„Dowiedziałam się o zdradzie męża podczas obiadu u teściów. Wstałam od stołu i bez wahania zostawiłam ten bajzel za sobą”
„Wstałam od stołu, zanim Teresa zdążyła zaserwować ciasto. Powiedziałam, że pójdę do kuchni po wino, choć nikt mnie o nie prosił. Musiałam się ruszyć, odejść na chwilę od tego stołu, uciec od świata, w którym wszystko stanowiło niepoprawną farsę. Chciałam, żeby ręce przestały mi drżeć, żeby ten gorzki smak w ustach zniknął. Ale nie znikał”.

- Redakcja
Nie wiem, w którym momencie nasze małżeństwo przestało oddychać. Może wtedy, gdy przestaliśmy się dotykać bez powodu. Albo kiedy każde z nas zaczęło jeść śniadania osobno — ja przy kuchennym blacie, on z laptopem przy stole w salonie. Nasze „my” rozmyło się gdzieś między zmywaniem naczyń a suchym „dobranoc” rzucanym z drugiego pokoju.
Michał był... wzorowym mężem. Takim, który zawsze podaje rękę teściowi i pamięta, by wynieść śmieci. W tygodniu pracował, w weekendy bywał w domu. Czasami przynosił mi coś z piekarni, ale już nie pamiętam, kiedy ostatnio to było z troski, a nie z obowiązku czy może przyzwyczajenia.
Nasze małżeństwo było ciche, a może nawet zbyt ciche. Zbyt grzeczne. Nikt się nie kłócił, nikt nie trzaskał drzwiami — po prostu obok siebie byliśmy. I tylko czasem, kiedy patrzyłam na niego z boku, czułam niepokój, jakby coś mi nie pasowało — jego cisza, oddech, który nie miał już nic wspólnego z moim oddechem.
Z Teresą, jego matką, relacja od początku była... napięta. To znaczy ona generowała to napięcie. Nigdy nie powiedziała wprost, że nie jestem wystarczająca, ale to wisiało w powietrzu za każdym razem, kiedy krytycznie omiatała wzrokiem moje paznokcie albo mówiła, że Michał to od dziecka lubił schabowego takiego, jak ona robiła. Uśmiechałam się, bo wiedziałam, że wojna z nią to walka z wiatrakami — i tak zawsze byłaby górą.
Tadeusz, jej mąż, był cichy, pogodny, trzymał się z boku. Czasem miałam wrażenie, że bardziej lubił mnie niż własną żonę. W niedzielę mieliśmy iść na do nich na obiad, który miał być jak wszystkie inne. Krem z brokułów, kotlety, a potem ciasto i herbata. Siedzieliśmy przy stole, jakbyśmy byli rodziną. Jakbyśmy się lubili.
A potem Michał poszedł do łazienki i zostawił swój telefon na stole. Zasłoniłam ekran dłonią, bo zaświecił zbyt jasno. Ale to, co zobaczyłam... Nie, to nie był błąd, żart ani spam, tylko wiadomość, która rozerwała mi duszę, zanim jeszcze dobrze wszystko przeczytałam.
Łyżka zadrżała mi w dłoni
Zupa brokułowa była jak zwykle przesolona. Teresa twierdziła, że „Michał tak lubi”, chociaż nigdy nie zapytała, czy ja lubię. Michał siedział naprzeciwko, wpatrzony w ekran telefonu, aż w końcu wstał i powiedział, że idzie do łazienki. Zostawił telefon na stole, ekran świecił się jeszcze przez sekundę. Zerknęłam — tylko na chwilę, z ciekawości, ale to wystarczyło.
„Kocham cię, nie mogę się doczekać, aż znowu ze mną będziesz” — brzmiała wiadomość. Zdjęcie nie pozostawiało złudzeń. Leżał na nim obok niej. Widziałam światło nocnej lampki, znajome prześcieradło z naszej sypialni. Jej ręka na jego nagiej klatce piersiowej.
Wbiłam wzrok w talerz. Łyżka zadrżała mi w dłoni, a usta miałam nagle suche. Nie mogłam przełknąć nawet łyka. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, ale na zewnątrz byłam całkowicie spokojna. Odsunęłam telefon i skupiłam się na regularnym oddechu.
— A ty, Dominiko — zaczęła Teresa tym swoim protekcjonalnym tonem, którego nie cierpiałam — jeszcze nie nauczyłaś się gotować zupki tak, jak Michał lubi?
— Myślę, że Dominice wychodzą świetne zupy — wtrącił się Tadeusz, ale nie spojrzał ani na mnie, ani na nią.
— Ach, Tadziu, przecież nie mówię tego złośliwie. — Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był pusty, jakby ćwiczony przed lustrem.
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam na Michała, który właśnie wrócił do stołu i usiadł, jakby nic się nie stało. Jakby w jego telefonie nie było żadnego dowodu, że świat, który razem budowaliśmy, już nie istnieje. Milczałam, bo nie zamierzałam dać im przedstawienia. Nie w tym momencie.
Michał zajął się rozmową z matką o jakimś projekcie w pracy, Teresa słuchała z dumą, wtrącając co chwilę „zawsze wiedziałam, że jesteś zdolny”. Tadeusz coś mruczał pod nosem, układając sztućce w równe linie. A ja siedziałam i patrzyłam na Michała, na jego dłonie, na to, jak kroił kotleta — takie zwyczajne ruchy, takie codzienne. I tylko ja wiedziałam, co właśnie przeczytałam.
Z każdym końcem można zacząć lepiej
Wstałam od stołu, zanim Teresa zdążyła zaserwować ciasto. Powiedziałam, że pójdę do kuchni po wino, choć nikt mnie o nie prosił. Musiałam się ruszyć, odejść na chwilę od tego stołu, uciec od świata, w którym wszystko stanowiło niepoprawną farsę. Chciałam, żeby ręce przestały mi drżeć, żeby ten gorzki smak w ustach zniknął. Ale nie znikał.
W kuchni panował porządek Teresy — wszystko było pod linijkę, nienaruszone, sterylne. Otworzyłam szafkę, sięgnęłam po wino, kieliszki wzięłam bezszelestnie. Odczekałam jeszcze chwilę, zanim wróciłam. Powiedziałam sobie w myślach: „Opanuj się. Teraz nie czas. Nie przed nimi”.
Gdy wróciłam, Michał znowu siedział z telefonem, tym razem schowanym pod stołem. Patrzył na ekran z tym samym skupieniem, jak wtedy, gdy ogląda mecze. Teresa mówiła coś o ciastach z promocji, Tadeusz kiwał głową.
— Przyniosłam wino — powiedziałam, stawiając butelkę na stole.
Zaczęłam rozlewać. Najpierw Michałowi, potem teściom, a na końcu sobie. Kiedy stanęłam obok Michała, spojrzałam mu w oczy, ale on odwrócił wzrok. Nie zapytał, czemu mi się trzęsie dłoń. Nie zapytał o nic.
— To może... — zaczęła Teresa, ale przerwałam jej spokojnym, czystym głosem:
— Wypijmy za to, że z każdym końcem można zacząć lepiej. — Uniosłam kieliszek.
Michał podniósł swój odruchowo, zaskoczony. Upili łyk.
Spojrzałam na Teresę. Wciąż trzymała kieliszek w dłoni, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
— Twojej synowej już nie ma. Ale miło było — stwierdziłam, patrząc jej prosto w oczy.
Teresa zamarła. Tadeusz przestał żuć. Michał próbował coś powiedzieć, ale z jego ust nie wyszedł żaden dźwięk. Przez chwilę nikt się nie ruszał. Tylko zegar na ścianie tykał. A ja stałam pośrodku tej ciszy. Odwróciłam się. Zostawiłam kieliszek na stole. Wyszłam z jadalni, zostawiając za sobą trójkę ludzi, których słowa już mnie nie interesowały.
Zasługuję na coś więcej
Zamknęłam za sobą drzwi i poczułam, jak zimne powietrze wieczoru uderzyło mnie w twarz. Ulica była pusta. Chodziłam tymi chodnikami setki razy, ale pierwszy raz czułam się tak lekka. Nie w dobrym sensie — bardziej jak coś, co właśnie się oderwało od czegoś większego i nie wie, gdzie pofrunie.
Szłam powoli, nie patrząc przed siebie. Słuchałam tylko kroków. Mijałam domy, w których paliło się światło. W jednym z okien zobaczyłam kobietę w kuchni — myła naczynia, a za nią mężczyzna rozkładał ręcznik nad garnkiem z makaronem. Przez chwilę myślałam, że to mogliśmy być my. Ale to tylko złudzenie, bo... jest zbyt późno.
W mojej torebce zawibrował telefon. Nie wyciągałam go. Nie chciałam wiedzieć, czy to Michał, czy może Teresa. Weszłam do parku, tego samego, po którym kiedyś spacerowaliśmy w niedzielne popołudnia. Michał zawsze mówił, że lubi tu ciszę. Teraz była aż zbyt wyraźna. Usiadłam na ławce, zapatrzyłam się w ciemność. Nagle przypomniałam sobie, jak kiedyś Michał powiedział: „Z tobą wszystko wydaje się prostsze”. A jednak, kiedy zrobiło się trudniej, wolał uciec do kogoś innego.
Sięgnęłam po telefon. Weszłam na swój profil. Kliknęłam „edytuj”. Zmieniłam status na „wolna”. Zrobiłam to bez zawahania.
Powiedziałam sobie na głos:
— Zasługuję na coś więcej.
Wdech. Wydech.
— Nie muszę się tłumaczyć z cudzego kłamstwa.
Nie płakałam. Nie tego wieczoru.
Teraz zacznę żyć
Kiedy ostatni raz czułam się kochana? Naprawdę kochana, bez warunków, bez cichych oczekiwań, bez tych wszystkich niewypowiedzianych „gdybyś tylko była inna”? Leżałam wtedy na kanapie, z głową na jego kolanach. Michał głaskał mnie po włosach i mówił, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. To było w drugim roku małżeństwa. Potem coś się popsuło.
