„Dostałam kalendarz adwentowy od sąsiada. Mąż wpadł w szał, kiedy zobaczył, co było w środku”
„– Myślisz, że to mnie najbardziej zabolało? – zaśmiał się gorzko. – Nie. Zabolało mnie, że nic nie powiedziałaś. Masz z nim romans? – Zwariowałeś? – rzuciłam ostro. – A swoją drogą, kiedy ostatni raz spojrzałeś na mnie jak na kobietę?”.

Nie było w naszym domu awantur ani dramatów. Była cisza. Rutyna. Codzienność, która mnie przygniatała. Praca, dziecko, zakupy, gotowanie, bajka na dobranoc. Potem Artur wracał, zjadał kolację w milczeniu i znikał w telefonie. Czułam się niewidzialna.
Tomek, nasz sąsiad z naprzeciwka, pojawił się w tej szarości jak promień światła. Miły, spokojny, samotny. Zawsze uśmiechnięty. Czasem pomógł z siatkami, raz przyniósł herbatę, kiedy miałam migrenę. A tuż przed grudniem podarował mi kalendarz adwentowy – biały, elegancki, ze złotymi zdobieniami.
Nie wspomniałam Arturowi. Bo po co? To tylko kalendarz, prawda?
– Tomek znowu coś ci przyniósł? – spytała Magda, gdy wpadła na kawę.
– Tak z grzeczności – machnęłam ręką.
– Uważaj – mruknęła. – Tacy faceci nie robią nic bez powodu.
Zaśmiałam się. Wtedy jeszcze. Bo nie wiedziałam, co znajdę w środku.
Ja też byłam zaskoczona
Artur przyszedł wcześniej z pracy, co zdarzało się rzadko. Byłam w kuchni, obierałam ziemniaki. Usłyszałam tylko:
– Gdzie są te czekoladki? Mała mówiła, że masz jakiś kalendarz.
Zamarłam.
– Na komodzie, ale…
Za późno. Usłyszałam trzask otwieranej kartonowej klapki. Potem zapadła cisza. Chwilę później pojawił się w kuchni z czymś w ręce. Nie była to czekoladka.
– Co to jest? – warknął.
Spojrzałam. Trzymał mały liścik na czerwonym papierze. R
– Daj, zobaczę – powiedziałam spokojnie.
„Nie mogę przestać o Tobie myśleć. 6 grudnia może być magiczny.”
– To jakiś żart – mruknęłam.
– Ty mi powiedz, czyj to żart. Bo jeśli to od tego miłego sąsiada, to chyba zaraz tam pójdę i mu ten kalendarz wsadzę w…
– Artur, przestań! Nie wiedziałam, że tam coś jest! Myślałam, że to normalny kalendarz z czekoladkami.
– Jasne. A może już się z nim umówiłaś na ten magiczny szósty grudnia?
– Nie mów tak… – wyszeptałam, czując, jak narasta mi gula w gardle.
– Wiedziałem, że coś się dzieje. Zbyt często się uśmiechasz, kiedy go widzisz.
Nie odpowiedziałam. Bo nawet nie wiedziałam, czy zaprzeczać, czy krzyczeć. Coś we mnie pękło.
A jednak… coś we mnie drgnęło. Nie tylko złość. Ale i pytanie: co on chciał mi przekazać przez te słowa? Czy naprawdę coś przeoczyłam?
Sąsiad był szczery
Następnego dnia, gdy Artur wyszedł do pracy, ubrałam się i zeszłam do Tomka. Długo stałam przed jego drzwiami, zanim zapukałam. Otworzył prawie od razu, jakby na mnie czekał.
– Cześć, Asiu – powiedział, jakby nic się nie stało. – Wejdziesz?
– Nie. Chcę tylko wiedzieć jedno. Co to ma znaczyć?
Wyciągnęłam z kieszeni liścik. Nie próbował nawet udawać zaskoczenia. Wziął go do ręki, przeczytał i... uśmiechnął się smutno.
– To znaczy dokładnie to, co tam jest napisane.
– To jakiś żart? Ty chyba wiesz, że mam męża, dziecko, życie, które kocham!
– I to życie wygląda dobrze? – przerwał mi. – Bo od miesięcy patrzę, jak wracasz z pracy ze spuszczoną głową. Jak się kulisz, gdy on podnosi głos na klatce. Jak płaczesz czasem w samochodzie. Tak, widzę.
Zamilkłam.
– Nie chcę niczego psuć – mówił dalej. – Ale może ktoś musiał w końcu powiedzieć ci to głośno. Że nie jesteś szczęśliwa. A ja… nie mogę już udawać, że mi to obojętne.
– Więc… co? Zrobiłeś z kalendarza coś w rodzaju miłosnej niespodzianki?
– Trochę tak.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wróciłam do mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Z jednej strony byłam zła, oszukana, zażenowana. Z drugiej – coś we mnie drżało. Coś, co Artur od dawna we mnie stłumił.
To nie było zabawne
Nie otwierałam kolejnych okienek. Przynajmniej tak sobie obiecywałam, ale coś mnie ciągnęło. Nie ciekawość – nie, to był niepokój. Chciałam wiedzieć, jak daleko sięga ta gra.
Drugiego grudnia – w przegródce znalazłam cienki łańcuszek. Bez żadnego liściku. Przełknęłam ślinę i szybko wsunęłam go z powrotem.
Trzeciego – maleńka fiolka perfum.
Czwartego – zdjęcie. Rozmazane, zrobione z ukrycia. Ja, w aucie, z przymrużonymi oczami, jak opieram głowę o kierownicę.
Piątego – czerwona szminka. Nie używałam takiej od lat.
Szósty grudnia – koronkowe stringi i dołączony liścik: „Myślisz, że nie wiem, co lubisz? Pomyśl jeszcze raz. Czekam. Wieczorem.”
Serce waliło mi jak oszalałe. Zaczęłam się trząść. Wybiegłam z kuchni i schowałam się w łazience. Tam oddychałam długo, ciężko, rękami opierając się o blat. Wtedy usłyszałam głos Artura przez niedomknięte drzwi sypialni. Rozmawiał przez telefon:
– …chyba ją straciłem. Ona już nie jest moja. Ten cholerny kalendarz...
I dopiero wtedy dotarło do mnie, że nikt nie miał już nade mną kontroli – ani Artur, ani Tomek. Ale wszyscy myśleli, że mogą mnie mieć.
Mąż był zazdrosny
Wyszłam z łazienki późno w nocy. Artur siedział na kanapie. Światło z kuchni rzucało na jego twarz ostry cień – wyglądał na starszego, zmęczonego, może nawet przestraszonego.
– Musimy pogadać – powiedział, zanim zdążyłam przejść obok.
Zatrzymałam się. Nie usiadłam. Oparłam się o ścianę.
– Wiem o wszystkim – powiedział. – Widziałem kolejne okienka. Te perfumy… zdjęcie… I to z szóstego grudnia.
Zacisnęłam usta. Nie miałam siły się tłumaczyć.
– Myślisz, że to mnie najbardziej zabolało? Te stringi? – zaśmiał się gorzko. – Nie. Zabolało mnie, że nic nie powiedziałaś. Masz z nim romans?
– Zwariowałeś? – rzuciłam ostro. – A swoją drogą, kiedy ostatni raz spojrzałeś na mnie jak na kobietę?
– Myślisz, że nie wiem, że zawaliłem? – jego głos zadrżał. – Praca, zmęczenie… Wmówiłem sobie, że jesteśmy dorośli, że nie trzeba już się starać. Ale to nie była prawda. Ty zgasłaś. A ja tego nawet nie zauważyłem.
Usiadłam. Cicho. Bo coś w jego głosie nie było wymuszone.
– Nie wiem, co teraz – powiedziałam szczerze.
Artur pokiwał głową.
– Nie chcę cię odzyskać siłą. Chcę, żebyś sama wybrała.
I po raz pierwszy od miesięcy – poczułam, że nie jestem sama w tym mieszkaniu.
Kocham tylko męża
Zeszłam do niego następnego dnia rano. Chciałam mieć to za sobą. Z tą samą siłą, z jaką kiedyś przełknęłam ciszę Artura, teraz niosłam w sobie gniew. Gdy Tomek otworzył drzwi, spojrzałam mu prosto w oczy.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam. – I to ostatni raz.
Wpuścił mnie bez słowa. W mieszkaniu pachniało kawą i jakimś słodkim zapachem kadzidła. Przyprawy, mięta, może coś więcej.
– Chciałem, żebyś przyszła – odezwał się w końcu. – Wiem, że tamten prezent był... może zbyt śmiały. Ale czułem, że jesteś gotowa.
– Nie byłam gotowa. I nie prosiłam cię o nic z tych rzeczy – przerwałam ostro. – Podsuwanie mi perfum, zdjęć robionych z ukrycia… To nie jest romantyczne. To jest chore, Tomek.
Zmarszczył brwi, jakby naprawdę nie rozumiał.
– Myślałem, że ci się to podoba. Że to gra, której potrzebujesz. Widziałem, jak na mnie patrzysz.
– Nie patrzyłam. To ty widziałeś to, co chciałeś widzieć.
Zamilkł.
– Chciałam poczuć się znowu kobietą, to prawda. Ale ty wykorzystałeś to, żeby mnie zmanipulować.
– Myślałeś, że łatwo mnie uwieść? – warknęłam.
Wstałam. Serce waliło mi w piersi, ale stałam prosto.
– Chcę, żebyś zostawił mnie w spokoju. Nie odzywaj się do mnie. Nie pisz. Nie stawaj na mojej drodze.
Tomek patrzył na mnie chwilę, po czym powiedział:
– Myślałem, że jesteś inna, ale ty jesteś jak wszystkie – boisz się prawdy, Joanno.
Odpowiedziałam cicho, ale pewnie:
– Nie. Po prostu kocham mojego męża.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Joanna, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla rodziny byłam tylko tanią opiekunką na pełen etat. Wyjechałam na Mazury, bo opieka nad wnukami mnie zrujnowała”
- „Gdy mąż zaczął pachnieć cudzymi perfumami, uknułam zemstę. On odebrał mi wiarę w miłość, a ja jemu godność i luksusy”
- „Mąż nie rozumiał, że kasa od państwa jest na dziecko, a nie na nowe jeansy i perfumy. Wszystko by wydał na głupoty”

