Reklama

Teoretycznie wszystko gra – uczę się, mam chłopaka, jakieś plany na przyszłość... Ale coraz częściej czuję, że coś jest nie tak. Jakby w środku mnie brakowało jakiegoś puzzla. Czegoś, co niby nigdy nie było moje, ale bez czego wszystko trzeszczy.

Nie znałam ojca

Zawsze byłam tylko ja i mama. Iwona – silna, chłodna, konkretna. Taka kobieta, co się nie rozkleja. Niby mnie kochała, nigdy niczego mi nie brakowało, ale… nasze relacje były jak herbata bez cukru – gorące, ale pozbawione słodyczy. Gdy byłam młodsza, brałam to za normalne. A ojciec? Cóż. Zniknął, zanim się pojawiłam. Tyle wiedziałam. Mama mówiła o nim rzadko i krótko: że był tchórzem, że odszedł, jak tylko dowiedział się, że jest w ciąży. Że nie warto o nim wspominać. Nie zadawałam pytań. Przez większość życia naprawdę mi to wystarczało.

Ale ostatnio coś się zmieniło. Może to te wszystkie zajęcia na uczelni – psychologia dzieci, teoria więzi, to jak bardzo przeszłość wpływa na teraźniejszość. Może to Maks – mój chłopak, który ma cudownie skomplikowaną rodzinę, pełną kłótni, miłości i wspomnień. A ja? Czułam się, jakbym miała tylko połowę drzewa genealogicznego. Drugą połowę – zamkniętą na kłódkę, bez klucza. Aż w końcu coś się stało.

Pewnego dnia, gdy było już ciemno, a ja wracałam z uczelni zmarznięta i zmęczona, zobaczyłam paczkę na wycieraczce. Bez nadawcy. Tylko napisane na niej: „Dla Klary. Od świętego Mikołaja”.

W środku – tabliczka czekolady. Nie byle jaka. Moja ulubiona z dzieciństwa, z truskawkowym nadzieniem i złotym papierkiem. I list. Drżały mi ręce, gdy go otwierałam.

„Nie wiem, czy masz ochotę mnie poznać, ale ja nigdy nie przestałem o Tobie myśleć. Tata”

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

Mama się wściekła

– Mamo, możemy porozmawiać? – zapytałam cicho, stojąc w drzwiach jej sypialni.

W dłoni ściskałam list. Ten sam, który znalazłam w paczce od „Mikołaja”.

Spojrzała na mnie znad książki, z lekkim zniecierpliwieniem. Jakby już sama moja obecność była problemem.

– Co się stało?

Podeszłam bliżej i położyłam list na jej kolanach. Przeczytała pierwsze zdanie. Sztywniała. Jej palce zadrżały, ale szybko je zacisnęła. Chciała udawać, że nic się nie dzieje. Że to jakiś świstek papieru. Ale widziałam. Wiedziałam.

– Skąd to masz? – spytała, zimno, bez emocji.

– Leżało pod drzwiami. Z czekoladą.

Jej oczy zmieniły się w lód. Wstała. Bez słowa, z palcami jak ostrza, rozerwała list na pół. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Rzuciła ścinki do kosza, jakby wyrzucała śmieci.

– Co ty robisz?! – krzyknęłam. – Oszalałaś?!

To obrzydliwy żart. Ten człowiek nie istnieje. Nigdy nie istniał – powiedziała.

– Mamo... – próbowałam, ale coś we mnie pękło. – Kłamałaś przez całe życie?

– Nie. Chroniłam cię.

– Przed czym? Przed ojcem? Przed prawdą?

Zamilkła.

– Oszukiwałaś mnie – wyrzuciłam. Okrutnie. Celowo.

Nie spojrzała na mnie. Po prostu wyszła z pokoju. Zostawiła mnie samą. Jak zawsze.

Miałam mętlik w głowie

– Co o tym myślisz? – zapytałam Maksa, gdy pokazałam mu tabliczkę czekolady i list.

