„Dostałem wymarzoną pracę i czułem, że to dar od losu. Dawałem z siebie wszystko, ale cena była za wysoka”
„Kiedy zobaczyłem swoje nazwisko na liście przyjętych, byłem pewien, że moje życie wreszcie nabierze rozpędu. Już liczyłem w myślach kasę i widziałem siebie w eleganckiej furze. Szybko jednak zobaczyłem, że cena za ten prestiż jest zbyt wysoka”.

- Redakcja
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem swoje nazwisko na liście przyjętych na praktyki, świat na moment stanął. Stałem na środku uczelnianego korytarza, ściskając telefon tak mocno, jakby od tego zależało moje życie. „To się dzieje naprawdę” — powtarzałem sobie, czując, jak serce wali mi w piersi. Widziałem już siebie w garniturze, z identyfikatorem przewieszonym przez szyję, w tych błyszczących biurach pełnych szkła i stali, gdzie ludzie wyglądają, jakby mieli plan na wszystko. Myślałem: to początek dorosłego życia, to jest moment, który ustawi mnie na lata.
Pierwszego dnia przyszedłem godzinę za wcześnie. Krążyłem po recepcji, udając, że wiem, dokąd idę. Pachniało świeżo mieloną kawą, a ekspres był darmowy — co od razu uznałem za symbol sukcesu. Przesuwałem palcem po gładkiej powierzchni biurka, przy którym miałem pracować, i czułem się… kimś.
Tylko ludzie jacyś tacy inni, niż się spodziewałem. Zmęczeni, bladzi, jakby ktoś wyciszył w nich wszystkie emocje. Mijałem ich na korytarzu, patrząc z entuzjazmem, a oni jedynie kiwali głową, jakby nie mieli energii na więcej.
Przydzielono mnie pod skrzydła menedżera o imieniu Robert. Wszedłem do jego gabinetu z szerokim uśmiechem.
– Tomek, tak? – rzucił, nawet nie podnosząc wzroku znad laptopa. – Dasz radę?
– Jasne! – wypaliłem, zanim zdążyłem pomyśleć.
Skinął głową w sposób, który bardziej przypominał rezygnację niż aprobatę.
Przy kawomacie spotkałem dwóch innych praktykantów.
– Jak pierwsze wrażenia? – zapytałem z naiwną ekscytacją.
– Tempo zabija – odburknął jeden, przewracając oczami.
– Ale kasa pracowników dobra… jak już tu przeżyjesz parę lat – dodał drugi, jakby mówił o wojsku.
Śmiali się nerwowo, choć w ich śmiechu była bardziej histeria niż humor.
Naprawde się starałem
Drugiego tygodnia pracy wciąż próbowałem trzymać fason, choć w środku coraz częściej czułem napięcie. Chciałem udowodnić wszystkim, że nadaję się do tego miejsca, że nie jestem tylko kolejnym studentem, który robi praktyki, żeby mieć co wpisać w CV. Dlatego kiedy dostałem zadanie przygotowania raportu, potraktowałem to jak okazję.
Siedziałem nad nim do późnego wieczora, poprawiałem każdy szczegół, sprawdzałem liczby kilka razy. Czułem satysfakcję, kiedy oddawałem go starszemu analitykowi, czyli Pawłowi. Wydawało mi się, że zrobiłem wszystko perfekcyjnie.
Następnego dnia Paweł podszedł do mojego biurka. Miał w ręku wydrukowany raport i spojrzenie, od którego zrobiło mi się gorąco. Wskazał mi, żebym poszedł za nim do salki, jakby nie chciał robić sceny przy wszystkich. To mnie uspokoiło na krótką chwilę, ale tylko na moment.
– Rozumiem, że dopiero się uczysz – zaczął, patrząc na mnie twardo. – Jednak jeśli za trzy miesiące nadal będziesz robił takie rzeczy, nikt cię tu nie zatrudni.
To „takie rzeczy” brzmiało, jakby zepsuł się cały projekt, jakbym zawalił coś ogromnego. Spojrzałem na raport, który trzymał. Zaznaczył tam drobną nieścisłość w jednym zestawieniu. Jedną. Czułem, jak w gardle rośnie mi gula.
– Przecież to drobiazg – powiedziałem, zanim zdążyłem się powstrzymać.
– Drobiazg, który w tej firmie ma znaczenie – odpowiedział ostro. – Tu nie ma miejsca na nieuwagę.
Powietrze zrobiło się ciężkie. Patrzyłem na Pawła i coś we mnie pękło. Może zmęczenie, może presja, może poczucie, że staram się ponad siły, a to i tak za mało.
– Może wcale nie chcę tu zostawać – wyrwało mi się.
Zapadła cisza. Paweł zmrużył oczy. Nie wyglądał na wściekłego. Bardziej na kogoś, kto usłyszał coś, czego się nie spodziewał. Jakby te słowa dotknęły go głębiej, niż powinny.
– Rozumiem – powiedział po chwili spokojniej. – Nikt nie musi tu zostawać.
Oparł raport o stół, jakby nagle stracił energię do tej rozmowy. Przez sekundę w jego spojrzeniu pojawiło się coś, co przypominało smutek. Jakby moje zdanie uderzyło w coś, co od dawna w nim siedziało.
Wyszedłem z salki i poczułem, że pod skórą krąży mi adrenalina. Z jednej strony byłem wściekły na siebie, że dałem się sprowokować. Z drugiej… słowa Pawła utkwiły we mnie jak haczyk. Dlaczego spojrzał na mnie w taki sposób? Co w tym zdaniu mogło go aż tak poruszyć?
Siedziałem potem nad pustą kartką, udając, że pracuję, a w środku miałem bałagan. Zaczynałem się zastanawiać, czy to miejsce naprawdę było warte całego mojego entuzjazmu, całej tej energii, którą w siebie włożyłem. Czułem frustrację, ale pod nią kryła się jeszcze jedna myśl, taka, której do tej pory unikałem. Może powoli zaczynałem dostrzegać, że coś tu nie grało, a mój zachwyt nie chronił mnie już przed tym uczuciem.
Coś przede mną ukrywał
Po rozmowie z Pawłem czułem dziwne napięcie, jakbym powiedział coś, czego już nie mogłem cofnąć. Przez cały poranek mijałem go na korytarzu i udawałem, że wszystko jest w porządku, choć w głowie wciąż wracał ten moment, kiedy spojrzał na mnie tak, jakby miał mi coś do powiedzenia, a jednak milczał.
W porze lunchu spotkałem go w kuchni firmowej. Staliśmy obok siebie w ciszy, nalewając kawę, i w końcu zdobyłem się na odwagę.
– Chciałem wyjaśnić to, co powiedziałem wczoraj – zacząłem. – Nie chodziło mi o to, że ta firma jest taka straszna. Trzeba mieć samozaparcie i tyle.
– Jasne – odpowiedział chłodno. – Tylko pamiętaj, że samozaparcie to jedno, a życie drugie.
Jego ton mnie zdenerwował. Brzmiało to jak ostrzeżenie, ale bez konkretów.
– Co masz na myśli? – zapytałem.
Paweł odstawił kubek, jakby zbierał myśli. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz zamknął się w sobie.
– Nie wchodź w to głębiej, chłopie. Nie warto.
Poczułem, że coś przede mną ukrywa. Jakby w tej firmie istniała jakaś niewidzialna zasada, o której nikt głośno nie mówił. Wracałem do biurka i analizowałem każde jego słowo. Wszystko we mnie zaczęło pracować szybciej: podejrzenia, pytania, których wcześniej nawet nie dopuszczałem do głosu.
Z jednej strony chciałem udowodnić sobie, że jestem ambitny i że dam radę. Z drugiej coraz częściej czułem, że coś w tym miejscu drapie od środka, a ja przestawałem to ignorować.
Co powinienem wiedzieć?
Tego dnia zostałem dłużej, bo menedżer poprosił o poprawki w analizie. Korytarze powoli pustoszały, światła przygasały, a ja szedłem po kolejne wydruki do drukarki na drugim końcu piętra. Wtedy usłyszałem czyjeś głosy. Zatrzymałem się za rogiem, bo brzmiały znajomo.
– Powiedziałeś mu? – zapytał ktoś cicho.
Rozpoznałem ten drugi głos od razu. Paweł.
– Jeszcze nie – odpowiedział. – To dzieciak. Jeśli mu powiem, wyjedzie stąd natychmiast.
Zrobiło mi się dziwnie gorąco. Nie miałem pojęcia, o kim mówili, ale wszystko we mnie podpowiadało, że o mnie.
– Może to lepiej – mruknął tamten. – Sam powinien wiedzieć, jak to się tu kończy.
Poczułem, że już dłużej nie wytrzymam. Wyszedłem zza rogu, zanim zdążyłem pomyśleć.
– Słyszałem wszystko – powiedziałem, patrząc prosto na Pawła. – Co powinienem wiedzieć?
Paweł zamknął oczy, jakby przez moment zastanawiał się, czy uciec, czy udawać, że mnie nie ma. W końcu westchnął i wskazał krzesło obok.
– Usiądź.
Usiadłem. Serca słyszałem aż w skroniach.
– To miejsce zabiera ludziom lata – powiedział cicho. – Zaczynasz z energią, z planami, z marzeniami. A potem budzisz się po dziesięciu latach i nie pamiętasz, kiedy ostatni raz zrobiłeś coś dla siebie. Nikt już nie myśli o tym, po co tu przyszedł. Wszyscy tylko liczą, żeby dowieźć wyniki i nie zawalić kolejnego projektu.
Mówił powoli, jakby każde zdanie było dla niego ciężarem.
– Ciągle słyszysz, że masz szansę na awans. Że jeszcze trochę, jeszcze tylko kilka miesięcy. Ale te miesiące robią się latami. Aż w końcu nie widzisz nic poza pracą.
Patrzyłem na niego i czułem, jak ściska mnie w żołądku. Niby wiedziałem, że duże firmy są wymagające, ale jego słowa brzmiały jak ostrzeżenie człowieka, który już dawno zapłacił za to cenę.
– Chciałem ci to powiedzieć wcześniej – dodał. – Jednak każdy i tak musi sam dojść do momentu, kiedy zrozumie.
Zamarłem. Poczułem, jak coś się we mnie przesuwa. Jakby ktoś zdjął mi z oczu filtr, przez który patrzyłem od pierwszego dnia. Zamiast ekscytacji pojawił się niepokój, a w nim zalążek decyzji, której jeszcze nie chciałem nazwać.
Paweł opowiedział swoją historię
Następnego dnia Paweł podszedł do mojego biurka, jakby całą noc zastanawiał się, co zrobić. Nie powiedział ani słowa, tylko skinął głową, żebym poszedł za nim. Weszliśmy na dach biurowca. Było późne popołudnie, miasto brzmiało jak jeden długi szum, a niebo miało kolor przygaszonego pomarańczu.
Paweł stanął przy barierce. Wyglądał na zmęczonego, ale nie tak zwyczajnie, tylko głęboko, jakby w środku ktoś mu zgasił światło dawno temu.
– Zaczynałem jak ty – powiedział. – Ten sam entuzjazm. Te same marzenia. Nawet identyfikator polerowałem przed pierwszym dniem, żeby dobrze wyglądał.
Uśmiechnął się krótko, bez radości.
– Myślałem, że praca w takiej firmie to przepustka do wszystkiego. Stabilność, przyszłość, szacunek. A potem zacząłem zostawać po godzinach, bo chciałem być lepszy. Najpierw kilka razy. Potem codziennie. Nawet nie zauważyłem, kiedy przestałem mieć życie poza tym budynkiem.
Opowiadał dalej, spokojnie, ale w jego głosie było napięcie.
– Przegapiłem urodziny siostry, potem święta u rodziców, później kolejne. Wszystko tłumaczyłem sobie tym, że muszę jeszcze tylko trochę wytrzymać. Aż zdałem sobie sprawę, że nie mam odwagi odejść. Miałem wrażenie, że nic innego już nie umiem. Firma dawała mi poczucie bezpieczeństwa, choć jednocześnie mnie wykańczała.
Spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, że słucham naprawdę.
– Pytasz, dlaczego ci to mówię? – zapytał. – Bo ja nie miałem kogoś, kto by mnie ostrzegł, zanim się zatraciłem. Może to niczego w twoim życiu nie zmieni, ale przynajmniej będziesz wiedział, na co się piszesz.
Stałem obok niego i czułem, jak w żołądku narasta ciężar. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem. W głowie mieszały się złość, współczucie i niechęć do samego siebie, że tak łatwo dałem się ponieść złudzeniom.
Paweł wrócił do barierki i spojrzał na miasto.
– Nikt nie powie ci tego wprost – dodał cicho. – Tutaj każdy udaje, że wszystko jest w porządku, bo boi się, że jeśli się zatrzyma, to zobaczy, jak naprawdę wygląda jego życie.
Stałem tam jeszcze chwilę, a w środku rosła jedna myśl: jeśli coś miało się zmienić, decyzję musiałem podjąć szybko. Zanim wciągnie mnie to miejsce na dobre.
Wysłałem wiadomość
Tego wieczoru wróciłem do mieszkania później niż zwykle. Mimo zmęczenia długo chodziłem po pokoju tam i z powrotem. Czułem, że coś we mnie dojrzewało od kilku dni, ale dopiero teraz miało paść na głos. Usiadłem przy biurku, otworzyłem laptopa i patrzyłem na pusty ekran. Kursor migał powoli, jakby zachęcał mnie do ruchu.
Napisałem maila do menedżera. „Chciałbym poinformować o rezygnacji z programu praktyk”. Po chwili skasowałem cały tekst i zacząłem od nowa. Dodałem krótkie wyjaśnienie, jedno zdanie, które brzmiało bardziej jak usprawiedliwienie niż argument. Wysłałem wiadomość, zanim zdążyłem się rozmyślić.
Zamknąłem laptopa i przez chwilę siedziałem w bezruchu. Bałem się reakcji rodziców, bałem się własnych myśli, bałem się tego, jak zabrzmi to wszystko, gdy jutro się obudzę. A jednak czułem dziwną ulgę, jakby ktoś wreszcie poluzował zaciśniętą pętlę.
Telefon zawibrował. Na ekranie pojawił się SMS od Pawła: „Dobrze zrobiłeś. Trzymaj się”. Nie odpisałem. Nie wiedziałem jeszcze, co będzie dalej. Jedyne, co wiedziałem na pewno, to to, że decyzja już zapadła i nie chciałem jej cofać.
Tomasz, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż miał spać sam na delegacji, ale ktoś ogrzewał go w nocy. Dowiedziałam się przez jeden przypadkowy telefon”
- „Mąż wypisał się z roli tatusia, a ja nie będę błagać o litość. Mam gdzieś męskie humorki, bo mam dziecko do wykarmienia”
- „Gdy córka kończyła studia za granicą, pękałam z dumy. Dziś wstydzę się przed sąsiadami za to, co robi dla kasy”

