Reklama

Mam trzydzieści cztery lata i czasem zastanawiam się, czy jeszcze potrafię się zakochać naprawdę. Pracuję w branży kreatywnej, poznaję mnóstwo ludzi, ale coraz trudniej mi zaufać komuś na tyle, żeby wpuścić go do swojego świata. Wieczory często spędzam sama, z telefonem w dłoni, scrollując aplikacje randkowe. I właśnie tam poznałam Maksa – czarującego, przystojnego, z błyskiem w oku. Pierwsze spotkanie? Magia. Drugie? Jeszcze lepsze. Słowa, spojrzenia, gesty – wszystko idealne. Aż za bardzo. Bo przecież życie rzadko bywa aż tak doskonałe. Tyle że wtedy jeszcze nie chciałam tego widzieć.

Ostrzeżenie od kelnera

Siedzieliśmy przy stoliku w rogu modnej restauracji na Powiślu. Klimatyczne światło, jazz w tle, kelnerzy w białych koszulach przemykali cicho między stolikami. Maks opowiadał właśnie o planowanym wyjeździe do Włoch.

– Myślę o Toskanii we wrześniu. Takie miasteczko na wzgórzu, gdzie czas płynie wolniej. Ty i ja, wino, oliwki, żadnych powiadomień – uśmiechnął się i dotknął delikatnie mojej dłoni.

Brzmi jak plan z filmu. Ale znając życie, skończy się na weekendzie w Kazimierzu – zażartowałam.

– Kazimierz też ma swój urok – roześmiał się, a ja przez chwilę poczułam, że naprawdę mogłabym się w nim zakochać.

Właśnie wtedy podszedł kelner. Młody chłopak, może dwadzieścia dwa lata. Położył kieliszki na stole i spojrzał na mnie.

– Pani pierwszy raz tutaj? – zapytał.

– Tak, a co?

Rzucił okiem na Maksa, uniósł brew i mruknął:

To już czwarta kobieta w tym tygodniu. Uważaj.

Zamarłam. Spojrzałam na Maksa, szukając jakiejkolwiek reakcji. On tylko zaśmiał się nerwowo i wzruszył ramionami.

– Dziwny typ. Nie wiem, o co mu chodzi. Może mnie z kimś pomylił.

– Maks… co on miał na myśli?

– Beata, naprawdę, nie przejmuj się. Taki kelnerski żarcik.

Uśmiechnął się, jakby chciał mnie zaczarować tym jednym spojrzeniem. Ale coś już we mnie drgnęło. Drobna rysa na idealnym obrazie. Bo przecież kelnerzy raczej nie żartują w taki sposób. Prawda?

Może przesadzam?

Milczeliśmy przez pół drogi do mojego mieszkania. W samochodzie było zbyt cicho jak na dwie osoby, które jeszcze godzinę temu planowały wspólny wyjazd do Toskanii. W końcu nie wytrzymałam.

– Maks, powiedz mi prawdę. To była pomyłka?

– Słuchaj, Beata, ja naprawdę nie wiem, o co mu chodziło. Może pomylił mnie z kimś, serio. Przecież nie kontroluję, co kelnerzy sobie wymyślają – powiedział, udając rozbawienie, ale ton jego głosu był inny. Jakby zbyt gładki, zbyt przemyślany.

– Albo może nie. Może właśnie dobrze wiedział, co mówi. Co jeśli to ty grasz na wielu frontach?

Westchnął głośno i zatrzymał się na światłach.

– Naprawdę? Myślałem, że mamy coś wyjątkowego, a ty wierzysz pierwszemu lepszemu kelnerowi?

– Nie chodzi tylko o niego, Maks. Tylko… wcześniej też było parę dziwnych rzeczy.

– Niby co? – spojrzał na mnie, udając zaskoczenie.

– Na przykład weekendy, kiedy znikałeś i tłumaczyłeś się „zmęczeniem”. Albo te nieodebrane połączenia, które kończyły się wyciszonym telefonem. Zmiany planów w ostatniej chwili.

Przez chwilę nie odpowiadał. Wzrok miał wbity w drogę przed sobą.

Beata, nie komplikujmy. Nie chcę się teraz kłócić. Po prostu… może to był głupi zbieg okoliczności.

Słuchałam go, ale każda jego odpowiedź tylko pogłębiała moją niepewność. W jego słowach brakowało emocji. Jakby grał. A ja zaczynałam rozumieć, że być może właśnie wpadłam w coś, co tylko udawało bliskość.

Zdjęcia nie kłamią

Wróciłam do domu sama. Nie zaproponował, że wejdzie. I dobrze. Byłam rozbita, ale też wściekła na siebie, że dałam się wciągnąć w coś, co od początku pachniało zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. Zrzuciłam płaszcz, usiadłam na kanapie i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Sylwii.

– Halo?

– To ja… Nie mogę spać. Muszę ci coś powiedzieć.

– Co się stało? – od razu wyczuła mój głos.

Opowiedziałam jej wszystko. O kelnerze, o reakcji Maksa, o moich wątpliwościach, które wcześniej zagłuszałam.

– Czekaj. Jak się nazywa ten lokal? – zapytała nagle.

Podałam nazwę. Słyszałam, jak klika w klawiaturę.

– Co robisz?

– Szukam go. Media społecznościowe nie kłamią.

Zamilkłyśmy na chwilę, a potem usłyszałam jej głośniejsze westchnięcie.

– Beata… jest jego zdjęcie z inną dziewczyną. W tej samej restauracji. Z wczoraj.

Zrobiło mi się niedobrze. Serce przyspieszyło.

– Jesteś pewna?

– Sto procent. I to nie wszystko. Przewinęłam też jego profil. Kilka innych kobiet, różne miejsca, ale wszystkie zdjęcia z ostatnich dwóch tygodni. To nie przypadek. On gra. I to nie tylko z tobą.

Patrzyłam w sufit, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

– Beata… on nie tylko cię okłamuje. On po prostu gra na czas.

– Nie wierzę… Jak mogłam być taka głupia?

– Nie jesteś głupia. Zaufałaś. To on jest śliskim typem.

I wtedy wszystko się we mnie spięło. Już wiedziałam, co muszę zrobić.

Kelner od razu mnie poznał

Wróciłam do tej samej restauracji następnego dnia wieczorem. Nie chciałam robić scen, nie szukałam dramatów – chciałam tylko usłyszeć od kogoś obcego, że to nie ja jestem nienormalna. Że miałam prawo zaufać i prawo się wkurzyć, kiedy okazało się, że ktoś ten kredyt zaufania roztrzaskał o bruk.

Kelner rozpoznał mnie od razu. Stał przy barze, nalewał wodę do karafki. Gdy mnie zobaczył, zamarł na chwilę, jakby nie wiedział, czy powinien się uśmiechnąć, czy uciekać.

Podeszłam spokojnie.

– Przepraszam, masz chwilę?

– Tak… oczywiście – odłożył karafkę i podszedł bliżej. – Wszystko w porządku?

– Wczoraj powiedziałeś mi coś przy stoliku. Że jestem czwartą kobietą w tym tygodniu. Chcę, żebyś mi teraz powiedział, dlaczego to zrobiłeś.

Chłopak spojrzał na mnie poważnie. Odetchnął głęboko, jakby coś w nim pękło.

Bo widzę go tu co kilka dni. Za każdym razem z inną. Myślałem, że może… nie wiem, że to jakieś spotkania biznesowe. Ale potem słyszałem, jak mówi każdej to samo. Te same teksty. Te same stoliki. Zacząłem się czuć, jakbym oglądał kiepski serial.

– I pomyślałeś, że powiesz coś jednej z nas?

– Tak. Nie chciałem, żebyś traciła czas.

Patrzyłam na niego przez chwilę. Miał może dwadzieścia lat, a mówił mądrzej niż niejeden dorosły facet.

– Dzięki. Serio.

Wyszłam stamtąd spokojna. Już nie miałam wątpliwości.

Ostatnie spotkanie z Maksem

Zadzwoniłam do niego wieczorem. Głos miał jak zwykle czarujący, jakby nic się nie stało.

– Hej, co słychać? – rzucił swobodnie.

– Musimy pogadać. Spotkajmy się jutro. Park na Skarpie, dziewiętnasta.

– Okej. Coś się stało?

– Jutro – ucięłam.

Był punktualny, z tą swoją nonszalancką pewnością siebie i lekkim uśmiechem, jakby naprawdę wierzył, że nadal trzyma wszystko w garści. Stał przy ławce, oparty o oparcie, ręce w kieszeniach płaszcza.

– Beata! – uśmiechnął się – Tęskniłem.

– Już nie musisz.

– O co chodzi? – spytał, jakby niczego się nie domyślał.

– Wiesz, że jesteś niezłym aktorem. Serio. Te teksty o Toskanii, świecach, najpiękniejszej kobiecie, jaką spotkałeś w życiu… – spojrzałam mu prosto w oczy – ...i co tydzień inna, co?

Zbladł. Na ułamek sekundy. Potem wrócił ten uśmieszek.

– Kto ci to nagadał? Ten kelner? Przesadzasz. Ludzie gadają, wiesz, jak jest...

– Nie. Już wiem wszystko. Kelner powiedział prawdę. Sylwia znalazła twoje zdjęcia z innymi dziewczynami. I wiesz co? Nie jestem twoją czwartą. Jestem ostatnią.

– Beata, zwariowałaś? – zaśmiał się sztucznie. – Naprawdę w to wierzysz?

– Nie wierzę. Ja wiem. I to mi wystarcza.

Odwróciłam się i odeszłam. Nie krzyczał za mną, nie szedł. Może zrozumiał, że nie mam już nic, czego on mógłby chcieć.

Teraz czas odzyskać siebie.

Bez drugiej szansy

Wieczorem usiadłam na kanapie. Telefon leżał obok, cichy. Nie czekałam już na wiadomość. Nie potrzebowałam jej. W oknie odbijało się światło lampy, a za szybą miasto żyło swoim rytmem.

Zadzwoniła Sylwia.

– I jak było? – zapytała.

Spokojnie. Powiedziałam mu, że wiem. Nie zaprzeczał. A nawet jeśli próbował, to bez przekonania. Jakby sam był już zmęczony tą grą.

– Dobrze, że to zamknęłaś. Bałam się, że dasz mu drugą szansę.

– Też się bałam – przyznałam. – Ale wiesz co? Nie chodzi nawet o niego. Chodzi o mnie. O to, że przez chwilę zapomniałam, kim jestem. Że nie muszę nikogo przekonywać, że jestem warta miłości. Że wystarczy, że sama o tym wiem.

Milczała chwilę po drugiej stronie, potem powiedziała cicho:

– Jestem z ciebie dumna.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam w sufit. Tak, bolało. Tak, czułam się wykorzystana. Ale to nie ja powinnam się wstydzić. Wstyd należy do tych, którzy kłamią, manipulują i uciekają, kiedy ktoś zaczyna widzieć za dużo.

Nie, nie zamierzam już nikomu ufać na ślepo. Ale nie zamknę też serca na świat. Bo nie chodzi o to, żeby już nikomu nie ufać. Chodzi o to, żeby najpierw zaufać sobie.

A jeśli kiedyś znów dam komuś dostęp do siebie… zrobię to nie dlatego, że jestem samotna. Tylko dlatego, że będę chciała. Świadomie.

Beata, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama