Reklama

Nigdy nie przypuszczałam, że to mnie spotka. Że ja, rozsądna, wykształcona kobieta, dam się tak oszukać. Że będę tą, o której inni powiedzą: „Jak mogła być taka naiwna?”. A jednak.

Reklama

Nie byłam żoną zbyt długo

Wydawało mi się, że moje małżeństwo było udane. Jasne, nie było w nim wielkich uniesień, ale byliśmy zgodni, nie kłóciliśmy się często. Ja – lekarz, Adam – ratownik medyczny. Miałam stabilną pracę, dobrze zarabiałam, podejmowałam większość decyzji w naszym domu. On… po prostu był. Nie pamiętam nawet, czy mi się oświadczył. To ja pewnego dnia stwierdziłam, że powinniśmy wziąć ślub. I tak żyliśmy. Bez większych problemów, ale też bez fajerwerków. Bez dzieci – Adam nie chciał.

A potem przyszła ta noc. Ognisko u znajomych, ciepły letni wieczór, kilka kieliszków wina. Adam nagle gdzieś zniknął. Nie sądziłam, że to, co odkryję, zmieni moje życie na zawsze.

Mąż mnie zdradzał od dawna

Ognisko płonęło jasno, a wokół panowała beztroska atmosfera. Śmiechy, rozmowy, muzyka cicho grająca z głośnika. Do momentu, gdy zorientowałam się, że Adama nigdzie nie ma.

– Nie widziałaś mojego męża? – zapytałam koleżankę Agnieszkę.

Spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby nie wiedziała, czy powinna coś powiedzieć.

– Znowu się gdzieś zawieruszył – dodałam, próbując obrócić to w żart.

Agnieszka odłożyła kieliszek i westchnęła.

A ty naprawdę nic nie wiesz, prawda? – zapytała cicho.

Zmarszczyłam brwi.

– O czym?

– Myślałam, że udajesz – powiedziała z niedowierzaniem. – Ale ty serio nie masz pojęcia… Wszyscy wiedzą, że Adam ma romans.

Serce podeszło mi do gardła.

– Z kim?

– Z Karoliną. Tą pielęgniarką. Są razem od trzech lat.

To było jak cios w brzuch. Nie musiałam pytać, czy to prawda. Wszystko nagle nabrało sensu – jego nocne dyżury, nagłe wyjazdy, unikanie rozmów o dzieciach.

Wtedy go zobaczyłam. Stał na pomoście. Obejmował Karolinę i patrzył na nią z czułością, jakiej nigdy nie widziałam w jego oczach, gdy patrzył na mnie.

Byłam wściekła

Wróciliśmy do domu w ciszy. Adam szedł za mną, jakby wiedział, że nie ma sensu kłamać, że już wszystko wiem.

– Dlaczego? – wyszeptałam, gdy zamknęły się za nami drzwi.

Zdjął kurtkę, westchnął ciężko i oparł się o ścianę.

– A co mam ci powiedzieć? – rzucił zrezygnowanym tonem. – Że tak wyszło?

Poczułam, jak krew zaczyna mi wrzeć w żyłach.

Trzy lata mnie okłamywałeś! – krzyknęłam. – Więc powiedz mi, co ona ma takiego, czego ja nie mam?!

Miałam nadzieję, że powie coś głupiego, coś, co będzie można wyśmiać. Ale nie byłam przygotowana na to, co usłyszałam.

Przy niej czuję się jak mężczyzna – powiedział cicho. – Przy tobie zawsze byłem tylko dodatkiem. Wielka pani doktor i jej mąż ratownik. Decydowałaś o wszystkim. A ja… Ja nie chciałem być twoim cieniem.

Zabolało. Bardziej niż zdrada. Bo może gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że miał rację.

Kilka miesięcy później, w sądzie, sędzia ogłosiła rozwód. Adam spakował rzeczy i wyprowadził się do Karoliny. A ja… ja nie potrafiłam się pozbierać.

Przyjaciółki szukały mi faceta

Mijały tygodnie, a ja czułam się, jakbym utknęła w próżni. Praca – dom – telewizor – sen. I tak w kółko.

Przyjaciółki szybko zauważyły, że coś jest nie tak.

– Dość tego, Lena! – oznajmiła Ula, anestezjolożka z mojego oddziału. – Nie możesz tak wegetować. Jesteś młoda, piękna, mądra. Trzeba coś z tym zrobić!

– Na przykład co? – mruknęłam, mieszając herbatę.

Założyłyśmy ci konto na portalu randkowym – wypaliła.

Zakrztusiłam się łykiem napoju.

– Słucham?!

– Tak! I nawet masz już kilka wiadomości – dodała, pokazując mi telefon.

Prychnęłam.

– Nie, dziękuję. Nie mam ochoty poznawać internetowych podrywaczy.

– Głupie stereotypy – machnęła ręką Ula. – Wiesz, ilu fajnych ludzi tam jest?

Ale wytrzymałam tylko kilka godzin. Ciekawość zwyciężyła.

Poszłam na randkę

Zalogowałam się i przejrzałam wiadomości. Większość nie była warta uwagi, ale jedna przykuła moją uwagę. Marek. Inżynier, podróżnik, samotny ojciec. Nie pisał wiele, ale jego wiadomość była konkretna i kulturalna.

„Spotkajmy się na kawę” – zaproponował, a ja się zgodziłam.

Spotkaliśmy się w kawiarni w centrum miasta. Kiedy weszłam, Marek już tam był – wysoki, dobrze ubrany, z uśmiechem, który od razu sprawił, że poczułam się swobodnie.

– Lena? – zapytał, wstając od stolika.

– Tak – potwierdziłam, a on odsunął dla mnie krzesło.

Pierwsze spotkanie minęło błyskawicznie. Marek był czarujący, elokwentny, pełen pasji. Opowiadał o swoich podróżach, o synu, którego uwielbiał, o życiu, które nie zawsze go oszczędzało.

Rozwód to nie koniec świata – powiedział, gdy przyznałam się do swojej przeszłości. – Czasem to początek czegoś znacznie lepszego.

Zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Był taki troskliwy

Spotkaliśmy się kolejnego dnia. I kolejnego. Marek był czuły, troskliwy. Gdy miałam ciężki dzień w pracy, dzwonił kilka razy, żeby mnie pocieszyć. Gotował pyszne kolacje, przyjeżdżał po mnie pod szpital, kupował kwiaty bez okazji.

– Wyglądasz kwitnąco – powiedziała Ula, gdy pewnego dnia weszłam na dyżur.

Bo tak się czułam. Po raz pierwszy od rozwodu czułam się naprawdę szczęśliwa. Zakochałam się. Marek był wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęłam – opiekuńczy, dojrzały, szarmancki. Wiedział, jak mnie rozśmieszyć, jak pocieszyć, jak sprawić, bym czuła się wyjątkowa.

Trochę się martwiłam

W pewnym momencie zaczęłam jednak zauważać drobne rysy na tym idealnym obrazie.

Nie mogę się dziś spotkać, mam masę spraw do załatwienia – powiedział któregoś dnia.

– Wszystko w porządku? – zapytałam.

Westchnął i potarł twarz dłonią.

– Tak… To nic. Po prostu mam trochę problemów w firmie.

Później zaczęły się coraz częstsze narzekania na finanse.

– Gdybyś wiedziała, jak mnie to wszystko przytłacza… – powiedział pewnego wieczoru, bawiąc się łyżeczką od herbaty.

– Przecież zawsze możesz mi powiedzieć – odparłam.

Marek zawahał się, a potem pokiwał głową.

– Wiem. Ale to męska duma, Lena. Nie chcę cię obciążać.

Z każdym kolejnym dniem wydawał się bardziej przygnębiony. W końcu powiedział mi prawdę.

– Jest źle – przyznał w końcu. – Długi mnie przerosły.

W oczach miał prawdziwy strach.

– Boję się, Lena.

Serce ścisnęło mi się w piersi.

Pomogę ci – powiedziałam bez wahania.

Nie miałam pojęcia, że właśnie w tym momencie podpisuję na siebie wyrok.

Wzięłam kredyt dla niego

Następnego dnia zaczęłam formalności kredytowe. Nie wahałam się ani chwili – Marek był dla mnie najważniejszy. Kochałam go i chciałam, żeby wiedział, że może na mnie liczyć.

– Jesteś niesamowita – powiedział. – Nigdy nie spotkałem kobiety tak lojalnej i oddanej jak ty.

Uśmiechnął się, ale w jego oczach było coś dziwnego. Może ulga? Może coś jeszcze, czego wtedy nie potrafiłam nazwać. Tego samego dnia przelałam pieniądze na konto, które mi podał. Dwieście tysięcy złotych. Dla nas. Dla jego bezpieczeństwa.

Wieczorem mieliśmy świętować. Umówiliśmy się w restauracji. Czekałam godzinę, potem dwie. Marek się nie pojawił. Dzwoniłam do niego bez przerwy. Telefon był wyłączony. Zaczęłam panikować. Może coś mu się stało?

Dałam się oszukać

Następnego dnia dalej cisza. Kolejnego – to samo. Czułam, jak ogarnia mnie coraz większy niepokój. W końcu poszłam na policję. Chciałam zgłosić jego zaginięcie, ale gdy wszystko opowiedziałam, policjant podsunął mi zdjęcie. Na fotografii był Marek. Ale wyglądał inaczej – inne włosy, okulary…

– Czy to ten mężczyzna? – zapytał funkcjonariusz.

Czułam, jak powoli robi mi się zimno.

– Tak… – szepnęłam.

Policjant westchnął i pokiwał głową.

– Przykro mi, pani Leno. To oszust matrymonialny. Nie jest żadnym inżynierem. I nie tylko panią oszukał.

Świat zawirował mi przed oczami. Siedziałam w komisariacie, wpatrując się w zdjęcie, jakby zaraz miało zmienić się w coś innego. Jakby to wszystko miało okazać się żartem, ale nie było. Marek – a raczej ktoś, kto się za niego podawał – zniknął. Z moimi pieniędzmi, z moimi marzeniami, z moim zaufaniem do ludzi. Ależ byłam głupia!

Lena, 40 lat

Czytaj także: „Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”
„Sąsiad uwiódł mi żonę, a ja wylądowałem na bruku. Gdyby nie pomoc innych, po przegranym życiu płakałbym na chodniku”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...