Siedzieliśmy w jego mieszkaniu, w kuchni pachniało kawą, ale żadnemu z nas nie chciało się jej pić.

Może to jakiś głupi żart?

– Serio, Maks?

Podałam mu kawałek czekolady.

– Spróbuj. Pamiętam, bo mama kupiła mi ją ostatni raz, jak miałam pięć lat. I przysięgała, że to ostatnia.

Maks ugryzł kostkę, zmarszczył brwi.

– Dobra.

– Właśnie. To nie mógł być przypadek. – Zaczęłam chodzić po pokoju. – On musiał mnie znać. Albo znać moją mamę. Wiedzieć, co lubiłam. Kim jestem.

Maks wstał i objął mnie ramieniem.

A jeśli to faktycznie twój ojciec?

– To dlaczego dopiero teraz? Po tylu latach?

Nie odpowiedział. Zresztą sama nie znałam odpowiedzi. Wiedziałam tylko jedno – nie mogłam tego tak zostawić. Wieczorem znów próbowałam porozmawiać z mamą. Siedziała przy kuchennym stole, kroiła marchewkę. Jak gdyby nigdy nic.

– Mamo... czy możesz mi o nim opowiedzieć?

– Nie – odparła krótko.

– Dlaczego?

Bo to nie ma znaczenia.

Milczałam chwilę. Potem wstałam, wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju.

Byłam coraz bliżej prawdy

Kosz w kuchni stał pusty. Mama wyniosła śmieci, ale pamiętałam. Pamiętałam, że list porwała wieczorem na drobne kawałki i wrzuciła je do kosza w gabinecie. Tego przy komputerze.

O drugiej w nocy, po cichu jak złodziej, zakradłam się tam z latarką. Papiery były pogięte, niektóre z herbacianymi plamami, ale dało się odczytać pojedyncze słowa. Po godzinie sklejania – udało mi się. Wpatrywałam się w imię Robert i czułam, że to musi być mój ojciec. Człowiek, który mnie zostawił. Człowiek, który nagle chce wrócić. A może zawsze chciał, tylko… ktoś mu na to nie pozwolił?

Otworzyłam laptopa i zaczęłam go szukać w internecie. Na początku nic. Później przeszłam na portale społecznościowe. Zdjęcia. Setki zdjęć. W końcu – jedno. Zbyt znajome. Twarz. Brwi. Podbródek i oczy, które wyglądały identycznie jak moje.

– To on – szepnęłam.

I wtedy usłyszałam głos mamy. Z drugiego pokoju. Przez cienką ścianę.

– Tak, przyszło. Tak, przeczytała. Coś podejrzewa.

Zamarłam.

– Mhm. Nie wiem, co zrobi. Boi się, ale... jest uparta jak on.

Chciałam się ruszyć, ale byłam jak sparaliżowana. Stałam za ścianą, słuchając mamy, która po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat rozmawiała z kimś... kto znał mojego ojca. Albo z nim samym. Weszłam do pokoju. Bez pukania.

– Z kim rozmawiasz?

– Co ty… o tej porze... – zaczęła, ale telefon zniknął w kieszeni. Udawała zaskoczenie. Marnie.

– Rozmawiałaś z nim? – wysyczałam.

– Klara...

– Rozmawiałaś. Kłamiesz od początku. Co jeszcze przede mną ukrywasz?

Spojrzała na mnie. W jej oczach pojawiło się coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Panika.

– Ja cię tylko chroniłam.

– Nie. Ty mnie zamknęłaś w klatce i kazałaś wierzyć, że to dom.

Mama mnie okłamywała

– Tak – powiedziała cicho. – Robert to twój ojciec.

Stałam jak wryta. Powiedziała to tak spokojnie, że przez chwilę nie zrozumiałam. Myślałam, że się przesłyszałam. Ale nie. Powtórzyła.

– Twój ojciec nazywa się Robert.

– Dlaczego... – głos mi się załamał – dlaczego kłamałaś przez całe życie?

– Bo się bałam – odpowiedziała. – Bo to było łatwiejsze. Bo nie chciałam, żebyś popełniła ten sam błąd co ja.

Usiadła przy stole. Patrzyła na swoje dłonie, nie na mnie.

– Odszedł, jak tylko się dowiedział, że jestem w ciąży – zaczęła. – Ale... potem wrócił. Późno, bo jak już miałaś dwa lata. Chciał się z tobą zobaczyć, wysłał list. Wtedy go spaliłam. Myślałam, że to chwilowe. Że jak przestanie się starać, to odejdzie na dobre. Ale pisał dalej. I przyjeżdżał. A ja go odsyłałam. Zawsze.

– Mamo... – głos mi drżał. – Ty mu nie pozwoliłaś się ze mną spotkać?

– Klara... on cię zostawił. Myślisz, że warto było ryzykować twoje życie, żeby dostać ojca na pół etatu?

Poczułam, jakby ktoś walnął mnie w klatkę piersiową.

– Może i byłby tylko na pół etatu. Ale miałabym wybór. Miałabym prawo wiedzieć, kim jestem.

Mama odwróciła wzrok. Chciała coś powiedzieć, ale milczała. Tylko jeden mięsień przy jej ustach drgał. Nie wytrzymałam. Wybiegłam z domu. Nie wiedziałam, dokąd idę. Po prostu szłam. Przez puste ulice. Przez chłód. Jakby ten chłód miał mnie zamrozić, przytępić wszystko, co czułam. Usiadłam na ławce w parku. Z torby wyciągnęłam tabliczkę czekolady. Tę, którą zostawiłam na potem. Połamałam na kawałki. Zjadłam połowę. Nie czułam smaku. Tylko pustkę.

Chciałam go poznać

Nie miałam pojęcia, co mu napisać. Zaczynałam wiadomość chyba z dziesięć razy. Kasowałam. Pisałam znowu. W końcu wysłałam na podany w liści numer SMS-a. Yylko jedno zdanie:

„Jeśli to naprawdę ty, spotkaj się ze mną. Klara.”

Odpowiedź przyszła po dwóch godzinach.

„Tak. Kiedy i gdzie chcesz.”

Wybrałam małą kawiarnię, z dala od centrum. Taką, gdzie nikt nie zagląda przez ramię, a światła są przytulne. Czekałam przy stoliku, patrząc, jak herbata stygnie. Zastanawiałam się, czy go poznam. Czy przyjdzie ktoś obcy. A może ktoś, kto od pierwszej sekundy wyda się znajomy. Wszedł dziesięć minut po czasie. Mężczyzna po pięćdziesiątce. Wysoki, lekko przygarbiony. Dłonie w kieszeniach. I oczy. Moje oczy.

Podszedł ostrożnie.

– Klara? – zapytał, jakby sam nie był pewien, czy wolno mu wymawiać moje imię.

Skinęłam głową. Usiadł powoli, jakby bał się, że zrobi coś nie tak.

– Nie chcę, żebyś myślała, że czegokolwiek oczekuję – powiedział od razu. – Po prostu... chciałem cię poznać.

Milczałam.

– Nie miałem odwagi wtedy. A potem już było za późno. Twoja mama... miała rację, że mnie odcięła. Zawiodłem was. Obie.

Patrzyłam na niego długo.

– Dlaczego teraz?

Zacisnął usta.

– Bo miałem sen. Że jesteś dorosła. Że idziesz gdzieś... sama. I nagle odwracasz się do mnie. I mówisz: „Dlaczego mnie nie szukałeś?”. Obudziłem się z tym pytaniem w głowie. I nie umiałem już dalej żyć, udając, że cię nie ma.

Zamilkł. W jego oczach było coś pomiędzy wstydem a nadzieją.

Nie wiem, czy ci wybaczę – powiedziałam cicho.

– Nie musisz. Tylko... pozwól mi być. Cokolwiek to znaczy.

Spojrzałam na niego.

– Na razie wystarczy, że przyszedłeś.

Klara, 21 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama