Reklama

Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca w całkowitej ciszy mieszkania. Pierwsze, co zrobiłam, to spojrzałam w lustro – włosy lekko niesforne, ale już czułam w palcach pulsującą ekscytację. Dzisiaj był mój dzień – i Wszystkich Świętych. Dzień, na który czekałam cały rok. Dzień, w którym tradycyjnie rywalizowałam z Jadzią, choć nigdy nikt tego nie przyznał na głos.

Na fotelu leżała moja sukienka: granatowa, ołówkowa, z delikatnym haftem przy dekolcie. Idealna. Do tego biały kapelusz, lekko odchylony, wyczyszczone kozaczki, szary płaszcz i biały szal z kaszmiru, prezent od synowej sprzed lat. Wszystko musiało współgrać. Z satysfakcją stwierdziłam, że jestem gotowa.

– Pewnie Jadzia znów wyciągnęła tę idiotyczną etolę z lisem… – mruknęłam do siebie. Ale szybko poprawiłam kapelusz i uśmiechnęłam się w lustrze. Dziś to ja miałam błyszczeć, nie ona.

Makijaż wykonałam starannie: tusz delikatnie podkreślający oczy, delikatny róż na policzkach, usta w gustownej czerwieni. Włosy ułożyłam w miękkie loki, sprawdzając, czy każdy kosmyk leży idealnie. Dopełniłam całość perfumami – subtelny, kwiatowy zapach, który zostawiał po mnie niewidzialną aurę elegancji.

Spojrzałam na zegarek. Jeszcze kilka minut i wyruszę. Wyprostowałam plecy, poczułam dreszcz satysfakcji. Jadzia mogła gdzieś się szykować, ale to ja dziś wejdę na cmentarz jako zwyciężczyni niewypowiedzianej rywalizacji. Każdy krok, każdy gest, każdy detal miał znaczenie. I ja, Irena, byłam gotowa, by błyszczeć.

Jadzia gdzieś zniknęła

Cmentarz przywitał mnie chłodnym, porannym powietrzem. Przechadzałam się powoli wśród nagrobków, każdy krok przemyślany, jakbym defilowała po wybiegu. Granatowa sukienka idealnie układała się na mojej sylwetce, kapelusz lekko przechylony, obcasy wbijały się w ziemię z cichym kliknięciem. Szukałam Jadzi wzrokiem, wypatrywałam jej charakterystycznej sylwetki, choć serce podpowiadało mi, że dzisiaj mnie zaskoczy.

Nie ma Jadzi? – zagadnęła mnie sąsiadka, starsza pani z różowym szalem. – Może w końcu zrozumiała, że nie ma sensu konkurować?

Uśmiechnęłam się lekko, choć w środku poczułam dziwne ukłucie niepokoju.

– Może… – odpowiedziałam, unosząc brwi.

Przechodziłam dalej, mijając grupki kobiet. Komentarze spadały na mnie jak drobny deszcz:

– Jak zawsze wygląda pani zjawiskowo.

– Ach, Irena, nie ma sobie pani równych…

Słowa cieszyły, ale dziwnie łączyły się z pustką. Zwycięstwo bez Jadzi smakowało inaczej – trochę gorzko, trochę pusto. Zatrzymałam się przy jednym grobie, układając kwiaty, i pozwoliłam sobie na chwilę refleksji.

„Nie ma jej… naprawdę nie przyszła. A ja… ja wygrałam, a jednak to zwycięstwo jakoś nie daje satysfakcji” – myślałam, wpatrując się w równo przystrzyżoną trawę.

– Wydaje się, że może się spóźnia? – zagadnęła inna kobieta, z lekko drżącym głosem.

– Nie… – odparłam, choć słowa zabrzmiały pusto. – Chyba po prostu dziś nie przyszła.

Krążyłam dalej, powoli, z dumą, choć każdy krok niósł cień niepewności. Satysfakcja mieszała się z pustką. Widok miejsc, w których zwykle stała Jadzia, sprawiał, że moje triumfy były ciche, a radość niepełna.

Spojrzałam na swoje odbicie w błyszczącej nagrobnej płycie. Tak, wyglądałam najlepiej od lat. I nadal czułam ten niepokój, który nie opuszczał mnie od momentu, gdy zrozumiałam, że dziś nikt nie stanie naprzeciwko mnie.

– Dziwne… – szepnęłam do siebie. – Zwycięstwo nie powinno tak smakować…

Ta wiadomość mnie rozbiła

Usiadłam na ławce przy jednej z alejek, pozwalając stopom odpocząć od obcasów, które coraz bardziej wbijały się w ziemię. Powietrze pachniało wilgocią i ziemią, a wokół unosił się ledwie słyszalny szmer rozmów. Próbowałam się skupić na spokojnym rytmie oddechu, choć w środku czułam napięcie.

Obok mnie usiadły dwie kobiety, które natychmiast zaczęły rozmowę o swoich rodzinach, chorobach i zmarłych. Początkowo tylko częściowo słuchałam, skupiona na własnych myślach. Aż nagle padło nazwisko Jadzi.

– A ty znałaś Jadwigę P.? – odezwała się jedna z kobiet, z lekkim smutkiem w głosie. – Zmarła miesiąc temu. Biedaczka. Wzięło ją szybko, rak. Szkoda, taka zadbana kobieta była.

Zamarłam. Serce zabiło mi mocniej, a oddech nagle stał się płytki. Słowa były jak cios w brzuch. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież… przecież nikt mi nie powiedział.

Zawsze taka elegancka… – dodała druga kobieta. – A tu proszę – koniec w kilka tygodni.

Siedziałam w milczeniu, próbując oszukać własny rozum. Może się pomyliły? Może chodzi o kogoś innego? Ale opisy pasowały do Jadzi idealnie: styl, elegancja, drobiazgowa troska o wygląd… Wszystko.

Nie… to niemożliwe – szepnęłam sama do siebie. – Przecież ja nic nie wiem. Nikt nic nie powiedział…

Serce waliło mi w piersi, a w głowie kłębiły się sprzeczne uczucia: szok, niedowierzanie, poczucie zdrady i smutek. Siedziałam tak, wpatrując się w nagrobki, w których zazwyczaj stała Jadzia. Teraz pustka wydawała się niemal namacalna.

Dwie kobiety wciąż rozmawiały, nie zauważając mnie. Ja natomiast wciąż słuchałam, jakby każda ich fraza mogła mnie ostatecznie uświadomić. Żadnej wiadomości, żadnego telefonu – Jadzia odeszła, a ja nie miałam pojęcia, że to koniec naszej niewypowiedzianej rywalizacji.

– Muszę… muszę podejść do niej… – pomyślałam, wstając powoli z ławki.

Nie zdążyłam się pożegnać

Szukałam jej pośród nowych grobów. Znalazłam. Świeży kamień błyszczał w porannym świetle, a data śmierci – miesiąc temu – uderzyła mnie jak młot. Nie było już żadnych wątpliwości. Zatrzymałam się, ręce drżały mi lekko, a serce biło w rytmie nieznanej mi wcześniej pustki.

Usiadłam na ławeczce obok nagrobka. Patrzyłam w napis, w jej imię, w daty życia i śmierci. Milczałam. Powoli do mnie docierało, że nic już nie będzie takie samo. Nikt nie powiadomił mnie o tym, nikt nie dał mi szansy się pożegnać. Czułam się pominięta, zdradzona przez czas i los, jakby cały świat zapomniał o naszej niewypowiedzianej przyjaźni i rywalizacji, która dawała mi tyle radości.

No i wygrałaś, Jadzia. Na zawsze. Ale bez ostatniego słowa. Typowe – szepnęłam, patrząc na jej nagrobek.

Wtedy ujrzałam młodą kobietę, która podchodziła ostrożnie. Serce podskoczyło mi w piersi – Basia, córka Jadzi. Rozpoznała mnie, a w oczach pojawiło się ciepło i smutek.

– Pani Irena? – zapytała cicho. – Mama często o pani mówiła. Zawsze się szykowała z myślą o pani. To nie była rywalizacja, tylko gra… sposób, by się uśmiechnąć choć raz w roku.

Słowa Basi spadły na mnie jak lekki deszcz – czułam ulgę, ale też wzruszenie. Po latach zrozumiałam, że nasza rywalizacja była czymś więcej niż pustą ambicją. To była więź, której nigdy nie potrafiłam nazwać.

Nie wiedziałam… – wyszeptałam. – Nikt mi nic nie powiedział. Czułam się… pominięta.

– Mama chciała, żeby pani wiedziała, że była pani dla niej ważna – odparła Basia. – Naprawdę.

Usiadłam obok niej na ławeczce. Milczałyśmy razem, a wokół cmentarza unosiła się mgła. Poczułam, że mimo żalu i smutku, coś we mnie się zmienia. To była lekcja – że nawet w rywalizacji można być blisko, nawet jeśli tego nie widać.

Została mi tylko cisza

Wróciłam do domu w milczeniu. Cmentarz wydawał się odległy, a pustka, którą czułam w sercu, wciąż trwała. Zdjęłam kapelusz, odłożyłam buty i stanęłam przed lustrem. Granatowa sukienka wciąż leżała idealnie, makijaż nieco się rozmył od mgły i emocji, a mimo to wyglądałam najlepiej od lat. Tylko że… nie było nikogo, komu mogłabym to pokazać.

Łzy napłynęły mi do oczu. Siedziałam przy toaletce, wpatrując się w swoje odbicie, a w głowie krążyły wspomnienia: Jadzia, nasze spojrzenia pełne rywalizacji, złośliwe komentarze, drobne gesty, które zawsze znaczące były tylko dla nas. Teraz wszystko to wydawało się tak puste.

– Może nie była moją przyjaciółką… ale była kimś ważnym – wyszeptałam do siebie, czesząc włosy i porządkując biżuterię. – Za rok znów się wystroję. Nie dla pokazania się światu, ale dla niej. Żeby pamiętać.

Wyjęłam telefon i wybrałam numer kuzynki. Opowiedziałam jej wszystko.

– Wiesz co? – powiedziałam, próbując opanować drżący głos. – Za rok też się wystroję. Jadzia by chciała, żebyśmy dalej się pokazywały.

– To dobrze – odezwała się ciepło kuzynka. – Będziesz się stroić dla niej?

– Tak – odpowiedziałam pewniej. – Dla niej i dla mnie.

Odkładając telefon, poczułam mieszankę żalu i spokoju. Płakałam jeszcze przez chwilę, ale potem zaczęłam porządkować drobiazgi, które zawsze dawały mi poczucie kontroli: biżuterię, perfumy, broszki. Każdy gest był rytuałem – małym triumfem nad pustką i samotnością.

Stanęłam przed lustrem jeszcze raz, prostując plecy. Wzrok utkwiłam w swoim odbiciu i uśmiechnęłam się lekko. Nie było tu nikogo, kto mógłby docenić moje starania, ale wiedziałam jedno: ta tradycja będzie trwać. Dla mnie i dla Jadzi.

To będzie nasza tradycja

Minął rok. Jesień była chłodna, ale słoneczna, a ja znów stanęłam przed lustrem w moim mieszkaniu. Szara sukienka nie była już tak elegancka jak poprzednia, ale wciąż gustowna, z detalami, które Jadzia pewnie by doceniła. Kapelusz lekko przechylony, delikatny makijaż i starannie ułożone włosy – czułam, że wyglądam dobrze. Tym razem jednak stroiłam się nie po to, by kogoś zawstydzić, nie po to, by konkurować. Stroiłam się dla niej – dla Jadzi, dla wspomnienia tych wszystkich lat, gdy nasza niewypowiedziana rywalizacja dawała mi radość.

Na cmentarzu, przy jej grobie, uklękłam i położyłam świeże kwiaty. Patrzyłam na jej imię wykute w kamieniu i poczułam dziwny spokój. „Nie wiem, gdzie jesteś, ale mam nadzieję, że patrzysz. I że znów cię wkurzyłam tym płaszczem” – pomyślałam z uśmiechem.

Nie było tłumów, nie było spojrzeń innych kobiet, które kiedyś oceniałyby mój strój. Była tylko cisza i ja. Samotnie, ale z godnością. Przez moment pomyślałam, że ta „konkurencja” była najbliższym, co miałam do prawdziwej przyjaźni – pełnej drobnych złośliwości, uśmiechów i niepowtarzalnych chwil.

Wstałam, prostując plecy. Czułam, że nawet jeśli Jadzia nie mogła tu być fizycznie, jej obecność była wszędzie – w mojej pamięci, w rytuale strojenia się, w każdym detalu, który dobierałam z myślą o niej. Odsunęłam się od grobu i powoli ruszyłam alejką. Samotnie, ale spokojnie. Z decyzją, że ta tradycja, ten nasz własny rytuał, będzie trwać nadal. Moda nie umiera, nawet gdy ludzie odchodzą.

Irena, 68 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama