Reklama

Każdy nasz poranek wyglądał podobnie. On parzył kawę, ja szykowałam się do pracy. Potem szybki buziak, krótkie „do zobaczenia” i każde z nas znikało w swoim świecie. Wieczorami rozmawialiśmy mniej niż kiedyś, ale wciąż byłam pewna, że mamy siebie. Że to tylko chwilowy kryzys, zmęczenie, rutyna. Plany były konkretne: mieszkanie, dziecko, wspólne wakacje. Kamil nie był idealny, bywał zdystansowany, coraz bardziej zamknięty, ale wierzyłam, że to się zmieni. Do dziś pamiętam, jak Sylwia zadzwoniła, zupełnie jak zawsze, rozmawiałyśmy o niczym. A potem wysłała mi wiadomość, której nie zapomnę do końca życia.

Wiadomość, której nie zapomnę

Siedziałam przy komputerze, robiąc poprawki do kampanii, którą musiałam zamknąć przed weekendem. Sylwia napisała do mnie jak zwykle, najpierw o głupotach – że znowu zepsuli ekspres w biurze, że Ala z HR nosi absurdalne buty.

Odpisałam, śmiejąc się pod nosem, kiedy nagle pojawiła się druga wiadomość: „Musisz to zobaczyć. To chyba twój Kamil?”. Pod spodem link do TikToka. Zadrżała mi ręka, zanim kliknęłam. Filmik wczytywał się zbyt długo, jakby internet specjalnie chciał mnie ostrzec.

Najpierw zobaczyłam tłum facetów w klubie. Rozwrzeszczani, z telefonami w dłoniach. Wśród nich Kamil. Uśmiechnięty, lekko pijany. Obok niego Bartek, jego kumpel od idiotycznych pomysłów. I wtedy usłyszałam:

– „Dawaj, stówka jak ją pocałujesz!” – głos Bartka był wyraźny.

Kamil nie wahał się ani sekundy. Ruszył pewnym krokiem do dziewczyny w czerwonej sukience, która wyglądała na kompletnie zaskoczoną. Chwycił ją za twarz i pocałował. Krzyki. Brawa. Śmiech.

– „Nie... to nie możliwe... Kamil?!” – szepnęłam, ale głos mi drżał.

Wpatrywałam się w ekran, jakbym mogła znaleźć tam inne zakończenie. Inny Kamil. Inny wieczór. Ale obraz był jednoznaczny.

Napisałam do Sylwii: „Gdzie to było? Kiedy? Skąd masz ten film?”

Odpisała natychmiast: „Wrzucił to jakiś chłopak z tej kawalerskiej imprezy Bartka. Pół miasta to już widziało”.

Pół miasta. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. A on wciąż był tam, na ekranie. Śmiał się. Jakby właśnie wygrał coś więcej niż tylko głupi zakład.

Nie zamierzałam na niego czekać

Siedziałam na kanapie w tej samej pozycji, w której obejrzałam filmik. Ekran zgasł dawno temu, a ja nawet nie zauważyłam. Telefon wciąż był w mojej dłoni. Oczy piekły mnie od łez, których nie potrafiłam uronić. Czułam się, jak przegrana. Kamil. Mój mąż. Ten, który jeszcze wczoraj wysłał mi wiadomość: „Nie siedź za długo, obejrzymy ten serial wieczorem”. Żartował nawet, że pewnie uśnie po pięciu minutach. A dziś... dziś był kimś innym.

Patrzyłam na nasz salon – ten, który urządzaliśmy wspólnie. Na ścianie wisiały zdjęcia z wakacji. My na plaży, my w górach, my u rodziców. Czy wtedy już mnie zdradzał? A może to był pierwszy raz? Czy to w ogóle ma znaczenie?

„Nie chcę tego słuchać. Nie chcę słyszeć jego tłumaczeń” – powiedziałam na głos, próbując przekonać samą siebie.

Powoli wstałam i zaczęłam pakować walizkę. Ręce drżały, ale każda wrzucona do niej rzecz była decyzją. Bluzka, która przypominała mi naszą rocznicę – do środka. Sweter, który kupił mi na imieniny – zostawiłam. Nie chciałam go już czuć na sobie.

Zadzwoniłam do mamy.

– Halo?

– Mamo, przyjeżdżam. Nie pytaj, proszę.

– Dobrze, córeczko. Czekam.

Rozłączyłam się i otarłam twarz dłonią. Spojrzałam na drzwi. Wiedziałam, że wkrótce przez nie wejdzie. Nie chciałam być tu, gdy to się stanie. Bo nie miałam w sobie ani krzty siły, by patrzeć mu w oczy.

Wyciągnęłam telefon i bez słowa mu podałam

Usłyszałam klucz w zamku chwilę po siedemnastej. Dźwięk, który kiedyś był sygnałem bezpieczeństwa, teraz sprawił, że zamarłam. Walizka stała przy drzwiach. Ja – obok niej. Ubrana, gotowa, ale pusta w środku.

Kamil wszedł lekko przygarbiony, z torbą sportową przewieszoną przez ramię. Zatrzymał się, gdy mnie zobaczył. Jego wzrok padł na walizkę, potem na mnie.

– Co się dzieje? – spytał, zdziwiony. Naprawdę nie wiedział?

Nie odpowiedziałam. Wyciągnęłam telefon, odblokowałam ekran i bez słowa podałam mu go do ręki. Spojrzał. Wcisnął play.

Filmik trwał może trzydzieści sekund. Cisza, jaka wtedy zapadła, była nieznośna. Jego twarz stopniowo traciła kolor. Opuścił telefon.

– Paulina... To był zakład. Bartek... on...

– Stówka za pocałunek, prawda? – przerwałam mu. – Świetny interes. Tylko nie wiem, co bardziej mnie boli: to, że to zrobiłeś... czy to, że było to warte jedyne sto złotych.

– Ale ja jej nie znam! Nawet nie wiem, jak ma na imię! To była sekunda, impuls...

– A ja? – spytałam spokojnie. – Mnie znasz. I mimo to mnie zdradziłeś.

– To nie była zdrada, Paulina...

– Nie mów tego słowa. Nie waż się nazywać tego inaczej. Widziałeś moją twarz codziennie. A wybrałeś twarz obcej dziewczyny i śmiech swoich kumpli.

Zamilkł.

– Zastanawiam się tylko – dodałam – ile razy wcześniej ci się upiekło. Ile razy wróciłeś do domu, całując mnie tymi samymi ustami.

Wziął krok w moją stronę.

– Nie podchodź – powiedziałam cicho.

I wyszłam, zostawiając go z filmikiem, który zniszczył wszystko.

Telefon zamilkł tylko na chwilę

W domu mamy pachniało rosołem. Ale tego wieczoru nic nie pachniało spokojem i bezpieczeństwem. Siedziałam na kanapie pod kocem, wpatrzona w ciemność za oknem, gdy mama przyniosła mi herbatę. Postawiła filiżankę na stoliku i usiadła obok, nie pytając o nic. Za to byłam jej wdzięczna.

Nie płakałam. Nawet nie potrafiłam. Telefon leżał obok mnie. Zamilkł tylko na chwilę. Potem znów zaczął wibrować. Kamil. Raz, drugi, piąty. Odrzucałam każdy telefon bez spojrzenia.

W końcu wiadomość. „Proszę, spotkajmy się. Nie mogę tak tego zostawić”.

Nie odpisałam. Z ciekawości zaczęłam przeglądać nasze stare zdjęcia na Instagramie. Uśmiechy. Ramiona splecione. Komentarze znajomych – „Para idealna”, „Zazdrość!”, „Miłość w czystej postaci!”

Czy naprawdę to wszystko było? Czy tylko chcieliśmy, żeby tak wyglądało?

Zatrzymałam się na zdjęciu z naszej podróży do Włoch. Staliśmy na tle morza, on całował mnie w czoło. Pamiętam, że wtedy też się pokłóciliśmy. O coś głupiego. O to, że zbyt długo rozmawiał z kelnerką. Wtedy się uśmiechnął i powiedział: „Nie widzisz, że dla mnie istniejesz tylko ty?”

Zamknęłam aplikację. Nie chciałam więcej wspomnień. Telefon znów zawibrował. Tym razem przeczytałam wiadomość. „Proszę, daj mi jedną szansę. Chcę wszystko wytłumaczyć”.

Po kilku minutach napisałam jedno słowo. „Jutro”.

Nie licz na mnie

Spotkaliśmy się w kawiarni, którą kiedyś lubiliśmy. Gdy mnie zobaczył, wstał szybko, jakby tym gestem chciał coś naprawić. Nic nie powiedział. Ja też nie. Usiadłam naprzeciwko.

– Dziękuję, że przyszłaś – zaczął cicho. – Wiem, że nie zasłużyłem nawet na to.

Nie odpowiedziałam. Czekałam, co powie.

To nie była zdrada… To była głupota. Najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem. Wiem, że to brzmi jak żałosna wymówka. Ale tam, wtedy, wszystko działo się jak w jakimś głupim filmie. Bartek krzyczał, tłum się śmiał. Pomyślałem, że jak odmówię, to będę tym jednym sztywnym. Pantoflarzem. Rozumiesz?

– Nie. Nie rozumiem – odparłam.

– Nie myślałem. Nie o tobie, nie o nas. Po prostu chciałem być kimś innym. Przez chwilę. A potem zrozumiałem, co zrobiłem. Chciałem wyjść z tego klubu, ale było już za późno.

Popatrzył na mnie z mieszaniną skruchy i strachu.

– Wiem, że cię zawiodłem. Ale kocham cię. I nie chcę tego stracić.

Wzięłam łyk kawy.

– Dla ciebie to może był żart. Zakład. Dla mnie to koniec – powiedziałam spokojnie.

Jego twarz zbladła.

– Nie licz na mnie, Kamil. Nie dzisiaj. Może nigdy. Ale dzisiaj muszę wybrać siebie.

Zostawiłam go tam. Samotnego. Ze swoją stówką i winą.

Ostatni raz w naszym mieszkaniu

Wróciłam po swoje rzeczy. Kamila nie było w domu – wiedział, że przyjdę, i zostawił klucze w skrzynce, tak jak prosiłam. Nie chciałam go widzieć. Nie potrzebowałam więcej słów, spojrzeń, tłumaczeń.

Mieszkanie było takie, jak je zostawiłam – tylko cichsze. Weszłam do sypialni. Nasze łóżko. Nasze poduszki. Spakowałam się szybko, bez sentymentów. Kilka ubrań, kosmetyki, książki z szafki nocnej. Zostawiłam wspólne zdjęcia. Nie chciałam ich, ale nie chciałam też ich niszczyć. Po prostu niech zostaną. Może kiedyś on je wyrzuci. A może nie.

Na stoliku w salonie położyłam jedno z nich – to z naszej podróży do Włoch. Nie dlatego, żeby zrobić mu wyrzut. Po prostu chciałam, żeby wiedział, że to też pamiętam. Nie tylko filmik z klubu. Pamiętam też nas. Ale na razie to za mało.

Nie wiem, czy mu wybaczę. Ale wiem, że nie mogę się oszukiwać. Zasługuję na coś więcej niż zakłady i śmiech tłumu.

Paulina, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama