Reklama

„Czuję, jak każdy dzień przecieka mi przez palce” – pomyślałam, spoglądając na swoje odbicie w szybie autobusu. „Zostanę zamknięta w domu dziadka, gdzie największą atrakcją są opowieści o dawnych czasach Nie ma co, wspaniałe wakacje”.

Wakacje u dziadka to tortura

Studia, wykłady, biblioteki, nocne wyjścia z przyjaciółmi, to była moja rzeczywistość, mój mały świat, w którym czułam się jak ryba w wodzie. Wydawało się, że nic nie jest w stanie mnie z tego wyrwać, aż do dzisiaj, kiedy matka postanowiła, że czas odwiedzić seniora rodu i wysłała mnie do dziadka na wieś na całe wakacje.

– To dla twojego dobra, kochanie – powtarzała. – Odpoczniesz od tego zgiełku, poznasz wartości, które tylko spokojne życie na wsi może ci dać.

Wściekłość ogarniała mnie na samą myśl o wymuszonym odpoczynku, ale czy miałam wybór? Pakując walizki, czułam, jakby ktoś kradł mi coś bardzo cennego – wolność. Nie był to jednak tylko o bunt przeciwko decyzji matki, to był ból, jaki poczułam w sercu na myśl, że latem nie zobaczę Marka, kolegi z roku, na widok którego serce biło mi szybciej.

Deszcz dzwonił o szybę jakby chciał podkreślić smutek tego momentu. W pokoju panowała cisza, przerywana jedynie głosem matki, która wzdychając podała mi filiżankę gorącej herbaty.

– Rozumiem, że jesteś niezadowolona, ale spędzenie czasu z dziadkiem Rajmundem to nie wyrok – mówiła, patrząc na mnie z troską w oczach. – To może być dla ciebie bardzo cenne doświadczenie.

– Mam siedzieć całe dnie i słuchać o golfie? – burknęłam, bawiąc się łyżeczką w filiżance. – Nie mam żadnych wspólnych tematów z dziadkiem.

– On cię kocha. Pomyśl o tym jako o okazji do pogłębienia waszej relacji. W końcu dziadek jest sam od kiedy odeszła babcia, a ty nie byłaś u niego od czterech lat. Potrzebuje towarzystwa.

– Dobrze – westchnęłam ciężko. – Jutro pojadę.

Myślałam, że umrę z nudów

Kiedy przyjechałam na miejsce, dzień był równie ponury jak mój nastrój. Dziadek stał w progu swojego olśniewającego domu, uśmiechając się szeroko na mój widok.

– Witaj, Renatko – powitał mnie radośnie. – Chodź, właśnie zaparzyłem herbatę.

Przywitałam go z wymuszonym uśmiechem, po czym weszłam do środka. Dom pachniał drewnem i kurzem, ale robił wrażenie. Dziadek w przeszłości był kapitanem statku, pływał w dalekie rejsy, skąd przywiózł mnóstwo egzotycznych pamiątek, które teraz zdobiły ściany. Uświadomiłam sobie, że dziadek musi czuć się samotny w tym wielkim domu.

– Renatko, musisz spróbować gry w golfa – powiedział z radością, gdy siedzieliśmy przy kuchennym stole. – Już zamówiłem ci kurs z instruktorem. To wspaniały sport, uczy cierpliwości i skupienia.

Patrzyłam na niego, próbując wyobrazić sobie siebie na polu golfowym. Jakoś nie widziałam tego. Golf jawił mi się jako nieskończona nuda. Ale co miałam zrobić? Nie chciałam, żeby było mu przykro.

Oszołomił mnie

Następnego dnia poszliśmy do klubu golfowego. To było dla mnie jak spacer po polu minowym, gdzie każdy nieostrożny ruch mógł spowodować eksplozję nudy.

– Zobaczysz, Renatko, golf to gra precyzji i spokoju – przekonywał, gdy obserwowaliśmy graczy. – Tutaj uczysz się panować nad ciałem i umysłem.

Wpatrywałam się w ludzi, którzy wyglądali na tak samo znudzonych jak ja, jednak dziadek widział to inaczej. Każde ich uderzenie traktował jak przejaw wielkiej pasji.

– Przyjdziemy jutro rano – zaproponował. – Mam dla ciebie niespodziankę.

Następnego dnia na polu golfowym poznałam mężczyznę, którego widok sprawił, że moje serce zabiło szybciej. Robert, instruktor golfa, był młody i przystojny. Z jego intensywnie zielonych oczu biła pewność siebie.

– Cześć, jestem Robert – przedstawił się, podając mi rękę. – I od dzisiaj będę twoim instruktorem.

– Renata – odparłam nieco zakłopotana, czując jak rumieniec wdziera się na moje policzki.

Pierwsze zajęcia były torturą zarówno dla mojego ciała, jak i ego. Każda próba uderzenia w piłeczkę kończyła się fiaskiem, a Robert wytrwale tłumaczył mi zasady. Z czasem jednak zaczęłam dostrzegać pewną harmonię w ruchach, które mi demonstrował.

– Zrelaksuj nadgarstki – instruował mnie cierpliwie. – Wyobraź sobie, że kij staje się przedłużeniem twojego ciała.

Czułam, że to coś więcej

Po kilku dniach moje uderzenia zaczynały przypominać coś, co można by nazwać grą w golfa. Z każdą chwilą spędzoną na polu czułam, jak rośnie we mnie szacunek do tego sportu, a towarzystwo Roberta stało się czymś, na co czekałam z niecierpliwością.

Wiedziałam, że to zaczyna być coś więcej niż tylko szkolenie, a jego uśmiech, kiedy coś mi się udało, sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Moje początkowe obiekcje co do wakacji u dziadka zaczęły znikać. W miarę jak mój swing stawał się bardziej pewny, wzrastała pewność, że moje uczucia wobec Roberta wykraczają poza typową relację instruktor–uczeń.

Robert był ciepły i zabawny, a nasze rozmowy często schodziły na tematy osobiste. Sposób, w jaki patrzył na mnie, gdy myślałem, że nie widzę, napawał moje serce radością.

– Musisz bardziej zaufać swoim instynktom – mówił, gdy poprawiał moją postawę. – Golf, podobnie jak życie, wymaga odwagi do podejmowania ryzyka.

Moje życie rozpadło się na kawałki

Pewnego dnia po treningu Robert zaprosił mnie na spacer po malowniczych wzgórzach otaczających klub. Rozmawialiśmy o marzeniach i życiu.

– Czuję się jakbym na nowo odkrywał golf dzięki tobie – wyznał, patrząc mi w oczy.

Czułam, jak moje serce bije szybciej, gdy jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. Po pełnym pasji pocałunku byłąm pewna, że to początek czegoś pięknego. Nie miałam pojęcia, jak bardzo byłam w błędzie.

Pewnego dnia zobaczyłam, jak Robert rozmawia z elegancko ubraną kobietą. Słyszałam, jak zwraca się do niej per Fransisca. Początkowo myślałem, że to tylko członkini klubu, ale sposób, w jaki się do siebie uśmiechali, a potem subtelne dotknięcie ich dłoni, mówiły coś innego.

Mój świat stanął na głowie, gdy zobaczyłam ich dwa dni później, całujących się w cieniu dębów. Zrozumiałam, że zostałam oszukana.

Wróciłam do domu dziadka z głową pełną złych myśli i sercem obolałym z bólu. Gdyby nie dziadek, chyba bym oszalała. Siedział na werandzie i przeglądał stare albumy ze zdjęciami.

Od razu wiedział, że coś jest nie tak

– Dziadku – szepnęłam, ledwo powstrzymując łzy – jak można ufać ludziom, gdy się tak bardzo zawiedzie na kimś?

Dziadek podszedł, objął mnie ramieniem i poprowadził na siedzenie obok siebie.

– Renatko – zaczął, głęboko wzdychając. – Życie jest pełne przegranych, ale też i zwycięstw. Czasem wygrywamy, innym razem uczymy się, jak przegrać z godnością. Każdy z nas doświadczył sercowego zawodu – kontynuował. – Twoja babcia i ja też mieliśmy wzloty i upadki. To, co nas jednak utrzymywało, to wiara, że każde doświadczenie, nawet to najbardziej bolesne, kształtuje nas i uczy być silniejszymi.

Spojrzałam na stare fotografie, widząc na nich dziadka i babcię, promieniejących szczęściem.

– Jak to wam się udało? – spytałam.

– Akceptowaliśmy nasze porażki, nie udając, że ich nie ma. Pomagało nam to rozumieć, że wartości, na których budujemy życie, są trwalsze niż chwilowe emocje.

Poczułam, jak robi mi się lżej na sercu. Ta rozmowa uświadomiła mi, że życie to nie tylko poszukiwanie szczęścia, ale też radzenie sobie z przeszkodami, które stają na naszej drodze.

Wygarnęłam mu wszystko

Po rozmowie z dziadkiem zaczęłam się oswajać ze swoimi uczuciami. Zdrada Roberta nadal była świeżą raną, ale próbowałam zrozumieć i zaakceptować, że to również część mojej życiowej ścieżki. Chociaż czułam się oszukana i zawiedziona, wewnętrzna walka z pragnieniem zrozumienia „dlaczego” stała się moim codziennym towarzyszem. Moja duma została wystawiona na próbę, ale postanowiłam, że nie pozwolę tej sytuacji zdefiniować mojego postrzegania siebie ani miłości.

W końcu przyszedł czas na ostateczne starcie z Robertem. Postanowiłam, że muszę wyrazić swoje uczucia. Potrzebowałam zamknięcia tego rozdziału, aby móc iść dalej.

Gdy go spotkałam, czułam się dziwnie spokojna.

– Robert, musimy porozmawiać – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy.

Widziałam, jak chwilę zastanawia się nad moimi słowami, zanim odpowiedział.

– Wiem, że czujesz się zraniona – przyznał. – Ale to i tak było bez przyszłości.

– Wierzyłam, że między nami jest coś więcej. Że to, co budujemy, ma jakieś znaczenie.

– W pewnym sensie miało – odpowiedział niepewnie.

– „W pewnym sensie” nie jest wystarczająco dobrym powodem, aby kogoś oszukiwać – stwierdziłam stanowczo. – Zaufałam ci, a ty to wykorzystałeś.

Robert milczał, a ja wiedziałam, że nie ma już nic więcej do powiedzenia.

Renata, 23 lata

Czytaj także:
„Cierpiałam, gdy narzeczony rzucił mnie dla bogatej panny. Brat znalazł sposób, by wyleczyć moje złamane serce”
„Mąż mi nie wystarczył, więc zaciągnęłam do łóżka teścia. Wiedziałam, że Marek się zdenerwuje, nie sądziłam, że aż tak”
„Ojciec zostawił nas na pastwę losu. Przypomniał sobie o mnie, gdy wygrałam milion w totka i zgrywał kochanego tatusia”

Reklama
Reklama
Reklama