„Dla rodziny byłem tylko dostawcą internetu. Urlop bez wi-fi miał nas zbliżyć, a wywołał konflikt roku”
„Pewnego wieczoru, po kolejnym milczącym obiedzie, podjąłem decyzję. Wyjedziemy na tydzień do domku nad jeziorem. Bez telefonów. Bez laptopów. Bez Wi-Fi. Tylko my i cisza. Myślałem naiwnie, że ta cisza nas uleczy. Ale nie wiedziałem, że w ciszy czasem słychać najgłośniejsze krzyki”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie przestaliśmy być rodziną. Może wtedy, gdy Natalia zaczęła rozmawiać tylko przez media społecznościowe, a Kacper zaczął się chować w słuchawkach nawet przy kolacji. Może wtedy, gdy Iwona przestała odpowiadać na moje pytania pełnym zdaniem. Albo gdy ja sam zacząłem włączać telewizor, żeby nie musieć rozmawiać. Wszystko niby działało — dom, rachunki, szkoła, praca — tylko my jakoś nie. Jakbyśmy stali się czterema samotnymi wyspami dryfującymi po tej samej kuchni.
Od dawna miałem wrażenie, że jestem jedynie dostawcą internetu, pieniędzy i ciepłej wody. Ojcem od opłat, nie od rozmów. Pewnego wieczoru, po kolejnym milczącym obiedzie, podjąłem decyzję. Wyjedziemy na tydzień do domku nad jeziorem. Bez telefonów. Bez laptopów. Bez Wi-Fi. Tylko my i cisza. Myślałem naiwnie, że ta cisza nas uleczy. Ale nie wiedziałem, że w ciszy czasem słychać najgłośniejsze krzyki.
Z dala od laptopów i telefonów
– Oddajcie telefony – powiedziałem bez wstępu, zaraz po wejściu do domku nad jeziorem. – Nie będzie internetu przez cały tydzień.
Natalia parsknęła śmiechem. Zdjęła słuchawki i spojrzała na mnie jak na wariata.
– Ty chyba żartujesz. A co, jak coś się stanie? – rzuciła z przekąsem.
– Wtedy porozmawiamy. Ze sobą. Jak kiedyś.
– Co za bzdura – mruknęła i spojrzała na Iwonę, szukając wsparcia.
– Jarek, przestań. Myślisz, że to coś zmieni? – mówiła Iwona zmęczonym głosem.
– Próbuję tylko... – zacząłem, ale urwałem. Co miałem powiedzieć? Że chcę nas poskładać jak stare puzzle, z których część już dawno zginęła?
Kacper zamilkł. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, po czym wyjął telefon z kieszeni i podał go bez słowa. Spojrzałem na niego – te trzynaście lat już odcisnęły w nim cień dorosłości, ale nadal był tylko chłopakiem, który nie umie się odnaleźć.
– Nie mam jak dokończyć gry – powiedział cicho, prawie szeptem.
Zebrałem wszystkie urządzenia i zamknąłem w szufladzie. Zamek kliknął jak wyrok. W tej ciszy usłyszałem własne myśli. Czy to desperacja? Czy jestem tyranem, czy jeszcze ojcem, który wierzy, że można to odkręcić? Patrzyli na mnie jak na obcego. Ale przynajmniej patrzyli. Pierwszy raz od dawna.
Pierwszy wieczór
Wieczorem w domku panowała cisza, ale nie ta, której pragnąłem. To była cisza pełna napięcia, niechęci, zaciśniętych szczęk i spojrzeń rzucanych spod byka. Iwona usiadła z książką, ale nie przewróciła ani jednej strony. Natalia rozciągnęła się na kanapie, wzdychając teatralnie co kilka minut. Kacper zamknął się w swoim pokoju i przez godzinę słychać było tylko skrzypienie jego krzesła. Zrobiłem herbatę i postawiłem cztery kubki na stole. Zapach malinowego naparu wypełnił kuchnię, ale nikt nie ruszył się z miejsca.
– Natalia, jak ci poszło na biologii? – zapytałem w końcu, łagodnie, z nadzieją, że odpowie.
– Nie pamiętam. Może zapytaj Google – burknęła bez podnoszenia wzroku.
– Nie musisz być opryskliwa – powiedziałem, starając się nie podnieść głosu.
– A ty nie musisz udawać, że cię to interesuje – odcięła się błyskawicznie.
Iwona odłożyła książkę.
– Może nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi – powiedziała cicho, bez emocji.
Poczułem, jak coś we mnie opada. Jakbym przez chwilę wierzył, że wystarczy kilka pytań i herbat, żeby znów się do siebie zbliżyć. Ale wtedy spojrzałem na Natalię. Na ułamek sekundy podniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. To był krótki moment, niepewny, ale pierwszy od tygodni, może miesięcy. Nie złość, nie bunt, tylko ciekawość. Albo nadzieja. W tej jednej sekundzie coś się przełamało. Jeszcze nie wiem co. Ale poczułem, że nie mogę się poddać.
Rozmowy przy stole
Kolacja była skromna – jajecznica, kromki chleba, ogórki z zeszłego roku. Zawsze gotowałem w weekendy, ale tego wieczoru miałem wrażenie, że pierwszy raz od dawna naprawdę gotuję dla rodziny.
– W tej grze musisz przeżyć w postapokaliptycznym świecie – powiedział nagle Kacper, z ustami pełnymi jajek. – Tylko że nie ma instrukcji. Albo zbudujesz coś z niczego, albo giniesz.
– Brzmi znajomo – uśmiechnąłem się. – I jak ci idzie?
– Lepiej niż w życiu – odpowiedział, a potem popatrzył na mnie z zakłopotaniem, jakby powiedział coś, czego nie planował.
Natalia przewróciła oczami.
– On tylko w te gry. Zero kontaktu z rzeczywistością – rzuciła, ale bez jadu.
– Może dlatego, że rzeczywistość u nas wygląda jak cmentarz – odpowiedziałem spokojnie.
– Super porównanie, tata – parsknęła Natalia, ale po chwili sama zaczęła opowiadać o koleżance, która rzuciła chłopaka, bo ten nie chciał wyjść z domu przez dwa tygodnie. Śmiała się z tego, a ja śmiałem się razem z nią, choć czułem gulę w gardle.
Po kolacji poszedłem do kuchni, kiedy usłyszałem ich rozmowę. Natalia szeptała coś Iwonie.
– Mama, ty chyba nie jesteś tu szczęśliwa.
– A ty jesteś?
Zapadła cisza. Długa. Taka, której się nie wypełnia byle czym.
Wszedłem wtedy do pokoju. Nie chciałem podsłuchiwać. Albo może chciałem. Ale teraz patrzyłem na nie obie.
– Może powinniśmy sobie w końcu wszystko powiedzieć.
Nikt nie odpowiedział. Ale nikt też nie uciekł. To wystarczyło.
Czas na szczerość
Usiedliśmy przy stole. Bez planu, bez scenariusza. Po prostu usiedliśmy. Przez chwilę tylko stukot zegarka w kuchni wyznaczał rytm milczenia.
– Ja zacznę – powiedziała Iwona, zaskakując wszystkich, nawet siebie. – Nie jestem szczęśliwa. Od lat. Nie czuję się kochana. Tylko potrzebna. Jak zmywarka albo pralka. Zepsuta – dodała ciszej.
– Dlaczego mi tego nie mówiłaś? – spytałem bez obrony w głosie.
– Mówiłam. Tylko nie słuchałeś.
Natalia wstała od stołu, przeszła kilka kroków w milczeniu, potem odwróciła się do nas.
– Zawsze miałaś pretensje do taty. A ja? Ja czułam się przezroczysta. Jakbyście mieli już dość dzieci i zostawili mnie samej sobie. I wiecie co? Czasem wolałabym, żebyście się po prostu rozwiedli.
Wtedy Kacper zapłakał. Prawdziwymi, cichymi łzami. Ukrywał twarz w rękawach bluzy.
– Ja się zawsze bałem mówić. Bo i tak nikt nie słuchał. Tylko żeby nie przeszkadzać. Żeby nie płakać za głośno, nie śmiać się za bardzo. Tato, ja cię lubię. Ale ty zawsze byłeś w pracy. Z mamą też nie gadałem, bo... byłaś jak... mur.
Słuchałem tego w ciszy, z sercem w gardle. Nie broniłem się. Nie było sensu.
– Chciałem tylko, żebyśmy byli znowu rodziną – powiedziałem w końcu. – Ale nie wiem już, czy umiem.
Iwona spojrzała na mnie, bez wrogości.
– Nie chodzi o brak internetu, Jarek. Chodzi o brak ciebie.
Siedzieliśmy tak, poranieni, ale razem. I pierwszy raz od dawna – obecni.
Nowy poranek
Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Wyszedłem na taras i wciągnąłem w płuca zapach poranka – lasu, jeziora, chłodnego powietrza. Cisza była inna. Już nie ciężka i pełna niechęci, ale spokojna, prawdziwa. Taka, która daje przestrzeń na bycie obok siebie. Iwona robiła śniadanie. Bez słów podała mi kubek kawy i lekko się uśmiechnęła. Chciałem ją dotknąć, ale nie byłem pewien, czy mogę. Wtedy ona dotknęła mojej dłoni. Przez chwilę trzymała ją. I to wystarczyło. Natalia zeszła po schodach bez focha. W dresie, z rozczochranymi włosami, ale... uśmiechnięta?
– Idziemy na spacer? – rzuciła od niechcenia.
Zamarłem.
– Możemy nie wracać jeszcze? – dodała po chwili ciszy.
– Możemy. Choć jeszcze kawałek – odpowiedziałem.
Wyszliśmy razem. Całą czwórką. Kacper w końcu coś opowiadał – o tym, jak w grze zbudował fort z gliny i jak się zawalił. Natalia się zaśmiała. Nie ironicznie. Po prostu śmiała się z bratem. Iwona szła obok mnie, czasem stykały się nasze ramiona.
– Może nie wracajmy do tamtego życia – powiedziała cicho Iwona.
– A może nauczymy się być razem… chociaż trochę? – odpowiedziałem, sam zaskoczony, że tak bardzo w to wierzę.
Cisza znów nas otoczyła. Ale tym razem była ciepła. Między nami była przestrzeń, a nie mur. I choć wiedziałem, że nie naprawiłem wszystkiego, to po raz pierwszy od lat poczułem: jesteśmy. Naprawdę.
Zaczynamy od nowa
Wróciliśmy do domu dwa dni później niż planowaliśmy. Bez wielkich słów, bez postanowień. Nikt nie rzucał telefonem, nikt nie zaklinał, że teraz wszystko się zmieni. I dobrze. Bo nie chodziło o rewolucję. Chodziło o te drobne rzeczy: spojrzenia, które się nie ślizgały po sobie jak po lodzie. Ciszę, która już nie bolała. Pytania, które naprawdę były pytaniami, a nie tylko próbą uciszenia sumienia.
Natalia czasem znowu uciekała w ekran, ale zdarzało się, że sama zaczynała rozmowę. O tym, co ją wkurza w szkole, o chłopaku, który chyba coś czuje, ale „jest żałosny”. Iwona znów zaczęła zostawiać mi karteczki w kuchni – nie „kup mleko”, tylko „kupiłam ci twoją ulubioną herbatę”. Kacper potrafił usiąść obok mnie bez powodu i milczeć. Tyle że teraz to milczenie miało sens.
Ja też się uczę. Nie pędzę tak jak kiedyś. Próbuję zauważać. I słuchać, zanim zacznę mówić. Czasem jeszcze boję się, że to wszystko zniknie. Że wrócimy do tamtego stanu skupienia na niczym. Ale wtedy przypominam sobie Kacpra, jak wtula się we mnie bez słowa. I Natalię, jak zostawiła telefon na stole i zapytała: „Tata, chcesz pójść ze mną na spacer?”. Albo Iwonę, która wieczorem zasypia, trzymając moją dłoń. To nie jest cud. To nie jest koniec opowieści. Ale może to jest początek. Lepszy niż poprzedni.
Jarek, 45 lat
Czytaj także:
- „Nasz syn nie widział świata poza internetem. Gdy zabieraliśmy mu telefon, wpadał w szał, przeklinał i bił na oślep”
- „Mam 58 lat i uzależniłam się od internetu. Mąż powiedział, że albo się opanuję, albo mnie zostawi”
- „Odkąd mama odkryła internet, nie da się żyć. Co chwilę wysyła memy i filmiki, a po minucie dzwoni, czemu nie odpisuję”

