Reklama

Czasami zastanawiam się, jak to się stało, że z kobiety pełnej marzeń, planów i ambicji stałam się cieniem samej siebie. Gdy byłam młoda, chciałam studiować, podróżować, mieć karierę, a potem – rodzinę. Ale życie potoczyło się inaczej. Wyszłam za Leszka, który był wtedy moją wielką miłością. Prosty, szczery, uśmiechnięty chłopak. Wierzyłam, że przy nim niczego mi nie zabraknie.

Dziś, po ponad dwudziestu latach małżeństwa, wiem, że zabrakło mi prawie wszystkiego – oprócz obowiązków. To ja brałam dodatkowe zmiany, odkładałam swoje ambicje, by dzieci miały co jeść i w czym chodzić. To ja zrezygnowałam z pracy w biurze, żeby „łatwiej było ogarnąć dom”, podczas gdy Leszek jeździł w trasy ciężarówką. On zawsze mówił, że „rodzina jest najważniejsza”. Ale w tym równaniu nie było miejsca na mnie.

Przyjaciółka Karolina czasem mówiła, że wyglądam na zmęczoną. Zbywałam to żartem, choć w środku czułam się jak przezroczysta.

– Monika, co z tobą? – zapytała któregoś popołudnia, kiedy siedziałyśmy w kawiarni. – Cała jesteś taka… przygaszona.

– E tam, przesadzasz – machnęłam ręką. – Zwyczajnie jestem zmęczona. Wiesz, dom, dzieci, Leszek w trasie...

– Ale przecież to już od lat tak wygląda. Ty się w tym gubisz.

– Daj spokój, Karola. Nie jestem pierwszą kobietą, która poświęciła się dla rodziny.

Uśmiechnęłam się krzywo, a ona spojrzała na mnie z troską. I wtedy poczułam, że naprawdę jestem niewidzialna – nawet dla samej siebie.

Nie takiego prezentu się spodziewałam

Rocznice ślubu zawsze były dla mnie czymś szczególnym. Czekałam na nie jak na mały znak, że mimo wszystkich trudów, jesteśmy razem, że nie zmarnowałam tych lat. W tym roku obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, nie będę robiła scen – chciałam po prostu poczuć się ważna.

Leszek wrócił z trasy późnym wieczorem. Był zmęczony, ale na jego twarzy gościł uśmiech. W ręku trzymał małą torebeczkę z drogerii.

Kupiłem ci coś na naszą rocznicę – powiedział z dumą. – Liczy się gest, prawda?

Podał mi paczuszkę. Drżącymi palcami rozchyliłam papier. W środku zobaczyłam flakonik perfum. Tani, niepozorny, z wyprzedaży. Znam tę markę – kupowałam je kiedyś, w czasach studenckiej biedy, gdy każdy grosz się liczył.

– Dziękuję, Leszek… – wyszeptałam, przyklejając na twarz uśmiech.

– No widzisz! Wiedziałem, że ci się spodobają. Pachną świetnie, nie? – Leszek był naprawdę zadowolony z siebie.

Uśmiechałam się, ale w środku czułam, jak coś mnie przygniata. To nie były perfumy – to było przypomnienie, że dla niego naprawdę liczy się tylko gest. Pusty gest. Że po tylu latach nie zauważył, jak bardzo potrzebuję nie przedmiotu, ale poczucia, że jestem doceniona.

Wzięłam flakonik do ręki i postawiłam go na półce. Leszek rozłożył się na kanapie i włączył telewizor.

To co, kolacja? – rzucił przez ramię.

– Zaraz – odpowiedziałam, ale tak naprawdę miałam ochotę zamknąć się w łazience i płakać.

W mojej głowie dudniła tylko jedna myśl: czy naprawdę po piętnastu latach zasługuję tylko na flakonik z promocji?

Myślał, że liczy się gest

Przez kilka dni próbowałam udawać, że nic się nie stało. Flakonik perfum stał na półce w sypialni, a ja omijałam go wzrokiem. Za każdym razem, gdy na niego spojrzałam, czułam w gardle ucisk. Leszek chodził zadowolony, przekonany, że sprawił mi radość.

Ale pewnego wieczoru, kiedy wrócił z kolejnej trasy i rzucił torbę w przedpokoju, nie wytrzymałam.

– Leszek, chcę ci coś powiedzieć – zaczęłam cicho, ale w moim głosie brzmiało napięcie.

– Oczywiście – zsunął buty i usiadł przy stole. – Co się dzieje?

– Chodzi o te perfumy – spojrzałam na niego, a w oczach poczułam łzy. – Myślałam, że po tylu latach razem zasłużyłam na coś więcej niż marny flakon z promocji.

Zmarszczył brwi, zaskoczony.

– Monika, ale przecież to prezent z serca! Chciałem ci zrobić przyjemność. Dlaczego robisz z tego tragedię? Ja się nie znam na perfumach.

– Tragedię?! – głos mi się załamał. – Leszek, ja całe życie oddałam tej rodzinie. Zrezygnowałam z siebie, żeby wam było dobrze. A ty nawet nie zauważasz, że ja… że ja od lat czuję się nikim!

– Nie mów tak – odpowiedział zdziwiony i trochę poirytowany. – Przecież pamiętam o naszej rocznicy. Mogłem wrócić z pustymi rękami, a jednak kupiłem coś dla ciebie.

– Bo liczy się gest, tak? – zaśmiałam się gorzko. – Tylko że ja już nie chcę gestów. Chcę, żebyś wreszcie zauważył, że jestem kimś więcej niż twoją kucharką i sprzątaczką.

Mąż milczał chwilę, potem westchnął ciężko.

– Monika, przesadzasz. Życie to nie bajka. Nie stać mnie na drogie prezenty, ty dobrze o tym wiesz.

– A ja już nie wiem, czy stać mnie na takie życie – odpowiedziałam i wyszłam z kuchni, zanim zdążył coś powiedzieć.

W sypialni położyłam się na łóżku, a łzy same płynęły. Czy naprawdę stałam się dla niego kimś, komu wystarczy byle co? – myślałam, wsłuchując się w dźwięk telewizora, który Leszek włączył, jakby chciał zagłuszyć moją rozpacz.

Sama zaczęłam w siebie wątpić

Spotkałyśmy się z Karoliną w jej ulubionej kawiarni. Pachniało kawą i świeżym ciastem, ale ja czułam tylko gorzki smak w ustach. Wciąż miałam w pamięci tamtą kłótnię z Leszkiem.

Karolina patrzyła na mnie uważnie, z tą swoją przenikliwą miną, która zawsze mnie rozbrajała.

– Monika, ty się wykończysz – powiedziała nagle, gdy tylko usiadłyśmy. – Jesteś cieniem samej siebie.

– Daj spokój, Karola – spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło żałośnie. – Przesadzasz.

– Nie przesadzam. Znam cię od lat. Wiem, jak byłaś kiedyś pełna życia. A teraz? Widziałam te twoje oczy, kiedy wspomniałaś o rocznicy. Co on ci kupił?

Zawahałam się chwilę, a potem wyznałam:

Flakon perfum. Ale… tani, zwykły.

Karolina aż prychnęła.

– To żart? Po tylu latach?

Może po prostu taka moja rola – wyszeptałam. – Może nic lepszego mi się nie należy.

– Monika! – Karolina pochyliła się nade mną i złapała mnie za rękę. – Ty się w tym małżeństwie zatraciłaś. Oddałaś wszystko, a co dostałaś w zamian? On cię nie docenia.

On mnie kocha – powiedziałam odruchowo, choć brzmiało to coraz mniej przekonująco. – Tylko… mnie nie rozumie.

– Kochanie to nie tylko słowa. To czyny. On cię traktuje jak powietrze.

Milczałam. Słowa Karoliny uderzały mnie mocniej, niż chciałam przyznać. Wróciły wspomnienia – moje porzucone marzenia, ambicje, praca, z której zrezygnowałam. Zrozumiałam nagle, że od lat nie zadałam sobie jednego pytania: czego ja chcę?

Karolina ścisnęła moją dłoń mocniej.

– Monika, jeśli sama o siebie nie zawalczysz, nikt tego za ciebie nie zrobi.

Wpatrywałam się w jej oczy i pierwszy raz od dawna poczułam, że coś we mnie pęka. Nie ze złości, ale z przebudzenia. Może faktycznie nie chodzi o perfumy. Może chodzi o całe moje życie.

Musiałam coś zrobić

Tego wieczoru siedziałam na łóżku z walizką obok. Składałam ubrania powoli, mechanicznie, jakbym wciąż nie wierzyła, że to naprawdę się dzieje. Flakon perfum, który Leszek kupił mi na rocznicę, stał na półce. Spojrzałam na niego po raz ostatni – symbol wszystkiego, co przez lata udawałam, że mnie nie boli.

Usłyszałam, jak Leszek wchodzi do mieszkania. Zrzucił buty, westchnął ciężko i skierował się do kuchni. Wyszłam z sypialni z walizką w ręku.

– Monika? – zmarszczył brwi. – Co ty robisz?

Wyjeżdżam – powiedziałam spokojniej, niż sama się spodziewałam.

Zamarł.

– Co?! – podszedł do mnie o krok. – Jak to wyjeżdżasz? Gdzie?

– Nie wiem jeszcze. Ale nie mogę tu zostać.

– Monika, ja cię kocham! – jego głos załamał się, pierwszy raz od dawna widziałam go naprawdę przerażonego. – To tylko perfumy! Nie możesz przez to odchodzić!

