Reklama

Jesień zawsze działała na mnie przygnębiająco. Gdy liście zaczynały sypać się z drzew, miałam wrażenie, że coś bezpowrotnie się kończy. Przychodziło mi to tym łatwiej, że od rozwodu wszystko zdawało się kończyć. Mój dzień wyglądał jak sklejony z tych samych powtarzalnych kawałków: praca w bibliotece, zakupy, obiad dla Julki, cisza. Albo raczej: milczenie. Bo choć moja córka miała dopiero szesnaście lat, między nami rozciągała się przepaść, której żadna rozmowa nie była w stanie zasypać.

Będę później – rzuciła tamtego ranka, znikając za drzwiami w szarej bluzie z kapturem.

Nie spytałam dokąd. Już od dawna przestałam pytać.

Złapałam grabie i wyszłam przed dom. Czasem takie zwykłe, mechaniczne czynności pomagały mi nie myśleć. Przynajmniej przez chwilę. Starałam się nie patrzeć w okna sąsiadów, nie zastanawiać się, kto z nich ma męża, kto rodzinę, kto wróci dziś do ciepłego domu, pachnącego obiadem i obecnością drugiego człowieka. Ja miałam tylko tę jesień. I liście. Mokre, szeleszczące, uparte. I właśnie wtedy, gdy pochylałam się, żeby zebrać kolejną garść, ktoś stanął po drugiej stronie ogrodzenia. Mężczyzna. Obcy. I spojrzał na mnie tak, że się wystraszyłam.

Czułam przerażenie

Grabiłam liście, udając, że nie zauważam jego spojrzenia. Ale ono paliło mnie w plecy. Uniosłam wzrok powoli, z rezerwą. Obcy mężczyzna stał oparty o furtkę, ubrany w ciemny płaszcz i ciepły szal. Miał może czterdzieści kilka lat i tygodniowy zarost i oczy. Na pewno nigdy go wcześniej nie widziałam.

– Piękna jesień, prawda? – zagadnął, z tym nieśmiałym uśmiechem, który zdradzał, że wcale nie przyszedł tu przez przypadek.

– Chyba nie wszyscy by tak powiedzieli – odpowiedziałam, prostując się i ocierając dłonie o spodnie. – Szczególnie gdy trzeba to wszystko pozbierać.

Zaśmiał się krótko.

– A jednak... coś w tym jest. Cisza, chłód, ten zapach... Może trochę melancholii. Ale też porządek. Jakby świat chciał się sam posprzątać, zanim przyjdzie zima.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Milczenie zawisło między nami, ale nie było nieprzyjemne. Patrzył na mnie z uważnością, jakiej nie doświadczałam od dawna. W końcu zapytałam:

– Zgubił się pan, czy...?

– Właściwie... nie. Jestem nowy w okolicy. Igor. – Wyciągnął rękę przez ogrodzenie.

Uścisnęłam ją z wahaniem.

– Anna.

– Miło poznać, Anno. Może pomóc z tymi liśćmi?

– Dam radę. Ale... dziękuję.

Skinął głową i odszedł, nie oglądając się za siebie. A ja stałam jeszcze chwilę w miejscu, czując dziwny ciężar w klatce piersiowej. Nie strach. Nie złość. Coś innego.

Zaczął pojawiać się regularnie

Najpierw mówił, że „akurat przechodził”. Potem już się z tym nie krył – zaglądał przez furtkę, rzucał jakiś komentarz o pogodzie, o drzewach, o życiu. Czasem przynosił kawę w papierowych kubkach. Nie zapraszałam go, ale też nie wypraszałam. Jego obecność stawała się jak ścieżka wydeptana w trawie – coraz bardziej oczywista.

Zaczęłam łapać się na tym, że wyglądam przez okno. Że słysząc kroki za ogrodzeniem, serce przyspiesza mi zbyt gwałtownie. Karciłam się za to. Przecież był obcy. I nic nie sugerował, nic nie proponował. A jednak... coś było w jego głosie. W spojrzeniu.

– Chciałabyś jeszcze kochać? – spytał któregoś dnia, nie patrząc na mnie, tylko na drzewo za moimi plecami.

– Co to za pytanie? – parsknęłam, zbyt nerwowo.

– Tak po prostu. Pytanie.

Nie odpowiedziałam. Złapałam grabie i udawałam, że coś poprawiam. Ale wieczorem, leżąc w łóżku, to pytanie wciąż dudniło mi w głowie.

Córka miała pretensje

Julka wróciła późno. Trzasnęły drzwi, potem plecak uderzył o podłogę. Weszłam do jej pokoju.

– Gdzie byłaś?

– Na mieście. U Kaśki. Nie twoja sprawa.

– Jestem twoją matką, Julka.

– No właśnie. Matką, nie policjantką. Daj mi spokój.

Chociaż raz mogłabyś powiedzieć prawdę. I nie znikać bez słowa!

– A ty? – odwróciła się gwałtownie. – Ty sobie tutaj z jakimś facetem randki urządzasz i myślisz, że nie widzę?

Zamilkłam. Jej słowa trafiły w coś miękkiego.

– To nie randki. Po prostu... rozmawiamy.

– Jasne. A potem, jak znów coś ci się nie ułoży, będziesz się wyżywać na mnie?

Wyszła z pokoju, a ja zostałam z dziwnym pieczeniem w oczach. Może miała rację. Może naprawdę próbowałam zapełnić pustkę kimś obcym. Ale dlaczego wtedy czułam się, jakby to ona była niesprawiedliwa?

