„Dla teściowej nie ma życia poza Kościołem. Przymykałam na to oko, aż dowiedziałam się, co opowiadała o mnie dzieciom”
„Zasnęliśmy szybko, ja i mąż też – oboje byliśmy zmęczeni. Obudziłam się po drugiej w nocy. Coś mnie zaniepokoiło. Przeszłam do pokoju dzieci. Mikołaj siedział na łóżku, skulony, łkał cicho. Usiadłam obok niego, objęłam go ramieniem”.

- Redakcja
Zawsze starałam się być wyrozumiała, tolerancyjna. Wychowano mnie w duchu empatii. Rozumiałam, że moja teściowa pochodzi z innego pokolenia, z czasów, gdy kobieta milczała, a mężczyzna miał rację, gdy Bóg był w każdym kącie, a piekło – straszakiem do wychowania dzieci. Z początku wydawało mi się to nawet urocze. Krzyż na ścianie w jej domu, obrazki ze świętymi w każdym pokoju, codzienny różaniec w radiu.
Miała swoje życie
Ale gdy zaczęła opowiadać mojemu siedmioletniemu synowi o grzechu, wiecznym potępieniu, kobietach lekkich obyczajów i o tym, że do nieba idzie tylko ten, kto się modli codziennie – zaczęłam mieć poważne wątpliwości.
– Ona po prostu ma swój świat – tłumaczył mój mąż Piotrek. – Przecież kocha wnuki.
– Twoja matka traktuje religię jak miecz – odpowiedziałam, kiedy znów wróciliśmy do tematu. – A nasze dzieci nie są jej żołnierzami. Nie pozwolę, żeby je straszyła Bogiem.
– No ale przecież dzieciaki ją lubią… – próbował jeszcze. – Zresztą Mikołaj sam chciał do niej jechać na weekend.
– Bo myśli, że babcia mu da czekoladki i pozwoli grać na tablecie. A nie że dostanie kazanie o Sodomie i piekle dla nieposłusznych dzieci!
Mikołaj wrócił od teściowej w niedzielę wieczorem. Zawsze po takich weekendach był trochę wyciszony, jakby zmęczony, ale tym razem coś było inaczej. Nie wbiegł do domu, nie opowiadał o żadnych przygodach. Zdjął buty, oddał mi plecak i poszedł prosto do swojego pokoju.
Zaniepokoiłam się
Gdy zapytałam, czy coś się stało, wzruszył ramionami i powiedział tylko, że jest zmęczony. Próbowałam dopytać, ale odparł, że nie chce rozmawiać. Tłumaczyłam sobie, że może go rozbolała głowa po podróży, że może babcia go przegoniła po kościołach jak zwykle, że się przespał w aucie i teraz jest rozkojarzony.
Zosia jak zwykle zaczęła śpiewać swoją piosenkę o kotku, który nie chciał spać, i przez chwilę skupiłam się na niej. Wieczór minął spokojnie. Zasnęliśmy szybko, ja i mąż też – oboje byliśmy zmęczeni.
Obudziłam się po drugiej w nocy. Coś mnie zaniepokoiło. Przeszłam do pokoju dzieci. Mikołaj siedział na łóżku, skulony, łkał cicho. Usiadłam obok niego, objęłam go ramieniem.
– Kochanie, co się dzieje?
Byłam przerażona
Z początku nie chciał mówić. Ścisnął poduszkę i tylko kręcił głową. Przytuliłam go, pogładziłam po włosach. W końcu, drżącym głosem, wyszeptał:
– Babcia powiedziała, że jeśli nie będziesz się modlić, to pójdziesz do piekła.
– Co?
– Powiedziała, że Bóg widzi wszystko i że jak ktoś nie klęka do modlitwy, to diabeł go zabierze. A że ty się nie modlisz, to możesz trafić do piekła.
Mikołaj rozpłakał się na nowo. Przytulił się do mnie, był przerażony.
– Ja nie chcę, żebyś zniknęła. Nie chcę, żebyś poszła tam na zawsze…
Trzymałam go mocno, nie potrafiłam powiedzieć ani słowa. Gardło miałam ściśnięte. Dopiero po chwili zebrałam się w sobie.
– Kochanie, nikt mnie nie zabierze od ciebie. Jestem tutaj, nie idę nigdzie. Piekło nie istnieje. To tylko taka bajka dla dorosłych, żeby straszyć dzieci. Nie martw się, jesteśmy razem.
Płakał jeszcze chwilę. Potem zasnął przy mnie, trzymając mnie za rękę, a ja leżałam obok, nie mogąc zmrużyć oka. Byłam wściekła na teściową, ale też na siebie. Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam puścić go tam samego, wiedząc, co ona wygaduje? Jak mogłam być taka naiwna?
Wystraszyła go
To już nie była różnica poglądów. Ona przeraziła moje dziecko. Zabrała mu poczucie bezpieczeństwa i naruszyła coś, co powinno być nienaruszalne – jego zaufanie do mnie. Zadzwoniłam do niej rano, zanim mój mąż zdążył wrócić z pracy. Ręce mi się trzęsły, gdy wybierałam numer.
– Słucham? – jej ton był zimny.
– Co ty powiedziałaś Mikołajowi? – zapytałam prosto, bez żadnych wstępów.
– O czym ty mówisz?
– Powiedział, że ponoć pójdę do piekła, jeśli się nie będę modlić. Wystraszyłaś go do łez.
– A co, dziecko musi wiedzieć, co się stanie, jak żyje się bez Boga.
Zatkało mnie. Słyszałam jej głos, ale nie mogłam pojąć, że naprawdę to mówi.
– Nie masz prawa straszyć mojego dziecka piekłem!
– A ty nie masz prawa odcinać dzieci od Boga! Zobaczysz, co z nich wyrośnie, jeśli dalej będziesz tak prowadzić swoje życie. Pychą grzeszysz, dziewczyno.
– To nie jest troska. To jest przemoc. Nie chcę, żebyś miała jakikolwiek kontakt z Mikołajem i Zosią. Od dziś.
– To nie ty decydujesz! To rodzina! To moje wnuki!
– A ja jestem ich matką.
Postawiłam ultimatum
Rozłączyłam się, zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze. Długo patrzyłam w ekran telefonu. Czułam wściekłość i coś, co trudno mi było nazwać – żal, że muszę bronić dzieci przed ich własną babcią.
Piotrek przyszedł do domu po osiemnastej, jakby nic się nie stało. Zdjął buty, rzucił kurtkę na krzesło, zapytał, co na obiad.
– Dzwoniłam dziś do twojej matki – powiedziałam cicho.
– I?
– Mikołaj w nocy się rozpłakał. Powiedział, że babcia mu powiedziała, że jeśli nie będę się modlić, pójdę do piekła. Że mnie zabierze diabeł.
Spojrzał na mnie, zbladł. Ale zamiast oburzenia, usłyszałam:
– No… trochę przesadziła, ale ona tak wierzy.
– Przesadziła? Nasz syn nie mógł spać, trząsł się ze strachu, że mnie straci!
– Przecież go nie uderzyła. Dzieci czasem się boją.
– Boją się, kiedy ktoś je straszy. Ona to robi od lat, a ty się temu tylko przyglądasz. Albo nasze dzieci, albo twoja matka!
– Monika…
– Nie. Skończyło się. Jeśli ty nie potrafisz wyznaczyć granic, to ja to zrobię. Dla ich dobra.
Stanął po mojej stronie
Powiedziałam jeszcze Piotrkowi, że teściowa nie będzie już częścią życia dzieci. Żadnych prezentów, odwiedzin, rozmów, nawet przez niego. Patrzył w stół i nie odpowiedział. Już nawet nie próbował mnie przekonywać. Chyba w końcu zrozumiał, że tym razem mówię poważnie.
Dwa dni później pojechał do swojej matki sam. Powiedział, że musi z nią porozmawiać. Nie pytałam, nie naciskałam. Czułam, że jeśli nie zrobi tego teraz, nie zrobi nigdy. Wrócił późnym wieczorem. Usiadł na kanapie, długo nie mówił nic.
– Ona naprawdę nie rozumie, że zrobiła coś złego. Mówi, że diabeł mówi przez nas, że dzieci trzeba wychowywać w bojaźni Bożej, bo inaczej zmarnują życie.
Spojrzałam na niego. Był blady, zmęczony.
– A ty co jej powiedziałeś?
Był bezwzględny
– Że przestraszyła Mikołaja, że nie mógł spać, że nie radzi sobie z lękiem, że jego mama trafi do piekła.
– I?
– Powiedziała, że to ja was odciągam od Boga. I że to moja wina, że tak się dzieje.
Siedzieliśmy w ciszy. Czułam, że Piotrek jest rozdarty. Przez całe życie był nauczony, że matka zawsze wie lepiej i jej racja jest ostateczna.
– Wiesz, co było najgorsze? – dodał po chwili. – Że kiedy jej to mówiłem, widziałem w jej oczach obojętność, jakby to, co czuje Mikołaj, naprawdę nie miało znaczenia. Jakby liczył się tylko Bóg i jej reguły.
Nie odpowiedziałam. Nie musiałam, bo wiedziałam, że wreszcie zrozumiał. Ale nie cieszyło mnie to. Bo wszystko miało swoją cenę.
Monika, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamiast spokoju po rozwodzie miałam horror. Były mąż nie pozwalał mi nawet spojrzeć na innego faceta”
- „Zgodziłem się udawać narzeczonego dla kasy. Jeden wieczór ustawił mnie finansowo na kilka lat”
- „Wujek załatwił mi ciepłą posadkę w urzędzie gminy. Kobietki ustawiają się w kolejkach, bo kasa działa na nie jak magnes”

