Reklama

Zbliżający się zjazd po latach napełniał mnie niepokojem. Od egzaminu naturalnego upłynęły już ponad 20 lat. Nie przejmowałem się tym, że przybrałem na wadze i straciłem część włosów. Zdawałem sobie sprawę, że moi dawni koledzy też się zmienili i nie wyglądają już jak nastolatkowie. Status materialny czy zawodowy też nie spędzał mi snu z powiek. W końcu od kilku miesięcy piastowałem posadę zastępcy dyrektora w miejscu, gdzie przepracowałem prawie piętnaście lat. Mogłem pochwalić się dobrym autem, dużym lokum oraz szczęśliwą rodziną – żoną i dwojgiem dzieci. Dlaczego więc czułem taki stres? Prawda była taka, że perspektywa zobaczenia Agnieszki naprawdę mnie przerażała.

Reklama

Bardzo ją kochałem

Kiedyś razem z Agnieszką snuliśmy wspólne plany na przyszłość. Po zakończeniu edukacji w szkole, znajomi powoli znikali z naszego życia, każdy z innego powodu. Jedynie pani Lubelska, nasza była wychowawczyni, którą regularnie odwiedzaliśmy, przekazywała mi informacje o dawnych znajomych ze szkoły.

Na placu boju pozostałem tylko ja i ona – Agnieszka. Byliśmy nierozłączni, typowa zakochana para. Nasza relacja trwała właściwie aż do momentu, gdy kończyliśmy studia. Rozmawialiśmy nawet o małżeństwie, choć prawdę mówiąc, to ja byłem tym bardziej zaangażowanym w te plany, a ona po prostu nie protestowała. Wszystko było dobrze do czasu, kiedy chciałem konkretnie omówić termin ceremonii ślubnej.

– Słuchaj, wydaje mi się, że powinniśmy zrobić sobie przerwę – oznajmiła tamtego dnia.

– Co masz na myśli mówiąc o przerwie? – nie mogłem w to uwierzyć.

– No wiesz, w naszej relacji. Żeby nabrać dystansu – tłumaczyła spokojnie. Jesteśmy parą od prawie sześciu lat. Nie znamy życia z kimś innym...

– Poznałaś kogoś innego? – zapytałem wprost.

– Skąd, absolutnie nie – zaprotestowała od razu. Po prostu chciałabym przekonać się, jak wygląda życie bez ciebie obok. W tej chwili nie dajesz mi nawet okazji do stęsknienia się, bo rozstajemy się maksymalnie na dwa-trzy dni. Jestem przekonana, że to nam pomoże. Przekonasz się sam.

Choć nie podobał mi się ten pomysł, co mogłem poradzić? Przecież nie zmuszę jej do zostania ze mną.

„Jeśli po paru tygodniach sama nie zatęskni i będzie upierała się przy swoim stanowisku, to może faktycznie nie ma co ciągnąć tego związku dalej” – rozważałem.

Mijały tygodnie i miesiące, lecz sytuacja stała w miejscu. Nie wykonała żadnego ruchu w moją stronę. Zgodnie z jej życzeniem przerwaliśmy wszelkie kontakty. Kiedy minęło sześć miesięcy, stwierdziłem, że pora zakończyć ten okres ciszy i rozwiązać wszystkie niedomówienia.

Wykonałem telefon. Momentalnie wyczułem, że ktoś jest obok niej i próbuje szybko zakończyć rozmowę. Pożegnaliśmy się ozięble, a ja poprzysiągłem sobie, że to ostatni raz, gdy próbuję się z nią skontaktować. Zdecydowałem, że wyrzucę ją ze swojej pamięci.

