„Dostałam dużą podwyżkę w pracy. Teściowa stwierdziła, że teraz to ja powinnam utrzymywać rodzinę”
„– Widzicie, jak to teraz bywa? Michał siedzi cicho, bo żona go karmi i ubiera – powiedziała. Rozległ się nerwowy chichot. Michał coś mruknął, ale nie zaprzeczył. A ja poczułam, jak palą mnie policzki. – Nie wiem, dlaczego uważasz, że pieniądze dają mi jakąś władzę – odpowiedziałam powoli. – Ja po prostu pracuję”.

- Redakcja
Nie lubię mówić o sobie „karierowiczka”, ale prawda jest taka, że przez ostatnie dziesięć lat to właśnie praca była moim numerem jeden. Michał – mój mąż – często się śmiał, że „żona to ma romans z Excelem”, i może coś w tym było. Ale nie dlatego, że nie kocham rodziny. Kocham! Tylko że jakoś to we mnie zawsze siedziało – że muszę coś udowodnić. Sobie. Innym. Może też… mojej teściowej.
Teresa od początku dała mi do zrozumienia, że nie jestem „z tej gliny, co trzeba”. Za delikatna. Za ambitna. Za mało rodzinna. A Michał był jej oczkiem w głowie. Takie mam wrażenie, że cały czas rywalizowałyśmy o jego uwagę – choć oczywiście nikt nigdy tego głośno nie powiedział.
Dobrze nam się układało
Z Michałem poznaliśmy się jeszcze na studiach. On wtedy kończył informatykę, ja dopiero zaczynałam zarządzanie. Był starszy, dojrzalszy, miał już za sobą kilka związków. A ja? No cóż – zakochałam się na zabój. Był spokojem, którego tak mi brakowało. Czułością, której nigdy nie dostałam od ojca. Może właśnie dlatego tak bardzo chciałam, żeby to wszystko z nami wyszło. Po ślubie od razu zamieszkaliśmy razem, potem pojawiła się Klara – nasza córeczka – i codzienność z jej ząbkami, katarkami, nieprzespanymi nocami. Michał wtedy zarabiał więcej, więc to on był głową rodziny. Ja wróciłam do pracy, ale z tyłu głowy wciąż miałam to jedno: muszę się postarać bardziej. Bo tylko wtedy ktoś mnie zauważy.
I tak nadszedł ten dzień. Awans. Podwyżka. Przejęcie ważnego projektu. Uścisk dłoni szefa i słowa: „Zasłużyłaś, Julia”. Miałam ochotę krzyczeć z radości. Wyjść z pracy, zadzwonić do Michała i powiedzieć mu: „Widzisz? Warto było”.
Ale już wtedy coś mnie tknęło. Michał nie był tak radosny, jak się spodziewałam. Uśmiechnął się, ale bez tego błysku w oku. Pogratulował – mechanicznie. A Teresa? Ona powiedziała tylko:
– No, no… To teraz chyba ty będziesz utrzymywać rodzinę?
Niby żart. Niby nic. Ale to zdanie zapadło we mnie jak drzazga. Bo od tamtego momentu wszystko zaczęło się zmieniać.
Napięcie między nami rosło
– Wyobraź sobie, że teraz zarabiam o 1200 więcej niż ty – rzuciłam, siadając na brzegu kanapy z kieliszkiem wina w dłoni.
Powiedziałam to lekko, z uśmiechem, ale serce mi waliło. Czekałam na jego reakcję. Może żart, może duma? Może… coś. Michał nie spojrzał nawet znad laptopa.
– No proszę – mruknął. – Chyba trzeba będzie ci oddać kluczyki do auta i zacząć pytać o zgodę na zakupy.
Parsknęłam śmiechem, ale był suchy, sztuczny. Tego się nie spodziewałam. Żadnego: „Jestem z ciebie dumny, Julka”, żadnego przytulenia. Tylko ten ironiczny ton i zaciśnięta szczęka.
– Serio? Tylko tyle masz do powiedzenia?
– No przepraszam, czy miałem wywiesić transparent?
Zamilkłam. Czułam, jak coś we mnie opada. To przecież nie chodziło o pieniądze. Nie zamierzałam mu wypominać zarobków. Chciałam się podzielić czymś ważnym. Usiadł obok, niby żeby złagodzić atmosferę, ale było już po wszystkim.
– Fajnie, że ci się udało – powiedział po chwili, jakby zmuszony.
„Fajnie”? Jak mówi się o promocji na ser żółty w dyskoncie? Wstałam, bez słowa odłożyłam kieliszek i weszłam do sypialni. Położyłam się, gapiąc się w sufit.
W głowie huczało mi tylko jedno: dlaczego zamiast wsparcia czuję, jakbym popełniła coś niewłaściwego? Czy naprawdę mój sukces aż tak mu przeszkadza?
Teściowa mi dogryzała
Wpadła bez zapowiedzi. Jak zawsze.
– Przyniosłam zupę, bo pewnie nie macie czasu ugotować – oznajmiła, stawiając garnek na blacie. – Michał, kochanie, weź to do lodówki.
Stałam przy kuchennym stole, akurat kończyłam rozmowę służbową. Teresa spojrzała na mnie z ukosa.
– A ty to teraz ciągle na tych słuchawkach? Nie macie przerw?
– Pracuję zdalnie dzisiaj, mamy spotkanie zespołu – odparłam spokojnie.
– No tak, teraz to pewnie ty jesteś szefem – rzuciła z przekąsem.
Nie zareagowałam. Przywykłam. Ale kiedy usiedliśmy razem do obiadu i Michał wspomniał mimochodem o mojej podwyżce, zaczęło się na dobre.
– To teraz chyba ty utrzymujesz Michałka, co? – powiedziała, uśmiechając się sztucznie. – W końcu kobiety też mogą być sponsorami.
Zamarłam.
– Nie utrzymuję. Po prostu zarabiam trochę więcej.
– No, no… Ciekawe, jak długo Michał to zniesie – dodała, mieszając zupę z teatralnym zapałem.
Spojrzałam na męża. Nic. Ani słowa. Tylko ten jego nerwowy półuśmiech, jakby się bał matce podpaść. Po obiedzie, gdy Klara oglądała bajkę, wybuchłam.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś, kiedy twoja matka mnie obrażała?
– Bo nie chcę robić scen. Poza tym… może trochę przesadzasz?
Przesadzam. Zamknęłam się w łazience. Musiałam odetchnąć.
Tego było już za wiele
Stół był zastawiony, jakby obchodzili Boże Narodzenie w sierpniu. Teresa uwielbiała takie okazje – im więcej gości, tym większe show. Była siostra Michała z mężem, byli kuzyni, nawet ciotka Wanda, której nie widziałam od chrztu Klary. A ja? Ja przyszłam z uśmiechem i dobrym winem, próbując nie czuć się jak intruz we własnym życiu.
– O, jest i nasza prezesowa – przywitała mnie Teresa z uśmiechem, który zmarzł mi na policzku.
Zignorowałam. Usiadłam. Udawałam, że wszystko jest normalnie. Do czasu. Właśnie rozlewałam kompot, gdy Teresa znów się odezwała – tym razem głośno, do wszystkich:
– Widzicie, jak to teraz bywa? Michał siedzi cicho, bo żona go karmi i ubiera – powiedziała.
Rozległ się nerwowy chichot. Michał coś mruknął, ale nie zaprzeczył. A ja poczułam, jak palą mnie policzki.
– Nie wiem, dlaczego uważasz, że pieniądze dają mi jakąś władzę – odpowiedziałam powoli. – Ja po prostu pracuję.
– Bo teraz wszystko wiesz najlepiej – prychnęła Teresa, patrząc na mnie z góry. – Mężczyzna w tym domu to już niepotrzebny dodatek?
Nie wytrzymałam.
– Mam dość – powiedziałam, odstawiając widelec. – Naprawdę mam dość.
Wstałam. Cisza. Michał? Nie ruszył się. Nie spojrzał. Nie powiedział nic. Wyszłam. Zostawiłam ich tam, wszystkich. A w głowie dudniła tylko jedna myśl: nie zasłużyłam na to.
Potrzebowałam wsparcia
Nie miałam planu. Wyszłam z tamtego domu, jakbym uciekała przed pożarem. Tylko ja i ciemne ulice, z których nic nie pamiętałam. Szłam długo. Bez celu. W uszach szumiała mi krew, jak po ciosie. W końcu usiadłam na przystanku. Samotna, w obcym mieście, które jeszcze rano było moim domem. Wyjęłam telefon z kieszeni. Ikonka „Michał” świeciła się na ekranie. Dzwonił. Nie odebrałam. Zamiast tego kliknęłam w kontakt z Mają, moją przyjaciółką z pracy. Odebrała od razu.
– Julka? Wszystko okej?
– Nie. Nie wiem. Jestem gdzieś… na przystanku. Potrzebuję… nie wiem czego.
– Chcesz, żebym po ciebie przyjechała?
– Nie. Chcę tylko, żebyś posłuchała.
I mówiłam. O Teściowej. O kolacji. O Michale, który nie wstawił się za mną. O ciszy, która bolała bardziej niż krzyk. Maja słuchała. Nie oceniała. A potem powiedziała coś, co rozłożyło mnie na łopatki:
– Julka, ty od miesięcy nosisz w sobie ból, którego nikt nie widzi. Ale czy ty sama widzisz, jak bardzo jesteś już zmęczona udawaniem, że wszystko gra?
Zamilkłam. Bo miała rację. Wstałam. Powoli wróciłam do mieszkania.
Porozmawiałam z mężem
Michał siedział na kanapie, ale nie odezwał się ani słowem. Byłam cicho, żeby nie obudzić Klary. Buty zdjęłam już w przedpokoju. Michał spojrzał na mnie, jakby mnie pierwszy raz widział.
– Wiesz, że się martwiłem?
– Wiesz, że mnie to nie obchodzi?
Cisza. Przysiadłam naprzeciwko niego. Serce waliło mi jak oszalałe, ale głos miałam spokojny.
– Twoja mama mnie nienawidzi. Bo nie pasuję do jej obrazka. Ale ty? Ty pozwalasz jej mnie niszczyć. Biernie. Po cichu. Uśmiechasz się, kiedy wbija mi szpilki.
– Julka, nie chciałem...
– Wiem. Ty nigdy nic nie chcesz. Po prostu siedzisz. Jak mebel. Czekasz, aż sprawy się same załatwią.
Westchnął. Potarł twarz dłońmi.
– Czuję się zagubiony, okej? Od lat to ja byłem tym, który przynosił więcej. A teraz... czuję się, jakby mi ktoś usunął grunt spod nóg.
– Więc o to chodzi?
– Nie wiem. Może. To nie chodzi o pieniądze, tylko... zawsze byłem dla niej bohaterem. A teraz czuję się jak statysta we własnym domu.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Bez nienawiści. Bez złości. Tylko z tym gorzkim, bezbronnym uczuciem, że coś się właśnie rozsypuje.
– Albo jesteśmy drużyną, Michał. Albo nie jesteśmy niczym.
– Może już nie umiemy być drużyną.
Zabolało. Ale nie byłam zaskoczona.
Minął tydzień. Żyliśmy obok siebie. Rano – wymiana spojrzeń nad kawą. Wieczorem – milczenie przed telewizorem. Dzień po dniu w tej samej ciszy. Pewnej nocy Michał przyszedł do sypialni później niż zwykle. Myślał, że już śpię.
– Przepraszam – wyszeptał. – Ale nie wiem, czy potrafię to naprawić.
Nie odpowiedziałam. Już wtedy wiedziałam, że to nie on musi coś naprawiać.
Julia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa uparła się, że z nami zamieszka. Zwiozła mi wszystkie bambetle i planowała zostać na zawsze”
- „Ze starego portfela babci wypadło 15 tysięcy i stara fotografia. Kryła w sobie sekret, który nie dawał mi spać”
- „Teściowa wciskała mi czekoladowe ciasto i słodką kawusię. Gdy grzecznie odmówiłam, rozpętała aferę z piekła rodem”

