„Eks odeszła, bo nie śmierdziałem groszem. Dziś zapach kasy ciągnie się za mną jak drogie perfumy, a ona błaga o 2 szansę”
„Miałem swoje rytuały: budziłem się, nie ścieliłem łóżka, parzyłem kawę, siadałem w tym samym kącie i wpatrywałem się w telefon. Czasem scrollowałem bezmyślnie media społecznościowe, ale najczęściej po prostu gapiłem się w ekran”.

- Redakcja
Marta zawsze była kobietą, która wiedziała, czego chce. A chciała najlepszego – i wcale się z tym nie kryła. Kiedy się poznaliśmy, byłem w formie. Biegałem, chodziłem na siłownię, dobrze się ubierałem. Może nie byłem modelem z okładki, ale Marta patrzyła na mnie z dumą, kiedy szliśmy razem ulicą. Tyle że związek z nią był jak maraton. A ja w końcu się zmęczyłem.
Nie wytrzymała
Najpierw odpuściłem siłownię. Po pracy byłem padnięty, więc zamiast biegać, siadałem na kanapie z piwem. Marta na początku się śmiała, że mam prawo do odpoczynku. Potem zaczęła rzucać kąśliwe uwagi. Aż w końcu przestała żartować.
– Krzysiek, kiedy ostatnio robiłeś coś ze sobą? – zapytała pewnego dnia, mierząc mnie wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego.
– Co masz na myśli? – udawałem głupiego.
– Nie biegasz, nie ćwiczysz, jesz, co popadnie. Twoje ciuchy… Boże, jeszcze niedawno miałeś styl. Teraz? Zobacz na siebie.
Może faktycznie trochę przybrałem na wadze, moje koszulki były mniej dopasowane, a włosy trochę za długie. Ale czy to naprawdę był powód do dramatu? Dla Marty – tak.
W końcu pewnego wieczoru po prostu to powiedziała.
– To koniec. Nie mogę być z kimś, kto się tak zapuścił.
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, próbując zrozumieć, czy naprawdę właśnie to usłyszałem. Nie zdrada. Nie problemy w związku. Nie inny facet. Po prostu… nie spełniałem już standardów.
Nie zrobiłem awantury. Nie błagałem jej, żeby została. Nie powiedziałem jej, jak bardzo mnie to zabolało. Po prostu rzuciłem krótkie:
– Rób, co uważasz.
Czułem się zrezygnowany
Marta spakowała się w kilka godzin. Wyprowadziła się, zostawiając po sobie zapach drogich perfum i echo słów, które odbijały się w mojej głowie.
Myślałem, że szybko się pozbieram. Ale nie pozbierałem się. Siedziałem w pustym mieszkaniu, patrzyłem na swoje odbicie w ekranie wyłączonego telewizora i czułem się bezużyteczny.
– Stary, albo się ogarniesz, albo całe życie będziesz się babrał w tym bagnie – powiedział Bartek.
Od kilku miesięcy to było moje ulubione miejsce. Miałem swoje rytuały: budziłem się, nie ścieliłem łóżka, parzyłem kawę, siadałem w tym samym kącie i wpatrywałem się w telefon. Czasem scrollowałem bezmyślnie media społecznościowe, czasem odgrzebywałem stare zdjęcia, ale najczęściej po prostu gapiłem się w ekran, jakby tam miała się pojawić jakaś odpowiedź na pytanie, co dalej.
– Nie wiem, czy w ogóle mi się chce… – mruknąłem.
– A myślisz, że jej się chciało z tobą żyć? – Bartek sięgnął po puszkę coli. – Zmieniłeś się w kanapowego misia. Nie dziwię się, że odeszła.
– Dzięki, to było bardzo pomocne – przewróciłem oczami.
– Wiesz, że mam rację. Spójrz na siebie. To nie jest ten Krzysiek, którego znałem. Kiedyś miałeś plany, marzenia, życie. Teraz masz paczkę czipsów i minę zbitego psa.
Nic mi się nie chciało
Patrzyłem na niego bez słowa.
– Otwórz oczy – kontynuował. – W życiu nie chodzi o to, żeby się podobać komuś innemu. Chodzi o to, żeby podobać się sobie.
To zdanie utkwiło mi w głowie. Ostatni raz podobałem się sobie dawno temu. Nawet nie umiałem powiedzieć kiedy dokładnie. Może wtedy, kiedy jeszcze wierzyłem, że Marta mnie kocha? A może zanim w ogóle się pojawiła?
– Krzysiek, nie chodzi o Martę – dodał Bartek. – Chodzi o ciebie. Jak będziesz tak dalej siedział, to się w tym ugrzęźniesz na dobre.
Wzruszyłem ramionami.
– Mówię poważnie – kontynuował. – Zacznij od małych rzeczy. Przestań jeść te śmieci, idź pobiegać, wróć do ludzi. Nie dla niej, nie po to, żeby jej coś udowodnić. Dla siebie.
Siedzieliśmy w ciszy jeszcze dłuższą chwilę. Bartek był jednym z tych ludzi, którzy mówili prosto z mostu, nie owijali w bawełnę i nie pocieszali na siłę. Może dlatego jego słowa tak mocno do mnie trafiły.
Chciałem to zmienić
Następnego dnia, po raz pierwszy od miesięcy, stanąłem przed lustrem i przyjrzałem się sobie uważnie. Bartek miał rację. To nie byłem ja. To był ktoś, kto zapomniał, jak to jest być sobą. I postanowiłem to zmienić.
Pierwszego dnia na siłowni czułem się jak intruz. Miejsce było pełne ludzi, którzy dokładnie wiedzieli, co robią. Facet z brodą i rękami jak belki podnosił ciężary, jakby to były plastikowe krzesełka. Dziewczyna na bieżni biegła w tempie, które dla mnie było nieosiągalne nawet na rowerze. Wszyscy wyglądali na pewnych siebie, silnych, pełnych energii. A ja stałem tam w dresie, który pamiętał lepsze czasy, z duszą na ramieniu i cichą nadzieją, że może nikt mnie nie zauważy.
Zacząłem od orbitreka, bo wydawało mi się to najbezpieczniejszą opcją. Po pięciu minutach miałem wrażenie, że płuca chcą uciec z mojego ciała, a nogi zamieniły się w watę.
– Spokojnie, wszyscy tak zaczynali – usłyszałem nagle kobiecy głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę. Była wysoka, miała związane w kucyk ciemne włosy i uśmiech, który mówił, że wie, przez co przechodzę.
Było mi wstyd
– Pierwszy raz? – zapytała.
– Pierwszy od bardzo dawna – odpowiedziałem, próbując złapać oddech.
– To nieźle trafiłeś. Tutaj szybko się wciągniesz. Jak nie uciekniesz po pierwszym treningu, to jest szansa, że zostaniesz na dłużej.
Zaśmiałem się, choć bardziej przypominało to kaszel kogoś, kto właśnie przebiegł maraton bez przygotowania.
– Widzę, że umierasz, więc dam ci jedną radę – dodała. – Nie próbuj od razu być jak ci wszyscy ludzie. Daj sobie czas. Jak chcesz, mogę ci pokazać kilka podstawowych ćwiczeń, żebyś nie zrobił sobie krzywdy.
Zgodziłem się. W sumie, co miałem do stracenia?
Przez następne tygodnie przychodziłem regularnie. Nie było łatwo. Mięśnie bolały, czasem chciałem rzucić to wszystko i wrócić na kanapę, ale coś we mnie się zmieniało. Każdego dnia czułem się trochę lepiej. Widziałem postępy – najpierw małe, potem coraz większe. Zacząłem tracić na wadze, wróciła mi energia, a przede wszystkim znowu zacząłem się sobie podobać.
Byłem wytrwały
Anka często ćwiczyła w tych samych godzinach co ja, więc widywaliśmy się coraz częściej. Była jedną z tych osób, które zarażają dobrą energią. Nie mówiła mi, co mam robić, ale kiedy widziała, że się ociągam, rzucała krótkie: „Dajesz, Krzysiek, nie jesteś tu na wakacjach”.
Któregoś dnia, kiedy po raz pierwszy podniosłem więcej niż kiedykolwiek wcześniej, spojrzała na mnie z uznaniem.
– No proszę, kto by pomyślał, że kiedyś bałeś się tej siłowni.
– Sam w to nie wierzę – odpowiedziałem, ocierając pot z czoła.
Nie chodziło już tylko o wygląd. Chodziło o to, że czułem się silniejszy – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przestałem myśleć o Marcie. Już nie budziłem się rano z tą ciężką pustką w środku. Zaczynałem nowe życie. I tym razem to było życie, w którym to ja ustalałem zasady.
Minęły dwa lata ciężkiej pracy nad sobą, zmiany nawyków, wychodzenia z własnej strefy komfortu. To był proces. Powolny, wymagający, ale każda kropla potu, każda chwila zwątpienia, którą pokonałem, miała znaczenie.
Opłaciło się
Nie chodziło już o Martę. Od dawna nie sprawdzałem jej profilu, nie szukałem śladów jej nowego życia. Byłem zajęty swoim. Praca szła mi lepiej niż kiedykolwiek, trenowałem regularnie, a dzięki temu zacząłem mieć więcej pewności siebie, nie tylko na siłowni, ale i w codziennych sytuacjach. Wychodziłem ze znajomymi, poznawałem nowych ludzi. W końcu czułem, że to, kim jestem, zależy tylko ode mnie. I wtedy ją zobaczyłem.
Wracałem właśnie z treningu, kiedy minąłem ogródek kawiarni przy siłowni. Przez chwilę myślałem, że mi się wydaje. Ale nie. To była Marta.
Siedziała przy stoliku, stukając w ekran telefonu. Jej idealne blond fale były jak zawsze nienagannie ułożone, strój przemyślany w każdym calu. Wyglądała dobrze – tego nie mogłem jej odmówić. Ale coś było inaczej. Może to wyraz jej twarzy, może sposób, w jaki zerkała wokół siebie, jakby na kogoś czekała, ale nie do końca była pewna, czy ten ktoś przyjdzie.
Już miałem przejść obok, udając, że jej nie widzę, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
– Krzysiek? – powiedziała zdziwiona, unosząc lekko brwi.
Nie spodziewała się
Zatrzymałem się.
– Marta – odpowiedziałem spokojnie.
Zmierzyła mnie wzrokiem. Ale to nie było spojrzenie pełne wyższości, jak kiedyś. To było coś innego.
– Nie wierzę – uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawiło się coś, czego nigdy wcześniej u niej nie widziałem. – Ale się zmieniłeś…
Wzruszyłem ramionami.
– Tak, trochę się ogarnąłem.
– Nie trochę. Wyglądasz… świetnie.
Widziałem, jak przygryzła lekko wargę, jak jej spojrzenie zatrzymało się na moich ramionach, sylwetce. I wtedy dotarło do mnie coś, co jeszcze kilka lat temu uznałbym za niemożliwe. To ona była pod wrażeniem. To ona patrzyła na mnie tak, jak ja kiedyś patrzyłem na nią.
Przez chwilę rozmawialiśmy. Pytała, jak mi się układa, gdzie teraz pracuję, czy dalej mieszkam w tym samym miejscu. Odpowiadałem spokojnie, bez emocji. Widziałem, jak przy każdym moim zdaniu jej oczy robiły się coraz bardziej zainteresowane.
Chciała wrócić
– Wiesz, Krzysiek, naprawdę miło było cię spotkać – powiedziała w końcu, poprawiając włosy. – Może umówilibyśmy się na kawę? Tak po prostu, żeby pogadać?
Nie obiecałem nic. Uśmiechnąłem się tylko lekko, rzuciłem coś w stylu „zobaczymy” i ruszyłem dalej. Wieczorem, gdy siedziałem na kanapie, telefon zawibrował. Marta: „Może wyskoczylibyśmy na drinka? Miło byłoby pogadać”.
Czytałem to kilka razy, próbując zrozumieć, co czuję. Jeszcze kilka lat temu dałbym wszystko, żeby to przeczytać. Może nawet rzuciłbym wszystko i pobiegł do niej, wdzięczny, że znów mnie zauważyła. Ale teraz było inaczej.
Po chwili namysłu odpisałem krótkie: „Teraz to ja mam standardy”. Nie odezwała się już. Zapewne dotarło do niej coś, co dla mnie było oczywiste od dawna. To nie ja na nią czekałem. To ona przegrała.
Krzysztof, 36 lat
Czytaj także:
„Wszystkiego sobie odmawiałam, bo rodzina była najważniejsza. Uchyliłam dzieciom nieba, a one się na mnie wypięły”
„Latami usługiwałam rodzinie i nigdy nie usłyszałam dziękuję. Przestałam sprzątać i zaczęli tonąć w syfie”
„Chciałam być miła i pozwoliłam teściowej czuć się w moim domu jak u siebie. Nie sądziłam, że z niej taka fleja”