„Dostałam spóźniony kalendarz adwentowy od eks męża. Przez 24 okienka dowiedziałam się więcej niż przez 10 lat związku”
„Poczułam, jak robi mi się gorąco i zimno na zmianę. Wróciłam do sypialni i położyłam się obok Krzyśka. Oddychał równo. Spał. Może to i lepiej. Nie wiedziałabym, jak wytłumaczyć, że serce znów mi bije w rytmie przeszłości”.

Pierwsze święta po rozwodzie mają w sobie coś okrutnego. Niby człowiek wie, że ten rozdział już zamknął, że decyzja została podjęta świadomie – ale kiedy miasto rozbłyska światłami, a z każdej witryny lecą kolędy, serce i tak się zaciska. Mam trzydzieści sześć lat, nazywam się Wiola. I właśnie uczę się żyć inaczej – bez Michała.
Rozstaliśmy się wiosną. Po dziesięciu wspólnych latach. Bez wielkiego krzyku. Bez dramatów. Przynajmniej z zewnątrz. A jednak wszystko we mnie się rozpadło. Teraz mieszkam sama. Albo z Krzyśkiem – zależy od dnia. To jeszcze świeże. On się stara, ja czasem udaję, że też.
Kilka dni temu dostałam paczkę. Małe, kartonowe pudełko, starannie zapakowane. Nie było nadawcy. W środku – kalendarz adwentowy. Ręcznie zrobiony. Te przegródki znałam aż za dobrze – Michał uwielbiał takie rzeczy. A zdjęcia na froncie... Nasze. Chorwacja, Mazury, pies, choinka z przed dwóch lat. Na froncie napis: „Dla Wioli. Czasem trzeba przeżyć coś jeszcze raz”.
Położyłam go na stole. Nie otwierałam. Tylko myślałam o nim cały dzień.
– Znowu o nim myślisz? – zapytał Krzysiek wieczorem.
– Nie… to tylko ten kalendarz – odpowiedziałam, unikając wzroku.
Skłamałam. Już wtedy wiedziałam, że go otworzę.
Zaskoczył mnie już na początku
Zerwałam pierwszą przegródkę tuż po północy. W końcu grudzień już się zaczął, a ja nie mogłam spać. Kalendarz stał na kuchennym blacie i jakby czekał. Gdy pociągnęłam za kartonik z numerem „1”, poczułam dziwny skurcz. W środku była kartka. Mała, zgięta na pół. Poznałam to pismo od razu.
„Wiola, był czas, że myślałem, że mam cię na zawsze. Dlatego przestałem się starać. Byłem przyzwyczajony do twojej obecności. Do twojego śmiechu z rana, do herbaty z cytryną, którą robiłaś, gdy miałem zły dzień. Myślałem, że jesteś nie do stracenia. Byłem głupi”.
Poczułam, jak robi mi się gorąco i zimno na zmianę. Jakby ktoś naraz otworzył wszystkie okna w środku nocy. Wróciłam do sypialni i położyłam się obok Krzyśka. Oddychał równo. Spał. Może to lepiej. Nie wiedziałabym, jak wytłumaczyć, że serce znów mi bije w rytmie przeszłości.
Rano robiłam kawę, ale nie mogłam przestać o tym myśleć. Kartka leżała w kieszeni bluzy. Co z tego, że próbowałam ułożyć sobie życie? Emocje nie mają przycisku „reset”.
– Czemu jesteś taka zamyślona? – zapytał Krzysiek, zerkając znad kanapki.
– To nic takiego, wszystko w porządku – skłamałam, nie patrząc mu w oczy.
Wróciłam do kuchni i od razu zerknęłam na przegródkę numer „2”. Jeszcze zamknięta. Jeszcze czeka. Już wiedziałam, że otworzę kolejną. I następną. Nawet jeśli nie powinnam.
Wróciły wszystkie wspomnienia
Druga przegródka, w środku znów kartka – tym razem z wydrukowanym zdjęciem. My w Sopocie, na molo. Trzymam Michała za rękę, a on gapi się na mnie z tym swoim półuśmiechem. Pamiętam ten dzień. Wiało jak diabli, zmarzłam, a on kupił mi najdroższą czekoladę na gorąco, jaką mieli w kawiarni przy plaży.
Na odwrocie zdjęcia: „Wtedy był ten moment, kiedy wiedziałem, że na ciebie nie zasługuję. Mimo to nie potrafiłem przestać cię kochać”. Napięcie w karku rosło. Włożyłam zdjęcie do szuflady. Nie chciałam go więcej widzieć. A może właśnie chciałam, ale się bałam?
Po południu zadzwoniłam do Basi.
– Czy to źle, że o nim myślę? – wypaliłam bez wstępu.
– To normalne, Wiola. Tylko uważaj, żeby nie zapomnieć, dlaczego odeszłaś – odpowiedziała bez chwili wahania.
– On się zmienił… chyba. A może tylko umie pisać lepiej niż kiedyś mówił?
– Albo ty jesteś teraz bardziej gotowa, żeby słuchać. To nie znaczy, że powinnaś.
Wieczorem Krzysiek próbował mnie przytulić. Odchyliłam się odruchowo. Udawałam, że coś mnie rozproszyło. On nie pytał, ale ja myślałam. Cały czas. O tamtej Wigilii, kiedy Michał zapakował prezenty w gazety, bo stwierdził, że to ekologiczne. O tym, jak śpiewaliśmy kolędy tylko we dwoje. O jego głosie, ciepłym i fałszującym, ale zawsze bliskim.
Zerknęłam na kalendarz. Numer trzy już czekał. Nie miałam odwagi otworzyć. Jeszcze nie, ale wiedziałam, że rano to zrobię.
Chciałam tylko to sprawdzić
Czas szybko leciał. Nadszedł 24 grudnia. Siedziałam na łóżku w piżamie z kubkiem herbaty, który od pół godziny stygł w mojej dłoni. Krzysiek pojechał do siostry. Nie pojechałam. Powiedziałam, że źle się czuję. I nie skłamałam. W głowie miałam mętlik, żołądek ściśnięty, myśli jak burza śnieżna.
Przegródka „24” wyglądała inaczej. Cała czerwona, z przyklejoną kokardką i brokatową gwiazdką. Michał zawsze przesadzał z ozdobami. W środku nie było kartki. Tylko koperta. A w niej... list. Dłuższy niż wszystkie wcześniejsze. „Wiola, jeśli jeszcze choć trochę mnie kochasz – przyjdź. Nie będę udawał, że nie liczę na cud. Czekam dziś wieczorem. Wiesz, gdzie. Nie chcę niczego psuć. Jeśli nie przyjdziesz – zrozumiem. Ale jeśli tak… jeśli choć przez sekundę się wahasz… będę tam”.
Poczułam, jak robi mi się duszno. Siedziałam tak chwilę, w ciszy, aż łzy same spłynęły po policzkach. Byłam wściekła. Na siebie, na niego. Ale też... poruszona. Część mnie chciała wiedzieć, czy jeszcze można cofnąć czas.
– Muszę coś załatwić… Sama – powiedziałam później, łapiąc płaszcz z wieszaka. Krzysiek właśnie wrócił, jeszcze stał w kurtce.
– W Wigilię?
– Tak. To... ważne – urwałam.
Nie pytał więcej. Może już wiedział. Może przeczuwał. Włożyłam czapkę, szalik. Wyszłam. Na ulicy było cicho. Śnieg padał miękko. Sercem byłam już pod jego mieszkaniem.
To złamało mi serce
Zaparkowałam dwa domy dalej. Nie chciałam, żeby od razu zobaczył mój samochód. Ręce mi się trzęsły, choć w aucie było ciepło. Siedziałam chwilę, próbując złapać oddech. Po co tu przyjechałam? Co ja sobie wyobrażałam? Że rzuci mi się na szyję? Że powie, że od roku czekał tylko na mnie?
Z trudem podeszłam pod dom. Jego światło w kuchni się paliło. Zapukałam. Cisza. Drugi raz. Nic.
– Michał? – szepnęłam, choć nikt mnie nie słyszał.
Obeszłam dom i zajrzałam od strony ogrodu. Znałam te ścieżki. Okno salonu. Firanka lekko odchylona. Wtedy go zobaczyłam. Siedział na kanapie. Obok niego dziewczyna. Młoda, uśmiechnięta, w czerwonym swetrze z reniferem. Patrzyła na niego jak zakochana nastolatka. On się śmiał. Podał jej kieliszek wina. A potem... pocałował ją w czoło. Zamarłam. W jednej sekundzie wszystko się rozsypało. Listy, słowa, przeprosiny, wspomnienia. Były tylko narzędziem. Teatr. Sentymentalna rozgrywka. Może prezentował swój kalendarz każdej byłej?
– Dobrze, że jesteś. Wreszcie mogę zostawić przeszłość za sobą – usłyszałam jego stłumiony głos. Mówił to do niej. Prosto. Spokojnie.
Odwróciłam się i poszłam przed siebie, szybko, jakbym uciekła z miejsca zbrodni. To, co zrobił, było okrutne. Przywołał mnie, wyciągnął wszystkie wspomnienia, żeby co? Zobaczyć, czy nadal go kocham? Byłam głupia. Już wiedziałam, że to ostatni raz.
Wróciłam do rzeczywistości
Wróciłam do mieszkania przed północą. Choinka migała nieregularnie, jakby i ona wiedziała, że wszystko się skończyło nie tak, jak miało. Zdjęłam kurtkę i po prostu usiadłam na podłodze w korytarzu. Miałam buty na nogach, torebkę w ręce. Jakby czas się zatrzymał. Nie płakałam. Było mi... pusto.
Drzwi od sypialni uchyliły się i stanął w nich Krzysiek.
– Byłaś u niego, prawda?
Skinęłam głową. Nie krzyczał. Nie zadawał pytań. Przysiadł na progu, zmęczony.
– Powiedział ci, że chce wrócić?
– Nie – uśmiechnęłam się krzywo. – Powiedział to… komuś innemu.
Chwilę milczeliśmy.
– Wiola... ja nie chcę być plastrem na twoją przeszłość – powiedział cicho. – Albo jesteśmy razem, albo nie. Nie chcę być Michałem z wersją aktualizacji.
– Ja też tego nie chcę – odpowiedziałam. – Ale nie wiem, kim teraz jestem.
Spojrzał na mnie długo. Potem wstał i podał mi rękę.
– To może spróbuj być Wiolą. Tą z dzisiaj. Bez niego. Bez kalendarzy.
Pomógł mi wstać. Odszedł do kuchni. Ja zostałam w korytarzu, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Zrozumiałam coś. Nie chodziło o Michała. Chodziło o to, że ja byłam gotowa znów mu uwierzyć. I że to ja potrzebuję wybaczyć sobie najbardziej. Tym razem wiedziałam: nie chodziło o miłość. Chodziło o złudzenie, że można coś przeżyć jeszcze raz. Nie można. Czas płynie tylko w jedną stronę.
Straciłam wszelkie złudzenia
Siedziałam na kanapie z kubkiem herbaty. Za oknem cicho padał śnieg, ale już go nie obserwowałam z uwagą. W tle leciała kolęda, której nie rozpoznawałam. Niezobowiązująca, jak te święta. Kalendarz adwentowy leżał na stole. Pusty, wyciszony. Z wszystkich przegródek pozostały tylko papierowe ślady i kilka oderwanych wstążek. Wstałam. Podniosłam go i przez chwilę tylko patrzyłam. Tak zwyczajnie, bez emocji. Włożyłam go do torby na śmieci. Nie z żalem. Po prostu… z decyzją.
Krzyśka nie było. Zostawił karteczkę na lodówce: „Wyszedłem. Wracam wieczorem. Wszystko dobrze?”. Nie odpisałam. W kuchni przetarłam blat. Potem łazienkę, odkurzyłam dywan, przejrzałam szafę. Porządkowałam rzeczy z jakąś nową uważnością. Jakby teraz to, co robię, naprawdę coś znaczyło. Jakby sprzątanie było pierwszym krokiem do odzyskiwania siebie.
Nie miałam ochoty na pierogi. Ani na wspomnienia. Ani na sentymenty. Patrzyłam na choinkę i nie czułam już braku. Tylko ciszę. Może samotność. Ale też... ulgę. Tam, pod jego oknem, w tamtej jednej chwili, skończyło się coś, co ciągnęło się za mną miesiącami. Klamka zapadła. Nie dlatego, że on mnie zdradził z jakąś młodą kobietą. Ale dlatego, że ja w końcu naprawdę to zobaczyłam.
Wioletta, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałem 2 kalendarze adwentowe – od żony i od kochanki. Czułem się jak Adonis, ale tylko do ostatniego okienka”
- „Gdy mąż dał mi kalendarz adwentowy, łza zakręciła mi się w oku. Zaczęłam płakać rzewniej, gdy otworzyłam 12. okienko”
- „Chciałam zaskoczyć męża i odwiedziłam go w delegacji. Okazało się jednak, że to na mnie czekała większa niespodzianka”

