Reklama

Nie wiem, czy można nazwać nasze małżeństwo szczęśliwym. Na pewno było stabilne. Tomek nie pił, nie krzyczał, nie wychodził wieczorami. Po pracy wracał do domu, czasem z gotowym pomysłem na kolację. Robił zakupy, raz na jakiś czas przynosił kwiaty. Bez okazji, ale też bez specjalnych emocji.

Nie narzekałam. Może dlatego, że nie wiedziałam, jak mogłoby być inaczej. Życie miało biec spokojnie – równo jak tafla jeziora bez wiatru. Czasem marzyłam o burzy, ale tylko w myślach. Przecież nie jestem kobietą, która robi sceny. Nawet kiedy coś mnie bolało, po prostu milczałam. Wierzyłam, że jak nie nazwę tego na głos, to może przestanie istnieć.

Pamiętam ten dzień bardzo wyraźnie. Deszcz, tramwaj spóźniony o dwadzieścia minut, ktoś na mnie nakrzyczał w pracy. Wracałam zrezygnowana. A Tomek stał już w drzwiach, jakby czekał. Uśmiechnięty. Trzymał dwa kubki z herbatą i kopertę.

Mam coś dla ciebie – powiedział i podał mi voucher. Weekend w SPA. Masaże, kolacje, jacuzzi. „Dla Ciebie – z miłością” – przeczytałam na karcie.

Poczułam coś, co trudno mi nazwać. Wzruszenie? Radość? A może ulgę, że jeszcze coś między nami jest? Nie wiedziałam wtedy, że ten prezent nie był początkiem. Był końcem.

Znalazłam to przypadkiem

Siedziałam na kanapie i grzebałam w jego torbie, szukając pilota do garażu. Klasyczna scena – wszystko się w niej mieszało: klucze, paragony, stare gumy do żucia. Zamiast pilota wyciągnęłam zmiętoloną kartkę – paragon. Zerknęłam na nią odruchowo, już miałam ją wyrzucić, kiedy rzuciła mi się w oczy znajoma nazwa: ten sam hotel, to samo Spa. Data zakupu: trzy miesiące temu. Zamarłam. Trzy miesiące? Dlaczego dopiero teraz mi to dał? Wstałam, poszłam do kuchni. Tomek siedział przy stole, pił kawę i przeglądał coś na telefonie.

– Tomek... – zaczęłam spokojnie, trzymając paragon w dłoni. – Dlaczego czekałeś trzy miesiące z tym prezentem?

Podniósł wzrok. Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał pytania. Wziął kartkę z mojej ręki, obejrzał ją.

Chciałem znaleźć odpowiedni moment – odpowiedział po chwili. – No i wiesz… najpierw były te twoje nadgodziny, potem szły święta, potem jakoś tak wyszło…

– To był prezent dla mnie... od początku?

Milczał. Potarł dłonią kark, co zawsze robił, kiedy kłamał albo nie wiedział, co powiedzieć. W jego oczach pojawiło się coś nowego. Niepokój? Wina?

– No jasne – rzucił z wymuszonym uśmiechem. – Dla ciebie przecież.

Pokiwałam głową. Nie chciałam robić scen. Coś jednak się we mnie zapaliło. To był moment, w którym przestałam wierzyć, że wszystko jest tak, jak być powinno. Patrzyłam na Tomka – tego samego mężczyznę, z którym przeżyłam osiem lat – i czułam, że coś się kruszy. Cicho. Niewidocznie, ale nieodwracalnie.

Podejrzewałam najgorsze

Dwa dni chodziłam z tą kartką w kieszeni. Nie mówiłam już nic. Obserwowałam Tomka, jakby był obcym człowiekiem. Uśmiechał się trochę częściej niż zwykle. Przyniósł mi jogurt, który lubię, i nawet nalał wina do kolacji. Za bardzo się starał. A może tylko ja tak to widziałam?

W czwartek wieczorem nie wytrzymałam.

– Tomek... dla kogo naprawdę był ten voucher?

Siedział na kanapie i oglądał coś w telewizji. Zamarł. Powoli odłożył pilot.

– Przecież mówiłem... dla ciebie.

– Nie kłam. Proszę cię, nie rób ze mnie idiotki. Trzy miesiące? Wiesz, co kobieta czuje, gdy dostaje prezent, który miał być dla kogoś innego?

Zamilkł. Wstał, jakby chciał uciec, ale ja już stałam naprzeciwko niego.

– Czyli nie ja miałam tam leżeć w płatkach róż? – zapytałam cicho.

Nie patrzył mi w oczy.

– Nie... – przyznał. – Ale potem… chciałem to naprawić. Myślałem, że skoro już… że może jakoś to odczaruję.

Zrobiło mi się niedobrze.

Byłam planem B – wyszeptałam. – Odzyskanym bonusem po romansie. Gratuluję.

Nie odpowiedział. Z jego twarzy zniknęły wszystkie barwy. Wiedział, że nie ma już czego tłumaczyć. A ja nie krzyczałam. Nie rzucałam rzeczami. Po prostu czułam, jak z mojej klatki piersiowej odpada coś ciężkiego – złudzenie, że byłam jego pierwszym wyborem. Nie zdrada bolała najbardziej. Najgorsze było to, że byłam „następną”. Nigdy „tą pierwszą”.

Przerwałam to milczenie

Nie rozmawialiśmy. Przez dwie noce spaliśmy w jednym łóżku, jakby nic się nie stało, a jednocześnie jakby spało tam dwoje zupełnie obcych ludzi. Ja odwrócona do ściany. On po drugiej stronie, sztywno, z rękami wzdłuż ciała. Każdy odliczał sekundy. Czułam to.

W dzień zachowywałam się normalnie. Myłam naczynia, robiłam zakupy, nawet zapytałam, czy kupić mu jego ulubione płatki. On odpowiedział „jak chcesz”. Mój głos brzmiał jak z taśmy, jego odpowiedzi jak echo. Drugiej nocy nie spałam wcale. Około drugiej usłyszałam, że wstał z łóżka. Poszłam za nim cicho, stanęłam w przedpokoju. Mówił przez telefon.

– ...nie wiem, stary. Ona nic nie mówi, ale patrzy… jakby miała mnie zabić.

Serce mi się zatrzymało.

– Niby spokojna, ale to chyba jeszcze gorsze. Jakby się we mnie wbijała wzrokiem, a ja nie mam już siły.

Cofnęłam się do sypialni. Wrócił chwilę później. Udawałam, że śpię. Rano usiadłam z nim do śniadania. Cisza była nieznośna.

Myślisz, że mnie znasz? – zapytałam nagle.

Zerknął na mnie zaskoczony.

– Że jak nie krzyczę, to nie cierpię?

Nie odpowiedział.

– Może ci wybaczę – powiedziałam po chwili. – Ale nigdy nie zapomnę. Już nigdy nie będę tą samą kobietą.

Tym razem to on zamilkł. To nie ja muszę coś naprawiać. Mogę tylko być i patrzeć, jak on się dusi pod ciężarem własnych błędów.

Marzyłam o czymś więcej

Pamiętam, że kiedyś marzyłam o miłości jak z filmów. Takiej, co przewraca świat do góry nogami. Co sprawia, że czujesz się jedyną osobą na świecie. Kiedy poznałam Tomka, miałam dwadzieścia cztery lata i serce przepełnione romantyzmem. Patrzyłam, jak zdejmuje płaszcz, jak śmieje się z moich głupich żartów, jak głaszcze moją dłoń w kinie. Wydawało mi się, że właśnie tak zaczynają się prawdziwe historie.

Teraz siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach, przeglądając stare zdjęcia. Uśmiechnięte twarze. Wakacje nad morzem. Selfie w łazience, kiedy jeszcze trzymaliśmy się za ręce nawet w domu. Zatrzymywałam się na jednym ujęciu dłużej. Ja – z rozwianymi włosami, w jego koszulce. On – w tle, śmiejący się z czegoś, co właśnie powiedziałam. Zrobiłam zbliżenie na jego twarz. Zamarłam. To nie był ten sam uśmiech. Był mniej obecny. Jakby ciałem był obok mnie, ale myślami – gdzieś indziej. Może już wtedy mnie zdradzał? A może po prostu już wtedy mnie nie czuł?

Przekopałam stare wiadomości. Szukałam dowodów, że kiedyś byłam ważna, że byłam tą pierwszą. Znalazłam tylko miłe, grzeczne słowa. Żadnych namiętnych wyznań, żadnych obietnic bez pokrycia. Tylko poprawność. Zrozumiałam wtedy coś bolesnego – może nigdy nie byłam dla niego wyjątkowa. Może od początku byłam tylko… wygodna. A przecież kiedyś byłam dziewczyną, która wierzyła, że zasługuje na więcej.

Chciałam tylko prawdy

Siedzieliśmy przy stole. Cisza między nami miała już inną gęstość niż kilka dni temu – nie była chłodna, była ciężka. Jakby każde z nas wiedziało, że zaraz coś się stanie. Albo się odetnie, albo zgaśnie. Zjadłam pół kanapki i odłożyłam talerz. On kończył herbatę.

Czym ja byłam dla ciebie tak naprawdę? – zapytałam.

Zaskoczył go ten ton. Bez pretensji, bez krzyku. Zwykła ciekawość. Prawie spokój.

– Kocham cię – odpowiedział szybko.

– Nie pytam, co mówisz teraz. Pytam, co czułeś. Wtedy, kiedy decydowałeś się mnie zdradzić. Czy to było brakiem miłości, czy tylko twoim ego?

Patrzył na mnie długo.

– Nie wiem. Może... ucieczką? Między nami było aż zbyt prawdziwie. A tamta... tamta była chwilą.

– A ja?

Ty jesteś wszystkim – powiedział, ale zabrzmiało to jak cytat z reklamy perfum.

Zamilkłam. To nie był moment na deklaracje. To był moment prawdy.

– Wiesz, Tomek, zdrada mnie nie boli tak bardzo. Tylko to, że dla niej byłeś bardziej… obecny. Że chciałeś jej dawać coś, czego mi już nie dawałeś od dawna.

Nie odpowiedział. Przesunął kubek na środek stołu i pokiwał głową.

– Nie wiem, jak to naprawić – powiedział w końcu.

Może się nie da – odparłam cicho.

Potem po prostu wstałam i poszłam do sypialni. Nie zamknęłam drzwi, ale też ich nie uchyliłam.

Musiałam odejść, ale dokąd?

Stałam w przedpokoju z walizką. Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy – kilka ubrań, szczoteczkę, ładowarkę. Tak na próbę. Tak, jakby to był wyjazd służbowy albo weekend poza domem. Tylko że nie miałam dokąd jechać. Mama mieszka za daleko, przyjaciółka ma dziecko i za małe mieszkanie. A ja... ja chciałam uciec, ale bez uciekania.

Usiadłam na łóżku. Walizka leżała obok. Czekała na decyzję, której nie potrafiłam podjąć. Tomek chodził cicho po mieszkaniu. Jakby już wiedział, że coś się kończy. Zatrzymał się w progu.

– Wyjeżdżasz?

– Nie wiem – odpowiedziałam. – A ty? Będziesz mnie zatrzymywał?

Nie odpowiedział od razu.

Nie chcę cię zatrzymywać, jeśli to miałoby cię zranić jeszcze bardziej.

Pokiwałam głową. W sumie dobrze. Nie miałam już siły walczyć o cokolwiek. Nawet o siebie.

– Wiesz... – zaczęłam. – Nie umiem odejść, ale nie mogę zostać. Nie umiem już wrócić. Nie tam, gdzie byłam.

– A może spróbujemy wrócić gdzie indziej? – zapytał cicho.

Może kiedyś, ale nie dziś.

Po jego twarzy przemknął cień ulgi albo zawodu. Sama nie wiedziałam, co gorsze. Położyłam się w ubraniu na łóżku. Walizka nadal czekała. Drzwi pozostały zamknięte. Na razie. Nie wiedziałam, co będzie jutro. Wiedziałam tylko, że coś się we mnie skończyło.

Marcelina, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama