Reklama

Niedzielny poranek miał w sobie coś z leniwego marzenia – pachniało kawą, a promienie słońca wpadały do kuchni. Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Ot, kolejna niedziela, dzieci trochę pobawią się klockami, potem może spacer. Wtedy do kuchni wszedł mój syn – dumny jak paw.

To dla ciebie, mamo – powiedział z takim przejęciem, że poczułam, jak coś mnie ściska w gardle.

Nie wiedziałam, że tak mały człowiek potrafi włożyć w kartkę tyle emocji. Nie wiedziałam też, że pięć minut później wszystko diabli wezmą. I że najbardziej zaboli mnie coś zupełnie innego niż brak laurki.

Uśmiechnęłam się pod nosem

Złapałam laurkę ostrożnie, jakby była ze szkła. Kolorowe serduszka powycinane trochę koślawo, kwiatek z plasteliny, a w środku krzywo napisane: „Dla najlepszej mamy na świecie. Kocham Cię Mamo, Tomek”.

Dziękuję, to jest przepiękne – powiedziałam, całując go w czubek głowy. – Sama bym lepiej nie zrobiła!

Zrobiłem ją w tajemnicy. Wczoraj, jak oglądałaś serial. Tata nie widział!

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Spryciarz z ciebie. Schowam ją sobie na pamiątkę.

Tomek zaśmiał się, a odłożyłam laurkę na komodę. Chwilę później mąż zgarnął ją z blatu i wrzucił do śmieci.

Wszędzie walają się te karteluszki – mruknął, schylając się.

Nie zdążyłam zareagować.

– Nie! – krzyknęłam, ale było już za późno.

Laurka – mój prezent – znalazła się w koszu na śmieci.

– Co ty robisz?! – wrzasnęłam. – To była laurka od Tomka!

Zamarł. Spojrzał na mnie z konsternacją.

– Serio? Myślałem, że to kolejna kolorowanka...

W tym momencie do kuchni wbiegł Tomek. I gdy zobaczył, co się stało, jego mina zmieniła się nie do poznania.

Wyrzuciłeś ją?! – jego głos zadrżał.

I wtedy zrozumiałam, że to będzie dłuższy poranek niż przypuszczałam.

Spojrzał na mnie krzywo

Tomek stanął jak wryty. Oczy zrobiły mu się wielkie, usta drgnęły, a potem... wybuchł płaczem. Takim szczerym, dziecięcym, które aż ścinało powietrze.

Ona była dla mamy! – krzyczał przez łzy. – Robiłem ją cały dzień!

Próbowałam go objąć, ale wyrwał się i uciekł do swojego pokoju. A potem rzuciłam do męża.

Po prostu rewelacja. Brawo. Jak można być aż tak... bezmyślnym?

– Nie wiedziałem. Myślałem, że to śmieć.

– Może wystarczyło spojrzeć? Albo zapytać?

Zaczął się drapać po głowie, a potem nieporadnie ruszył w stronę kosza.

– No to wyjmę ją, osuszymy czy coś…

Chyba żartujesz. Tam są zużyte waciki, papiery z łazienki i resztki z obiadu... To jest nie do odzyskania.

Westchnął.

– Przesadzasz.

– Naprawdę? Tomek płacze, ja jestem wściekła, a ty mi mówisz, że przesadzam?

Zamilkł. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. Tylko z pokoju Tomka dochodziło ciche pociąganie nosem.

– Może powinienem z nim pogadać – powiedział cicho.

– Może.

Spojrzał na mnie krzywo, ale wyszedł z kuchni.

Z trudem powstrzymałam śmiech

Słyszałam, jak stuka do drzwi Tomka.

– Mogę wejść?

Cisza.

Wiem, że jesteś na mnie zły. I masz prawo. Tylko… chciałbym pogadać.

Po dłuższej chwili mąż wszedł do środka, a ja usiadłam na korytarzu. Ich rozmowy nie dało się nie słyszeć.

Dlaczego to zrobiłeś? – głos Tomka był słaby, z nosa ciągle mu się leciało.

– Przepraszam, synku. Nie zauważyłem, że to coś ważnego.

– Ale to była laurka! Dla mamy! Z sercem i brokatem!

– Wiem. I teraz mi bardzo głupio.

Zapadła cisza.

– Jest całkiem zniszczona? – zapytał cicho Tomek.

– Tak, ale może możemy zrobić nową?

To już nie będzie to samo. Tamta była pierwsza.

Zabolało mnie to zdanie.

– Masz rację – powiedział mąż. – Ale może uda się naprawić to inaczej? Chcesz, żebym pomógł ci zrobić coś jeszcze lepszego?

Tomek długo milczał. Potem westchnął.

– Może.

– Albo… może ty coś zrobisz dla mamy, a ja coś zrobię dla ciebie?

Tomek spojrzał na niego spod mokrych rzęs.

– Co ty możesz dla mnie zrobić?

– Wszystko. No, prawie wszystko.

– Chcę, żebyś zrobił dla mnie laurkę. Z brokatem. I sercem.

Z trudem powstrzymałam śmiech. Karma to jednak szybka rzecz.

Patrzyłam na nich z podziwem

Po chwili obaj wyszli z pokoju. Tomek już w lepszym humorze, choć nos nadal czerwony, a mój mąż z miną skazańca.

Potrzebujemy kolorowego papieru, brokatu, kleju i nożyczek – zarządził mój syn.

– Mam też naklejki z dinozaurami – dodałam z udawaną powagą. – Może się przydadzą?

– Mamo, dinozaury są do mojego albumu – zaprotestował Tomek. – Ale… dobra, jeden możesz dać tacie.

Czuję się zaszczycony – mruknął mój mąż, siadając przy stole.

Rozłożyli papiery, a ja obserwowałam, jak mój poważny, wiecznie zmęczony i nieco cyniczny mężczyzna z namaszczeniem wycina serduszka z różowego kartonu. Wyglądał przy tym, jakby przeprowadzał operację na otwartym sercu.

– Uważaj, nie za dużo kleju – ostrzegł Tomek. – I nie smaruj po całej kartce!

– Przecież wiem – burknął.

Serduszko się krzywo przykleiło – skomentował Tomek po chwili.

– A jakby tak uznać, że to… artystyczna wizja?

– To nie sztuka, to laurka. Ma być ładna!

W końcu dzieło było gotowe. Krzywe serce, mnóstwo brokatu, a w środku: „Dla Tomka – przepraszam. Tata”. Tomek przyjął kartkę z powagą profesora odbierającego dyplom. Obejrzał dokładnie, pod światło, pokiwał głową.

– No… może być. Jeszcze jedną zrobisz dla mamy. Bo tamta była wyjątkowa.

Spojrzałam na nich obojga i przez chwilę naprawdę poczułam, że może jednak ten dzień nie będzie taki zły. Nawet jeśli brokat już na zawsze zamieszkał w fugach kafelków.

Aż ścisnęło mnie w żołądku

Godzinę później na stole pojawiły się nowe kartki. Tomek, w roli artystycznego dyrektora, doglądał każdego ruchu swojego ojca.

Nie rób wszystkiego czerwonym! To nudne – instruował.

– A mogę dodać coś zielonego?

– Możesz. Ale nie za dużo. I bez dinozaurów!

– Przecież sam mówiłeś, że dinozaury są fajne…

Fajne, ale nie do laurki dla mamy!

Patrzyłam z rozbawieniem, jak mój mąż z nieudolną precyzją pisze „Najlepszej mamie i żonie – dziękuję i przepraszam” na tle różowych serc. Co chwilę marszczył brwi, coś przekreślał, wzdychał teatralnie. Starał się. I to się liczyło.

– No dobra, gotowe – powiedział w końcu, podając mi laurkę. – Druga edycja. Wersja deluxe.

– O, z podpisem ręcznym i grafiką – zauważyłam.

– Nie docenisz mnie – mąż odparł z przekąsem.

Tomek spojrzał na nas z dumą.

Teraz wszystko się zgadza.

Uklęknął na krześle, objął mnie mocno i szepnął:

Kocham cię, mamo. Nawet jak tata psuje wszystko.

– Też cię kocham. I tatę też, nawet jak czasem coś psuje – mrugnęłam do męża.

– Słyszałem – burknął, ale się uśmiechnął.

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran i poczułam, jak coś mnie ściska w żołądku.

Nie wiedziałam, że to właśnie ten telefon wywróci dzień do góry nogami.

Bałam się o mamę

Odebrałam i usłyszałam znajomy głos.

– Dzień dobry, tu pielęgniarka z ośrodka zdrowia. Pani Moniko, mama miała dziś zapisane badania, ale nie przyszła. Dzwoniłyśmy, ale nikt nie odbierał. Martwimy się.

Zamarłam. Mama nigdy nie zapominała o takich rzeczach.

Dziękuję, zajmę się tym – powiedziałam szybko i się rozłączyłam.

Mój mąż natychmiast zauważył, że coś jest nie tak.

– Co się stało?

– Mama… miała dziś badania, nie pojawiła się. Nie odbiera telefonu.

– Może zasnęła? Albo wyszła gdzieś?

– To do niej niepodobne.

Wstałam, złapałam torebkę i kurtkę.

Jadę do niej.

– Pojadę z tobą – powiedział mój mąż.

– Zostaniesz z Tomkiem.

Spojrzał na mnie z powagą, po raz pierwszy tego dnia bez ironii.

– Dobrze. Tylko daj znać od razu, jak będziesz coś wiedzieć.

Pokiwałam głową i wyszłam. Mama była cały czas w domu, tylko telefon miała wyciszony. A o badaniach zupełnie zapomniała. Jednak to nie laurka i nie brokat zostaną mi w pamięci z tego dnia. Tylko to uczucie – że wszystko może się zmienić w jednej chwili. I że są rzeczy ważniejsze niż kartka papieru. Tomek zrobił jeszcze jedną laurkę – dla babci. Taka sama jak dla mnie. I wiecie co? Te jego małe serca chyba naprawdę mają moc.

Monika, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama