Reklama

Kiedyś rano słyszałam głos męża, szelest, gwizd czajnika. Teraz nic. Ściany milczą. To miał być układ „na chwilę” – pomóc Natalii i Pawłowi, żeby się dorobili, zanim wynajmą coś swojego. Cztery lata temu oddałam córce i zięciowi największy pokój, a razem z nim – centrum życia. Bo życie toczy się tam, gdzie rozbrzmiewa telewizor.

Chciałam im pomóc

Budzę się sama, zanim jeszcze słońce przeciągnie się za firanką. Wychodzę z pokoju ostrożnie, jakby to nie był mój dom, tylko cudzy – nie chcę hałasować. W kuchni robię herbatę i siadam przy stole z książką, ale rzadko pamiętam, co przeczytałam. Cisza jest jak woda – zanurzam się w niej i próbuję nie oddychać za głośno. Któregoś dnia przy kolacji zebrałam się na odwagę.

– Rozglądaliście się już może za jakimś mieszkaniem? – zapytałam, próbując, żeby zabrzmiało to naturalnie.

Natalia spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, jakby nie usłyszała dobrze, co powiedziałam.

– Ależ mamo – zaśmiała się krótko – teraz to nie jest najlepszy czas na zmiany. Ceny z kosmosu, Paweł ma przecież umowę tylko do końca roku.

Zięć kiwnął głową, jakby to wszystko już było omówione.

– Jasne, ja tylko… tak się zastanawiałam. Może coś by się znalazło, z dofinansowaniem. Tyle teraz różnych programów. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało, że ja tu tylko czekam, aż wy się wyniesiecie – dodałam cicho.

– Mamo – powiedziała z tą swoją sztucznie ciepłą miną – przecież wszystko działa. I ty też chyba nie chcesz być sama?

Uśmiechnęła się, jakby właśnie rozwiązała wszystkie moje problemy.

Siedzieli mi na głowie

Czy oni naprawdę uważają, że nie mam już przed sobą nic oprócz siedzenia w ciszy? Czy myślą, że mnie tu nie ma, dopóki ich nie proszę o przysługę? Nie wiem. Ale po tej rozmowie poczułam, że już przestali mnie widzieć. Trzymają mnie blisko, żeby mój wnuk Adaś miał z kim zostać, kiedy trzeba coś załatwić.

Wróciłam ze spaceru później niż zwykle. Celowo chodziłam dłużej, kluczyłam między osiedlami, zaglądałam w okna kawiarni, w których nikt mnie nie znał. Lubiłam sobie wyobrażać, że jestem kimś innym, że wracam gdzie indziej, do siebie, a nie do miejsca, gdzie trzeba cicho zamykać drzwi, bo dziecko śpi, i gdzie wszystko, co osobiste, mieści się w jednej komodzie.

Kiedy weszłam, Paweł właśnie stał w korytarzu i zakładał Adasiowi buciki.

– Dobrze, że już jesteś – powiedział bez przywitania. – Adaś chciał ci coś pokazać. Długo cię nie było

Adaś rzucił mi się na szyję, a ja pogłaskałam go po głowie, ale złość już się we mnie zbierała.

– Bo nie mam gdzie być – odpowiedziałam chłodno. – Wiecie, że ja się czuję jak powietrze?

Nie widzieli mnie

Patrzył na mnie jak na kogoś, kto nagle przestał mówić po polsku. Odsunął się z Adasiem do pokoju, jakby chciał mi zrobić miejsce, ale ja stałam dalej w korytarzu. Wtedy weszła Natalia. Zatrzymała się, słysząc moją ostatnią frazę.

– Co się stało? – zapytała. – O co chodzi?

– O to, że mieszkam tu w kącie, że nie mam swojego miejsca, że każdy mój ruch wygląda jak przeszkadzanie – wyrzuciłam z siebie. – Nikt nie pyta, czy czegoś potrzebuję. Nikt nie mówi mi, co dalej. Siedzę tu i czekam, aż ktoś wreszcie przyzna, że ta sytuacja nie miała trwać wiecznie.

– Nie rozumiem, dlaczego teraz o tym mówisz – odparła zirytowana. – Przecież sama się zgodziłaś. To twój wybór, mamo.

Wtedy poczułam, że nie ma już sensu nic tłumaczyć. W ich oczach wszystko było jasne. Sami ustawili sobie ten układ, a ja miałam tylko w nim nie przeszkadzać. Powinnam się cieszyć, że mam gdzie mieszkać. Tylko że to nie był już mój dom.

Poszłam na deptak, tam, gdzie dzieciaki jeżdżą na hulajnogach. Usiadłam na ławce i przyglądałam się, jak żyją ci, co mają jeszcze na wszystko czas. Myśli biegały mi po głowie jedna za drugą. Może nie powinnam była dawać tego pokoju. Może powinnam była od razu powiedzieć: miesiąc, dwa, potem szukacie czegoś własnego. Ale chciałam pomóc.

Miałam ich dosyć

Spotkałam panią Danusię z klatki obok. Uśmiechnęła się do mnie jak zwykle, z tym swoim „no cześć, kochana, jak tam wnuczek, już taki duży!”. Powiedziała, że tyle życia u mnie w domu, że wnuk, że tylko pozazdrościć.

Uśmiechnęłam się, ale w głowie miałam tylko jedno: gdybyś wiedziała, jak to jest być obcym w miejscu, które budowałaś cegła po cegle.

Wróciłam późnym wieczorem. Natalia czekała w kuchni.

– Gdzie byłaś? – zapytała. Nie złościła się, nie martwiła, po prostu pytała.

– Zastanawiałam się – odpowiedziałam. – Czy nie lepiej byłoby, żebym to ja się wyprowadziła.

Nie czekałam na jej odpowiedź. Przeszłam do pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Przez chwilę siedziałam w ciszy, zupełnie takiej samej, jak każdego ranka.

Byłam wykończona

Adaś wszedł do mojego pokoju rano, zanim zdążyłam wstać. Usiadł obok na łóżku, przytulił się do mojej ręki i patrzył przez okno, tak samo jak ja, tyle że on chyba widział tam jeszcze coś ciekawego.

– Babciu, czemu jesteś smutna? – zapytał nagle.

Nie odpowiedziałam od razu. Przytuliłam go mocniej.

– Bo czasem dorośli zapominają, że dom to nie tylko ściany – powiedziałam cicho. – To też serce.

– Ja cię kocham, babciu – odpowiedział bez zawahania. – I twój pokój jest fajny.

Uśmiechnęłam się, ale to był uśmiech, który nikogo nie oszukuje. Adaś przytulił się mocniej, po czym wybiegł, jakby nic się nie stało. A ja zostałam z pytaniem, które zadawałam sobie coraz częściej – dla kogo tu jeszcze jestem? Dla niego… tak. Ale czy dla siebie?

Po południu Paweł zajrzał do mojego pokoju. Usiadł niepewnie, jakby nie wiedział, czy może.

– Natalia nie wie, jak z tobą o tym wszystkim rozmawiać – powiedział. – Boi się, że zostaniesz sama.

Słuchałam go, a każde słowo brzmiało jak coś, co dawno powinnam była usłyszeć. Nie przepraszał. Mówił spokojnie, z jakimś zmęczeniem w głosie.

– Może moglibyśmy jakoś to inaczej poukładać – dodał.

Nie odpowiedziałam. Bo nie o układ chodziło. Chodziło o to, że przestali mnie widzieć. I dopiero teraz zaczynali sobie to uświadamiać.

Nie wiem, co dalej

Wieczorem przeszłam się po mieszkaniu. Zaczęłam od kuchni, jakby to był poranny spacer po znanym lesie. Dotknęłam chłodnej poręczy krzesła, tej samej, na której siadywał mój mąż z gazetą. Zajrzałam do salonu, gdzie teraz leżały zabawki Adasia i gdzie Paweł rozkładał się z laptopem.

Weszłam do mojego pokoju. Zasłony były lekko rozchylone, światła z ulicy tańczyły po ścianie. Usiadłam na brzegu łóżka i długo siedziałam bez ruchu. W głowie miałam jedno pytanie, które powtarzało się jak echo: co dalej?

Natalia zaglądała do mnie coraz częściej, jakby chciała coś powiedzieć, ale brakowało jej słów. Paweł był milczący, uprzedzająco grzeczny. Z Adasiem było jak zawsze – przychodził, rzucał się na poduszki i śmiał się z byle czego. Jakby nic się nie zmieniło.

Nie wiem, co zrobię. Może któregoś dnia po prostu się spakuję i wyjdę, a może zostanę. Ale już nie pozwolę się przestawiać jak krzesło. Wiem jedno: to nie ja zniknęłam. To oni przestali widzieć, że dom to nie ściany i nie rozkład mebli. Dom to ktoś, kto czeka, by powiedzieć: dobrze, że jesteś.

Wanda, 66 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama