„Gdy czyściłam grób męża podszedł do mnie obcy mężczyzna. Po chwili rozpoznałam w nim kogoś z przeszłości”
„– Miałeś wszystko. Miałeś mnie. A zniknąłeś jak tchórz – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Wiesz, jak to było? Czekałam. Miesiącami. Codziennie sprawdzałam telefon, skrzynkę pocztową, pytałam znajomych... I nic”.

- Redakcja
Od pogrzebu Cezarego minęły już trzy lata, ale wciąż nie umiałam się przyzwyczaić do ciszy w domu. Najgorsze były soboty – dni, które kiedyś spędzaliśmy razem. Teraz tylko wtedy odwiedzałam go na cmentarzu. Brałam wiadro z wodą, miękką szczotkę i świeże kwiaty. Czyściłam płytę, rozmawiałam z nim cicho. Tego dnia, pochylona nad grobem, usłyszałam czyjeś kroki. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam wysokiego mężczyznę w grafitowym płaszczu. Stał przez chwilę w milczeniu. I wtedy, mimo zmarszczek i siwych pasm we włosach, poznałam go. Dwadzieścia pięć lat wcześniej całował mnie w ramiona, mówiąc, że wróci. Nie wrócił.
Tych oczy się nie zapomina
Stałam nieruchomo, z dłońmi brudnymi od wilgotnej ziemi i gąbką w palcach. On też się nie ruszał. Jakby oboje potrzebowaliśmy tej jednej sekundy ciszy, zanim cokolwiek się wydarzy. Dopiero po chwili uniósł lekko rękę, jakby nie był pewien, czy powinien się odezwać.
– Malwina? – zapytał cicho, a mnie przeszył dreszcz. Bo choć głos miał niższy, bardziej chropowaty niż wtedy, brzmiał znajomo. Zbyt znajomo.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w jego twarz jak w stary film, który znałam na pamięć, ale i tak coś w nim było inne. To były jego oczy. Takie same jak przed laty – ciemne, niespokojne.
– Nie poznajesz mnie?
Wstałam. Kolana mi zadrżały, ale nie pozwoliłam sobie na słabość. Nie tutaj, nad grobem męża.
– Patryk? – wymówiłam to imię, choć brzmiało obco w moich ustach. – Ty żyjesz?
Uśmiechnął się krzywo, jakby moje pytanie było absurdalne. A przecież dwadzieścia pięć lat temu nagle zniknął. Bez pożegnania, bez listu. Tak po prostu przepadł. A ja – głupia – latami próbowałam go usprawiedliwiać.
– Przepraszam, że wpadam tak... niespodziewanie – zaczął nieporadnie. – Zobaczyłem cię z daleka. Musiałem podejść.
Spojrzałam na grób Cezarego. Przez chwilę ogarnęło mnie irracjonalne poczucie winy, jakbym robiła coś złego. Jakbym zdradzała. Potem spojrzałam z powrotem na Patryka. Zmarszczki miał głębokie, dłonie szorstkie. Nie był już tamtym chłopakiem. Ale jednak to był on.
– Nie mam teraz siły na duchy z przeszłości – powiedziałam, chcąc, by odszedł. A jednocześnie chciałam, żeby został.
Zniknął bez słowa
– Wiem, że zawaliłem – powiedział. – Nie oczekuję niczego. Chciałem tylko… zobaczyć cię.
Prychnęłam z niedowierzaniem. Zobaczyć mnie? Po tylu latach? Gdy życie, które mogłam z nim dzielić, dawno już się rozpadło, a ja próbowałam sklejać się na nowo z kimś innym. Z Cezarym.
– Patryk, ty nawet nie wiesz, jak bardzo cię wtedy szukałam – syknęłam, czując, że głos mi drży. – Myślałam, że nie żyjesz. Że ktoś cię skrzywdził. Albo że coś się stało... A ty po prostu odszedłeś?
– Nie miałem wyjścia – odparł, jakby to tłumaczyło wszystko.
Patrzyłam na niego, czując jakby ktoś we mnie od nowa rozcinał stare blizny. Niby zagojone, niby już nie bolą, a jednak wystarczy jeden dotyk.
– Miałeś wszystko. Miałeś mnie. A zniknąłeś jak tchórz – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Wiesz, jak to było? Czekałam. Miesiącami. Codziennie sprawdzałam telefon, skrzynkę pocztową, pytałam znajomych... I nic.
Nie spuszczał ze mnie wzroku. Milczał. A ja chciałam w niego rzucić tym wiadrem wody, które stało przy grobie. Ale nie ruszyłam się. Bo pod tą całą złością był głęboko schowany żal. I ciekawość. Dlaczego?
– Dostałem wybór: odejść bez słowa albo... sprowadzić na ciebie coś bardzo złego – powiedział cicho. – Nie mogłem cię wtedy w to wciągać. Nie chciałem, żebyś płaciła za moje błędy.
– A teraz? Teraz mogę?
Nie odpowiedział. Stał przede mną – starszy, zmęczony, wciąż piękny. I dalej nie mówił całej prawdy.
Co się z nim stało?
Usiedliśmy na ławce nieopodal grobu. Liście szurały pod stopami, powietrze miało w sobie wilgoć i zapach zniczy. Nikt się nie odzywał. On patrzył w ziemię, ja na jego profil. Nie mogłam oderwać wzroku. Minęło ćwierć wieku, ale jego obecność wciąż coś we mnie poruszała. I właśnie to było najbardziej przerażające.
– Co się z tobą stało? – zapytałam w końcu. – Powiedz mi prawdę, Patryk. Całą.
Wziął głęboki oddech, jakby szykował się do skoku na głęboką wodę.
– Po tym, jak dostałem wezwanie… wiesz, tamten dług sprzed lat... Myślałem, że uda mi się to załatwić. Ale to byli ludzie, z którymi nie da się negocjować. Zasugerowali, że muszę zniknąć. I spojrzeli wtedy na twoje zdjęcie.
– Moje?
– Miałem je w portfelu. Byłaś dla mnie wszystkim. Wiedzieli to.
Serce mi waliło. Nigdy nie zrozumiałam, dlaczego tak po prostu zniknął. Próbowałam sobie to tłumaczyć – że się zakochał, że się przestraszył. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że… chronił mnie?
– Czemu nie wróciłeś, gdy to się skończyło?
– Bo nie wiedziałem, czy jeszcze mogę. Myślałem, że już mnie nienawidzisz. A potem… dowiedziałem się o twoim ślubie. Z Cezarym. Wyglądałaś na szczęśliwą.
Zamknęłam oczy. Przez chwilę poczułam się znowu jak ta dziewczyna, która siedziała na łóżku z jego listem w dłoni i nie potrafiła przestać płakać. A potem przypomniałam sobie Cezarego. I to, jak bardzo się o mnie starał. Jak mnie poskładał.
– A teraz czego chcesz, Patryk?
Milczał długo. Zbyt długo.
Przyszedł za późno
– Nie wiem, czego chcę – powiedział w końcu, a jego głos brzmiał jak wyznanie winy. – Chyba po prostu chciałem się upewnić, że żyjesz. Że jesteś... cała.
– Za późno, Patryk. Przyszedłeś za późno.
Odwróciłam głowę, żeby nie widział, że oczy mi wilgotnieją. Nie chciałam, by pomyślał, że to nadal o niego chodzi. Że coś jeszcze do niego czuję. Ale prawda była bardziej zagmatwana. Uczucia nie były proste. Nigdy nie były.
– Wiem – szepnął. – Ale przecież... może gdybyśmy porozmawiali. Gdybyśmy usiedli gdzieś na spokojnie, nie tutaj. Może mógłbym...
– Mógłbyś co? Cofnąć czas? – przerwałam ostro. – Cezary był moim mężem przez dwadzieścia jeden lat. To z nim przeżyłam dobre i złe chwile. On trzymał moją dłoń, kiedy rodziłam naszą córkę. I on był przy mnie, kiedy chorowałam. Nie ty.
– Rozumiem. Nie chcę burzyć twojego świata.
– Ale już burzysz – warknęłam i sama się zdziwiłam swoją reakcją. Bo przecież jeszcze przed chwilą łaknęłam tych odpowiedzi. I kiedy je dostałam, zrobiło się jeszcze trudniej.
Spojrzał mi prosto w oczy. Mimo lat, mimo zmęczenia – wciąż miał w sobie tę intensywność, której się kiedyś poddałam. Ale dziś widziałam też strach. I skruchę.
– Masz kogoś? – zapytał nagle.
Poczułam się, jakby mnie uderzył.
– Mam wspomnienia, Patryk. I grób do oporządzenia.
Wstałam i sięgnęłam po gąbkę, która wciąż leżała przy krawędzi pomnika. Wydawało mi się, że odejdzie. Ale nie odszedł.
Nie można cofnąć czasu
Szorowałam nagrobek z taką siłą, jakby od tego zależało moje dalsze życie. Patryk stał w milczeniu, a ja czułam, jak napina mi się kark, jak łopatki drżą z napięcia. Nie dlatego, że zmarzłam. Tylko dlatego, że obok mnie stała przeszłość, która miała czelność wrócić i udawać, że nic się nie stało.
– Pomóc ci? – zapytał cicho.
– Nie. To mój grób. Moje wspomnienia. Moje brudy do zmycia.
– Ale może chociaż wiadro z wodą przyniosę...
– Patryk, to nie o wiadro chodzi. Ty tego nie rozumiesz.
Usiadłam z powrotem na ławeczce, zmęczona. Wiadro, ścierka i wszystkie słowa, które jeszcze chwilę temu paliły mi język, nagle przestały mieć znaczenie. Patrzyłam na granitową płytę z wygrawerowanym imieniem męża.
– Wiesz, czego Cezary się najbardziej bał? – zapytałam, nie patrząc na niego. – Że umrze, zanim powiem mu, że mi przykro. Bo nie zawsze byłam dla niego dobra. Czasem myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
– U mnie? – spytał. I znów to jego spojrzenie. Głębokie, nieodparte.
Nie odpowiedziałam.
– Wiesz... Nie żałuję, że tu przyszedłem – powiedział nagle. – Nawet jeśli cię rozzłościłem. Chciałem wiedzieć, czy ułożyłaś sobie życie. Czy dałaś radę.
– Dałam – przytaknęłam. – Tylko czasem, jak dzisiaj, wszystko wraca. I znowu czuję się jak ta dwudziestodwuletnia dziewczyna, co nie wie, czy czekać, czy ruszyć dalej.
– A teraz?
– Teraz już nie czekam.
I wtedy wreszcie się odwrócił. I odszedł.
Tak musiało być
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Zimna herbata stała nietknięta na blacie, a kot przysypiał na parapecie, zupełnie nieświadomy tego, co się dziś wydarzyło. Zdjęłam płaszcz, nie zdejmując z siebie ciężaru spotkania. Przeszłam do sypialni i usiadłam na brzegu łóżka. Na nocnej szafce, obok zegarka, wciąż stało zdjęcie Cezarego. Uśmiechnięty, z tym swoim zmarszczonym czołem i oczami pełnymi łagodności. Dotknęłam ramki, jakbym chciała się upewnić, że naprawdę nie śnię.
Nie płakałam. Nie miałam już łez. Ale przez kilka długich minut po prostu patrzyłam w jego twarz, jakby miał mi coś powiedzieć. Może nawet mówił – tylko ja nie potrafiłam zrozumieć. Spotkanie z Patrykiem nie przyniosło ulgi. Nie przyniosło też burzy. Nie przewróciło mojego świata. Przyszło i zostawiło po sobie ślad – jak liść odciśnięty na betonie po deszczu. I dobrze, że przyszedł. Lepiej znać prawdę, nawet jeśli już nic nie można zmienić.
Czasem wydaje nam się, że jeśli coś się nagle urwie, to tamta historia nie miała sensu. Ale miała. Patryk był częścią mnie, częścią, którą kiedyś zgubiłam. Teraz wiedziałam, że już nie muszę jej szukać. Wieczorem zapaliłam świeczkę przy oknie. Nie dla Patryka. Dla Cezarego. I dla tamtej dziewczyny, którą kiedyś byłam. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś dziwnego – jakby spokój. Jakby wszystkie niedopowiedzenia wreszcie przestały mnie niepokoić. Bo to prawda – niektóre brudy da się zmyć. A niektóre trzeba po prostu zostawić, gdy liście opadną.
Malwina, 51 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja córka albo jest w ciąży, albo połknęła dynię. Nie chce się przyznać i mydli mi oczy kłamstwami”
- „Ktoś zapalił znicz i zostawił karteczkę na grobie mojej żony. Zatkało mnie, gdy odkryłem, kto ją odwiedza”
- „Wyrabiałem trasy w Holandii, żeby żona i córka miały godne życie. Poświęcałem im wszystko, aż dostałem to 1 zdjęcie”

