Reklama

Zdecydowałam się znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie, bo w swoim głównym miejscu zatrudnienia pracowałam jedynie na pół etatu. Kocham maluchy, dlatego wpadłam na pomysł, żeby zarabiać jako opiekunka do dzieci. Przeglądałam anonse w sieci i umówiłam się na parę rozmów kwalifikacyjnych.

Od razu się zgodziłam

Ostatecznie zdecydowałam się przyjąć propozycję od pewnej kobiety sukcesu, która niedawno została mamą po raz drugi i właśnie zamierzała wrócić do swojej pracy zawodowej.

Wychowuję dzieci sama – od razu mi wyjaśniła, mimo że nigdy nie zapytałabym o coś takiego. – Moja córka ma siedem lat, a synek dopiero roczek.

– To pewnie potrzebuje pani opiekunki w ciągu dnia? – zaniepokoiłam się, ponieważ ja akurat szukałam pracy popołudniowej.

– Ależ skąd! – zdecydowanie zaprzeczyła. – Za syn przebywa w prywatnej placówce opiekuńczej, a starsza córka uczęszcza już do podstawówki. Zależy mi na opiece wieczorami w dni robocze i oczywiście w weekendy. Widzi pani, muszę na nowo wkroczyć w świat dorosłych! Wystarczająco długo przesiedziałam z brzdącami w czterech ścianach, pora nadrobić towarzyskie zaległości.

Maluchy okazały się przesłodkie – córeczka była niezwykle zaradna i bystra, zupełnie jak jej mama w miniaturze, natomiast Lesio wprost uwielbiał przytulanie, ciągle domagał się noszenia na rękach lub sadzania na kolanach. Przyjeżdżałam do nich w każdą sobotę wieczorem o szóstej, a czasami także w tygodniu, gdy ich mama umówiła się na spotkanie w mieście po pracy lub – jak kiedyś mi się zwierzyła – szła na randkę.

Randkowanie ją wciągnęło

Moja przełożona otwarcie mówiła o tym, że ma konto na portalu dla singli i spotyka się z facetami na randki przy kawie albo przy kolacji. Trochę ją rozumiałam, bo w końcu była atrakcyjną kobietą po rozwodzie, prawie czterdziestolatką, która chciała na nowo poukładać swoje życie. Jednak trochę było mi szkoda dzieci, które chyba traktowała bardziej jak kłopot.

Zdarzały się okresy, kiedy pani Lidia potrafiła mnie poprosić o pomoc nawet cztery razy w ciągu tygodnia. Nie odmawiałam, bo dodatkowa kasa zawsze się przydawała, a poza tym naprawdę polubiłam te dzieciaki i wiedziałam, że liczą na moją obecność. Stopniowo dało się zauważyć, że ja i opiekunki z przedszkola odgrywamy w ich życiu ważniejszą rolę niż mama.

Kłopotliwe natomiast zaczęły być spóźnienia szefowej. Zdarzało się, że zapewniała mnie o swoim powrocie przed dwudziestą drugą, a ja układałam sobie plan, żeby zdążyć na autobus nocny do domu. Niestety, wielokrotnie musiałam na nią czekać aż do jedenastej wieczorem, bez możliwości skontaktowania się z nią telefonicznie. Kiedy w końcu się pojawiała, zwykle lekko pod wpływem alkoholu, przepraszała mnie i proponowała dodatkowe wynagrodzenie za czas oczekiwania, sądząc, że to załatwia sprawę. Takie sytuacje powtarzały się coraz częściej, aż w pewnym momencie oznajmiłam jej, że dłużej tak nie może być.

– Proszę mnie zrozumieć, pani Lidko. Boję się wracać nocnym autobusem, bo zazwyczaj podróżują nim mocno wstawieni pasażerowie – starałam się jej to wyjaśnić. – Zależy mi na tym, żeby za każdym razem zdążyć na autobus, którym inni wracają z pracy. Tak jest bezpieczniej. Mogę zostać z maluchami najwyżej do jedenastej wieczorem.

Szefowa mnie nie szanowała

Szefowa była pełna skruchy, bez zastrzeżeń przystała na moje postulaty, jednakże później… mimo to nie zjawiała się na czas. Pewnego razu pobiła swój rekord – tuż po dwunastej dostałam od niej SMSaa z informacją, iż dotrze dopiero… za kolejne dwie godziny. Odpisując wyraziłam swój stanowczy sprzeciw i podjęłam próbę skontaktowania się telefonicznie, ale nie zdołałam już uzyskać połączenia. Koniec końców powróciła o wpół do trzeciej nad ranem, po czym z wielką łaskawością wręczyła mi gotówkę na taksówkę do domu.

