„Dla kasy wyjechałam na rok za granicę. Po powrocie pocałowałam klamkę, bo mąż zdążył się odkochać”
„– Zostawiłaś mnie, Aśka. I wszystko się wypaliło. Przelewy to nie miłość. Tęsknota przez telefon to nie związek. Nie wiem, kim jesteś – powiedział. Chciałam krzyczeć, tłumaczyć się, płakać, wejść na siłę… Ale wiedziałam, że to nic nie da. Ta rozmowa była jak zamknięcie trumny”.

- Redakcja
Nie byliśmy biedni. Ale każda złotówka musiała być dwa razy obejrzana, zanim ją wydaliśmy. Mój mąż Tomek ciągle powtarzał, że "jakoś to będzie", ale ja już nie chciałam żyć „jakoś". Marzyłam o czymś więcej niż o przecenionym mięsie w dyskoncie i weekendach spędzanych przed telewizorem z herbatą z torebki. Może i byłam naiwna, ale wierzyłam, że praca za granicą coś zmieni. Że odmienimy los. Nasz los.
Pamiętam, jak siedzieliśmy przy stole w kuchni. Walizka stała już pod drzwiami. Ta, co ją dostałam jeszcze na wesele od cioci Irenki. Próbowałam coś zjeść, ale śniadanie stało nietknięte. Tomek jadł wolno, uparcie patrząc w okno, jakby próbował uciec wzrokiem od całej sytuacji.
– To tylko rok – powiedziałam w końcu cicho.
– Zobaczymy, jak będzie – odpowiedział i nie podniósł nawet wzroku znad talerza.
Zabolało. Ale nie mogłam się wycofać. Już nie wtedy, nie po tylu rozmowach, nie po tym, jak podpisałam umowę. Po tym, jak wzięliśmy pożyczkę na bilet. Wszystko miało się zmienić. I się zmieniło. Ale nie tak, jak planowałam.
Nasza miłość przygasła
Pierwsze dni za granicą były jak sen na jawie – zimny, szary, bez dźwięku. Praca w sortowni owoców. Ręce w wodzie, gumowe rękawice, monotonia. Zmiana zaczynała się o szóstej, kończyła o piętnastej, ale zmęczenie nie odpuszczało nawet wieczorem. Wracałam do pokoju w wynajętym domku razem z trzema dziewczynami z Polski. Każda miała swoją historię. Każda uciekała – przed biedą, samotnością, mężem, długami.
W pierwszym tygodniu dzwoniłam do Tomka codziennie. Połączenia były krótkie, rzeczowe.
– Wszystko dobrze? – pytałam.
– Dobrze. Kot żyje, rachunki zapłacone. Ty lepiej uważaj na siebie.
I tyle. Żadnego „tęsknię”, „kocham”, nic. Czułam, jak z każdym dniem jesteśmy coraz dalej. Jakby ten dystans dało się zmierzyć nie tylko kilometrami, ale i emocjami. Pisałam mu, wysyłałam zdjęcia – jedzenie z kantyny, widok z okna, nawet selfie z uśmiechem. Czasem nie odpowiadał wcale.
– Nie wiem, czy on jeszcze mnie kocha, czy tylko czeka na przelew – wyrzuciłam w końcu Marcie przez telefon.
– A ty? – zapytała bez cienia litości. – Ty go jeszcze kochasz?
Zamilkłam. Bo sama nie wiedziałam. Miłość, kiedyś taka gorąca, teraz przypominała mi letnią herbatę. Bez smaku. Ani się napić, ani wylać.
Czułam się samotna
Adam pojawił się w moim życiu po cichu – najpierw jako kolega z pracy, potem jako ktoś, kto pytał, jak mi minął dzień. Drobiazgi – podanie rękawiczek, zrobienie kawy w przerwie, zażartowanie z szefa. Nie podrywał mnie. Ale był obecny. A ja… ja zaczęłam na niego czekać. Na jego głos, uśmiech, uwagę.
Któregoś dnia zostałam po pracy, bo nie czułam się na siłach wracać do pustego pokoju. Adam zaproponował spacer.
– Nie wyglądasz na szczęśliwą mężatkę – rzucił w pewnym momencie, kiedy mijaliśmy pole pełne pachnących truskawek.
– A ty co? Widzisz we mnie samotną kobietę? – odpowiedziałam ostrożnie, nie patrząc mu w oczy.
– Widzę kobietę, która się uśmiecha tylko do zdjęć. I która udaje, że wszystko gra.
Nie zaprzeczyłam. Bo skąd mógłby wiedzieć, jak bardzo się bałam, że już nie mam do czego wracać? Że moje życie w Polsce to tylko cienie: zdjęcia na lodówce, małżeńskie obrączki schowane w pudełku, głuchy telefon.
Tamtego wieczoru Adam mnie nie dotknął. Ale powiedział wszystko, co chciałam od miesięcy usłyszeć.
– Masz prawo być zmęczona. Masz prawo potrzebować kogoś, kto cię wysłucha.
I wtedy poczułam, jak pęka we mnie coś, co tak długo udawałam, że trzyma się kupy. Nie pocałowaliśmy się. Ale wróciłam do pokoju, trzymając się za serce. Bo wiedziałam, że coś się zmieniło.
Nie tego się spodziewałam
Nie uprzedziłam nikogo. Po kilkunastu godzinach wysiadłam na znajomym przystanku. Lato w Polsce pachniało inaczej – mokrą trawą, kurzem z chodników. Może to była tylko pamięć. Pod domem stałam kilka minut. Patrzyłam na drzwi, których nie widziałam tak długo. Dłonią dotknęłam klamki. Zastukałam. Nic. Drzwi się nie otworzyły.
Zadzwoniłam.
– Tomek… jestem pod domem. Wróciłam.
Cisza. Potem jego głos, znużony, obcy.
– Joanno… Nie rób tego. Nie teraz.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– Nie otworzę ci. To już za późno.
Zamilkłam. Po raz pierwszy nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam z walizką, spoconą dłonią zaciśniętą na telefonie i sercem, które waliło jak szalone.
– Zostawiłaś mnie, Aśka. I wszystko się wypaliło. Przelewy to nie miłość. Tęsknota przez telefon to nie związek. Nie wiem, kim jesteś – powiedział.
Chciałam krzyczeć, tłumaczyć się, płakać, wejść na siłę… Ale wiedziałam, że to nic nie da. Ta rozmowa była jak zamknięcie trumny. Wszystko, co między nami było żywe, właśnie umarło.
Zeszłam po schodach powoli. Walizka była cięższa niż w dniu, kiedy pierwszy raz ją ciągnęłam za sobą. A serce… pękało, ale nikt nie usłyszał jego trzasku.
Straciłam go
Pojechałam do hotelu, który zarezerwowałam na wszelki wypadek. Usiadłam na łóżku, patrzyłam w ścianę i próbowałam zrozumieć, co właściwie się stało. Czy naprawdę myślałam, że da się wszystko naprawić jednym powrotem? Jednym stuknięciem do drzwi? Byłam głupia. I naiwna.
Zadzwoniłam do Marty.
– I co? Widzieliście się? – zapytała od razu, czując, że coś jest nie tak.
– Nie otworzył. Powiedział, że to za późno. Że się wypaliło. Że już nie potrafi mnie kochać.
Po drugiej stronie słyszałam tylko oddech. Ciężki. Prawdziwy.
– Myślałam, że wszystko da się kupić – mówiłam dalej, cicho. – Spokój. Bezpieczeństwo. Nawet miłość. Ale straciłam wszystko. I jego, i siebie. Tamtego nas już nie ma, Marto.
– A Adam?
– To był tylko cień bliskości. Chciałam poczuć, że ktoś mnie widzi. Ale to nie był on. Nie był mój. A ja nie byłam jego. To było… z samotności.
– Wrócisz?
– Nie teraz. Nie ma po co.
Zamknęłam oczy i zobaczyłam nas sprzed lat. Ja – młoda, zakochana, z wiarą w przyszłość. Tomek – uśmiechnięty, z planami. Trzymaliśmy się za ręce, a świat był tylko nasz. Ale potem wszystko poszło nie tak. Za dużo milczenia. Za mało obecności. I żadnych rozmów. I już wiedziałam – my nie rozstaliśmy się dziś. My się rozstawaliśmy powoli. Codziennie po kawałku. Aż nie zostało nic.
Musiałam zacząć od nowa
Zamieszkałam w nowym miejscu – pokoik z kuchnią i łazienką, nic szczególnego, ale moje. Rano wstawałam do nowej pracy w kraju, wieczorem gotowałam, czasem szłam na spacer, coraz rzadziej wpatrzona w telefon. Nie czekałam już na wiadomość od Tomka. Wiedziałam, że nie przyjdzie.
Nie wróciłam już do Adama. Próbował dzwonić, napisał kilka razy. „Tęsknię”, „Chciałbym pogadać”, „Może kawa?”. Ale nie odpisałam. Bo zrozumiałam jedno – to nie Adam mnie przyciągał, tylko poczucie, że ktoś mnie widzi. A ja musiałam w końcu zobaczyć samą siebie.
W pracy zaczęłam mówić głośniej, śmiać się częściej. Inne dziewczyny zauważyły, że się zmieniłam.
– Ty to już nie ta sama Asia, co rok temu – powiedziała Karolina, z którą dzieliłam zmiany. – Wtedy chodziłaś jak duch.
– Bo chyba właśnie przestałam udawać, że żyję tylko dla kogoś. Teraz uczę się żyć dla siebie. W końcu niedługo zostanę rozwódką.
Nie powiedziałam tego z przekonaniem. Jeszcze nie. Ale każdego dnia było trochę łatwiej. Robiłam sobie herbatę, którą lubię, nie tą, którą Tomek zawsze wybierał. Kupowałam sobie chleb z pestkami, a nie ten zwykły, jasny. I nie gasiłam światła od razu po pracy. Czytałam książki, słuchałam muzyki. Czasem nawet płakałam, ale to już nie był ten sam płacz – nie bezradny, tylko oczyszczający.
Joanna, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kuzynka zaprosiła mnie na wieś, a po powrocie wystawiła rachunek na 2000 zł. To ma być rodzina?”
- „Pojechałam z teściem na grzyby do lasu i wpadłam jak kania do koszyka. Teraz nie wiem, jak spojrzeć mężowi w oczy”
- „Mój chłopak zaprosił mnie pierwszy raz do swoich rodziców. Już po 15 minutach atmosfera była kwaśna jak ocet”

