„Domek na wsi był naszym marzeniem, ale los miał inne plany. Zabrał mi wszystko, co miałam, w ułamek sekundy”
„Pod wieczór, zmęczeni, ale zadowoleni, usiedliśmy na tarasie, obserwując zachodzące słońce. Trzymałam Pawła za rękę, wiedząc, że jest to chwila, której nigdy nie zapomnę.
– Cieszę się, że podjęliśmy tę decyzję – powiedział cicho, patrząc przed siebie. – To nasze miejsce.
– Tak, nasze – potwierdziłam, myśląc o tym, jak wiele zyskaliśmy dzięki tej przeprowadzce”.

- Redakcja
Przeprowadzka na wieś była naszym wspólnym marzeniem, które narodziło się z pragnienia ucieczki od zgiełku miasta i odnalezienia spokoju blisko natury. Wydawało się to najlepszym rozwiązaniem dla naszych dusz spragnionych ciszy i prostoty.
Pierwszy raz, gdy zobaczyliśmy stary dom po moich dziadkach, serca zabiły nam mocniej. Jego drewniane ściany i pokryty mchem dach miały w sobie coś magicznego, coś, co przyciągało jak magnes. Z każdym krokiem po skrzypiącej podłodze, coraz mocniej czułam, że to właśnie tutaj chcę stworzyć swoje nowe życie z Pawłem.
Oboje wiedzieliśmy, że to będzie wyzwanie
Jednocześnie coś, co nas do siebie zbliży i umocni naszą miłość. Nasza codzienność na wsi stała się nauką nowych umiejętności. Pierwsze gotowanie na starym piecu przyniosło wiele śmiechu, gdy nasza zupa wyszła zbyt przypalona. Grabienie siana z kolei okazało się wymagające, ale dawało ogromną satysfakcję. Obserwując, jak zmieniają się pory roku, zrozumieliśmy, że nasza miłość dojrzewa podobnie jak przyroda wokół nas.
Był wczesny poranek, gdy słońce leniwie wyłaniało się zza wzgórz, malując nasze podwórko ciepłym, złotym światłem. Paweł właśnie wracał z obory, niosąc wiadro świeżego mleka. Ja, jak co dzień, parzyłam kawę, której zapach wypełniał całą kuchnię.
– Dzień dobry, kochanie – przywitał się, stawiając wiadro na blacie. – Dzisiaj mamy mnóstwo pracy, ale najpierw śniadanie.
– Dzień dobry – odpowiedziałam z uśmiechem, podając mu kubek z parującym napojem. – Co masz na myśli, mówiąc „mnóstwo pracy”?
– Trzeba naprawić ogrodzenie na pastwisku i zebrać jabłka. No i jeszcze zaplanować nasadzenia na wiosnę. Pomyślałem, że możemy posadzić jakieś nowe drzewa owocowe – powiedział, spoglądając na mnie z błyskiem w oku.
– Brzmi jak dzień pełen wrażeń – zaśmiałam się, zerkając na listę rzeczy do zrobienia, którą spisałam wieczorem. – Ale wiesz co? Uwielbiam te nasze wspólne dni.
Każda taka chwila przypominała mi, jak blisko siebie jesteśmy. Pracowaliśmy ramię w ramię, śmiejąc się, gdy któryś z nas popełnił błąd lub wpadł na zabawny pomysł.
Podczas gdy Paweł zajmował się ogrodzeniem, ja rozmyślałam nad tym, jak bardzo stał się częścią mojego świata. Było coś niezwykłego w tej prostocie, w rytuałach dnia codziennego, które wzmacniały naszą więź. Często zadawałam sobie pytanie, co tak naprawdę jest tajemnicą naszej miłości. Czy to te wspólne chwile przy pracy, czy może fakt, że uczymy się od siebie nawzajem, odkrywając nowe rzeczy?
Pod wieczór, zmęczeni, ale zadowoleni, usiedliśmy na tarasie, obserwując zachodzące słońce. Trzymałam Pawła za rękę, wiedząc, że jest to chwila, której nigdy nie zapomnę.
– Cieszę się, że podjęliśmy tę decyzję – powiedział cicho, patrząc przed siebie. – To nasze miejsce.
– Tak, nasze – potwierdziłam, myśląc o tym, jak wiele zyskaliśmy dzięki tej przeprowadzce.
Żaden dzień nie mógłby mnie przygotować na to, co miało się wydarzyć. To był zwykły poranek. Wstałam wcześniej, aby przygotować śniadanie. Paweł jeszcze spał, więc postanowiłam dać mu trochę więcej czasu na odpoczynek. Gdy w końcu wszedł do kuchni, zjedliśmy razem, a potem pojechał do miasta po jakieś materiały wykończeniowe.
Godzinę później dostałam telefon
To był moment. Pusta droga, facet pędzący dużo ponad ograniczenie. Pojawił się znikąd i zabrał wszystko, co miałam. Mimo szybkiej reakcji i wezwania pomocy, życie Pawła zgasło, zanim dotarł do szpitala.
Po jego śmierci byłam w stanie kompletnego szoku. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Wszystko, co robiliśmy razem, wydawało się teraz puste i pozbawione sensu. Próbowałam znaleźć pocieszenie w rozmowach z najbliższymi przyjaciółmi, ale nawet ich słowa nie mogły zapełnić tej pustki.
– Asia, jesteśmy z tobą – powiedziała Ania, moja najbliższa przyjaciółka, obejmując mnie mocno. – Paweł chciałby, żebyś była silna.
– Wiem, ale... Jak mam żyć bez niego? – wyznałam, nie potrafiąc powstrzymać łez. – Wszystko przypomina mi o nim. Nasz dom, ogród, nawet ten piec, przy którym gotowaliśmy razem.
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie, próbując jakoś funkcjonować. Każda czynność wydawała się ciężarem nie do udźwignięcia, a myśl o przyszłości bez Pawła była zbyt bolesna, by ją rozważać.
Dni mijały, a ja powoli zaczynałam dostrzegać, że mimo ogromnego bólu, moja miłość do Pawła nie zniknęła. Czułam jego obecność w każdym zakątku domu, w każdym wspomnieniu, które nawiedzało mnie niespodziewanie. Nawet w najciemniejszych chwilach, myśl o nim dawała mi pewną niewidzialną siłę, której nie potrafiłam w pełni zrozumieć.
Pewnego dnia, gdy siedziałam na ławce w ogrodzie, usłyszałam rozmowę sąsiadów, którzy stali po drugiej stronie płotu.
– Joanna jest niesamowita – powiedział pan Staszek. – Tyle przeszła, a mimo to wciąż się trzyma. Nie każdy potrafiłby sobie z tym poradzić.
– Tak, naprawdę ją podziwiam. Widać, że Paweł był dla niej bardzo ważny – dodała pani Halina, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Musi być jej ciężko.
Te słowa dotknęły mnie głęboko
Zrozumiałam, że ludzie wokół mnie dostrzegają moją walkę i że ich podziw dla mojej siły dodaje mi odwagi, by kontynuować życie. To był moment przełomowy. Zdałam sobie sprawę, że mimo straty, mogę honorować pamięć Pawła przez sposób, w jaki żyję.
Wiedziałam, że muszę kontynuować nasze wspólne marzenia. Nasze plany na życie na wsi były wciąż żywe w moim sercu. Decyzja zapadła – zostanę tutaj i będę kontynuować to, co zaczęliśmy razem. To miejsce było naszym domem, a ja chciałam, by stało się miejscem pełnym życia, tak jak zawsze marzyliśmy.
Krok po kroku zaczęłam wracać do codziennych obowiązków, choć wszystko wydawało się inne bez Pawła u boku. Przetwory, które przygotowywaliśmy razem, stały się dla mnie nie tylko sposobem na zapełnienie spiżarni, ale i na pielęgnowanie wspomnień. Każde gotowanie było jak rozmowa z Pawłem, pełna jego nieobecnych, ale wciąż żywych wskazówek.
Podczas jednego z takich dni, gdy stałam przy kuchennym stole, przyszła do mnie pani Halina z sąsiedztwa. Miała w zwyczaju odwiedzać mnie co jakiś czas, przynosząc domowej roboty ciasta i ciepłe słowa.
– Joasiu, widzę, jak się starasz – powiedziała, kładąc dłonie na moich. – Wiesz, Paweł byłby z ciebie dumny.
– Dziękuję, pani Halino. Czasami czuję, że jest tu ze mną – odpowiedziałam, walcząc z napływającymi łzami.
– I jest. Każda rzecz, którą tu robisz, jest częścią waszego marzenia – dodała, patrząc na mnie z ciepłym uśmiechem. – Zastanawiałaś się kiedyś nad otwarciem agroturystyki?
Jej pytanie zaskoczyło mnie. Agroturystyka... Myślałam o tym z Pawłem, snuliśmy plany, jak mogłoby to wyglądać. Wspólne wizje nagle odżyły, a myśl o dzieleniu się pięknem wsi z innymi zaczęła nabierać sensu.
Przemyślałam to przez kolejne dni. Praca nad czymś, co pozwoliłoby innym doświadczyć tego, co my odkryliśmy na nowo, wydawała się właściwa. W ten sposób mogłam uczynić Pawła częścią tego miejsca na zawsze, przekazując naszą miłość do natury i prostego życia innym.
Joanna, 40 lat
Czytaj także:
- „Kłótnię o spadek przerwało nam odkrycie z dna kredensu. Matka nie zostawiła nam złamanego grosza”
- „Nie mogę dać młodej żonie tego, co chce. Boję się, że któregoś dnia będę dla niej tylko niepotrzebnym starym dziadem”
- „Mieszkamy z moją matką, a ona traktuje nas jak śmieci. Znosimy to, żeby nasze dziecko miało dach nad głową”