– To nie przez perfumy, Leszek – spojrzałam mu w oczy. – To wszystko nie ma sensu.

– Ale ja… ja naprawdę chciałem dobrze! – chwycił mnie za ramiona. – Powiedz, co mam zrobić. Kupię ci inne, droższe, co tylko zechcesz!

Pokręciłam głową.

– Nie chodzi o ten flakon, tylko o mnie. O to, że ja już dawno przestałam się liczyć.

– Nie mów tak! – Leszek niemal krzyczał. – Zawsze się liczyłaś! Może nie umiem tego okazać, ale… ja bez ciebie jestem nikim.

Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie cofnęłam się.

– A ja jestem nikim przy tobie – wyszeptałam. – I tak dalej nie chcę żyć.

Wysunęłam ramiona z jego dłoni i podniosłam walizkę. Leszek stał nieruchomo, jakby nagle cały świat wymknął mu się spod kontroli. A ja przeszłam obok niego, wiedząc, że zostawiam mężczyznę, który wciąż mnie kocha… ale że ja już dawno przestałam kochać siebie w tym małżeństwie.

Znów poczułam się sobą

Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Kawalerka z krzywą podłogą i oknem wychodzącym na parking. Gdy pierwszy raz zamknęłam za sobą drzwi, poczułam się tak pusto, że aż mnie to przestraszyło. Siadłam na materacu rozłożonym w rogu i wybuchnęłam płaczem.

Łzy płynęły mi po twarzy, ale gdzieś pod tym wszystkim czułam też dziwną ulgę – jakby ktoś zdjął ze mnie ciężki płaszcz. Po raz pierwszy od lat mogłam decydować sama o sobie. Mogłam patrzeć w lustro i nie widzieć tylko „żony Leszka”.

Telefon wibrował na stole. „Wróć, Monika. Naprawię wszystko” – wiadomość od Leszka. Chwilę później kolejna: „Nie umiem żyć bez ciebie”.

Otarłam policzki. Może kiedyś takie słowa by mnie wzruszyły, ale teraz brzmiały jak echo. Spojrzałam na perfumy – zabrałam je ze sobą, nie wiem po co. Postawiłam flakonik na parapecie, jak znak przeszłości.

Wieczorem zadzwoniła Karolina.

– Monika? Jak się trzymasz? – jej głos był ciepły.

– Sama nie wiem… Płaczę, ale… chyba też wreszcie oddycham – wyszeptałam.

– To normalne. W końcu zaczynasz żyć dla siebie.

Patrzyłam na nagie ściany mieszkania. Były zimne, ale moje. Leszek jeszcze kilka razy pisał i dzwonił. Każde „wróć” bolało, ale wiedziałam, że nie mogę.

Nie wrócę – powiedziałam w końcu do siebie, odkładając telefon. – I nie chodzi o perfumy. Chodzi o mnie.

Usiadłam na materacu, otuliłam się kocem i pierwszy raz od dawna poczułam, że choć jestem sama – to zaczynam być wolna.

Miłość to nie wszystko

Minęło kilka miesięcy od tamtego dnia, kiedy zamknęłam za sobą drzwi naszego domu. Nauczyłam się żyć sama – choć wcale nie było to łatwe. Wieczory bywały najgorsze, kiedy cisza mieszkania zdawała się przygniatać mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale z czasem zaczęłam ją oswajać.

Czasem wracam myślami do Leszka. Do jego zmęczonych oczu, do ciepła, które w nim było. Wiem, że on naprawdę mnie kochał – na swój prosty, nieporadny sposób. Ale nie umiał sprawić, żebym ja kochała siebie obok niego. To różnica, którą zrozumiałam dopiero po odejściu.

Telefon mam pełen jego wiadomości. Niektóre czytam, inne od razu kasuję. Wciąż nie odpowiadam. On pisze: „Naprawię wszystko”, „Może pojedźmy razem gdzieś”, „Tylko daj mi szansę”. Ale ja wiem, że nie o szansę chodzi. Nie o wyjazdy, prezenty, perfumy. Chodzi o lata milczenia, o te wszystkie chwile, kiedy gubiłam siebie w codzienności.

Kiedyś, siedząc przy oknie, wyszeptałam na głos:

– Może kiedyś mu wybaczę. Ale dziś muszę wybaczyć sobie, że tak długo milczałam.

To zdanie zostało ze mną jak modlitwa. Bo naprawdę muszę nauczyć się żyć od nowa – nie jako czyjaś żona, nie jako gospodyni, ale jako Monika.

Nie wiem, co będzie dalej. Czy znajdę jeszcze szczęście, czy zestarzeję się samotnie w tej kawalerce. Ale wiem jedno – już nigdy nie pozwolę, żeby flakon perfum stał się symbolem mojego życia.

Monika, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama