„Dostałam od mojej teściowej sprawdzoną poradę na leniwego męża. Udało się go naprawić, ale wyszło aż zbyt dobrze”
„Wieczorem zaczęłam sprzątać ze stołu. Wtedy usłyszałam szelest worka. Paweł bez słowa zbierał talerze i wyrzucał resztki. – Co ty...? – zapytałam. – No, śmieci trzeba wynieść, nie? – powiedział, jakby robił to od zawsze. To serio działa?”.

- Redakcja
Są dni, kiedy nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Może dlatego, że od trzech lat funkcjonuję jak perpetuum mobile – nakręcona obowiązkiem, odpowiedzialnością i... bezsilnością. Mam na imię Joanna. Mam trzydzieści sześć lat, męża, którego kiedyś uważałam za ideał, i syna, który jeszcze nie wie, że codzienność mamy potrafi mieć smak rozczarowania. Pracuję zdalnie jako graficzka, co w praktyce oznacza, że robię zlecenia nocą, kiedy dom w końcu milknie.
Paweł – mój mąż – pracuje w firmie logistycznej. Po pracy mówi, że „musi się zresetować”. Resetuje się głównie na kanapie, ze smartfonem w dłoni i w rozciągniętych dresach. Gdy pytam, czy mógłby wyjąć naczynia ze zmywarki, słyszę:
– Zaraz, tylko skończę ten filmik.
Nie kończy. Zmywarkę ogarniam ja. Zakupy – ja. Lekarz dziecka – ja. Nawet kran w łazience, który kapał przez tydzień – też naprawiłam ja, z filmem z internetu i kluczem francuskim w dłoni.
Któregoś dnia, siedząc z moją teściową, Heleną przy kawie, odważyłam się na coś, czego zwykle nie robiłam. Wyrzuciłam z siebie wszystko. O Pawle, jego letargu, mojej samotności w małżeństwie. Helena słuchała uważnie, aż w końcu powiedziała coś, co początkowo wydało mi się... śmieszne:
– Pochwal go przy znajomych. Zobaczysz. Zacznie się starać, żeby na te pochwały zasłużyć.
Zaśmiałam się wtedy głośno. Ale coś mnie tknęło. W końcu nic nie traciłam. A może... mogłam tylko zyskać?
Zaczęłam pierwsze testy
– Paweł, weź się ogarnij, kolacja za pół godziny – rzuciłam odruchowo, ustawiając sałatki na stole. Zaraz mieli się pojawić nasi znajomi: Asia i Bartek z dziećmi, oraz Sylwia z mężem. Teściowa właśnie otwierała wino.
Paweł przeciągał się demonstracyjnie w fotelu, ale w końcu wstał i wgramolił się do kuchni.
– To co mam robić? – mruknął.
– Pokrój bagietkę, wyjmij ser. A i... przebierz się w jakieś nowsze ciuchy.
Podczas kolacji, kiedy atmosfera się rozluźniła i kieliszki zaczęły się opróżniać, zdecydowałam się zastosować poradę teściowej.
– A wiecie co? Paweł ostatnio tak pomaga w domu... Zakupy zrobione, kran w łazience naprawiony… – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – Chyba złota rączka mi się w domu trafiła.
Wszyscy spojrzeli na niego z aprobatą. Bartek poklepał go po ramieniu.
– No no, szacun. Moja jakby coś takiego powiedziała, to bym jej postawił kawę z pianką i masował stopy do rana – zaśmiał się.
Paweł uśmiechnął się – inaczej niż zwykle. Trochę z dumą, trochę zawstydzony. Wyprostował się. Wziął kieliszek wina.
Wieczorem, gdy goście wyszli, odruchowo zaczęłam sprzątać ze stołu. Wtedy usłyszałam szelest worka na śmieci. Paweł bez słowa zbierał talerze i wyrzucał resztki.
– Co ty...? – zapytałam zaskoczona.
– No, śmieci trzeba wynieść, nie? – powiedział, jakby robił to od zawsze.
Patrzyłam na niego, jak znika za drzwiami, i myślałam: „Serio? To działa? Czy to możliwe, że wystarczy kilka miłych słów, żeby coś w nim ruszyło?”. Przecież to absurdalne... ale działa.
Stał się innym człowiekiem
– Serio? On sam z siebie to zrobił? – głos Ani, mojej przyjaciółki od liceum, brzmiał tak niedowierzająco, że aż się roześmiałam.
– Sama nie wiem, co się dzieje. Wczoraj ugotował makaron z sosem na obiad. Bez przypalenia, bez dopytywania co chwilę, gdzie garnek. A dzisiaj... poszedł z Maćkiem na plac zabaw. Dobrowolnie.
– I nie chciał żadnej nagrody? – dopytywała podejrzliwie.
– Tylko zapytał, czy może wieczorem włączyć sobie mecz. Ale nie tak, jak zwykle, wiesz, nie jak łaska z nieba. Tylko tak... normalnie.
– Joasia, może on ma romans i próbuje się wybielić? – rzuciła z przekąsem.
– Anka, no bez przesady – przewróciłam oczami. – Po prostu... nie wiem. Może faktycznie działa to, co mówiła jego matka.
W tle słyszałam, jak Paweł śmieje się z Maćkiem. Wygłupiali się w pokoju syna.
– Chyba zakochuję się w nim na nowo. Serio. To takie... nieoczekiwane – powiedziałam ciszej.
Rozłączyłyśmy się, ale w głowie została mi myśl: czy naprawdę to tak działa? Że jeśli facet poczuje się doceniony, to włącza mu się tryb „domowego bohatera”? Czy to było we mnie? Czy ja przez te wszystkie lata byłam zbyt krytyczna, zbyt wymagająca?
Spojrzałam na Pawła, który właśnie podawał Maćkowi kredki. Uśmiechał się. Wyglądał na... szczęśliwego. Może to tylko faza. Może udaje. Może chce coś ugrać. Ale może nie. Może naprawdę w nim coś się ruszyło. Zasługuje na kredyt zaufania? Jeszcze tydzień temu powiedziałabym, że nie. Ale dzisiaj... dzisiaj miałam ochotę mu zaufać.
Poczuł się zbyt pewnie
Stałam w przedpokoju, zbierając pranie, gdy usłyszałam głos Pawła. Myślałam, że mówi do Maćka, ale ton był inny – zbyt miękki, zbyt... zalotny? Zamarłam.
– Gdybyś była moją żoną, miałabyś niebo na ziemi – zażartował przez telefon.
Zrobiło mi się niedobrze. Przesunęłam się pod ścianę i nasłuchiwałam.
– No nie mów tak, bo zaraz przyjdę do ciebie z bukietem. Czerwonych róż, co tam! Całe naręcze!
W śmiechu, który potem usłyszałam, była nuta intymności. Padło imię. Karolina. Już wcześniej wspominał o niej – że fajna koleżanka z pracy, wygadana, „ogarnia tematy”. Ale nic nie mówił o żartach z podtekstem.
Kiedy zakończył rozmowę, weszłam do pokoju.
– Kto dzwonił? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie.
– Karolina z pracy – odpowiedział odruchowo, nie podnosząc wzroku znad laptopa.
– Aha. I często rozmawiacie tak... żartobliwie?
Uniósł wzrok, zorientował się, że coś jest nie tak.
– Oj, przestań. To tylko żarty. Lubię być komplementowany, tyle.
– Komplementowany? – powtórzyłam pusto.
– Każdy lubi. Nawet ty. No co, zazdrosna jesteś?
Nie odpowiedziałam. Wyszłam do kuchni, wstawiłam czajnik, ale ręce mi drżały. Patrzyłam, jak woda zaczyna wrzeć, a w moim wnętrzu coś pękało jak cienkie szkło. To miała być nasza nowa rzeczywistość. Nowy Paweł. Ale może tylko ja w nią wierzyłam. Może ja go ulepszałam, a on... tylko podnosił sobie ego. Siedziałam przy kuchennym stole i czułam, że nie umiem tego udźwignąć. Jeszcze nie teraz. Ale coś we mnie właśnie zaczęło się zmieniać.
Sprawy zaszły za daleko
– Paweł, możemy pogadać? – zapytałam wieczorem, gdy Maciek już spał.
– Jasne – odpowiedział i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Nawet nie wyłączył telewizora, tylko ściszył.
Usiadłam naprzeciwko niego.
– Chodzi o tę Karolinę.
Zmarszczył brwi, ale milczał.
– Te wasze rozmowy... nie są normalne. Żarty z bukietami, czysty dom, „gdybyś była moją żoną”? – zacytowałam mu dosłownie.
Wiedział. Wiedział, że słyszałam. Ale nie wyglądał na szczególnie skruszonego.
– Przesadzasz. Przecież nic złego się nie dzieje. Lubimy się. To wszystko.
– To wszystko? – powtórzyłam. – To wszystko to flirt. Flirt z koleżanką z pracy. A może coś więcej?
– No błagam cię. Zrobiłem się bardziej ogarnięty, wziąłem się za dom, za ciebie, za Maćka, a ty mnie teraz będziesz oskarżać, bo pogadałem z koleżanką?
Poczułam, jak krew mi uderza do głowy.
– Zacząłeś się starać nie dla mnie. Dla siebie. Dla swojego wizerunku! – wyrzuciłam w końcu.
– A może po prostu chciałem w końcu poczuć się doceniony? – rzucił.
Wstałam. Patrzyłam na niego, na jego obojętną twarz, na jego zmęczone tłumaczenia.
– To ciekawe, że tę potrzebę docenienia najlepiej spełnia Karolina, nie ja, twoja żona – powiedziałam cicho.
Chwilę milczał, jakby szukał odpowiedzi. Ale nie znalazł żadnej. Pokręcił tylko głową.
– Nie o to chodzi...
– Właśnie, że o to chodzi – przerwałam mu.
Zostawiłam go samego w salonie i zamknęłam się w sypialni. Oparłam się o drzwi, cicho oddychając. Czuję, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Może to nie była metoda na ratunek. To była gra. A ja byłam pionkiem.
Nie mogłam dłużej udawać
– No i co ci mówiłam? – Helena sączyła herbatę i patrzyła na mnie z czymś między współczuciem a chłodnym zrozumieniem.
– Że mam go chwalić – odpowiedziałam bez uśmiechu.
– Mhm. I co, zadziałało?
– Tak. Tylko że... aż za dobrze. Poczuł się jak król. I zapomniał, komu miał zaimponować.
Opowiedziałam jej wszystko – o rozmowach z Karoliną, o tym, jak Paweł zaczął się zmieniać, ale nie dla mnie. Tylko dla siebie. I dla efektu.
– Zachęta działa tylko na kogoś, kto wie, czym jest lojalność – powiedziała cicho Helena. – Może on tego nigdy nie miał w sobie.
Zamilkłam. Nie spodziewałam się po niej aż takiej szczerości. Patrzyłam na dłoń zaciskającą się na kubku.
Wieczorem Paweł wrócił późno. Wszedł do kuchni, spojrzał na mnie ostrożnie, jakby badał grunt.
– Zrobiłem dziś Maćkowi naleśniki. Skończył syrop klonowy, ale dałem mu dżem truskawkowy. Też mu smakowało.
– Fajnie – odpowiedziałam sucho. – Paweł, musimy ustalić jedno.
Usiadł naprzeciwko. Tym razem bez telewizora, bez telefonu. Słuchał.
– Jeśli chcesz nas zatrzymać, przestań być idealnym mężem dla innych. Bądź prawdziwy. Dla mnie. Nawet jeśli to znaczy czasem popełniać błędy. Ale swoje, nie wyreżyserowane.
Nie odpowiedział. Patrzył tylko, jakby próbował coś zrozumieć, ale nie miał narzędzi.
– Nie będę cię wiecznie przyciągać pochwałami. Albo jesteś, albo cię tu nie ma.
Milczał. Wstałam, zostawiłam go przy stole. Może potrzebował czasu. A może już wszystko było jasne.
Nie będę go trzymać na siłę
Nie wiem, co dalej. I chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę się tego nie wstydzę. Nie odeszłam. Ale też nie wróciłam do tamtej siebie – tej, która kleiła swoje małżeństwo jak rozbitą porcelanową filiżankę. Z daleka może wyglądać na całą. Ale jak się przyjrzysz, to widać rysy. Będzie widać zawsze.
Paweł się starał – przez chwilę. Potem znowu zgasł. Może potrzebował poklasku, może komplementów, może zachwytów. Ale ja już nie chcę być jego publicznością. Nie chcę być trenerką, menedżerką, promotorką własnego męża. Nie chcę zarządzać jego motywacją. Miłość to nie manipulacja, nawet jeśli w dobrej wierze.
To, co przeżyliśmy, nauczyło mnie jednej rzeczy – nie można kogoś „naprawić” złotą metodą. Nie można wychować sobie partnera pochwałą, karą, nagrodą. Zrozumiałam, że bardziej niż zmiany w Pawle, potrzebowałam zmiany w sobie. W tym, na co pozwalam. Na ile siebie szanuję. I czy potrafię odpuścić.
Nie wiem, czy zostanę. Może dam mu czas. Może dam go sobie. Ale jedno wiem na pewno – nie chcę być z kimś, kto działa tylko wtedy, gdy gra toczy się przy świadkach. Nie chcę być tą, która tworzy czyjś obraz. Chcę być z kimś, kto sam potrafi go utrzymać.
Joanna, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż śmiał się z mojego zmęczenia i uznał, że przesadzam. Kiedy został sam z dziećmi na weekend, nagle mina mu zrzedła”
- „Mam żonę od 10 lat, a czuję się gorzej niż stary kawaler. Ona tylko leży i pachnie, a ja mam wszystko robić sam?”
- „Odkąd zostałam matką, sama siebie nie poznaję. Mąż ma mnie za nudziarę, przyjaciółka mu wtóruje, a ja powoli znikam”