Sąsiadki go kojarzyły

Było coś niepokojącego w tym, jak Igor mówił o moim życiu. Jakby znał więcej, niż mógł wiedzieć. Jakby czytał mnie jak książkę – nie nową, nie obcą, tylko swoją własną, czytaną po raz drugi.

Musisz być zmęczona samotnością – powiedział raz, zupełnie bez ostrzeżenia.

Zamilkłam. Spojrzałam na niego podejrzliwie.

– Nie rozumiem, skąd ty...?

– A czy tego nie widać? – Uśmiechnął się. Ale coś w jego uśmiechu mnie zaniepokoiło. Za miękki. Za dokładny.

Wieczorem, kiedy podlewałam kwiaty na parapecie, usłyszałam głosy z ulicy. Dwie sąsiadki rozmawiały, stojąc przy furtce Marii.

– Ten nowy... no ten, co do Anki zagląda. Gdzieś ja już go widziałam – powiedziała Maria.

– Może z telewizji? Albo polityk jakiś?

– Nie, nie... czekaj... On kiedyś darł się na tę dziewuchę Mariana, dla której Anię zostawił. Pamiętasz? Co się wyprowadziła po tej całej aferze...

Zamknęłam okno. Serce waliło mi jak młot. Otworzyłam szufladę w kredensie. Stare zdjęcia, pożółkłe wycinki. Było tam zdjęcie – ujęcie z jakiegoś spotkania klasowego Mariana. I ona – Karolina. Ta, którą kiedyś podejrzewałam o romans z moim mężem. A obok niej... Igor. Zamrugałam. To był on. Nie był „nowym w okolicy”. Był częścią przeszłości. Tej, którą starałam się zakopać razem z tamtym małżeństwem. Zrobiło mi się zimno. Nie wiedziałam, co było gorsze – że pojawił się przypadkiem... czy że przyszedł tu z premedytacją.

Poznałam prawdę

Nie spałam całą noc. Zdjęcie leżało obok mnie na poduszce, jak dowód winy. Rano nie poszłam do pracy. Nie mogłam. Nie umiałabym siedzieć między regałami i udawać, że nic się nie dzieje.

Zamiast tego wyszłam przed dom i czekałam. Wiedziałam, że przyjdzie. I przyszedł.

– Anno, coś się stało? – zapytał od razu, widząc moją twarz.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, uniosłam zdjęcie.

Kim była dla ciebie Karolina?

Zbladł. Trwało to ułamek sekundy, ale wystarczyło.

– To... – zaczął, ale urwałam mu.

– Nie wymyślaj. Powiedz prawdę. Wszystko.

Usiadł na murku. Przez chwilę milczał, potem wypuścił powietrze jak ktoś, kto zbyt długo trzymał je w płucach.

– Była moją narzeczoną. Kochaliśmy się. Ale wtedy... wtedy zdradziła mnie z twoim mężem. Ludzie plotkowali, oskarżali ją, że rozbiła rodzinę.

Zacisnęłam palce na zdjęciu.

– I co? Uznałeś, że to ja ją zniszczyłam?

– Nie od razu – powiedział cicho. – Ale potem znalazłem list. Jej pamiętnik. Pisała, jak bardzo bolały ją twoje słowa. Twoje spojrzenia. Twój gniew. Chciałem cię odnaleźć. Zrozumieć. Może... początkowo chciałem się zemścić. Sprawić, żebyś poczuła to, co ona.

Odwróciłam wzrok. Nie mogłam patrzeć mu w oczy.

– Ale z czasem... przestało chodzić o nią. Przestało chodzić o cokolwiek. Zacząłem po prostu... przychodzić. Dla ciebie.

Płakałam. Cicho, prawie niezauważalnie. Ale on to widział. I nie zrobił ani kroku bliżej.

– Przepraszam – powiedział i poszedł.

Skupię się na córce

Nie poszłam po niego. Nie zadzwoniłam. Nie przeprosiłam. Przez dwa dni chodziłam jak duch – w pracy zderzałam się z regałami, w domu zapominałam, po co weszłam do kuchni. Julia coś zauważyła, bo nie trzaskała drzwiami, tylko krążyła po mieszkaniu jakby ciszej. W końcu, w niedzielę wieczorem, przyszła do mnie do pokoju. Sama z siebie.

– Mama... – zaczęła. – Wszystko w porządku?

Zamrugałam. Rzadko używała tego słowa. Mama.

– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– To przez niego?

Skinęłam głową. Usiadła obok mnie, bez słowa. Po chwili westchnęła i powiedziała:

Widziałam, jak na niego patrzyłaś. I jak on patrzył na ciebie. Ale coś mi nie pasowało. Czułam, że to nie jest takie... zwykłe.

Odwróciłam się do niej. Patrzyła w podłogę, ale mówiła dalej.

– Kiedy byłam mała, zawsze bałam się, że znikniesz. Że odejdziesz jak tata. Dlatego czasem byłam wredna. Żeby sprawdzić, czy zostaniesz.

Zacisnęłam oczy. Tak bardzo chciałam ją wtedy przytulić, ale nie wiedziałam, czy mogę. Czy jeszcze mam do tego prawo.

– Przepraszam, Julka – wyszeptałam. – Przez lata myślałam tylko o sobie. O tym, co straciłam. A przecież ty też wtedy straciłaś wszystko.

Pokręciła głową i w końcu spojrzała na mnie. Jej oczy były wilgotne.

Nie musisz być idealna. Ale bądź prawdziwa. Tylko tyle.

Położyła dłoń na mojej i nie zabrała jej przez długi czas. I choć nie rozwiązałyśmy żadnego problemu – coś w nas obu zaczęło się zmieniać. Jakby ktoś od wewnątrz uchylił okno. A Igor zaczął mnie unikać.

Anna, 49 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama