„2 dni przed ślubem uznałam, że to małżeństwo zrujnuje mi życie. Przez matkę podjęłam decyzję, której żałuję do dziś”
„Czasem patrzę na niego i próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek czułam to… coś. Motyle. Tę ekscytację, kiedy dostajesz wiadomość i nie możesz przestać się uśmiechać. Moje wspomnienia są zamglone. Czasem przypomina mi się uśmiech mojego byłego”.

- Redakcja
Kamil, mój narzeczony, jest dokładnie takim mężczyzną, jakiego moi rodzice chcieliby mieć za zięcia. Stabilny, kulturalny, pracowity. Zawsze punktualny, nigdy nie podnosi głosu. Po trzech latach związku można by pomyśleć, że jestem szczęściarą. Sama tak długo myślałam. Ale szczęście, jak się okazuje, można sobie wmówić.
Od miesięcy czuję, że coś się wypaliło. Że nasze życie to harmonogram, a nie historia. Kamil wraca z pracy, jemy razem obiad, oglądamy serial, idziemy spać. W soboty jedziemy do jego mamy, w niedzielę na spacer. Jest… poprawnie. I to mnie przeraża.
Czasem patrzę na niego i próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek czułam to… coś. Motyle. Tę ekscytację, kiedy dostajesz wiadomość i nie możesz przestać się uśmiechać. Ale moje wspomnienia są zamglone. Czasem, jakby przez sen, przypomina mi się uśmiech Tomka. Były chłopak, stara historia. Ale to była inna Julia. Taka, która nie bała się mówić, co czuje.
Siedzę teraz w kuchni i mieszam herbatę, która dawno wystygła. W tle gra radio, ale nie słyszę muzyki. Natalia, moja przyjaciółka, właśnie wbiegła do mieszkania, jak zwykle z butami na nogach i kawą na wynos w ręce.
– No i co, Panno Młoda, gotowa na wielki dzień? – zapytała, zadziornie unosząc brew.
– Jasne – próbuję się uśmiechnąć.
– Nie wierzę ci – mówi od razu. – Julia, serio. Ostatnio wyglądasz, jakbyś szła na egzekucję, a nie ślub.
– Oj, nie przesadzaj...
– Nie przesadzam. Powiedz mi coś. Jesteś w ogóle zakochana w Kamilu?
Milczę. Otwieram usta, ale nie wiem, co powiedzieć.
– Widzisz? – Natalia wzdycha i siada na blacie. – Nie ma tej iskry. Nigdy jej nie widziałam między wami. Nigdy.
– Nie wszystko musi być jak z filmu, Natalia. Czasem stabilność to lepszy wybór niż wir emocji.
– Może. Ale nie na zawsze. A już na pewno nie na całe życie.
Patrzę na nią długo. Chcę jej powiedzieć, że się myli. Że przecież Kamil jest dobry. Że to tylko stres. Ale... to nie stres. To coś głębszego. Tylko ja nie mam odwagi tego nazwać.
Nie rozumieliśmy się
– Kamil, możemy pogadać? – zapytałam cicho, siadając na kanapie obok niego.
W rękach trzymał folder z ofertami podróży poślubnych. Pokazywał mi zdjęcie jakiegoś resortu w Grecji z palmami i drinkami z parasolkami.
– Zobacz, to chyba idealne miejsce. Cisza, spokój, blisko morza – uśmiechnął się zadowolony.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na niego – na jego ułożone włosy, wyprasowaną koszulę, pewny siebie ton. I poczułam… pustkę. Jakby wszystko w środku mi się zapadło.
– A ty naprawdę myślisz, że wszystko jest w porządku? – wyrwało mi się. Głos miałam trochę za głośny.
Zaskoczony podniósł wzrok.
– Co masz na myśli?
– No właśnie. Nic nie mam na myśli. Ty po prostu robisz swoje. Plan, kolejne kroki. Jakbyśmy odhaczali zadania z listy. Podróż poślubna – zrobione. Menu – zrobione. Goście – zaproszeni. A ja? Ja chyba nie jestem gotowa.
Zamilkł. Zmarszczył brwi, ale nie powiedział nic przez długą chwilę.
– Myślałem, że jesteś tylko zestresowana. Każdy jest przed ślubem.
– Może. Ale ja nie wiem już, czy to tylko stres. Nie wiem, czy my w ogóle się znamy. Czy wiesz, co ja czuję?
– Julia... – zaczął, ale głos mu się urwał. – Ja po prostu chcę, żeby było dobrze.
Wstałam z kanapy i spojrzałam na niego z góry.
– Tylko że „dobrze” to nie to samo co „szczęśliwie”.
Wyszłam z pokoju, zostawiając go z folderem w dłoni i z jego perfekcyjnie zaplanowanym życiem, w którym nie było miejsca na moje wątpliwości.
Szukałam pomocy u matki
– Mamo, masz chwilę? – zapytałam, zamykając za sobą drzwi jej kuchni.
Siedziała przy stole i kroiła marchewki do sałatki jarzynowej. Ślub za dwa dni, a ona już od rana w trybie „logistyka i kuchnia”. Zawsze taka była – konkretna, bez zbędnych emocji.
– Tylko mów szybko, bo jeszcze ciasta chcę zrobić dla gości przyjezdnych z daleka – odparła, nie podnosząc wzroku.
Usiadłam naprzeciwko niej, dłonie mi się trzęsły.
– Nie wiem, czy powinnam brać ślub – wyrzuciłam to z siebie szybko, jak plaster, który zdzierasz, zanim zacznie boleć.
Odstawiła nóż, spojrzała na mnie tym swoim chłodnym, oceniającym wzrokiem. Jakby mierzyła mnie na nowo.
– Co ty wygadujesz? Dwa dni przed ceremonią?!
– Po prostu... nie jestem pewna. Co jeśli to nie to? Jeśli to błąd?
– To za późno na takie dylematy, Julia. Goście zaproszeni, wszystko opłacone. Zresztą, co ty sobie myślisz? Że życie to bajka?
– Nie chodzi o bajkę... tylko o to, że nie czuję tego. Że się boję.
– Wszyscy się boją, co będzie dalej. Ale jak się powiedziało „A”, to i potem trzeba powiedzieć „B”. Nie rób mi wstydu przed rodziną. Ojciec już się cieszy, że wreszcie będzie miał zięcia, który nie wymięknie jak ten twój poprzedni.
– A jeśli nie dam rady?
– Dasz. A nawet jeśli nie dasz, to się nauczysz. Jak każda z nas. Takie życie, córciu.
Milczałam. Poczułam, że nie ma tu miejsca na moje uczucia. Są tylko oczekiwania. Obowiązki. Rodzinny stół, sernik, udawane uśmiechy.
– Idź do domu. I nie myśl o głupotach. Będziesz żoną. I koniec tematu.
Wyszłam z kuchni, dusząc w sobie krzyk, który nie miał gdzie się wydostać.
Ta wiadomość mnie zmroziła
Telefon zawibrował, kiedy pakowałam do torebki kosmetyczkę. Wiadomość. Nieznany numer.
„Cześć. Tu Tomek. Nie pytaj, skąd mam twój numer. Po prostu… potrzebuję z tobą porozmawiać. Na chwilę. Nic więcej”.
Zamarłam. Jakby czas się zatrzymał. Tomek. Chłopak, który zniknął z mojego życia tak samo nagle, jak się w nim pojawił. Nierozwiązana historia, którą wrzuciłam głęboko do szuflady z napisem „lepiej nie ruszać”.
Patrzyłam w ekran długo. W końcu odpisałam.
„Po co?”.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
„Bo chyba oboje zostawiliśmy za dużo niewypowiedzianego. Spotkajmy się. Proszę”.
Natalia prawie wyrwała mi telefon z dłoni, gdy zobaczyła moją minę.
– Co się dzieje?
Podałam jej ekran bez słowa.
– Żartujesz. Julia… Tomek?! Po tylu latach?
– Nie wiem, co robić.
– Ja wiem. Masz ślub za dwa dni, a on ci się nagle przypomina? Przecież on wtedy zniknął jak tchórz!
– Ale nigdy nie skończyliśmy tej rozmowy. Może właśnie dlatego nie potrafię ruszyć dalej.
– Albo dlatego, że ruszasz w złą stronę – powiedziała Natalia cicho. – Serio, Julia. Po co ci to?
Spojrzałam przez okno. Niebo szarzało. A w moim sercu nie było jaśniej. W końcu wzięłam kurtkę i wyszłam bez słowa.
– Julia! – zawołała Natalia za mną. – To zły pomysł!
Ale nie zawróciłam. Czasem trzeba posłuchać nie rozsądku, tylko serca. Nawet jeśli prowadzi cię prosto w burzę.
Musiałam go zobaczyć
Czekał na mnie na ławce w parku. Tym samym, w którym kiedyś pocałował mnie pierwszy raz. Tym samym, w którym po raz ostatni się widzieliśmy – gdy powiedział „potrzebuję czasu” i odszedł bez wyjaśnień.
Zobaczył mnie i wstał powoli. Miał na sobie czarną kurtkę i ten sam zdezorientowany wzrok, który pamiętałam aż za dobrze.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział. – Wiem, że to dziwne. Niespodziewane.
– Dziwne to mało powiedziane – odpowiedziałam ostrożnie.
– Widziałem, że wychodzisz za mąż. I... nie wiem, coś mnie uderzyło. Jakby... że to już naprawdę koniec.
– Koniec był dawno temu, Tomek. Kiedy odszedłeś bez słowa.
– Wiem. I przepraszam. Nie miałem wtedy odwagi. Bałem się, że nie jestem wystarczająco dobry. Dla ciebie. Dla nas. Uciekałem, bo tak było łatwiej.
Zamilkłam. Patrzyłam na niego i nagle wszystkie emocje wróciły. Niepewność. Tęsknota. Złość.
– Dlaczego teraz? Dlaczego akurat teraz?
– Bo nigdy cię nie zapomniałem. I może to egoistyczne, ale musiałem się jeszcze raz spotkać. Zobaczyć cię.
– Ja... nie wiem, co mam ci powiedzieć.
– Powiedz, że jesteś szczęśliwa – szepnął.
Milczałam.
– Dlaczego to skończyliśmy? – spytał nagle.
– Bo było zbyt intensywnie. Bałam się.
– A teraz się nie boisz?
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Jestem przerażona.
Zadrżał. Wtedy uderzyło go to, czego nie wiedział.
– Kiedy ślub?
– Za dwa dni.
Odsunął się krok w tył. Twarz mu zgasła.
– A więc to naprawdę koniec.
Nie odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam, co tak naprawdę się właśnie skończyło – a co dopiero zaczęło.
Dzień ślubu przywitałam łzami
Nie spałam całą noc. Siedziałam na podłodze w salonie, oparta o kanapę, z kubkiem zimnej herbaty w dłoni. Obok mnie leżała spakowana walizka. Tak na wszelki wypadek. Gdyby odwaga jednak przyszła.
Kamil nie wiedział o spotkaniu z Tomkiem. Nie pytał, gdzie byłam, a ja nie mówiłam. Czułam się jak w szklanym akwarium – widoczna, ale niedostępna. Miałam wrażenie, że nawet gdyby krzyczeć, nikt by nie usłyszał.
Telefon dzwonił trzy razy. Natalia. Nie odebrałam. Wiedziałam, co by powiedziała. A ja nie potrzebowałam słów, tylko decyzji. Ale żadna nie przyszła.
O szóstej rano wstałam, wzięłam prysznic, założyłam szlafrok i spojrzałam w lustro. Blada twarz, podkrążone oczy. Panna młoda jak z horroru. Załzawiły mi się oczy.
Podniosłam walizkę. Postawiłam ją przy drzwiach. Ale nie wyszłam. Nie dlatego, że poczułam miłość. Nie dlatego, że coś się rozjaśniło. Zostałam, bo się bałam. Bałam się wstydu, bałam się pytań, bałam się własnego głosu. Nie miałam siły powiedzieć „nie”.
O ósmej zadzwonił domofon. Mama. Przyniosła mi śniadanie i różaniec.
– Dzień ślubu to wielki dzień. Pamiętaj. Nie myśl tyle, po prostu bądź – uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po ramieniu.
Wyszła, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Patrzyłam na walizkę, aż w końcu wsunęłam ją z powrotem do szafy. Cicho, jakby to był grzech.
Wyszłam z mieszkania w sukni ślubnej. Czułam się jak aktorka. Jak ktoś, kto gra rolę, której nie rozumie. W głowie miałam tylko jedno zdanie: „Nie robię tego z miłości. Robię to, bo nie wiem, jak odmówić”.
Nie znalazłam odwagi
Kościół był pełny. Pachniało kadzidłem i perfumami mojej ciotki. Grał organista, goście uśmiechali się sztucznie, a mama ocierała oczy, jakby płakała ze wzruszenia. Natalia siedziała w drugim rzędzie. Nie uśmiechała się. Patrzyła na mnie jak ktoś, kto wie, że właśnie wchodzisz w pułapkę – i nie może cię powstrzymać.
Kamil wyglądał na szczęśliwego. Może naprawdę był. Stał prosto, dłoń trzymał pewnie. Szeptał coś do mnie, ale nie słuchałam. Cała ta scena przypominała film. Tyle że ktoś zapomniał napisać zakończenie.
– Czy bierzesz sobie Julię za żonę…?
– Tak – odpowiedział bez wahania.
Wszystkie głowy zwróciły się ku mnie.
– A ty, Julio?
Zacięłam się. Dosłownie sekundy ciszy, ale dla mnie trwały wieczność. Spojrzałam na twarz Kamila. Potem na ręce. I wypowiedziałam to słowo. Mechanicznie.
– Tak.
Ludzie zaklaskali. Organista uderzył w radosne akordy. A ja poczułam... pustkę. Nie ulgę. Nie radość. Nic.
Po ceremonii przyjęłam życzenia. Uśmiechałam się do zdjęć. Tańczyłam pierwszy taniec. I przez cały ten czas, gdzieś głęboko w środku, wiedziałam: to nie była odwaga. To był wybór najłatwiejszej drogi.
Tomek nie przyszedł. Natalia nie powiedziała ani słowa. Kamil był szczęśliwy. W mojej głowie było tylko jedno pytanie: „Czy można być jednocześnie żoną i nie być sobą?”.
Julia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że przyszła teściowa chce mi pomóc z weselem. Zamarłam, gdy odkryłam, co planuje za moimi plecami”
- „Rzuciłam nudnego narzeczonego dla kochanka słodkiego jak brzoskwinia. Po pół roku został mi tylko gorzki posmak żalu”
- „Wesele przyjaciół stało się gwoździem do trumny mojego małżeństwa. Wiedziałam, że nie ma czego ratować”

