„Pasierb i pasierbica traktują mnie jak śmiecia. Skoro mąż ma to gdzieś, to sama utemperuję tę bandę niewdzięczników”
„– Twoje dzieci traktują mnie jak śmiecia! – wyrzuciłam z siebie, drżąc ze złości. – Ile jeszcze mam to znosić? Marek podrapał się po karku i wzruszył ramionami. – Oni są młodzi… To trudny czas. Nie dolewaj oliwy do ognia”.

- Redakcja
Kiedy wprowadzałam się do domu Marka, miałam wrażenie, że zaczynam nowe życie. Miał być to dla mnie początek – świeży oddech po latach samotności, poczucie przynależności i w końcu dom, w którym nie będę musiała każdego dnia czuć pustki. Marek powtarzał, że wszystko się ułoży, że dzieci mnie zaakceptują, że wystarczy im czas. Chciałam mu wierzyć.
Ale już pierwsze dni sprawiły, że poczułam się jak intruz. Kaja patrzyła na mnie obojętnie, jakbym była przezroczysta, a Tymon nie krył swojej niechęci. Drzwi zatrzaskiwane mi przed nosem, ironiczne komentarze, spojrzenia pełne pogardy – to stało się codziennością. Chciałam z nimi rozmawiać, próbowałam być miła, ale wszystko odbijało się od nich jak od ściany.
– Daj im czas – mówił Marek, kiedy próbowałam zwierzyć się z moich obaw. – Może im przejdzie.
– A jeśli nie przejdzie? – pytałam, czując gulę w gardle. – Marek, ja się tu czuję, jakbym wchodziła w buty kogoś, kogo oni wciąż mają przed oczami.
– To normalne… Po rozwodzie dzieci są zagubione – odpowiadał i wzruszał ramionami, jakby cała sprawa nie była warta rozmowy.
Z każdym kolejnym dniem miałam coraz mocniejsze poczucie, że nie mam swojego miejsca. Nawet w kuchni, gdzie próbowałam coś ugotować, Kaja potrafiła mruknąć: „Mama robi to lepiej”. Czułam się osaczona przez ich wspomnienia i przez obojętność Marka. Miałam być częścią tej rodziny, a czułam się, jakbym żyła w cieniu kobiety, której tak naprawdę nigdy nie miałam szansy zastąpić.
Dzieci mnie obwiniały
– To wszystko przez ciebie! – wrzasnął Tymon, kiedy zwróciłam mu uwagę, żeby nie rzucał plecaka na środek korytarza. – Gdyby nie ty, tata wciąż byłby z mamą!
Zamarłam. W jego oczach widziałam czystą nienawiść.
– Tymon, nie mów tak… – spróbowałam spokojnie. – To nie ja rozwaliłam waszą rodzinę.
– A niby kto? – wtrąciła się Kaja, która właśnie wychodziła z pokoju. – Myślisz, że jesteś tu mile widziana? Udajesz, że się starasz, ale nikt cię nie chce.
Poczułam, jak serce wali mi w piersi.
– Mam już dość! – wybuchłam. – Nie będę waszym workiem treningowym. Jestem żoną waszego ojca i należy mi się szacunek!
Słysząc krzyk, Marek wyszedł z salonu. Zatrzymał się w drzwiach, zmęczony, jakbyśmy byli uciążliwym hałasem.
– Co się tu znowu dzieje? – spytał, choć brzmiało to bardziej jak westchnienie.
– Twoje dzieci traktują mnie jak śmiecia! – wyrzuciłam z siebie, drżąc ze złości. – Ile jeszcze mam to znosić?
Marek podrapał się po karku i wzruszył ramionami.
– Oni są młodzi… To trudny czas. Nie dolewaj oliwy do ognia.
Zatkało mnie. Stałam tam, oczekując, że wreszcie stanie po mojej stronie, że powie jedno słowo, które pokaże, że jesteśmy drużyną. A on wybrał milczenie. W głowie dudniła mi jedna myśl: Jestem tu zupełnie sama.
Miałam pretensje do męża
– Marek, musimy porozmawiać – zaczęłam ostro, kiedy dzieci wyszły do szkoły. – Nie mogę dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
Spojrzał na mnie z niechęcią, jakby przeczuwał, w którą stronę pójdzie rozmowa.
– Znowu o dzieciach? – westchnął.
– Znowu?! – powtórzyłam z ironią. – Twoje dzieci traktują mnie jak wroga, a ty udajesz, że nic się nie dzieje. Dlaczego nigdy nie reagujesz?
– Bo nie chcę ich stracić! – wyrwało mu się nagle. – Oni już są wystarczająco pogubieni.
Poczułam, jak robi mi się gorąco.
– Pogubieni? To usprawiedliwia wyzywanie mnie od intruzów? To, że Kaja traktuje mnie jak powietrze, a Tymon pluje jadem, jak tylko się odezwę? – mój głos drżał. – Marek, ja tu żyję, ja tu oddycham, ja jestem twoją żoną!
– To nie takie proste… – szepnął.
– Nie takie proste?! – krzyknęłam. – To nie ja rozwaliłam twoje małżeństwo! A teraz muszę płacić za błędy, których nie popełniłam!
Milczał. Stał oparty o framugę i unikał mojego wzroku.
– Nie jestem ich matką, wiem o tym – ciągnęłam. – Ale to nie daje im prawa mnie nienawidzić. A ty… ty tylko się przyglądasz.
Wtedy zrozumiałam, że dla niego ważniejszy jest święty spokój niż moje łzy. A we mnie pierwszy raz pojawiła się myśl, że może… powinnam spakować walizkę.
Tego było za wiele
Wróciłam do domu późnym wieczorem, kiedy usłyszałam w salonie głos Marka. Rozmawiał przez telefon. Już miałam wejść, ale coś mnie zatrzymało.
– Renata, spokojnie… – mówił cicho, jakby się tłumaczył. – Justyna nie będzie wam przeszkadzać. Wiem, że dzieci jej nie akceptują, ale ja to kontroluję.
Serce mi zamarło. Przycisnęłam się do ściany, a ręce zaczęły mi drżeć. On wie. Wiedział od początku.
– Tak, tak… nie musisz się martwić – ciągnął dalej. – Ważne, żeby Kaja i Tymon byli spokojni. Justyna to dorosła kobieta, poradzi sobie.
Nie pamiętam, jak weszłam do środka. Stałam jak skamieniała, a on odłożył telefon i spojrzał na mnie jak na duch.
– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam chłodno, choć głos mi drżał.
– To nie tak, jak myślisz… – zaczął.
– Wiedziałeś, że ona nastawia je przeciwko mnie? – łzy same cisnęły się do oczu. – I co zrobiłeś? Nic!
Marek spuścił wzrok.
– Nie chciałem pogarszać sytuacji… Potrzebowałem spokoju.
– Spokoju?! – wrzasnęłam. – Czy ty wiesz, jak to jest mieszkać z dwójką dzieci, które patrzą na ciebie jak na śmiecia? I mieć męża, który zamiast stanąć obok, udaje, że nic nie słyszy?!
Nie odpowiedział. W ciszy, która nagle między nami zapadła, usłyszałam własny oddech – ciężki, rwany. Wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. Była noc, zimno, ale nie czułam chłodu. Czułam tylko jedno: zdradę.
Pojechałam do siostry
Zapukałam do drzwi siostry o drugiej w nocy. Anka otworzyła zaspana, ale gdy zobaczyła moją twarz, od razu wpuściła mnie do środka.
– Justyna, co się stało? – objęła mnie, a ja rozryczałam się jak dziecko.
Usiadłyśmy w kuchni. Pachniało herbatą i spokojem – czymś, czego tak bardzo mi brakowało. Między szlochem wypluwałam słowa: o Renacie, o podsłuchanej rozmowie, o Marku, który wybrał wygodę zamiast mnie. Anka słuchała w milczeniu, potem westchnęła ciężko.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – zapytała. – Że dałaś się na to wszystko nabrać. Widziałaś sygnały, a i tak wierzyłaś, że to się ułoży.
– Bo kocham go… – wyszeptałam. – Myślałam, że miłość wytrzyma wszystko.
– Miłość to jedno, a szacunek to drugie – odpowiedziała ostro. – A on cię nie szanuje. Gdyby było inaczej, nie pozwoliłby dzieciakom traktować cię w taki sposób.
Patrzyłam w kubek z herbatą, a łzy kapały do środka. Anka ścisnęła moją dłoń.
– Justyś, zastanów się, czy chcesz tak żyć. Bo jeśli zostaniesz, oni cię zniszczą.
Te słowa uderzyły we mnie. Po raz pierwszy na głos ktoś nazwał to, co sama czułam od dawna. W mojej głowie pojawiła się myśl, która wcześniej była tylko cieniem: może lepiej odejść.
Wróciłam do domu następnego dnia wieczorem. Marek siedział w salonie, wpatrzony w telewizor, jakby nic się nie wydarzyło.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, gasząc pilotem ekran.
Spojrzał na mnie zmęczony, jak na kogoś, kto znowu chce robić sceny.
– O czym jeszcze? – mruknął.
– O nas – odpowiedziałam twardo. – Ja nie dam rady żyć w tym układzie. Albo jesteśmy partnerami, albo tylko współlokatorami.
Marek pokręcił głową.
– Justyna, proszę cię… To są moje dzieci. One potrzebują mnie. Ty jesteś dorosła, powinnaś to zrozumieć.
– Rozumiem aż za dobrze – przerwałam mu, czując, jak we mnie coś pęka. – Zawsze będę dla ciebie na drugim miejscu. Zawsze będę tą, która musi wytrzymać, bo ty boisz się konfliktu.
– Ja nie chcę wybierać między tobą a nimi – szepnął.
– Ale wybierasz, każdego dnia, kiedy milczysz – odpowiedziałam spokojnie.
Na moment w salonie zrobiło się tak cicho, że słyszałam tylko własne serce. Patrzyliśmy na siebie długo, oboje wiedząc, że ta rozmowa może być końcem.
Justyna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy wygrałam w totolotka, ojciec potraktował mnie jak śmiecia. Przez kilka tysięcy wykreślił mnie z rodziny”
- „Oddałem ojcu pół wygranej z totka. Kasę zainwestował w młodą żonę i szybko przekonał się, że z tego zysku nie będzie”
- „Mąż obiecywał mi luksus, a kupował tanie perfumy z bazaru. Nie potrafiłam udawać, że mi to wystarcza”