– Zastanów się nad zmianą pracodawcy – podpowiadał. – Ta kobieta absolutnie cię nie docenia!

Zdawałam sobie sprawę z tego, że to słuszna uwaga, ale naprawdę współczułam jej pociechom. Miałam wrażenie, że Leszek uważał panią Lidię za ciotkę – bliżej mu było do opiekunek z przedszkola i do mnie, niż do matki. Barbara natomiast żyła we własnym świecie, o mamie prawie nie wspominała. Osobiście byłabym skłonna zaakceptować niższą pensję, byleby tylko pani Lidia spędziła w domu chociaż kilka dni, jednak to nie ode mnie zależało ani nawet mnie nie dotyczyło.

Nie szanowała mnie i mojej pracy. Kiedy moja szefowa znów się spóźniła, tym razem ponad dwie godziny, informując mnie tylko SMS-em, że gdzieś utknęła, miałam dość. Zażądałam, aby spisać umowę, w której będą jasno określone godziny mojego zatrudnienia. Nie paliła się do tego, więc w końcu sama ją przygotowałam, a ona, choć bez entuzjazmu, podpisała dokument.

Minął pewien okres, w którym – cóż za moc drzemie w słowie pisanym! – pani Lidia stawiała się w domu na czas, a niekiedy udawało jej się nawet samodzielnie umyć pociechy i poczytać im bajki przed snem. Jednak pewnego piątku, gdy w zasadzie nie planowałam przychodzić, ponieważ kolejnego dnia czekała nas wyprawa do starszej córki wczesnym pociągiem i pragnęłam się solidnie wyspać przed wyprawą, pani Lidia usilnie nalegała na moją obecność.

– Droga pani Celino, błagam panią z całego serca. To absolutnie niecodzienne okoliczności! – nalegała i w końcu uległam jej namowom.

– Pani Lidko, niech pani nie zapomina, że ja naprawdę potrzebuję wyjść dzisiaj przed dwudziestą pierwszą. Rankiem mam pociąg – zwróciłam jej uwagę, gdy już pachnąca perfumami i odświętnie ubrana czekała w korytarzu, wzbraniając się przed umorusanymi łapkami Basi, która rozpaczliwie pragnęła przytulić się na do widzenia.

Skinęła głową, dała słowo i tyle ją widziano. Zgodnie z przewidywaniami, do godziny dwudziestej pierwszej nadal jej nie było. Podejrzewałam, że tak to się właśnie potoczy i nie uda mi się do niej dodzwonić, ale liczyłam, że przed dwudziestą drugą już tu będzie. No cóż, nie miałam racji.

Byłam naprawdę wściekła

Przed dwunastą w nocy zostawiłam jej parę wiadomości głosowych i napisałam chyba dziesięć SMS-ów. Krew mnie zalewała, bo kolejny raz mnie olała, przekonana, że przecież nie porzucę dzieciaków i będę tkwić w jej mieszkaniu, dopóki jej wysokość łaskawie nie zechce się w nim pojawić. No jasne, że mój facet był wkurzony jak diabli.

– Nasz pociąg odjeżdża kilka minut po szóstej! – ryknął do mnie przez telefon. – Przed szóstą musimy być już poza domem. A jeśli ona przyjdzie o czwartej czy piątej z rana? Wtedy nie zdążymy na przyjęcie urodzinowe Marysi. Może powinienem pojechać sam i wytłumaczyć, że ugrzęzłaś z nie swoimi dzieciakami, zamiast być na imprezie swojej córeczki?!

– Słuchaj Heniek, nie ma sensu, żebyś się na mnie wydzierał! – powiedziałam zirytowana całą tą sytuacją. – Co niby mogę zrobić w tej sytuacji? Wyjść z roboty i zostawić rocznego brzdąca pod opieką siedmioletniej siostry? Przecież to nawet niezgodne z prawem! Kto weźmie odpowiedzialność, jak coś się przytrafi?

– Chyba ich matka będzie musiała za to odpowiedzieć – odparł chłodno mój mąż. – Twój czas pracy skończył się już dawno temu, masz to nawet potwierdzone na umowie. Może po prostu zadzwoń na policję i powiedz, że dzieci są same w domu bez opieki dorosłych?

