„Filip był idealny. Nie wspomniał tylko, że nasz związek to już zawsze będzie trójkącik z jego mamusią”
„– Nie wyciągnęła pazurów przy tobie? Nie daj się zwieść. Tam nic nie dzieje się przypadkiem. Ona działa delikatnie, ale skutecznie. Wszystkie dziewczyny, które się zbliżą za bardzo, dziwnym trafem się wycofują. Albo on sam je odstawia. Mówię ci – to chora relacja”.

- Listy do redakcji
Kiedy poznałam Filipa, pomyślałam, że to się nie dzieje naprawdę. Takich facetów się nie spotyka na Tinderze. Był z tych, co z miejsca podnoszą poprzeczkę. Inteligentny, dowcipny, uprzejmy, pachniał drogo i wyglądał tak, że ludzie w kawiarniach obracali się za nim mimochodem. Do tego miał własne mieszkanie, prowadził firmę, kochał zwierzęta, dobrze gotował i wiedział, kim była Simone de Beauvoir. Jak to możliwe, że nikt go wcześniej nie „zajął”?
Wpadłam po uszy
Chciałam być dla niego idealna. Zmieniłam dietę, znów zaczęłam biegać, przypomniałam sobie francuski i dołożyłam włoski, chociaż już trzy języki znałam biegle. Próbowałam wchodzić w jego świat, chociaż sama nie wiedziałam, co właściwie robię. Nie zauważyłam, że nasz związek... był głównie wtedy, kiedy Filip miał czas. Kiedy nie było żadnego „nagłego czegoś”. Bo to „coś” zawsze się pojawiało – nieplanowana rozmowa z klientem, pilne zlecenie, zmiana planów.
I wtedy odezwała się do mnie Sonia. W liceum byłyśmy nierozłączne, potem nasze drogi się rozeszły. Umówiłyśmy się na kawę, żeby nadrobić lata. Znała Filipa. Ale nie uśmiechnęła się, kiedy o nim wspomniałam.
– Serio się z nim spotykasz? – zapytała, mieszając latte z takim zacięciem, jakby chciała utopić łyżeczkę. – No to powiedz mi, jak dogadujecie się z jego ukochaną?
– Co?
– No z jego matką – dodała lodowato.
– Czekaj... – próbowałam się nie zakrztusić. – Matkę miałam okazję poznać. Wygląda na kobietę z klasą. Trochę chłodna, fakt, ale uprzejma. I piękna jak na swój wiek.
– No tak. Bo nie wyciągnęła pazurów przy tobie? Nie daj się zwieść. Tam nic nie dzieje się przypadkiem. Ona działa delikatnie, ale skutecznie. Wszystkie dziewczyny, które się zbliżą za bardzo, dziwnym trafem się wycofują. Albo on sam je odstawia. Mówię ci – to chora relacja. Od dziecka z nim tak było.
– Przesadzasz – próbowałam się śmiać, ale coś w środku zaczęło mnie kłuć.
– Znajomi Filipa już zakładają się, ile wytrzymasz. Rekord to sześć miesięcy. Ona nie dopuszcza nikogo. Nawet wspólne wakacje z kimś nie wchodzą w grę. Przecież mama nie może zostać sama w domu!
Wróciłam do mieszkania, udając przed sobą, że to tylko złośliwe gadanie. Ale coś nie dawało mi spokoju. Jego nieustanne „przepraszam, nie dam rady dzisiaj”, jego nagłe wyjścia, wieczory odwołane w ostatniej chwili...
Pojechałam bez zapowiedzi
Następnego dnia zadzwonił.
– Kochanie, strasznie mi przykro, ale muszę przełożyć kolację. Mama miała ciężki dzień, a jej ciśnienie znowu skacze…
Słuchałam, patrząc w kalendarz, gdzie serduszkiem zaznaczyłam „nasz wieczór”. Zacisnęłam zęby.
– Rozumiem. Zadbaj o nią – powiedziałam cicho.
W głowie jednak pojawiły mi się pierwsze wątpliwości, dlatego kolejnego dnia ubrałam się, jakbym szła na randkę z przyszłą teściową. Beżowy płaszcz, jedwabna apaszka, klasyczny makijaż, w rękach bukiet kwiatów. Pojechałam do niej bez zapowiedzi.
Wiedziałam, że Filip miał być w biurze, a Emilia powinna być sama. O dziwo, nie drżałam, stojąc przed drzwiami. Raczej... czułam się jak aktorka w ostatniej scenie. Dzwonek wybrzmiał cicho. Po dłuższej chwili usłyszałam przesuwane zamki.
Otworzyła i miała niezłą minę.
– Dzień dobry – zaczęłam. – Przepraszam, że bez zapowiedzi. Filip mówił, że miała pani kiepski dzień. Pomyślałam, że kwiaty poprawią pani nastrój.
– To bardzo miłe, ale naprawdę nie trzeba było – odparła chłodno. Wzrokiem oceniła moje buty, torebkę, kwiaty. – I jak rozumiem, przyszłaś w zastępstwie mojego syna?
– Nie – uśmiechnęłam się, udając spokój. – Przyszłam, bo się martwiłam.
– Skoro już jesteś, to proszę wejdź na herbatę – nic więcej dziś nie obiecuję.
W środku pachniało lawendą i idealnie wypastowanym parkietem. Podała mi filiżankę z herbatą w ciszy. Oparłam się o fotel, próbując nie dać po sobie poznać, że serce mi wali.
Emilia usiadła naprzeciwko i spojrzała na mnie tak, jakby chciała zajrzeć pod skórę.
– Wiesz, Alicjo... nie każda kobieta pasuje do mojego syna.
– Ja też tak uważam – odparłam, patrząc jej prosto w oczy. – Dlatego daję z siebie wszystko, żeby być tą właściwą.
Przełamałyśmy lody
Nie wiem, co bardziej ją zaskoczyło – moja odpowiedź, czy fakt, że się nie cofnęłam. Przez dłuższą chwilę milczała, tylko upiła łyk herbaty, jakby sprawdzała, czy napar jest wystarczająco gorzki, by pasować do atmosfery.
– Filip zawsze był wrażliwy – zaczęła w końcu. – Za dobry dla tego świata. A kobiety… kobiety często tego nie doceniają. Albo chcą go zmienić.
– Ja nie chcę go zmieniać. Chcę go zrozumieć.
Jej spojrzenie lekko złagodniało. Usiadła wygodniej.
– Pracujesz jako tłumaczka, tak?
– Zdalnie. Niemiecki i francuski. Głównie dokumenty prawnicze. Trochę nudne, ale stabilne.
Kiwnęła głową. Pojawiła się pierwsza, ostrożna nić porozumienia. Zaczęła opowiadać o swoim życiu – była romanistką, wykładała przez lata na uczelni. Miała mnóstwo anegdot z czasów akademickich. Im więcej mówiła, tym mniej było w niej dystansu do mnie.
Zorientowałam się, że... lubię ją. Miała charyzmę, błysk w oku, inteligencję. Gdyby nie historia, którą opowiedziała mi Sonia, pomyślałabym: „fantastyczna kobieta”. I może właśnie w tym tkwił problem – nikt nie spodziewa się, że zagrożeniem może być ktoś tak doskonale ułożony. Po godzinie rozmowy pożegnałyśmy się już nieco cieplej. Otworzyła drzwi, odprowadziła mnie aż na ganek. Nie było uścisku dłoni, ale nie było też zbywającego „do widzenia”. Wróciłam do domu z nadzieją. Może Sonia się myliła. Może wystarczy cierpliwość, otwartość, odrobina dobrej woli.
Byłam dobrej myśli
Wieczorem zadzwoniłam do Filipa.
– Chciałabym kupić bilety do opery na piątek. Myślisz, że się uda?
– Jasne, skarbie. Brzmi cudownie. Przyjadę po ciebie.
– Idealnie.
Nie miałam pojęcia, że właśnie zaplanowaliśmy wieczór, który nigdy się nie wydarzy. W piątek od rana byłam podekscytowana. Włożyłam swoją ulubioną sukienkę – tę ciemnogranatową, w której Filip zawsze mówił, że wyglądam idealnie. Makijaż perfekcyjny, włosy spięte w niski kok, dobre perfumy. Bilety miałam już w torebce.
Było po 17, gdy spojrzałam przez okno. Ulica połyskiwała od październikowego deszczu. Filip nie dzwonił. Próbowałam go nie tłumaczyć, ale niepokój wgryzał mi się pod skórę. O 17.30 auto wreszcie zatrzymało się przed blokiem. Zbiegłam po schodach, niemal w biegu zakładając płaszcz. Filip siedział w środku, ale nie wysiadł. Patrzył w kierownicę, nieruchomo. Podeszłam do szyby i zapukałam. Otworzył tylko okno.
– Alicja… Nie mogę dziś jechać. Mama… źle się poczuła. Zasłabła. Nie mogę jej zostawić.
Zamarłam.
– Co się stało? Jest w szpitalu?
– Nie, nie. Po prostu... potrzebuje mnie. Sama panikuje. Tylko przy mnie się uspokaja.
Zacisnęłam usta. Powoli wyjęłam z torebki bilety i podałam mu przez okno.
– Zabierz ją. Może jej pomoże muzyka.
– Skarbie, nie bądź taka…
– Nie jestem. Jestem realistką.
Odsunęłam się i odeszłam. Nie zatrzymał mnie. Nie wybiegł. Nie zadzwonił. Ani wieczorem, ani przez cały weekend.
Byłam wściekła
Leżałam pod kocem, słuchając deszczu bębniącego o parapet i próbując nie myśleć. W poniedziałek zadzwonił. Głos miał pogodny, jakby nic się nie wydarzyło.
– Cześć, słońce. Jak minął weekend?
– Samotnie.
Zamilkł. A potem powiedział coś, co przelało czarę:
– Mama kazała ci podziękować – powiedział to z takim entuzjazmem, że aż zrobiło mi się gorąco.
– Za co konkretnie? – zapytałam chłodno.
– No… za bilety. Za to, że mogliśmy spędzić razem miły wieczór.
Zamilkłam na chwilę. Głos mi drżał, ale nie pozwoliłam, by to usłyszał.
– A nie przyszło ci do głowy, żeby mnie zapytać, jak się czułam, gdy czekałam na ciebie w oknie jak głupia? Gdy biegłam po schodach, bo serce mi waliło z radości?
– Alicja, nie przesadzaj…
– Nie. Już nie będę. Przez długi czas chciałam zrozumieć. Twoją matkę. Ciebie. Teraz widzę, jaki to toksyczny trójkąt.
– To moja matka, nie mogę jej zostawić…
– A ja jestem kim? Kim byłam? Kolejnym miłym wspomnieniem? Kobietą, której można było poświęcić czas tylko wtedy, gdy mama spała?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Znów.
– Wiesz co? – westchnęłam. – Chciałam cię kochać. Naprawdę. Ale chyba tylko ja byłam na to gotowa.
– Jesteś okrutna…
– Nie. Okrutne jest to, że pozwalałeś mi wierzyć w coś, czego nie miałeś zamiaru realizować. Karmiłeś mnie ciszą, niedomówieniami i frazesami. Jesteś dorosły i miałeś wybór.
Nie odpowiedział. Rozłączyłam się pierwsza. Jeszcze tego samego dnia spakowałam pudełko wspomnień – kilka zdjęć, bilet do teatru, kartkę urodzinową z jego pierwszym „kocham”. Schowałam głęboko, do szuflady, której nie otworzę przez długi czas. Pokochałam Filipa, ale na szczęście nie zdążyłam się w nim zatracić. Wyszłam z tej relacji mniej naiwna, ale wciąż silna. Bo są granice, których nawet najpiękniejsze oczy i najcieplejsze dłonie nie mają prawa przekraczać.
Alicja, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ktoś zapalił znicz i zostawił karteczkę na grobie mojej żony. Zatkało mnie, gdy odkryłem, kto ją odwiedza”
- „W aplikacji pisał, że mnie kocha, a ja pragnęłam miłości. Gdy poprosił o kilka tysięcy pożyczki, nawet się nie zawahałam”
- „Na emeryturze odkładaliśmy pieniądze na wakacje życia. Marzenia prysły, gdy odkryłam, co mąż zrobił z oszczędnościami”

