„Dostałam od syna piękną laurkę, a 5 minut później mąż wyrzucił ją do śmieci. Ale to nie było najgorsze”
„Nie wiedziałam, że tak mały człowiek potrafi włożyć w kartkę tyle emocji. Nie wiedziałam też, że pięć minut później wszystko diabli wezmą. I że najbardziej zaboli mnie coś zupełnie innego niż brak laurki”.

- Redakcja
Niedzielny poranek miał w sobie coś z leniwego marzenia – pachniało kawą, a promienie słońca wpadały do kuchni. Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Ot, kolejna niedziela, dzieci trochę pobawią się klockami, potem może spacer. Wtedy do kuchni wszedł mój syn – dumny jak paw.
– To dla ciebie, mamo – powiedział z takim przejęciem, że poczułam, jak coś mnie ściska w gardle.
Nie wiedziałam, że tak mały człowiek potrafi włożyć w kartkę tyle emocji. Nie wiedziałam też, że pięć minut później wszystko diabli wezmą. I że najbardziej zaboli mnie coś zupełnie innego niż brak laurki.
Uśmiechnęłam się pod nosem
Złapałam laurkę ostrożnie, jakby była ze szkła. Kolorowe serduszka powycinane trochę koślawo, kwiatek z plasteliny, a w środku krzywo napisane: „Dla najlepszej mamy na świecie. Kocham Cię Mamo, Tomek”.
– Dziękuję, to jest przepiękne – powiedziałam, całując go w czubek głowy. – Sama bym lepiej nie zrobiła!
– Zrobiłem ją w tajemnicy. Wczoraj, jak oglądałaś serial. Tata nie widział!
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Spryciarz z ciebie. Schowam ją sobie na pamiątkę.
Tomek zaśmiał się, a odłożyłam laurkę na komodę. Chwilę później mąż zgarnął ją z blatu i wrzucił do śmieci.
– Wszędzie walają się te karteluszki – mruknął, schylając się.
Nie zdążyłam zareagować.
– Nie! – krzyknęłam, ale było już za późno.
Laurka – mój prezent – znalazła się w koszu na śmieci.
– Co ty robisz?! – wrzasnęłam. – To była laurka od Tomka!
Zamarł. Spojrzał na mnie z konsternacją.
– Serio? Myślałem, że to kolejna kolorowanka...
W tym momencie do kuchni wbiegł Tomek. I gdy zobaczył, co się stało, jego mina zmieniła się nie do poznania.
– Wyrzuciłeś ją?! – jego głos zadrżał.
I wtedy zrozumiałam, że to będzie dłuższy poranek niż przypuszczałam.
Spojrzał na mnie krzywo
Tomek stanął jak wryty. Oczy zrobiły mu się wielkie, usta drgnęły, a potem... wybuchł płaczem. Takim szczerym, dziecięcym, które aż ścinało powietrze.
– Ona była dla mamy! – krzyczał przez łzy. – Robiłem ją cały dzień!
Próbowałam go objąć, ale wyrwał się i uciekł do swojego pokoju. A potem rzuciłam do męża.
– Po prostu rewelacja. Brawo. Jak można być aż tak... bezmyślnym?
– Nie wiedziałem. Myślałem, że to śmieć.
– Może wystarczyło spojrzeć? Albo zapytać?
Zaczął się drapać po głowie, a potem nieporadnie ruszył w stronę kosza.
– No to wyjmę ją, osuszymy czy coś…
– Chyba żartujesz. Tam są zużyte waciki, papiery z łazienki i resztki z obiadu... To jest nie do odzyskania.
Westchnął.
– Przesadzasz.
– Naprawdę? Tomek płacze, ja jestem wściekła, a ty mi mówisz, że przesadzam?
Zamilkł. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. Tylko z pokoju Tomka dochodziło ciche pociąganie nosem.
– Może powinienem z nim pogadać – powiedział cicho.
– Może.
Spojrzał na mnie krzywo, ale wyszedł z kuchni.
Z trudem powstrzymałam śmiech
Słyszałam, jak stuka do drzwi Tomka.
– Mogę wejść?
Cisza.
– Wiem, że jesteś na mnie zły. I masz prawo. Tylko… chciałbym pogadać.
Po dłuższej chwili mąż wszedł do środka, a ja usiadłam na korytarzu. Ich rozmowy nie dało się nie słyszeć.
– Dlaczego to zrobiłeś? – głos Tomka był słaby, z nosa ciągle mu się leciało.
– Przepraszam, synku. Nie zauważyłem, że to coś ważnego.
– Ale to była laurka! Dla mamy! Z sercem i brokatem!
– Wiem. I teraz mi bardzo głupio.
Zapadła cisza.
– Jest całkiem zniszczona? – zapytał cicho Tomek.
– Tak, ale może możemy zrobić nową?
– To już nie będzie to samo. Tamta była pierwsza.
Zabolało mnie to zdanie.
– Masz rację – powiedział mąż. – Ale może uda się naprawić to inaczej? Chcesz, żebym pomógł ci zrobić coś jeszcze lepszego?
Tomek długo milczał. Potem westchnął.
– Może.
– Albo… może ty coś zrobisz dla mamy, a ja coś zrobię dla ciebie?
Tomek spojrzał na niego spod mokrych rzęs.
– Co ty możesz dla mnie zrobić?
– Wszystko. No, prawie wszystko.
– Chcę, żebyś zrobił dla mnie laurkę. Z brokatem. I sercem.
Z trudem powstrzymałam śmiech. Karma to jednak szybka rzecz.
Patrzyłam na nich z podziwem
Po chwili obaj wyszli z pokoju. Tomek już w lepszym humorze, choć nos nadal czerwony, a mój mąż z miną skazańca.
– Potrzebujemy kolorowego papieru, brokatu, kleju i nożyczek – zarządził mój syn.
– Mam też naklejki z dinozaurami – dodałam z udawaną powagą. – Może się przydadzą?
– Mamo, dinozaury są do mojego albumu – zaprotestował Tomek. – Ale… dobra, jeden możesz dać tacie.
– Czuję się zaszczycony – mruknął mój mąż, siadając przy stole.
Rozłożyli papiery, a ja obserwowałam, jak mój poważny, wiecznie zmęczony i nieco cyniczny mężczyzna z namaszczeniem wycina serduszka z różowego kartonu. Wyglądał przy tym, jakby przeprowadzał operację na otwartym sercu.
– Uważaj, nie za dużo kleju – ostrzegł Tomek. – I nie smaruj po całej kartce!
– Przecież wiem – burknął.
– Serduszko się krzywo przykleiło – skomentował Tomek po chwili.
– A jakby tak uznać, że to… artystyczna wizja?
– To nie sztuka, to laurka. Ma być ładna!
W końcu dzieło było gotowe. Krzywe serce, mnóstwo brokatu, a w środku: „Dla Tomka – przepraszam. Tata”. Tomek przyjął kartkę z powagą profesora odbierającego dyplom. Obejrzał dokładnie, pod światło, pokiwał głową.
– No… może być. Jeszcze jedną zrobisz dla mamy. Bo tamta była wyjątkowa.
Spojrzałam na nich obojga i przez chwilę naprawdę poczułam, że może jednak ten dzień nie będzie taki zły. Nawet jeśli brokat już na zawsze zamieszkał w fugach kafelków.
Aż ścisnęło mnie w żołądku
Godzinę później na stole pojawiły się nowe kartki. Tomek, w roli artystycznego dyrektora, doglądał każdego ruchu swojego ojca.
– Nie rób wszystkiego czerwonym! To nudne – instruował.
– A mogę dodać coś zielonego?
– Możesz. Ale nie za dużo. I bez dinozaurów!
– Przecież sam mówiłeś, że dinozaury są fajne…
– Fajne, ale nie do laurki dla mamy!
Patrzyłam z rozbawieniem, jak mój mąż z nieudolną precyzją pisze „Najlepszej mamie i żonie – dziękuję i przepraszam” na tle różowych serc. Co chwilę marszczył brwi, coś przekreślał, wzdychał teatralnie. Starał się. I to się liczyło.
– No dobra, gotowe – powiedział w końcu, podając mi laurkę. – Druga edycja. Wersja deluxe.
– O, z podpisem ręcznym i grafiką – zauważyłam.
– Nie docenisz mnie – mąż odparł z przekąsem.
Tomek spojrzał na nas z dumą.
– Teraz wszystko się zgadza.
Uklęknął na krześle, objął mnie mocno i szepnął:
– Kocham cię, mamo. Nawet jak tata psuje wszystko.
– Też cię kocham. I tatę też, nawet jak czasem coś psuje – mrugnęłam do męża.
– Słyszałem – burknął, ale się uśmiechnął.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran i poczułam, jak coś mnie ściska w żołądku.
Nie wiedziałam, że to właśnie ten telefon wywróci dzień do góry nogami.
Bałam się o mamę
Odebrałam i usłyszałam znajomy głos.
– Dzień dobry, tu pielęgniarka z ośrodka zdrowia. Pani Moniko, mama miała dziś zapisane badania, ale nie przyszła. Dzwoniłyśmy, ale nikt nie odbierał. Martwimy się.
Zamarłam. Mama nigdy nie zapominała o takich rzeczach.
– Dziękuję, zajmę się tym – powiedziałam szybko i się rozłączyłam.
Mój mąż natychmiast zauważył, że coś jest nie tak.
– Co się stało?
– Mama… miała dziś badania, nie pojawiła się. Nie odbiera telefonu.
– Może zasnęła? Albo wyszła gdzieś?
– To do niej niepodobne.
Wstałam, złapałam torebkę i kurtkę.
– Jadę do niej.
– Pojadę z tobą – powiedział mój mąż.
– Zostaniesz z Tomkiem.
Spojrzał na mnie z powagą, po raz pierwszy tego dnia bez ironii.
– Dobrze. Tylko daj znać od razu, jak będziesz coś wiedzieć.
Pokiwałam głową i wyszłam. Mama była cały czas w domu, tylko telefon miała wyciszony. A o badaniach zupełnie zapomniała. Jednak to nie laurka i nie brokat zostaną mi w pamięci z tego dnia. Tylko to uczucie – że wszystko może się zmienić w jednej chwili. I że są rzeczy ważniejsze niż kartka papieru. Tomek zrobił jeszcze jedną laurkę – dla babci. Taka sama jak dla mnie. I wiecie co? Te jego małe serca chyba naprawdę mają moc.
Monika, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż musiał zawsze wygrywać. W końcu może się rozkoszować zwycięstwem, bo ja oddałam nasze małżeństwo walkowerem”
- „Mój mąż miał spać sam na delegacji, ale ktoś ogrzewał go w nocy. Dowiedziałam się przez jeden przypadkowy telefon”
- „Zawsze za dużo analizowałam i szukałam drugiego dna we wszystkim. Przesadziłam, mając pretensję do męża i siostry”

