jest zdrowa. Co jakiś czas pisał krótkie wiadomości: „Ucałuj Olę”, „Może przyjadę w weekend”, „Nie gniewaj się”. Nigdy nie przyjeżdżał.

Patrzyłam przez okno na światła podwórka i myślałam o tym, że dzieci nie przestają kochać. Po prostu przestają czekać. Ola właśnie to robiła – krok po kroku uczyła się życia bez niego. A ja, choć bolało, wiedziałam, że nie mogę jej tego odebrać.

„Tatusia już nie ma”

Któregoś popołudnia, gdy wracałyśmy ze sklepu, zobaczyłam samochód Adama zaparkowany pod naszym blokiem. Stał oparty o maskę, z bukietem róż i dużym pudełkiem owiniętym w kolorowy papier. Serce mi przyspieszyło, choć nie wiedziałam, czy z nerwów, czy z ulgi. Ola też go zauważyła, ale nie odezwała się ani słowem. Szła obok mnie z kamienną twarzą.

– Cześć – powiedział Adam, gdy podeszliśmy bliżej. – Przywiozłem coś dla ciebie, księżniczko.

Ola minęła go bez słowa i weszła do klatki. Zostałam z nim na zewnątrz.

Może dasz jej chwilę – szepnęłam. – To nie jest dobry moment.

– Muszę spróbować – odpowiedział i ruszył za nią.

W mieszkaniu stanęła przy kanapie, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Adam uklęknął przed nią i podał paczkę.

– Zobacz, przywiozłem ci coś. Tatuś wrócił.

Ola spojrzała na niego długo, spokojnie, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim jest ten człowiek. Potem powiedziała cicho, ale wyraźnie:

– Tatusia już nie ma.

Adam zamarł. Pudełko wypadło mu z rąk i potoczyło się po podłodze. Ja stałam w drzwiach, niezdolna do żadnego ruchu. Ola odwróciła się i poszła do swojego pokoju. Drzwi zamknęły się powoli, bez trzasku.

Adam wstał i spojrzał na mnie. W jego oczach było coś, czego dawno nie widziałam – prawdziwy żal. Ale było już za późno.

– Powiedziała to tak spokojnie – wyszeptał. – Jakby naprawdę… już mnie nie było.

Nie odpowiedziałam. Wzięłam pudełko z podłogi i podałam mu.

– Zostaw to. Nie potrzebuje prezentów. Potrzebowała ciebie wtedy, kiedy nie przyjechałeś.

Adam skinął głową. Chwilę później wyszedł, nie oglądając się za siebie. W mieszkaniu zapadła cisza. Przez chwilę słyszałam tylko delikatne dźwięki z pokoju Oli – szelest kartek, oddech, który powoli się uspokajał. Wiedziałam, że nic już nie będzie tak jak dawniej.

Usłyszał wszystko, co musiał

Po tamtym dniu Adam już się nie odezwał. Nie dzwonił, nie pisał. Czasami widziałam jego samochód zaparkowany w okolicy, jakby próbował zebrać się na odwagę, żeby zapukać, ale nigdy tego nie zrobił. Zrozumiałam, że usłyszał wszystko, co musiał. I że nie miał już dokąd wracać.

Ola przez kilka dni była milcząca, jakby nie do końca wierzyła, że to się naprawdę wydarzyło. Potem zaczęła zachowywać się zwyczajnie. Rano pakowała tornister, robiła sobie kakao, wychodziła do szkoły, a wieczorami układała książki w równe stosy. Nie wspominała o ojcu. Nie pytała, gdzie jest. Kiedyś zapytałam ją, czy chciałaby mu wysłać kartkę na święta. Pokręciła głową.

– Nie trzeba. On już ma inne życie – powiedziała spokojnie.

Tego wieczoru długo siedziałam przy jej łóżku. Spała głęboko, z ręką pod policzkiem, jak wtedy, gdy była mała. Głaskałam jej włosy i myślałam o tym, że dzieci szybciej dorastają, kiedy dorośli zawodzą. Ola nauczyła się tego zbyt wcześnie.

Kiedy wyszłam z jej pokoju, w kuchni paliło się światło. Na stole leżał rysunek – świeży, niedokończony. Był tam mężczyzna w płaszczu i dziewczynka z plecakiem. Stali obok siebie, ale nie trzymali się za ręce. Pod spodem widniał napis: „Pan, który kiedyś obiecał”.

Usiadłam i patrzyłam na ten rysunek, aż oczy zaszły mi łzami. Wiedziałam, że Ola już nie czeka. Nie tęskni w ten sam sposób co dawniej. Może któregoś dnia znowu narysuje jego twarz, ale wtedy to nie będzie tata. Tylko wspomnienie człowieka, który miał być ojcem i nie potrafił nim zostać.

Lucyna, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama