„Gdy córka przyniosła z przedszkola rysunek rodziny, zaniepokoiłam się. Zobaczyłam coś, czego nie powinno tam być”
„Już w pierwszej chwili coś mnie zastanowiło. Oprócz mnie, córki i męża widniała tam jeszcze jedna postać, wyraźnie trzymająca Krzyśka za rękę. Ubrana była w fioletową sukienkę, a nad nią widniał nieporadny, dziecięcy napis: ciocia Ola”.

- Redakcja
Codzienność zawsze trzymała mnie w ryzach. Budzik dzwonił o szóstej trzydzieści, ja szłam budzić córkę, a mój mąż Krzysiek krzątał się po domu, zwykle milczący, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Próbowałam nie zwracać na to uwagi. Uciekałam w drobiazgi: pakowałam małej drugie śniadanie, sprawdzałam, czy ma czyste ubranie, a potem ponaglałam ją do wyjścia.
Oddaliliśmy się
W takich chwilach czułam, że jestem w swoim żywiole, że panuję nad tym małym chaosem. Wmawiałam sobie, że wszystko jest w porządku, choć między mną a mężem narastała jakaś trudna do zdefiniowania odległość.
Córka lubiła opowiadać o przedszkolu. Codziennie przynosiła do domu nowe rysunki, a ja starałam się zachęcać ją do tego, by mówiła, co przedstawiają, kogo narysowała, dlaczego użyła takich kolorów. Tego poranka, podobnie jak wielu innych, jeszcze nie przeczuwałam, że najmniejszy szczegół potrafi zmienić wszystko. Dopiero później zrozumiałam, jak wiele mogły powiedzieć proste dziecięce słowa i kolorowe kredki.
Odebrałam córkę trochę później niż zwykle. Weszłam do sali, w której dzieci siedziały przy małych stolikach i kończyły swoje rysunki. Przedszkolanka uśmiechnęła się na mój widok. Córka podbiegła do mnie z teczką pod pachą, rumiana i podekscytowana.
– Mamo, patrz, dziś rysowaliśmy rodziny – oznajmiła od progu, podając mi kartkę.
Coś mi nie pasowało
Spojrzałam na nią pobieżnie, ale już w pierwszej chwili coś mnie zastanowiło. Oprócz mnie, córki i męża widniała tam jeszcze jedna postać, wyraźnie trzymająca Krzyśka za rękę. Ubrana była w fioletową sukienkę, a nad nią widniał nieporadny, dziecięcy napis: ciocia Ola.
– Ładny rysunek – zaczęłam spokojnie, próbując brzmieć naturalnie. – A kto to jest tutaj?
– Ciocia Ola – odpowiedziała, a we mnie aż się coś zagotowało. Dlaczego moje dziecko rysuje moją siostrę, trzymającą mojego męża za rękę?
W drodze do samochodu córka podskakiwała obok mnie, radosna, a ja powstrzymywałam uporczywe myśli. Ta jedna postać w fioletowej sukience, tak niewinnie narysowana, zostawiła we mnie niepokój, którego nie umiałam tak po prostu odsunąć.
Wróciłam do domu z dziwnym napięciem w głowie. Mój mąż jeszcze nie wrócił z pracy. To było dla mnie jak znak, bo od rana wiedziałam, że nie zasnę, jeśli nie porozmawiam z Olą.
Chciałam poznać prawdę
Zadzwoniłam do mojej siostry i poprosiłam, żeby wpadła na moment. Nie dopytywała, tylko przyjechała szybko, jakby się spieszyła albo jakby coś przeczuwała. Usiadłyśmy w salonie. Córka bawiła się w swoim pokoju, a ja czułam, jak dłonie lekko mi drżą. Ola patrzyła na mnie pytająco.
– O co chodzi? – zapytała po chwili ciszy.
Wyciągnęłam rysunek córki z torebki i położyłam go na stole.
– Możesz mi powiedzieć, dlaczego ona narysowała cię z moim mężem, trzymających się za ręce?
Ola zesztywniała. Udawała, że analizuje kartkę, ale widziałam, że zna odpowiedź, tylko boi się ją wypowiedzieć.
– Dorota, to pewnie jakieś nieporozumienie – zaczęła cicho. – Dzieci czasem…
– Nie wymyśliłaby tego – przerwałam.
Ola spuściła wzrok. Widziałam, jak jej oddech przyspiesza, jakby walczyła ze sobą. Milczała tak długo, że poczułam w żołądku zimny ciężar, którego nie potrafiłam nazwać.
– Dorota… – szepnęła w końcu. – To nie miało trwać. Zaczęło się pół roku temu.
Dosłownie oniemiałam
Słowa zatrzymały mi się w gardle. Patrzyłam na nią, ale jakby zza szyby. Moja własna siostra, ta, która znała mnie najlepiej, ta, która znała każdy mój kryzys, najmniejszy smutek.
– Pół roku? – powtórzyłam głucho. – Pół roku?
Ola zakryła twarz dłońmi, a kiedy je odsunęła, widziałam łzy. W tym momencie usłyszałam, że drzwi wejściowe się otwierają. Krzysiek stanął w progu salonu, spojrzał na zapłakaną Olę, na mnie i na rysunek leżący na stoliku. Zrozumiał natychmiast.
– Dorota… – zaczął, ale nie zrobił kroku w naszą stronę. Patrzył tylko, jakby wiedział, że cokolwiek powie, nie będzie wystarczające.
– To prawda? – zapytałam spokojniej, niż czułam. – Chcesz zaprzeczać?
Zawahał się, potem skinął głową. Nawet nie próbował wymówek.
– Dorota, to się wymknęło spod kontroli… – zaczął, ale machnęłam ręką.
– Nie interesuje mnie, jak to nazwiesz. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie: to wasza nowa rodzina? Bo ja już z nią nie chcę mieć nic wspólnego.
Ola spuściła wzrok, mąż zrobił pół kroku do przodu, jakby chciał coś naprawić, ale co właściwie?
Zostawiłam ich
Wstałam i poszłam do pokoju córki. Uklękłam przy niej i powiedziałam łagodnie:
– Kochanie, pojedziemy na małą wycieczkę. Spakujemy parę rzeczy, dobrze?
– A tato? – zapytała niewinnie.
– Tato zostanie w domu.
W ciągu godziny nasza walizka była gotowa. Nie zabierałam wiele, tylko to, co najważniejsze. Kiedy mijaliśmy mojego męża w korytarzu, spróbował mnie zatrzymać wzrokiem, lecz nie zareagowałam. Wyszłam bez oglądania się za siebie.
Wsiadłam do auta i ruszyłam, nie mając planu. Zatrzymałam się dopiero na parkingu przy sklepie całodobowym. Córka spała, wtulona w kocyk, a ja patrzyłam na nią z rosnącym żalem. Mimo całego bólu w jednej chwili wiedziałam, że dobrze robię. Nie potrzebuję w swoim życiu ludzi, którzy potrafią kłamać prosto w oczy. Nie chcę tęsknić za domem, który dawno stał się kulisą.
Podjęłam decyzję
Powtarzałam sobie półgłosem: nie potrzebuję tej fałszywej rodziny. Nie będę błagać o coś, co nigdy nie powinno wymagać błagania. Ruszyłam dalej. Czekał nas nocleg u mojej przyjaciółki, a przede mną długa droga do poukładania wszystkiego na nowo.
Przez kolejne dni uczyłam się nowej codzienności. Organizowałam rzeczy córki, szukałam tymczasowego mieszkania, układałam swoje myśli tak, jak potrafiłam. Było we mnie coś w rodzaju cichej siły, której wcześniej nie znałam. Nie było w tym triumfu, tylko spokojna świadomość, że to ja decyduję, w którą stronę pójdę.
Córka szybko poczuła się bezpiecznie. Mówiła, że lubi ten nowy pokój z zasłonami w gwiazdki, a ja z każdym jej uśmiechem czułam, że zmierzamy w dobrą stronę. Nie wiem, jak potoczy się nasze życie. Nie wiem, kiedy zaufam komukolwiek na nowo. Wiem tylko, że czasem odejście to jedyna droga, by choć trochę odzyskać siebie.
Dorota, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż wyjechał do Anglii, żeby zarobić na dom. Zamiast sielanki, zostałam sama z dwójką dzieci i budową na głowie”
- „Całą emeryturę i oszczędności oddałam córce. Przez ich pazerność zamiast w podróż marzeń, pojadę do domu starców”
- „Chce mi się płakać, bo na starość zostałam sama. Dla dzieci jestem balastem, a wnuki widzą tylko moją emeryturę”