Przez cały rok nie mogłem się pozbierać po rozstaniu z Agnieszką. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął i pojawiła się Marta. To właśnie ona została później moją żoną. Gdy się w sobie zakochaliśmy, niedługo potem stanęliśmy przed ołtarzem. Wspomnienia o Agnieszce rozpłynęły się jak mgła. Wszystko było świetnie, dopóki nie trafiło do mnie zaproszenie na spotkanie absolwentów. Dostałem je dwa miesiące przed planowanym terminem, więc miałem sporo czasu na zastanowienie się, co zrobić. Początkowo wahałem się, czy w ogóle się pojawić, ale gdy odezwała się do mnie osobiście pani Lubelska, moje nastawienie się zmieniło. Darzyłem ją ogromnym szacunkiem, a ona bardzo chciała zgromadzić jak najwięcej dawnych uczniów.

Odważyłem się tam pójść

Stanąłem w progu dawnej sali lekcyjnej i omiotłem wzrokiem twarze obecnych. Od razu poczułem się lepiej – nie było jej wśród nich. Ale jednocześnie zrobiło mi się jakoś przykro, że po tylu latach wciąż boi się na mnie spojrzeć.

Chociaż może wcale nie o to chodziło? Właściwie nie wiedziałem nawet, co się dzieje z Agnieszką, bo od dekady nie dotarły do mnie żadne wieści o niej. Kto wie, może mieszka teraz gdzieś poza Polską? W końcu zawsze świetnie radziła sobie z obcymi językami i była bardzo bystrą uczennicą.

Właśnie mieliśmy wychodzić z sali do zarezerwowanej restauracji, kiedy niespodziewanie pojawiła się w wejściu.

– Wybaczcie, że przychodzę tak późno, ale mój lot się opóźnił – powiedziała, uśmiechając się szeroko.

Teraz było jasne, że rzeczywiście wracała zza granicy. Biła od niej radość, miała piękną złocistą cerę i tryskała życiem. Przywitała się ze mną jako pierwszym, całując po policzkach, zanim podeszła do pozostałych osób.

Z całej grupy najbardziej rzucała się w oczy Agnieszka, która wprost promieniała pewnością siebie. Próbowałem nie patrzeć w jej stronę, chociaż nie było to łatwe. Chyba wiedziała, że zwraca moją uwagę, bo jej śmiech robił się z każdą chwilą coraz bardziej wyrazisty, jakby celowo chciała być zauważona.

Cały wieczór spędziliśmy krążąc po pomieszczeniu i rozmawiając ze wszystkimi dookoła, tylko nie ze sobą nawzajem. Los chciał jednak, że w pewnym momencie wpadliśmy na siebie i nie dało się już dłużej udawać, że się nie widzimy. Po krótkim momencie zmieszania na twarzy Agnieszki pojawił się promienny uśmiech.

– Jak się masz, Michał? – spytała.

– Wszystko dobrze – odparłem, sięgając po komórkę i pokazując fotki. – Zobacz, to moja rodzina, żona i dzieciaki... Tu nasz dom... A to pamiątka z ostatniego urlopu. No i tyle. A ty jak żyjesz?

Agnieszka znowu wydała z siebie ten irytujący, melodyjny śmiech. Szczerze mówiąc, denerwowało mnie to jej ciągłe promieniowanie radością.

– Też nieźle – odrzekła. – Z tym że mój świat ma żywsze kolory. Wiesz, w Australii wszystko wygląda jakby bardziej soczyście.

– Jak długo tam już mieszkasz? – spytałem.

– Dokładnie 10 lat, właściwie od momentu zaręczyn z Markiem – odrzekła. – Choć szczerze mówiąc, nawet bez jego oświadczyn wybrałabym ten kraj na miejsce do życia. Tamtejsi mieszkańcy tryskają optymizmem i cieszą się życiem, w odróżnieniu od tutejszych. Widzisz, że to ja zawsze najgłośniej się śmieję? Mimo że każdy z nas ma powody do uśmiechu. No ale fakt, los był dla mnie łaskawy.

– Też tak uważam – odparłem z dystansem. – Ale nie czuję potrzeby, żeby ciągle o tym mówić.

– Co masz na myśli? – rzuciła prowokacyjnie.

– Wiesz co... Nie posiadam własnej działki nad jeziorami, od czasu do czasu rezerwuję tam kwaterę na urlop, dlatego te fotografie. A moje auto jest dość leciwym modelem, służy mi już przeszło 10 lat. Mimo to moja rodzina jest naprawdę szczęśliwa.

– A więc słusznie postąpiłam, robiąc nam wtedy przerwę? – zerknęła na mnie ukradkiem.

– To jest kwestia, którą musisz sama rozstrzygnąć – odpowiedziałem.

Przez dłuższy moment trwało milczenie. Nie miałem więcej do dodania, ale ona wciąż tu stała.

Myślała, że wciąż ją kocham

Agnieszka wpatrywała się we mnie intensywnie, jakby rozważając, czy mówić dalej, czy może lepiej już nic nie dodawać. W końcu wypuściła głośno powietrze i ze smutkiem w głosie powiedziała:

– Minęły dwa lata od naszego rozstania, kiedy dotarło do mnie, że źle zrobiłam i prawdopodobnie to ty miałeś być moim przeznaczeniem. Miałam zamiar się odezwać, ale akurat wtedy wziąłeś ślub... więc uciekłam na drugi koniec świata, do Australii. Liczyłam, że dystans pomoże mi o wszystkim zapomnieć. Niestety, nie udało się. Dopiero wiadomość o tym, że zostałeś ojcem, sprawiła, że powiedziałam Markowi „tak”.

Zrozumiałem jej niewypowiedziane słowa. Wzrok zdradzał, że szuka we mnie dawnych emocji.

– Agnieszka, nasze drogi się rozeszły. Ty żyjesz tam, ja tu i niech tak pozostanie – odparłem spokojnie, po czym ruszyłem przed siebie.

To nie znaczy, że udało mi się o niej zapomnieć. Jej wyznania poruszyły jakąś strunę w moim sercu. Przecież kiedyś darzyłem ją prawdziwym uczuciem. Właśnie dlatego musiałem przerwać tę wymianę zdań. Moglibyśmy zrobić coś, co później by nas dręczyło. Nie ma sensu igrać z ogniem, który może spalić domowe ciepło.

Zrozumiałem, że nadszedł czas, by definitywnie zakończyć tę część swojej historii. Choć kiedyś łączyło nas głębokie uczucie, przyszedł moment, kiedy musiałem skoncentrować się na ludziach, którzy teraz tworzyli mój dom. Zrobiłem kilka kroków w stronę Agnieszki i ostrożnie dotknąłem jej ramienia.

– Agnieszka, poszliśmy różnymi ścieżkami, ale zawsze będę pamiętał naszą wspólną przeszłość. Doceniam każdy spędzony razem moment, jednak pora ruszyć dalej – odezwałem się łagodnym głosem.

Nasze spojrzenia się spotkały – w jej oczach zobaczyłem mieszankę żalu i pogodzenia się z sytuacją. Była świadoma, że tak właśnie powinno być. Staliśmy przez moment bez słowa, po czym wymieniliśmy uścisk dłoni i ruszyliśmy w przeciwne strony, by iść dalej własnymi ścieżkami.

Po przekroczeniu progu mocno objąłem swoją ukochaną rodzinę – żonę i dzieci. Rozkoszowałem się atmosferą rodzinnego szczęścia i bliskością tych, których kocham. W tym momencie dotarło do mnie, że właśnie tego zawsze chciałem i że moje miejsce jest właśnie tutaj, z nimi. Agnieszka należała do przeszłości, a ja patrzyłem w przyszłość, która rozkwitała każdego dnia razem z moimi ukochanymi dziećmi i wspaniałą żoną.

Michał, 41 lat

Reklama

Czytaj także:
„Dekolt kochanki przesłonił mężowi świat, więc porzucił mnie i dzieci. Z uśmiechem oglądałam, jak niszczy sobie życie”
„Klienci dobijali się drzwiami i oknami, bo pragnęli moich usług. Tylko dla jednego mężczyzny złamałam swoje zasady”
„Koleżanka właziła szefowi w 4 litery, by dostać awans. Wpełzła mu gdzieś jeszcze, ale szybko pożałowała”

Reklama
Reklama
Reklama