„Gdy leżę w łóżku z mężem, myślę o byłym narzeczonym. Niektórych błędów życiowych nie da się w żaden sposób naprawić”
„W następnych dniach nie myślałam o niczym innym. Wydawało mi się, że «wyleczyłam się» już z Adriana, ale gdy Grzesiek powiedział, że chce, bym została jego żoną, w pierwszej kolejności pomyślałam o byłym narzeczonym”.

Niektórzy mówią, że stara miłość nie rdzewieje. Ja twierdzę, że kochać prawdziwie i szczerze można tylko raz w życiu. Każdy kolejny związek to już tylko wypełnianie luki po stracie, jakiej się doznało.
Kochałam go
Adrian był moją wielką miłością. Odszedł ode mnie i muszę to przyznać – sama sobie jestem winna. Związałam się ponownie, ale były narzeczony wciąż siedzi mi w głowie. Boję się, że przez to kiedyś sprowadzę na siebie problemy.
Chodziliśmy razem do liceum, a po maturze studiowaliśmy na tej samej uczelni. Byłam w niego wpatrzona jak w obrazek. Podkochiwałam się w nim właściwie od pierwszej klasy, ale nigdy nie miałam śmiałości, by zrobić pierwszy krok. Aż w końcu na jednej ze studenckich imprez puściły mi hamulce.
– Długo mam jeszcze czekać? – zapytałam z udawaną złością.
– Czekać? A na co? – zdziwił się.
– Rany, ale ty jesteś niedomyślny. Aż zaprosisz mnie do tańca, matołku! Pokaż, że jesteś facetem i porwij mnie na parkiet.
– Już się robi.
Przetańczyliśmy resztę nocy, ale na tym się nie skończyło. Poszliśmy do mieszkania, które wynajmował z kolegami, i nie wychodziliśmy z łóżka przez cały dzień. Następnego dnia zjedliśmy razem kolację, a dalej to wszystko potoczyło się już samo. Wreszcie zdobyłam faceta, w którym byłam szaleńczo zakochana.
To był błąd
Przez dwa lata żyliśmy jak w bajce, ale z czasem wspólne wyjścia i wyjazdy przestały nam wystarczać. W końcu zapragnęliśmy czegoś więcej, więc wykonaliśmy następny krok i zamieszkaliśmy razem. Nie musiałam długo czekać na oświadczyny. Siedem miesięcy później Adrian założył mi na palec pierścionek.
Nie zwlekaliśmy z przygotowaniami do ślubu. Sprężyliśmy się i szybko wszystko dopięliśmy na ostatni guzik – termin w urzędzie stanu cywilnego, listę gości, salę weselną, catering i DJ-a.
Czekałam na ten dzień jak mała dziewczynka na Boże Narodzenie i wtedy zrobiłam coś, o co nigdy się nie podejrzewałam. To wydarzyło się na moim wieczorze panieńskim. Dałam się ponieść zabawie i wypiłam o kilka drinków za dużo. Nie pamiętam, co się wtedy dokładnie stało. Wiem natomiast, że nad ranem obudziłam się w łóżku zupełnie obcego faceta.
Nie mogłam trzymać tego w tajemnicy. Adrian był cudowny i zasługiwał na szczerość. Wyznałam mu prawdę, a on powiedział, że nie chce mnie znać. Błagałam, że dał mi jeszcze jedną szansę.
Byłam sobie winna
Zapewniałam go o szczerości moich uczuć, ale nie chciał mnie słuchać. Nasz ślub nie odbył się. Adrian spakował swoje rzeczy i wyprowadził się z mieszkania, które razem wynajmowaliśmy. Próbowałam dzwonić, ale zawsze odrzucał połączenie, aż w końcu zablokował mój numer.
Po naszym rozstaniu było mi bardzo trudno. Nigdzie nie wychodziłam i z nikim nie chciałam się spotykać. Każdy mój dzień wyglądał tak samo – wracałam z pracy, włączałam telewizor (choć tak naprawdę w ogóle nie interesowało mnie, co aktualnie nadają) i zajadałam smutki. Aż w końcu Patrycja, moja przyjaciółka, wzięła mnie w obroty.
– Ubieraj się – nakazała, gdy pewnego dnia wpadła do mnie z wizytą.
– Po co? W dresie jest mi wygodnie – odpowiedziałam apatycznym głosem.
– Musisz. Wychodzimy i nie możesz tak pokazać się na mieście – stwierdziła rzeczowo.
– Zabawa to ostatnie, na co mam ochotę – odburknęłam.
– A kto mówi o zabawie?
– Więc dokąd chcesz mnie zabrać.
– Zobaczysz. Po prostu ubierz się i chodź ze mną. Nie pożałujesz.
Pomogła mi
Zaparkowała samochód pod prywatną kliniką i zaprowadziła mnie do gabinetu psychoterapii. Można powiedzieć, że niemal zaciągnęła mnie tam za uszy. Jestem jej niesamowicie wdzięczna za to, że nie ustąpiła. To było mi naprawdę potrzebne. Zaliczyłam wiele sesji. W końcu wyszłam z dołka i zrozumiałam, że nie zmienię tego, czego zmienić nie można.
Gdy poczułam się już lepiej, postanowiłam znowu „dosiąść konia”. Zaczęłam umawiać się na randki, z mocnym postanowieniem, że niczego nie będę sobie obiecywać. Po prostu potrzebowałam towarzystwa, a jeżeli przy okazji mogłam choć trochę stłumić ból po utracie narzeczonego, warto było spróbować.
Z żadnym facetem nie umawiałam się zbyt długo. Aż w końcu poznałam Grześka. Po którymś spotkaniu pomyślałam sobie, że jeżeli nie ten, to żaden.
Nie planowałam tego, ale sprawy między nami nabierały bardzo szybkiego tempa. Nie minęły dwa miesiące, a już mieszkaliśmy razem. Gdy świętowaliśmy naszą pierwszą rocznicę, Grzesiek poprosił mnie o rękę.
Przyjęłam oświadczyny, choć nie byłam pewna swoich uczuć.
– Grzesiek, ja naprawdę nie wiem. Nie mówię „nie”. Po prostu to wszystko dzieje się bardzo szybko. Potrzebuję czasu, żeby to do mnie dotarło – powiedziałam, gdy wyznał, że nie wyobraża sobie życia beze mnie.
Był wyrozumiały
– Oczywiście, rozumiem to. Wiem, że narzucam szalone tempo, ale wcale nie oczekuję, że odpowiesz mi już teraz. Masz tyle czasu, ile chcesz. Ten pierścionek – powiedział, unosząc złote cacko z imponującym kamieniem – zawsze będzie na ciebie czekał, tak jak miejsce w moim sercu.
W następnych dniach nie myślałam o niczym innym. Wydawało mi się, że „wyleczyłam się” już z Adriana, ale gdy Grzesiek powiedział, że chce, bym została jego żoną, w pierwszej kolejności pomyślałam o byłym narzeczonym.
To nie tak, że nic nie czułam do mojego chłopaka. Przeciwnie, ale było dla mnie jasne, że nigdy nie obdarzę go takim uczuciem, na jakie zasługuje. Takim, jakie żywiłam do Adriana. Wahałam się, ale w końcu pomyślałam: „Nigdy nikogo nie obdarzysz już takim uczuciem. Jeżeli teraz stchórzysz, do końca życia będziesz sama”. Postanowiłam, że przyjmę oświadczyny Grześka.
Ciągle myślę o byłym
Jesteśmy małżeństwem prawie od dwóch lat. Między nami układa się idealnie. No, prawie idealnie.
Mimo że kocham męża, Adrian wciąż jest obecny w moich myślach. Wspominam go prawie w każdej chwili – gdy wychodzimy razem do kina, kiedy jemy kolację, w łóżku, gdy zasypiam obok Grześka i podczas naszych najintymniejszych momentów.
Boję się, że w ekstazie przestanę się kontrolować i wykrzyczę nie jego imię. Wiem, że to byłby dotkliwy cios dla mojego męża. Być może zbyt dotkliwy, byśmy po czymś takim mogli dalej żyć wspólnie, tym bardziej, że gdyby zapytał mnie o moje uczucia do Adriana, nie potrafiłabym mu skłamać.
Alina, 34 lata
Czytaj także:
„Po śmierci ojca mama stroi się w pstrokate kiecki, a cała wieś huczy od plotek, bo to nie wypada. Powinna cierpieć”
„Nie mam szczęścia do facetów. Mąż szybko wylądował na cmentarzu, a nowy partner tak nawywijał, że płonę ze wstydu”
„Moja 45 letnia matka traktuje moich kumpli jak zdobycze. Przychodzą mnie odwiedzić, a kończą u niej w sypialni”