Początkowo zlekceważyłam tę propozycję, ale gdy wybiła godzina wpół do drugiej, a pani Lidka wciąż bawiła się świetnie, nie fatygując się nawet, aby oddzwonić, zostawiłam jej taką wiadomość na poczcie głosowej: „Proszę wrócić w ciągu godziny. Potem dzwonię na policję, że porzuciła pani dzieci. Ja skończyłam pracę cztery godziny temu".

Miałam niezachwianą pewność, że moje słowa ją wystraszą i zaraz zadzwoni z powrotem. Nic z tych rzeczy. Kompletnie nie zareagowała na moją wiadomość. Ani przez chwilę nie brałam pod uwagę, że mogła zawieruszyć komórkę albo przydarzyło jej się coś złego. Nie po tym, jak już tyle razy zachowywała się tak samo, gdy zbyt dobrze bawiła się na imprezie, by ruszyć tyłek do domu.

Nie miałam innego wyjścia

Skontaktowałam się z funkcjonariuszami. Nie wybrałam numeru awaryjnego, tylko odszukałam kontakt do pobliskiego posterunku i opisałam całą sytuację. Wyjaśniłam, że nie łączą mnie więzy krwi z maluchami, a mój kontrakt miał ściśle określony czas obowiązywania, którego nie mogłam przekroczyć. Musiałam opuścić miejsce pracy, a dzieciaki zostały bez opieki.

Znalazła się jednak pomoc. Ze strony państwa. Mundurowi podeszli do sprawy z pełnym zaangażowaniem – pojawili się na miejscu, zabrali maluchy do placówki opiekuńczej i rozpoczęli poszukiwania ich rodzicielki. Strasznie współczułam dzieciakom, które w środku nocy wybudzili jacyś nieznajomi, serce pękało mi na kawałki, ale potem dotarło do mnie, że postąpiłam słusznie. Powiedziała mi o tym sama pani Lidia, kiedy zadzwoniła, rzucając obelgami i pogróżkami za to, co zrobiłam.

– Mój były złożył wniosek o odebranie mi opieki nad dziećmi! Zamierza mi je odebrać! – darła się do słuchawki. – Ty przeklęta…

Przeklinała i groziła mi. Okazało się, że były mąż złożył wniosek do sądu, a jego prawnik skontaktował się ze mną, prosząc o zeznania przeciwko byłej szefowej. Wtedy dowiedziałam się o trwającym konflikcie pomiędzy eksmałżonkami o opiekę nad pociechami. Moja interwencja dała tacie Basi i Lesia realną szansę na uzyskanie pełni praw rodzicielskich.

Spotkaliśmy się po raz pierwszy w budynku sądu. Od razu zrobił na mnie wrażenie sympatycznego faceta. Wypytywał mnie o to, jak czują się maluchy. Interesowało go, na ile tamta straszna noc odcisnęła na nich swoje piętno. Można było wyczuć, że los dzieciaków jest dla niego sprawą priorytetową.

Cała procedura trochę się przeciągała, bo pani Lidia uciekała się do rozmaitych niezbyt czystych zagrywek. Na szczęście sąd prześwietlił sprawę dogłębnie i powierzył opiekę nad brzdącami tacie. Moje słowa złożone pod przysięgą miały w tej decyzji niemałe znaczenie.

Obecnie dzieciaki są pod opieką taty, który... zaproponował mi posadę opiekunki na pełny etat. W związku z tym pożegnałam się z pracą w bibliotece i zajmuję się maluchami od poniedziałku do piątku. Jednak tylko do godziny szóstej po południu. Później obowiązki przejmuje pan Michał, który wraca do domu. A numer pani Lidii byłam zmuszona zablokować. I tak może mówić o sporym farcie, że nie zgłosiłam policji gróźb, które wobec mnie kierowała!

Celina, 55 lat

Czytaj także:
„Mąż i syn twierdzili, że jestem zbyt głupia, by móc studiować. Podcinali mi skrzydła i zabraniali się rozwijać”
„Mój 23-letni synuś ciągle się gdzieś wałęsa, a ja załamuję ręce. Przecież to jeszcze dziecko, coś może mu się stać”
„Otworzyłam serce przed synem i synową, a oni zamknęli przede mną drzwi. W nowym miejscu znalazłam spokój i miłość”

Reklama
Reklama
Reklama