Reklama

Pracuję w agencji reklamowej. Lubię swoją pracę, choć bywa wykańczająca. Po ośmiu godzinach przy projektach i klientach marzę o chwili dla siebie. Ale w domu wcale nie jest lepiej. Marek, mój mąż, mówi głównie językiem faktur i kalkulatora. Coraz częściej słyszę od niego „musimy”, „powinniśmy”, „nie możemy sobie na to pozwolić”. W tym wszystkim ja – moje potrzeby, moje zachcianki – gdzieś zniknęłam. I nikt tego nie zauważył.

Dlatego, kiedy dostałam premię, coś się we mnie przebudziło. To było moje. Nie nasze, moje. Od razu pomyślałam, że kupię sobie porządne buty, płaszcz, a może wyskoczę gdzieś z Kasią, moją przyjaciółką. Poczułam ekscytację – rzadkie uczucie ostatnio. Wiedziałam jednak, że Marek będzie miał inne zdanie.

– To twoja kasa, zrób coś dla siebie. Nie musisz się zawsze tłumaczyć – powiedziała Kasia, kiedy opowiedziałam jej o premii przy kawie.

Uśmiechnęłam się, ale w środku czułam niepokój. W naszym małżeństwie nie ma „mojego” i „twojego”. Jest tylko „nasze”. A ja już nie wiem, kim jestem w tym „naszym”.

Nie podobało mi się to

– Wiesz, dostałam premię – rzuciłam niby od niechcenia, siadając z herbatą przy stole. Marek nie podniósł wzroku znad laptopa.

– No to dobrze. Akurat przyszły rachunki za gaz i wywóz śmieci. Wrzucimy to na wspólne konto.

– Co?

– No premie się nie zdarzają codziennie, nie? To nas trochę ratuje.

Poczułam, jak zbiera mi się w gardle. Już miałam odpowiedzieć coś spokojnie, ale puściło.

– To moja premia, Marek. Moja. Chciałam kupić sobie buty na Black Friday. I może w końcu płaszcz. Nie wszystko musi być wspólne.

– Aneta, nie zaczynaj... – westchnął i w końcu spojrzał na mnie. – Jesteśmy małżeństwem. Nie ma twoich pieniędzy i moich pieniędzy. Są nasze. Tak to działa.

– No właśnie nie działa. Bo ja ciągle mam wrażenie, że muszę ci się tłumaczyć z każdej złotówki. A ty możesz wydać dwie stówy na jakieś słuchawki i nawet mnie nie pytasz!

– To coś zupełnie innego. Poza tym nie dramatyzuj. Chciałem tylko, żebyśmy byli odpowiedzialni.

Nigdy nie mogę nic zrobić bez twojej zgody! – wybuchłam. – Nawet nie wiesz, jak się z tym czuję. Jak dziecko, które musi pytać o pozwolenie.

Zamilkł. Patrzył na mnie jak na obcą.

– Wiesz co? – dodałam ciszej. – Ja też jestem częścią tej rodziny. I mam prawo czuć, że coś należy tylko do mnie.

Nie odpowiedział. Wstałam i wyszłam do sypialni. Trzęsłam się ze złości. Wtedy pierwszy raz pomyślałam: czy to jeszcze małżeństwo?

Kiedyś byłam inna

– I co zrobiłaś? – Kasia spojrzała na mnie znad latte z cynamonem.

Wzruszyłam ramionami.

– Wybuchłam. Krzyczałam. A potem trzasnęłam drzwiami i zamknęłam się w sypialni. Jak nastolatka.

– Dobrze zrobiłaś. W końcu.

– Serio? Bo mnie gryzie sumienie. Chciałam tylko kupić sobie buty, a zrobiła się z tego wojna domowa.

Kasia uniosła brew.

– Aneta, nie chodzi o buty. Chodzi o to, że nie możesz oddychać bez pytania go o pozwolenie. Żyjesz pod jego kontrolą i nawet tego nie zauważasz.

Milczałam, gapiąc się w spienione mleko. Wiedziałam, że ma rację.

– Ty kiedyś taka nie byłaś – dodała ciszej. – Pamiętasz siebie sprzed kilku lat? Spontaniczna, niezależna, potrafiłaś sama zorganizować weekend w Barcelonie w dwa dni. A teraz?

Zacisnęłam dłonie.

– Teraz porównuję ceny proszku do prania i pytam Marka, czy mogę kupić szampon za 10 zł.

– No właśnie – powiedziała łagodnie. – Tylko się zastanów… czy ty jesteś jeszcze w tym związku szczęśliwa?

To pytanie dudniło mi w głowie przez cały wieczór. Czy ja jestem szczęśliwa? A jeśli nie – to kiedy przestałam być? W domu Marek oglądał serial. Nawet nie zapytał, gdzie byłam. Usiadłam w kuchni i patrzyłam w ciemne okno. Zaczynałam rozumieć, że problem nie leży w pieniądzach. Tylko w tym, że coraz mniej mam prawa do własnych decyzji. Do siebie.

Tego było za wiele

Przechodziłam korytarzem, gdy usłyszałam, że Marek rozmawia przez telefon. Chciałam tylko przejść do łazienki, ale jego głos mnie zatrzymał.

– Nie wiem, co jej odbiło… Premia i od razu chciała wszystko wydać na ciuchy. Dla mnie to nieodpowiedzialne. Nie będę tego tolerował.

Zamarłam. Poczułam, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch.

Muszę ją trochę przytemperować. To się wymknęło spod kontroli.

Weszłam do salonu, stanęłam w drzwiach. Nie próbował nawet się tłumaczyć. Szybko się rozłączył, jakby to miało coś zmienić.

– Przepraszam, „wymknęło się spod kontroli”? Ja jestem twoim dzieckiem czy żoną?

– Aneta, daj spokój, nie podsłuchuj.

– Przestań! – głos mi zadrżał. – Nie podsłuchiwałam. Po prostu nie sądziłam, że mówisz o mnie, jakbyś musiał mnie wychować.

– Nie o to chodziło. Po prostu... nie rozumiem, dlaczego tak się uparłaś na te zakupy.

– A ja nie rozumiem, dlaczego ty myślisz, że masz prawo decydować, co jest dla mnie dobre. To nie jest troska. To kontrola. A ja mam jej dość.

Patrzył na mnie jak na osobę, której nie poznaje. I może rzeczywiście tak było. Bo ja właśnie zaczynałam rozpoznawać siebie na nowo. Wysłałam Kasi smsa: „Idę jutro na zakupy. Chcesz iść ze mną?”

Kupiłam sobie buty

Centrum handlowe było pełne ludzi. Mijali mnie z torbami, podekscytowani jak dzieci w cukierni. I ja też byłam jak dziecko – z bijącym sercem, z drżącymi dłońmi. Zobaczyłam je od razu. Buty. Skórzane, eleganckie. Idealne. Zmierzyłam. Pasowały jak szyte na miarę.

– Biorę – powiedziałam, zanim mój wewnętrzny cenzor zdążył coś powiedzieć.

Potem jeszcze kawa, szybki spacer z Kasią, która śmiała się i ściskała mnie, jakbyśmy właśnie wygrały na loterii. Ale gdy usiadłam sama na ławce, emocje opadły. Zaczęłam płakać. Cicho, z ulgą, ale i ze strachem. Nie wiedziałam, co teraz. Co powiem Markowi. Co on powie mnie. Wieczorem wróciłam do domu. Weszłam cicho, z torbą w ręce. Marek siedział w salonie. Nawet się nie odwrócił.

– Kupiłam buty za 400 zł – powiedziałam spokojnie. – I nie żałuję.

Odwrócił głowę, wolno.

Więc tak teraz to będzie wyglądać?

– Może czas, żeby coś się zmieniło – odpowiedziałam, siadając naprzeciwko niego.

A potem wyszłam z domu w moich nowych butach.

Muszę coś zmienić

– Zostanę dziś u ciebie – powiedziałam do Kasi, siadając na jej kanapie i wciągając koc na nogi. – Nie chcę wracać. Jeszcze nie teraz.

– Zostań, ile chcesz. Chcesz herbaty, wina czy tylko spokoju?

– Wszystkiego po trochu.

Siedziałyśmy razem w ciszy. Potem zaczęłam mówić. O tym, że nie wiem, co dalej. Że mam dość udawania, że wszystko jest dobrze. Że nie chcę już żyć w wiecznej zgodzie na cudze warunki.

– Ale czy jestem gotowa odejść? – zapytałam półgłosem. – Nie wiem. Wciąż mam nadzieję, że Marek się obudzi. Ale coraz mniej w to wierzę.

– I nie musisz wiedzieć od razu – powiedziała Kasia. – Najpierw odpowiedz sobie na pytanie: czego chcesz ty? Nie Marek. Nie rodzina. Nie co wypada. Czego chcesz TY?

– Chcę mieć swoje życie. Decydować o sobie. I chcę czuć, że nie muszę nikogo przepraszać za to, że oddycham.

– To jest bardzo dobry początek – uśmiechnęła się Kasia.

Zasnęłam na kanapie, pierwszy raz od miesięcy bez ucisku w klatce piersiowej. Może niczego jeszcze nie rozwiązałam. Ale coś się we mnie przestawiło. Już wiedziałam, że nie wrócę do tego, co było. Niezależnie, co zdecyduję.

Aneta, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama