„Dla faceta rzuciłam wszystko, a zostałam bez grosza przy duszy. Tegoroczne święta spędzę tylko z siankiem na talerzu”
„Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, ale jeżeli gdzieś wychodziliśmy, zawsze płaciliśmy moją kartą bankową. Marek sam z niej korzystał na co dzień. Jego zarobki szły na osobne konto, a moje na codzienne potrzeby. Tylko marny pierścionek kupił mi sam”.

- listy do redakcji
– Dopiero co się pobraliście, ledwo się znacie, a myślicie o rozwodzie? – zapytała mnie przestraszona babcia.
Próbowała dalej dopytywać, przekonywać i tłumaczyć nam, żebyśmy przemyśleli swoją decyzję. My jednak już ustaliliśmy: musimy się rozwieść.
Znaliśmy się dość krótko przed decyzją o ślubie. Pierwszy raz spotkaliśmy się jakieś sześć miesięcy wcześniej, a razem spędziliśmy może z pięć tygodni. Mój partner, Marek, wyjechał na staż za granicę, więc spotykaliśmy się, jeżdżąc do siebie na zmianę.
To był najpiękniejszy czas
Poznałam Marka, kiedy byłam jeszcze w związku z kimś innym i on także. Wystarczył jednak jeden taniec na weselu u znajomych, by trafiła nas strzała Amora. Spojrzeliśmy sobie w oczy i wiedzieliśmy, że musimy być razem. Chwilę przed nastaniem północy tańczyliśmy na parkiecie, a o wschodzie słońca wróciliśmy razem jednym autem. Zostawiliśmy obecnych partnerów i tak po prostu postanowiliśmy zacząć od nowa.
– Ale wywołaliśmy skandal! – powiedziałam nieco speszona, ale Marek tylko się zaśmiał.
– Co nas to obchodzi, co myślą inni? – rzucił pytanie. – Mnie nie interesuje zdanie obcych. Mogą sobie plotkować do woli. To moje życie i moje decyzje.
– A jakie są te twoje decyzje? – zapytałam ostrożnie, choć mogłam domyślać się odpowiedzi. On jednak i tak mnie zaskoczył.
Pochylił się i namiętnie mnie pocałował. Gdy zaczerpnęliśmy tchu, sięgnął po telefon.
– Chyba czas ogłosić zakończenie dawnego życia. Kto dzwoni pierwszy z wieściami o zerwaniu?
– No coś ty, przez telefon?
– Tak, czemu nie? Nie ma czasu na takie rzeczy. Wolisz dzwonić czy napisać wiadomość?
Czułam się jak w jakimś amoku, dlatego nie oponowałam. Ustaliliśmy, że rozmowa może być długa i męcząca, zatem napisaliśmy takie same SMS-y do naszych partnerów. „Wybacz mi, nie chcę cię okłamywać. W moim życiu jest ktoś nowy. Przepraszam i dziękuję za czas spędzony wspólnie”. Teraz wiem, że to było naprawdę okropne.
Wtedy jednak zrobiłabym wszystko, co podpowiadał mi Marek. Byłam w niego wpatrzona jak w święty obrazek, jak zahipnotyzowana!
Chłopak, z którym dotychczas byłam, nie robił mi problemów. Nie chciał ciągnąć związku na siłę. Po prostu się wyprowadził z apartamentu, który wynajmowaliśmy na spółkę. Jego miejsce szybko zajął Marek. Żartowałam wtedy, że po poprzednim facecie nie wystygła jeszcze pościel, a grzeje ją już nowy kochanek.
Po stronie Marka nie szło tak łatwo. Jego była dziewczyna oświadczyła mu, że jest z nim w ciąży. Na weselu nikt jeszcze o tym nie wiedział. Kobieta była szczupła, a do tego to był czwarty miesiąc. Problem pozostał.
Potem wyjechał do Hiszpanii
Była dziewczyna Marka, Kaśka, nie uznała pokojowego rozstania. Przychodziła do niego i robiła mu wyrzuty, kłóciła się i awanturowała. Nawet gdy obiecał, że oficjalnie uzna dziecko i opłaci wszelkie potrzebne koszta, ona nie ustępowała. Moim zdaniem i tak dobrze się zachował, bo inny facet mógłby całkiem ją zignorować. Nie mam pojęcia, czego chciała – chyba nie liczyła na jego powrót? Marek ostro zaznaczył, że to niemożliwe.
Kilka tygodni później Marek zdecydował się na wyjazd najpierw do Belgii, a później do Hiszpanii. Dałam mu pieniądze na początek, bo swoje oszczędności przekazał poprzedniej partnerce. Imponowało mi to, że zatroszczył się o kobietę w potrzebie, mimo że nie musiał. Gotówkę ode mnie uznaliśmy za wkład na nasz ślub i wesele. Nie czekałam za zwrot pożyczki.
Tak się złożyło, że moja rodzina jest dość zamożna. Dałam mu sporo pieniędzy, ale w ogólnym ujęciu nie było to dla mnie aż tak dużo i Marek wiedział, że nie musi się wzbraniać. Dobrze pamiętał, że zapewniałam go, iż rodzice zasponsorują nam wesele jak z bajki. Przy tym wszystkim kilka tysięcy to niewielka różnica w bilansie.
Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, ale jeżeli gdziekolwiek wychodziliśmy, zawsze płaciliśmy moją kartą bankową. Marek sam z niej korzystał na co dzień. Jego zarobki szły na osobne konto, a moje na codzienne potrzeby. Przynajmniej pierścionek kupił mi sam.
– Zobacz, z brylantem! – chwalił się, a ja musiałam zmrużyć oczy, by dojrzeć ten maleńki kamyczek w oprawie ze złota marnej próby. Powstrzymywałam się przed śmiechem, ale i tak uznałam to za urocze.
Uznałam, że ważny jest gest i z dumą nosiłam podarowany pierścionek zaręczynowy. Po wszystkim, co się wydarzyło, nie wiem teraz, po co w ogóle był nam ten ślub…
– Jak to, nie rozumiesz? – pytała w tej kwestii moja bliska koleżanka. – Nie wierzę, że się nie domyśliłaś…
– Nie wiem i nie rozumiem, do czego zmierzasz – była na nią zła.
– Kiedyś pytałam, czy zdecydowaliście się na intercyzę, a ty powiedziałaś, że nie – tłumaczyła Marzena. – On o tym wiedział i zrobił to specjalnie. Miał świadomość, że opłaca mu się ten ślub, bo co twoje to i jego!
– Przecież dom jest zapisany na mnie z całym dobytkiem. Rodzice kupili go mnie.
– Tak, ale zrobili to po ślubie, więc jest wspólnym majątkiem. Powinnaś to wiedzieć!
Sama się dziwię, że byłam aż tak naiwna i nie podejrzewałam niczego złego. Marek cały czas wydawał mi się szczerze zakochany i oddany jako mąż. Kiedy odwiedzałam go w Andaluzji, wszystko było piękne, a w rzeczywistości spotykał się już z inną kobietą. Potem wyszło na jaw, że uwiódł miejscową wdówkę – starszą i bogatą właścicielkę winnicy. Ja przestałam się liczyć, bo przy niej wychodziłam marnie.
Gdy się spotkaliśmy w Hiszpanii, mieszkał w skromnym hotelowym pokoju. Opowiadał mi o wysokich cenach towarów i usług, więc znów podarowałam mu trochę pieniędzy na życie. Oddałam mu mój fundusz na podróż. Wiedziałam, że przecież i tak mogę liczyć na wsparcie rodziców. Mieliśmy dla siebie trzy wspaniałe dni, które w większości spędziliśmy w hotelu.
Miałam nadzieję, że trochę pooglądamy okolice, ale Marek żartował, że nie może wypuścić mnie z objęć, bo tak za mną tęsknił. Obiecywał, że na zwiedzanie ruszymy następnym razem. Dopiero na lotnisku kupiłam kilka upominków dla rodziny, oczywiście za swoje pieniądze.
W dzień wyjazdu Marek prawie wypchnął mnie na lotnisko, bo spieszył się do pracy. Żegnał mnie niemal w biegu, tłumacząc się surowym szefem. Teraz wiem, że nie ze wszystkim kłamał, tylko nie wspomniał, że to szefowa, a nie szef, i czeka nie w pracy, a w drugim łóżku…
Jakiś czas później Marek przyjechał na krótko do kraju i znowu wrócił do Hiszpanii. Kolejne miesiące spędzał częściowo w Polsce, częściowo w Andaluzji. Pewnego dnia dostałam od niego SMS: „Wybacz mi, nie chcę cię okłamywać. W moim życiu jest ktoś nowy…”. Nawet nie chciało się mu pisać nowej wiadomości na zerwanie, a może trzymał ją jako szablon.
Po ślubie wszystko było wspólne
Uznałam, że nie poddam się tak łatwo. Błagałam o spotkanie, rozmowę, telefon… Byłam zrozpaczona i oszołomiona tym, co się stało. Ale wszystko i tak na nic. Marek zasłaniał się adwokatem przy naszej sprawie rozwodowej, który jak papuga powtarzał tylko: „klient powiedział to”, „klient chce tamto”. Nic go nie obchodziłam ja. To jeszcze nie było najgorsze w tym wszystkim.
Byłam tak zdesperowana, że postanowiłam odszukać była dziewczynę Marka, tę, która ma z nim dziecko. Znalazłam ją w przytulnym mieszkaniu, które zasponsorował jej Marek. Okazało się, że regularnie płaci alimenty, wysyła paczki, chce nawet zabrać je obie za granicę, bo nieźle mu się wiedzie.
– Obiecuje, że urządzimy się na nowo i już tam zostaniemy na zawsze – obwieszczała Kaśka z dumą. – Powiedział, że kocha córkę i mnie, i będziemy znów razem, wszyscy troje!
– Pewnie znowu zamierza oszukać jakąś majętną kobietę, żeby żyć z jej kasy – tłumaczyłam. Wie pani, że tak zdobywa pieniądze? Sama zostałam ofiarą jego działania.
– Zaraz ofiarą – parsknęła kobieta. – Nie wierzę, że pani nie widziała, co się święci. Przecież ostrzegałam, że zawsze będę obecna w jego życiu, że nie dam się zbyć byle czym. A pani wskoczyła z nim do łóżka po pierwszej randce i jeszcze ma pretensje nie wiadomo, do kogo!
– Wierzyłam, że Marek mnie kochał – tłumaczyłam się. – Ta nowa babka musiała namieszać mu w głowie!
– No proszę, to dokładnie tak jak pani – zaśmiała się kobieta. A przy okazji to dziękuję za pani trud, bo dzięki niemu ja i moja córka całkiem nieźle sobie radzimy. To z pani kasy on opłaca nam życie. Nie wiedziała pani o tym? Niezły z niego bajerant, nie ma co!
Zostałam z niczym
Pojęłam wtedy, w co tak naprawdę się wpakowałam. Nie powiedziałam prawdy mojej rodzinie. Moja babcia wierzy, że jeszcze się dogadamy. Wstydzę się przyznać, że wpadłam w sidła oszusta i nie połapałam się na czas. Byłam ślepa naprawdę. Tylko jedna przyjaciółka wie, co się stało…
– Wiesz, to tak jakbyś wybrała towar drugiej kategorii – skwitowała. – Brałaś na szybko, bo się nadarzył, niesprawdzony, nieprzetestowany i teraz okazało się, że wadliwy. A nie da się oddać, bo nie dają reklamacji!
– I co mam teraz zrobić?
– Nie ma po co się męczyć – rzuć go i zapomnij o wszystkim – zaproponowała. – Nic ci po nim, a im szybciej się go pozbędziesz, tym lepiej.
– Według ciebie nie ma już szans na to, żeby do mnie wrócił? – pytałam ją cała we łzach.
– To taki typ, co nie wraca. Zostawił ciebie, zostawi tę, którą teraz wykorzystuje… Może tylko pierwsza kobieta jest dla niego ważna, a może od początku spiskowali razem? Być może to para cwaniaczków, którzy tak zarabiają na życie. Dobrze, że skończyło się tylko na tym.
– Ale stracę mnóstwo pieniędzy…
– Za głupotę się płaci i trudno!
Na święta nie mam ochoty nawet widywać się z rodziną. Jeszcze będą pytać mnie o Marka. Już wolę zostać w domu, choć na stół wyłożę chyba tylko ozdobne sianko...
Dominika, 33 lata
Czytaj także:
„Chciałam zaszaleć na zakupach świątecznych, ale ktoś ukradł mi portfel. Będzie miał bajeczne Święta za moją kasę”
„Pracuję na pełny etat jako matka, żona i kucharka. Rodzina tak mnie wykończyła, że nie potrafię odpoczywać”
„Odkąd urodziłam dziecko, mąż zaszył się w pracy. Robiło się fajnie, ale zmieniać pieluch to już się mu nie chce”