Reklama

Kiedy ktoś pytał mnie o życie, odpowiadałam zwykle: „stabilne”. Nie idealne, nie bajkowe, ale takie, w którym niczego mi nie brakowało. Pracowałam w biurze rachunkowym, Jurek był menedżerem w dużej firmie. Mieliśmy mieszkanie na kredyt, samochód, a latem jeździliśmy nad morze albo w góry. Niby zwyczajne życie klasy średniej, ale ja naprawdę byłam z niego zadowolona. Myślałam, że wreszcie osiągnęliśmy spokój, o który tak długo walczyliśmy.

Od jakiegoś czasu zauważałam jednak, że Jurek coraz częściej się spóźniał. „Spotkanie z klientem”, „kolacja biznesowa”, „delegacja jednodniowa” – wymówek miał pełne kieszenie. Nie podejrzewałam niczego złego, raczej tłumaczyłam go przed sobą: ambitny, zapracowany, przecież stara się dla nas. Ale jednocześnie coś we mnie zaczynało się kruszyć – jakby cienka pajęczyna niepokoju oplatała codzienność.

Pierwszą wiadomość dostałam późnym wieczorem, gdy z herbatą w ręku oglądałam serial. Numer nieznany. Treść krótka: „Twój mąż cię zdradza”.

Patrzyłam na ekran telefonu i śmiałam się w duchu – jakiś żart, może pomyłka. Nawet nie dopuszczałam do siebie wątpliwości. Skasowałam SMS-a i poszłam spać.

Kilka dni później kolejna wiadomość: „Ty z nim byłaś w kinie, a potem on z inną w hotelu”.

Zamarłam. Znów nieznany numer, a treść brzmiała zbyt osobiście, żeby był to przypadek. Zignorowałam jednak i to, wmawiając sobie, że to głupia prowokacja. Ale wiadomości przychodziły coraz częściej. Krótkie, ostre zdania wbijały się we mnie jak igły. Próbowałam udawać, że nic się nie dzieje, ale w moim sercu pojawiła się pierwsza, niebezpieczna rysa. A jeśli…?

Jego reakcja dała mi do myślenia

– Jurek, możemy pogadać? – zapytałam wieczorem, kiedy wreszcie wrócił do domu. Pachniał drogą wodą po goleniu, miał zmęczone oczy. Odruchowo pocałował mnie w policzek, ale ja odsunęłam się na bok.

– Co się stało? – zdziwił się.

Bez słowa podałam mu telefon. Na ekranie świeciły się trzy wiadomości od nieznanego numeru. Jurek czytał je w milczeniu, marszcząc brwi.

– Co to za bzdury? – parsknął w końcu. – Ktoś sobie robi żarty.

– Żarty? – podniosłam głos. – A ja mam wierzyć, że to tylko przypadek? Że ktoś tak po prostu wysyła mi takie wiadomości?

– Martyna, no proszę cię… – Jurek machnął ręką. – To ewidentnie prowokacja. Ktoś chce nas poróżnić.

– A może po prostu masz coś na sumieniu? – wybuchnęłam, czując jak dłonie mi drżą. – Bo tak się bronisz, że aż trudno mi uwierzyć w twoją niewinność!

– Ty chyba oszalałaś! – podniósł głos. – Haruję jak wół, żebyśmy mogli normalnie żyć, a ty… ty wierzysz jakimś anonimowym SMS-om?!

Nie chodzi tylko o te wiadomości! – przerwałam mu gwałtownie. – Ciągle cię nie ma w domu, wiecznie spotkania, wyjazdy, telefony odbierane po kątach…

– Dość tego! – Jurek rzucił telefon na stół. – Jeśli uważasz, że jestem zdrajcą, to może lepiej sprawdź fakty, zamiast mnie oskarżać!

Trzasnęły drzwi. Stałam sama w kuchni, z dymiącym jeszcze czajnikiem i sercem walącym jak młotem. Jego gwałtowna reakcja tylko dolała oliwy do ognia.

„Gdyby naprawdę był niewinny, tylko by mnie uspokoił” – myślałam, siedząc na krześle i patrząc w telefon. Pierwszy raz od dawna poczułam, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Już nie miałam wątpliwości

– Wiesz, Martyna… – Kasia spojrzała na mnie z troską, gdy siedziałyśmy w jej kuchni przy kawie. – Te SMS-y to może i prowokacja, ale coś jest nie tak. Sprawdzałaś jego pocztę?

– Nie chcę być jak jakaś wścibska baba… – zaczęłam się tłumaczyć, ale głos mi się załamał. – Przecież to mój mąż, powinnam mu ufać.

– Ufać – tak. Ale nie dawać się robić w balona – Kasia skrzyżowała ręce na piersi. – Ja bym na twoim miejscu zajrzała. Lepiej wiedzieć, niż się łudzić.

W tym samym momencie dostałam powiadomienie o mailu. Nieznany adres, temat: „Prawda o Jurku”. Z drżącymi rękami otworzyłam wiadomość.

W środku kilka zdjęć. Jurek, uśmiechnięty, w eleganckiej restauracji. Naprzeciwko niego młoda kobieta z burzą ciemnych włosów. Kolejne zdjęcie – on pochyla się nad nią, dotyka jej dłoni. A ostatnie… pocałunek.

Serce mi się zatrzymało.

O Boże… – wyszeptałam.

– Pokaż – Kasia wyrwała mi telefon. Jej mina mówiła wszystko. – Martyna, to nie wygląda na koleżankę z pracy.

Wróciłam do domu, czekając na Jurka. Kiedy wszedł, bez słowa pokazałam mu zdjęcia.

Co to ma być? – mój głos był obcy, chłodny.

Jurek pobladł.

– Martyna, ja… to nie tak.

– Nie tak?! – krzyknęłam. – Ty się z nią całujesz! Co mam niby myśleć?!

– No, znam ją. Ale to było tylko… zauroczenie. Nic nieznaczące.

– Nic nieznaczące?! – wpadłam w szał. – Czyli rozbijasz nasze małżeństwo dla czegoś „nic nieznaczącego”?!

– Kochanie, proszę… – Jurek próbował podejść, ale cofnęłam się gwałtownie. – To nie było na poważne. To tylko… chwila słabości.

– Słabości?! – łzy zalewały mi twarz. – Te zdjęcia mnie zniszczyły. Rozumiesz?!

W kuchni rozległa się cisza. Tylko moje łkanie odbijało się od ścian.

Anonim się ujawnił

Była późna noc. Leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok. Jurek miał spać w salonie, ale właśnie mówił cicho do telefonu. Coś mnie tknęło. Wstałam na palcach i przystanęłam za drzwiami.

– Natalia, błagam cię, nie dzwoń o tej porze… – szeptał. – Wiem, że za mną tęsknisz, ale to nie jest takie proste.

Poczułam, jak serce mi zamarło. Natalia. Miała imię. Już nie była anonimową postacią ze zdjęcia.

– Nie, nie mogę się z tobą spotkać jutro. Ona coś dostała… – zawahał się. – Tak, ja też… Ale muszę to przemyśleć.

Przykryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć. Cofnęłam się do sypialni, jak złodziej we własnym domu.

Rano postanowiłam zagrać inaczej.

– Jurek… – powiedziałam przy śniadaniu, nalewając kawę tak, jakby nic się nie stało. – Może spróbujmy to naprawić. Jeśli naprawdę ci na nas zależy… zakończ tę relację.

Podniósł na mnie wzrok. Jego oczy były pełne zmęczenia i niepokoju.

Chcę ratować nasze małżeństwo – wyszeptał. – Obiecuję, że z nią skończę.

– Obiecujesz? – dopytałam ostro.

– Tak… – odpowiedział, ale w jego głosie czułam wahanie.

Wieczorem dostałam kolejnego SMS-a. „On nie przestanie. Nigdy. Bo ze mną jest naprawdę szczęśliwy”.

Serce mi ścisnęło. Następna wiadomość przyszła chwilę później: „Pamiętasz jego bliznę na ramieniu? Ja też ją całowałam”.

Zrozumiałam. To nie były przypadkowe anonimy. Ujawniła się. To ona – Natalia. Kochanka mojego męża. Kobieta, która nie tylko zabrała mi Jurka, ale i rozkoszowała się tym, że rani mnie coraz głębiej.

Prawie mu współczułam

– Jurek, chcę ci coś powiedzieć – powiedziałam, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Oparł teczkę o ścianę, spojrzał na mnie zaskoczony.

– Kolejna awantura? – westchnął ciężko.

– Nie awantura. Prawda. Sama się ujawniła i ty też powinieneś ją znać – odpowiedziałam lodowatym tonem. – Wiem, kto wysyła mi te SMS-y i maile.

Zmieszał się.

– O czym ty mówisz?

– Natalia – to imię zawisło w powietrzu jak wyrok. – To ona. Wysyła wiadomości, maile, zdjęcia. To ona chce mnie zniszczyć. Rozbić nasze małżeństwo.

Jurek pobladł. Usiadł na krześle, jakby nagle zabrakło mu sił.

– Skąd… skąd wiesz? – zapytał cicho.

– Bo pisze rzeczy, których nikt inny nie mógłby wiedzieć – podeszłam bliżej, prawie wbijając mu telefon w dłonie. – Opisuje twoją bliznę. Twój uśmiech. To, jak się całujecie.

Ukrywał twarz w dłoniach.

– Martyna, ona… ona chce, żebym się rozwiódł. Naciska, szantażuje. Ja… czuję się jak w pułapce.

– W pułapce? – prawie się zaśmiałam. – To ty sam tam wlazłeś. Sam ją do naszego życia wpuściłeś!

– Wiem! – krzyknął, a echo odbiło się od ścian. – Wiem, że to moja wina. Ale uwierz mi, ja nie chcę być z nią. Ona… nie odpuszcza. Ciągle dzwoni, przychodzi pod firmę, grozi, że powie wszystkim.

Stałam nad nim i czułam, jak narasta we mnie gniew pomieszany z rozpaczą.

A co ze mną, Jurek? Co ze mną?! – wyrzuciłam z siebie. – Myślisz, że będę biernie patrzeć, jak ta kobieta rozbija moje małżeństwo?

Chciałam go nienawidzić, a jednak czułam w sercu żal większy niż gniew. To on otworzył drzwi tej obsesji. On pozwolił, żeby obca kobieta zawładnęła naszym życiem.

Nagle to do mnie dotarło: nie walczę tylko z jego zdradą. Walczę z Natalią – zaborczą, chorobliwie zakochaną kobietą, która nie cofnie się przed niczym.

Ona nie zamierzała odpuścić

Spotkanie umówiłam sama. Napisałam do niej z telefonu Jurka, który zostawił na biurku, nieopatrznie odblokowany. „Porozmawiajmy. Sam na sam”. Odpisała natychmiast: „Wreszcie. Kiedy i gdzie?”.

Wybrałam kawiarnię na uboczu. Gdy przyszłam, siedziała już przy stoliku. Młoda, elegancka, z tym pewnym siebie uśmiechem, który od razu wydał mi się bezczelny.

A więc to ty – powiedziałam, siadając naprzeciwko. – Kobieta, która rozbija moje małżeństwo.

Natalia uniosła brew.

Twój mąż cię nie kocha. Nie rozumiesz tego? To tylko kwestia czasu, aż wybierze mnie.

– Doprawdy? – prychnęłam. – To dlatego wysyłałaś mi SMS-y? Dlatego podsyłałaś zdjęcia? Bo tak bardzo jesteś pewna siebie?

Chciałam przyspieszyć to, co nieuniknione – odparła chłodno. – Nie zamierzam czekać latami, aż wreszcie się od ciebie uwolni.

– Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, co robisz – głos mi drżał, ale mówiłam dalej. – Wkroczyłaś w cudze życie jak złodziejka.

– Nie – uśmiechnęła się z satysfakcją. – To on mnie wybrał. Nie zmusiłam go, żeby mnie pocałował. Nie zmusiłam, żeby pisał, że tęskni.

Poczułam, jak łzy pieką mnie w oczach. Natalia nachyliła się jeszcze bliżej.

– Ty trzymasz się resztek, a ja mam jego serce. Prawdziwe życie.

– Serce? – syknęłam. – On nawet nie ma odwagi powiedzieć ci, żebyś odeszła. To nie jest miłość. To tylko twoja obsesja.

Na chwilę jej twarz stężała, jakby moje słowa trafiły w sedno. Ale po chwili znów przybrała maskę triumfu.

Zobaczymy, kto wygra – wyszeptała.

Wstałam i wyszłam z kawiarni, czując, że drżą mi nogi. Miałam ochotę krzyczeć, płakać i rzucić się jej do gardła. Ale przede wszystkim wiedziałam jedno: jeśli Jurek nie znajdzie w sobie siły, żeby ją odciąć – ja nie znajdę siły, żeby zostać z nim.

Wszyscy już przegraliśmy

Dom wydawał się dziwnie pusty. Jurek spakował torbę, mówiąc tylko: „Muszę przemyśleć, czego chcę”. Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem, a ja zostałam w ciszy, która aż dźwięczała w uszach.

Usiadłam na kanapie, patrząc na półkę z książkami, na których każda miała swoje miejsce – tak jak kiedyś nasze życie. Poukładane, przewidywalne. Teraz wszystko rozsypało się jak domek z kart.

Myślałam o Natalii. O jej bezczelnym spojrzeniu, słowach, które wbijały się we mnie jak nóż. Ale jeszcze bardziej bolało mnie to, że Jurek pozwolił jej na wszystko. Że nie potrafił zamknąć drzwi, zanim było za późno.

„Jak kruche jest małżeństwo” – powtarzałam w głowie. Tyle lat wspólnego życia, tyle planów, tyle chwil. A wystarczyła jedna kobieta, żeby wszystko runęło.

Łzy spływały mi po policzkach, ale nie próbowałam ich ocierać. Były jak dowód – na stratę, na zdradę, na to, że coś umarło. Nie wiedziałam, czy Jurek jeszcze wróci, czy będzie miał odwagę poprosić o wybaczenie. Ale wiedziałam jedno: nawet jeśli wróci, nie wiem, czy będę w stanie mu zaufać.

Wstałam i podeszłam do okna. Ulica była spokojna, ktoś spacerował z psem, ktoś inny wracał z zakupami. Życie toczyło się dalej, jakby nic się nie wydarzyło. A moje życie stanęło w miejscu.

Nie byłam już sobą sprzed kilku tygodni. Byłam kobietą, która zobaczyła, jak łatwo można stracić wszystko. I która dopiero musiała zdecydować, czy walczyć o ruinę małżeństwa – czy zbudować siebie na nowo, sama.

Martyna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama