„Dostałam róże na walentynki, chociaż byłam singielką. Tajemniczym adoratorem okazał się ktoś, kogo doskonale znałam”
„Który facet w ogóle mnie lubił? Chyba tylko Miłosz, ale on lubił wszystkie dziewczyny z naszej paczki. Zresztą on był tak zajęty robieniem zdjęć, że nie miał pewnie czasu na wyrywanie kobiet. Dział kreatywny pełną gębą”.

Nigdy nie udało mi się zawrzeć udanego związku. Owszem, były jakieś drobne miłostki, ale raczej nic poważnego. W wieku trzydziestu czterech lat pogodziłam się już z myślą, że jako jedyna z naszego grona będę singielką do końca życia. Aga i Oliwka miały już dzieci, Martyna i Łucja wspaniałych mężów, Patrycja, moja najświeższa przyjaciółka, z którą pracowałam w tej samej firmie, rozpływała się natomiast nad swoim cudownym narzeczonym. Tylko ja zostałam singielką.
Nikogo nie miałam
– To teraz modne – pocieszała mnie Oliwka.
– A jakie wygodne – wtórowała jej Aga. – Jakby ktoś mi powiedział parę lat temu, że bycie matką i żoną jest takie wyczerpujące, to poważnie bym się wtedy nad sobą zastanowiła.
– No, chyba że chcesz jakiegoś amanta – dorzucała zawsze Łucja. – Wiesz, możesz na nas liczyć. Szybko ci znajdziemy odpowiednią partię.
Wiedziałam, że to żarty i nie miałam im tego za złe. I chociaż przez większą część czasu moje życie wydawało się idealne, były momenty, kiedy pojawiało się w nim coś w rodzaju nostalgii. Bo bycie singielką nie było w końcu takie złe. Sama o sobie decydowałam, nie musiałam się do nikogo dostosowywać i mogłam robić dokładnie to, na co miałam ochotę, bez żadnych przydługawych konsultacji.
Lubiłam tę niezależność i spokój, brak emocjonalnych rozterek, a niektóre wieczory, spędzane przed telewizorem czy z książką w dłoni sprawiały mi autentyczną przyjemność. Poza tym nigdy nie miałam szczęścia do relacji z facetami. Było przecież tyle nieudanych związków. Tyle nieszczęśliwych kobiet, które musiały się potem męczyć z jakimiś bucami, z początku świetnie wchodzącymi w rolę królewiczów.
Zazdrościłam im
Z moim talentem do zjednywania sobie płci przeciwnej, na pewno bym do nich pasowała. Bo który facet w ogóle mnie lubił? Chyba tylko Miłosz, ale on lubił wszystkie dziewczyny z naszej paczki. Zresztą on był tak zajęty robieniem zdjęć, że nie miał pewnie czasu na wyrywanie kobiet. Dział kreatywny pełną gębą. Pewnie w roli singla czuł się jak ryba w wodzie. I ja pewno powinnam brać z niego przykład.
To, że byłam singielką, nie oznaczało, że nie znosiłam Dnia Zakochanych. Walentynki… no cóż, były pięknym świętem, zwłaszcza że uszczęśliwiały moje przyjaciółki. Zawsze z uśmiechem przyglądałam się ich przygotowaniom do wielkich wyjść z facetami i podziwiałam prezenty, które od nich dostawały. Mimo to zawsze czułam lekkie uczucie żalu, bo przecież wiedziałam, że mnie coś takiego nigdy nie spotka.
Tym razem, podobnie jak za każdym poprzednim, postanowiłam po prostu zignorować walentynki, by nie psuć nikomu dobrej zabawy. W końcu czemu przyjaciółki miały mnie oglądać naburmuszoną tylko dlatego, że nie szalał za mną żaden obłędny przystojniak?
– Patrz, co mi kupił Igor – pochwaliła się Patrycja, pokazując mi drobną, złotą bransoletkę z celebrytką w kształcie serduszka, gdy wchodziłyśmy do holu biurowca.
– Piękna. – Uśmiechnęłam się szczerze. – Wie, co lubisz.
– Ano, pewnie, że wie – zachichotała. – Wieczorem idziemy do tej nowej knajpki, wiesz, tej trzy ulice stąd. Skubany, słyszał, jak mówiłam, że chciałabym tam jak najszybciej zajrzeć!
– Czyta ci w myślach – mruknęłam i zerknęłam na telefon. Tak jak myślałam – żadnych powiadomień.
Nawet on kogoś miał
– O, a wiesz kogo widziałam po drodze? – zmieniła nagle temat, czym mocno mnie zaskoczyła.
– Kogo? – wykrztusiłam.
– Naszego Miłoszka! – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Nie uwierzysz, ale nasz najprzystojniejszy singiel ever był w kwiaciarni!
– W kwiaciarni? – W pierwszej chwili nawet trochę mnie to rozbawiło. – A po co? Zgubił się? Czy zaproponowali mu sesję zdjęciową? Nie wiedziałam, że ćwiczy się w kwiatkach.
– Kupował kwiaty! – zawołała. – Ogromny bukiet róż!
Zamrugałam.
– Róż?
Pokiwała energicznie głową.
– I to nie byle jakich! – podkreśliła. – Nie te pospolite czerwone czy herbaciane. W takim obłędnym, głębokim różu! Mówię ci, Miłoszek zaszalał!
– No proszę – mruknęłam. – Kto by się spodziewał.
– Więc wychodzi na to, że tylko ty się dzielnie trzymasz starej gwardii singlów – Patrycja puściła mi oko.
– Taak – mój uśmiech był trochę wymuszony, ale przyjaciółka na szczęście tego nie zauważyła. – Stara gwardia jest najlepsza.
Myślałam o nim
Wcale nie potrafiłam się potem skupić na pracy. Bezustannie myślałam o Miłoszu. Dla kogo były te kwiaty? Znałyśmy ją? I dlaczego nic nam o niej nie powiedział? Może to któraś z księgowości i wiedział, że Patrycja za nimi nie przepadała?
Po jedenastej szef zrzucił na mnie pilne zlecenie, więc w końcu skupiłam się na pracy i wyrzuciłam sprawy sercowe Miłosza z głowy. Uznałam zresztą, że gdyby to było coś bardzo poważnego, na pewno by nam powiedział. Choć prawdę mówiąc, czułam lekkie ukłucie zazdrości, że on zdołał sobie znaleźć jakąś walentynkę, a ja nie.
Z pracy wyszłam ostatnia, tłumacząc się, że muszę coś jeszcze sprawdzić w dokumentach. Tak naprawdę nie miałam ochoty na towarzystwo tryskającej entuzjazmem Patrycji. Kochałam ją jak siostrę, ale tym razem wolałam po prostu pobyć sama. Wszystkie moje przyjaciółki miały ten wieczór zarezerwowany dla swoich facetów. Mogłam się zresztą założyć, że nawet Miłosz wychodził gdzieś z tą swoją tajemniczą walentynką.
Byłam zaskoczona
Dość przygnębiona, weszłam do swojego bloku. Zdumiałam się, gdy niespodziewanie kurier zawrócił mnie z drogi:
– Mam dla pani przesyłkę!
– Dla mnie? – zdziwiłam się. – A kto mógłby…
Zaniemówiłam, gdy wręczył mi olbrzymi bukiet kwiatów.
– Ja tam nie wiem, proszę pani – uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.
– Nie, nie – zaczęłam prędko. – To… to raczej jakaś pomyłka.
– A gdzie pomyłka! – obruszył się. – Niech sama pani spojrzy na bilecik!
Popatrzyłam, przygryzłam wargę i niepewnie skinęłam głową. Coś mi tu jednak bardzo nie pasowało. Bo kto i dlaczego miałby mi sprawić taki prezent? Ten bukiet… No, na tani nie wyglądał, więc głupawy żart mogłam wykluczyć – zwłaszcza jeśli miałyby w tym maczać palce moje przyjaciółki.
Weszłam do mieszkania, ułożyłam bukiet na szafce i jeszcze raz na niego popatrzyłam. Bo coś mi wciąż nie pasowało. Róże. Nie klasycznie czerwone, ale wyjątkowe – w pięknym, głębokim odcieniu różu.
Lepiej późno niż wcale
Wciąż wydawało mi się, że to jakaś zabawna pomyłka. Może jeszcze jakaś kobieta w tym bloku miała tak na imię i portier się pomylił? Ale ten róż… Czy facet zakochany w tej innej, drugiej Neli kupiłby dokładnie takie róże, jak Miłosz?
Zaczęłam intensywnie myśleć. Bo po co Miłosz kupił mi kwiaty? I to takie kwiaty? Żart? Nie… To nie było w jego stylu. A jeśli nie żart, to… Roześmiałam się z własnej głupoty.
Przecież to on, w chwilach kryzysu, przyjeżdżał do mnie pierwszy, zanim w ogóle którakolwiek z przyjaciółek zdążyła o tym pomyśleć. Zawsze miał czas, żeby pogadać i znosił moją miłość do filmów o super bohaterach, chociaż nikt z naszego grona za nimi nie przepadał. Towarzyszył mi na wszystkich imprezach, które wymagały obecności faceta u mojego boku.
Pokręciłam głową. Tylko dlaczego załatwił to w taki sposób?
Nie wiem, jak mogłam wcześniej nie dostrzegać, jak świetnym facetem jest Miłosz. Chyba po prostu nigdy nie traktowałam go jak materiał na drugą połówkę, bo był moim najbardziej oddanym przyjacielem i to dawało mi zawsze poczucie bezpieczeństwa.
Przyznałam mu się, że wiem, od kogo dostałam walentynkowe kwiaty. Najpierw próbował iść w zaparte, potem wreszcie uległ i wyznał, że od dawna się we mnie podkochuje. A ja postanowiłam dać nam szansę – nawet jeśli przyjaciółki mają mieć z nas ubaw do końca życia.
Nela, 35 lat
Czytaj także:
„Mąż spędzał czas w delegacjach, a ja w łóżku szwagra. Gdy miłość w małżeństwie się wypala, trzeba szukać gdzie indziej”
„Mąż zamiast różanych perfum dał mi na walentynki krem na zmarszczki. Czy można być bardziej bezczelnym?”
„Wysłałem syna na prawo, choć sam ledwo skończyłem zawodówkę. Byłem czerwony ze wstydu, gdy usłyszałem, co o mnie myśli”