On nie przestał mówić, ale przestał patrzeć. Dotykał, ale jakby z przyzwyczajenia. Przytulał, ale bez przekonania. Z każdym dniem coraz trudniej było uwierzyć, że to wszystko to nie spektakl, w którym oboje graliśmy. A ja przecież grałam najlepiej jak potrafiłam — wspierałam go, słuchałam, dawałam przestrzeń. Nie zauważyłam, kiedy przestałam być kobietą, a stałam się dodatkiem do jego planu na życie.
Wieczorem zadzwoniłam do Magdy, mojej przyjaciółki jeszcze z czasów liceum. Odbierając, od razu poznała po moim głosie, że coś się stało.
— Zdradził mnie — powiedziałam krótko.
— Michał? — zapytała, chociaż dobrze wiedziała, o kogo chodzi.
— Tak — potwierdziłam mimo to. — Widziałam wiadomości. I zdjęcia. U teściów przy stole.
— Boże... — Wstrzymała oddech. — I co zrobiłaś?
Wzruszyłam ramionami, choć nie mogła tego zobaczyć.
— Nie zrobiłam awantury. Po prostu wstałam i wyszłam.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko nasze oddechy. Przez moment było tak, jakby trzymała mnie za rękę.
— Ty zawsze miałaś klasę — powiedziała cicho. — A teraz? Co dalej?
— Teraz? — Westchnęłam. — Teraz zacznę żyć.
Powiedziałam to z taką pewnością, że aż sama się zdziwiłam. Jakby coś się we mnie obudziło. Jakby z tej ciszy, w której byłam przez tyle miesięcy, wreszcie wyłonił się głos. Mój własny.
Zablokowałam numer
Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem. Leżałam długo, wpatrując się w sufit. Mój telefon leżał na szafce obok, ekran rozświetlał się co kilka minut. Michał pisał, dzwonił, próbując coś ratować, odbudować z popiołów, które sam rozsypał.
Wzięłam telefon do ręki, żeby zobaczyć te jego próby. Sprawdzić, czy kłamie, czy błaga, czy się tłumaczy.
„Dominika, porozmawiajmy”, „To nie tak, jak myślisz”, „Po prostu mi odpisała. To był tylko flirt”, „Byłem głupi. Nic dla mnie nie znaczyła”.
Czytałam to z rosnącym spokojem. Nie było we mnie furii, tylko chłodne zrozumienie. Taki właśnie był. Nie zdradził mnie tylko fizycznie — zdradził lata cichego budowania, wieczory, w których ja milczałam, by jemu było łatwiej, wybory, które podejmowałam, żeby jemu było wygodnie.
„Flirt”? Dlaczego tak wielu mężczyzn myśli, że zdrada to kwestia definicji? Że wystarczy, by nie było dotyku, i wszystko da się odkręcić słowami? Nie odpisałam. Zablokowałam numer, a potem weszłam w kontakty i go usunęłam. To nie był już mój mąż. To był ktoś obcy, kto przypadkiem miał moje nazwisko.
Telefon w końcu przestał wibrować. W mieszkaniu zapanowała cisza, ale nie była już duszna. Była... pusta. I ta cisza była jak świeże powietrze po burzy.
Nie musiałam być doskonała
Siedziałam na ławce w parku, w tym samym, do którego często chodziliśmy razem. Ale dziś byłam sama. I po raz pierwszy nie czułam się przez to przegrana. Obok mnie przeszła młoda kobieta z dzieckiem na rękach. Chłopiec machał rączkami do gołębi, które uciekały przed nim w podskokach. Dalej, na drugiej ławce, starszy mężczyzna trzymał dłoń swojej żony. Trzymali się tak, jakby to było coś najważniejszego na świecie.
Zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech — Powoli, bez pośpiechu. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Może jeszcze kiedyś pokocham, a może już nie. Na pewno nie pozwolę nigdy, żeby ktoś mnie traktował jak dodatek do siebie.
Nie musiałam być doskonała. Nie musiałam być cicha i cierpliwa. Wystarczyło, że byłam sobą. Wstałam z ławki. Szłam powoli przez park, a liście szeleściły pod butami. I pierwszy raz od dawna czułam, że naprawdę idę przed siebie. Nie za kimś, nie obok kogoś, a sama. Nie byłam jednak samotna, tylko wolna.
Dominika, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moi teściowie zawsze traktowali mnie jak śmiecia. Nie byłam godna ich synka, bo nie dałam im fortuny ani nawet wnuków”
- „Gdy rodziły się nasze dzieci, stopniowo traciliśmy znajomych. Uważali, że mamy dużą rodzinę tylko dla zasiłków”
- „Za namową córki założyłam konto na portalu randkowym. Wstyd, że w tym wieku mężczyźni wciąż myślą tylko o jednym”

