„Dla dobra mojego męża integrowałam się z przystojnym sąsiadem. Ja przestałam narzekać, a ślubny miał święty spokój”
„Od tamtej chwili zaczęłam go wypatrywać. Wracając z pracy, wychodząc z psem sąsiadki, schodząc do piwnicy bez konkretnego celu. Czasem zamienialiśmy kilka słów, czasem tylko uśmiechy. I choć to było tak niewiele, czułam się… widziana”.

- Redakcja
Małżeństwo z Norbertem miało być bezpieczną przystanią. Taką, w której wieczorem zapala się lampkę, czyta książkę i przytula do kogoś, kto zna cię na wylot. Tyle że nasza przystań zaczęła przypominać zatęchły port – cichy, obojętny, bez życia.
Praca, szybki obiad, serial, sen. Norbert był coraz bardziej zamknięty, zaszyty w swoim świecie linijek kodu i wiecznie nieodpisanych maili. Kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami – teraz wymienialiśmy się zdaniami typu:
– Kupiłaś mleko?
– Tak.
– Super.
Tyle. Zero emocji, zero dotyku. Żadnych spontanicznych wyjazdów, niespodzianek, choćby głupiego „ładnie dziś wyglądasz”. Miałam trzydzieści dwa lata, a czułam się jak... tapeta. Tło. Coraz częściej zadawałam sobie pytanie: „Czy tak już będzie zawsze?”.
Wtedy właśnie do bloku wprowadził się Oskar – sąsiad z góry. Wysoki, opalony, z nonszalanckim uśmiechem. Zawsze uprzejmy, zawsze z tym ciepłym „dzień dobry”. Zaczęłam na niego czekać – na schodach, pod skrzynką, pod drzwiami windy. I czułam, że znów chce mi się... czegoś więcej.
– Czemu nie zrobisz czegoś dla siebie? – zapytała mnie Sandra, moja przyjaciółka.
– A niby co?
– Cokolwiek. Coś, przez co poczujesz, że jeszcze żyjesz.
Te słowa nie dawały mi spokoju.
On rozjaśniał mi dzień
Spotkaliśmy się przypadkiem, choć dziś myślę, że chyba podświadomie na niego czekałam. Stałam przy skrzynkach, udając, że coś sortuję. Oskar wszedł do klatki, w ręku trzymał siatkę z warzywami.
– Cześć – uśmiechnął się. – Zawsze tak skrupulatnie przeglądasz ulotki, czy po prostu lubisz ten zapach nowego papieru?
Zaśmiałam się. Naprawdę się zaśmiałam – po raz pierwszy od miesięcy. Pokręciłam głową, a on dodał:
– Chyba nigdy nie widziałem cię tak uśmiechniętej. Pasuje ci.
Zrobiło mi się ciepło. Serio. Czułam, jak palą mnie policzki.
– Dzięki... Chyba rzadko mam okazję – wymamrotałam.
– To szkoda – rzucił jeszcze i poszedł. A ja zostałam jak głupia z trzema ulotkami i dziwnym drżeniem w klatce piersiowej.
Od tamtej chwili zaczęłam go wypatrywać. Wracając z pracy, wychodząc z psem sąsiadki, schodząc do piwnicy bez konkretnego celu. Czasem zamienialiśmy kilka słów, czasem tylko uśmiechy. I choć to było nic, czułam się… widziana.
Norbert niczego nie zauważył. Nie miał jak. Nadal spędzał wieczory w swoim biurowym fotelu, w słuchawkach, z miną skupioną na kodzie.
– Fajnie, że masz więcej energii ostatnio – rzucił kiedyś między jedną kawą a drugą.
– Mhm – odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć?
Sandra, gdy opowiedziałam jej o Oskarze, tylko uniosła brwi:
– Widziałam, jak patrzył na ciebie. Uważaj… albo nie. Baw się.
„Baw się”. Jakby to było takie proste.
To miała być krótka wizyta
To miało być tylko odebranie paczki. Dosłownie dwie minuty. Ale kiedy Oskar otworzył drzwi w szarym T-shircie i lekko wilgotnych włosach, wiedziałam, że nie wyjdę od razu.
– Chcesz wpaść na kawę? – zapytał. – Dopiero co zaparzyłem.
Kawa. Tylko tyle. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka, ale ignorowałam ją, tak samo jak zdrowy rozsądek.
Usiadłam na jego kanapie, rozglądając się po mieszkaniu – było zaskakująco przytulne. Ciepłe światło, kilka książek, zapach kadzidła. Oskar podał mi kubek i usiadł tuż obok mnie. Za blisko. Za blisko jak na sąsiada. Za blisko jak na kobietę, która ma męża. Rozmawialiśmy o błahostkach. Nagle spoważniał.
– Wiesz – powiedział cicho – chciałem to zrobić od dnia, gdy cię pierwszy raz zobaczyłem.
Zamarłam. A potem poczułam jego dłoń na mojej. I zanim zdążyłam coś powiedzieć, pocałował mnie. Delikatnie, ale pewnie, z tą mieszaniną czułości i pożądania, która sprawia, że człowiek zapomina, kim jest.
Odchyliłam się, chciałam coś powiedzieć, zaprzeczyć, wyjść – ale nie mogłam. I nie chciałam. Wciągnął mnie w ten pocałunek, aż zapomniałam, gdzie jestem.
Wyszłam od niego roztrzęsiona. Ręce mi się trzęsły, serce waliło. A w głowie miałam jedno: „To był błąd. A może… coś, co wreszcie było tylko dla mnie?”. Norbert spojrzał na mnie znad laptopa.
– Odebrałaś paczkę?
– Tak. Tylko…trochę się przeciągnęło.
– Mam nadzieję, że ci dobrze zapakowali – rzucił i znów wbił wzrok w ekran.
Nawet nie zauważył, że nie było mnie ponad godzinę.
To zaszło za daleko
Zaczęło się od kilku wiadomości, spotkania pod pretekstem, spojrzenia na klatce schodowej. A potem… już się nie zatrzymało. Romans wszedł w rytm, którego nie umiałam przerwać. Spotykaliśmy się w ciągu dnia, kiedy Norbert był w pracy. Zdarzało się też wieczorami, gdy wychodziłam „na jogę”, „do Sandry”, „po zakupy”.
Oskar był żywy, namiętny, śmiał się głośno, dotykał mnie tak, jakby naprawdę mnie czuł. Z nim wszystko było inne. Oddech, ciało, myśli.
W domu starałam się grać rolę dobrej żony. Ugotować obiad, zapytać, jak minął dzień. Norbert wydawał się zadowolony. Właściwie… był jakby bardziej spokojny niż wcześniej.
– Cokolwiek robisz, rób to dalej – powiedział któregoś wieczoru. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś taka pogodna.
Pogodna? Ja się przecież rozsypywałam. Zaczęłam się inaczej ubierać. Malować usta. Kupować koronkową bieliznę, której Norbert nigdy nawet nie zauważył. I choć wciąż spałam w tym samym łóżku co mąż, moje myśli były gdzie indziej.
– Zakochuję się w tobie, Elwira – powiedział Oskar, gdy leżeliśmy razem w jego łóżku, a przez okno wpadało ciepłe światło lampy ulicznej.
Zamilkłam. Przestraszyłam się, że to idzie za daleko.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale pasuje mi ta wersja ciebie – rzucił Norbert, gdy następnego dnia podałam mu obiad i po raz pierwszy od dawna się uśmiechnęłam.
Sandra, gdy wszystko jej opowiedziałam, spojrzała na mnie uważnie.
– Zaczynasz brzmieć, jakbyś sama nie wiedziała, czego chcesz.
Nie wiedziałam. I chyba właśnie to było najgorsze.
Żyłam w dwóch światach
Spotkaliśmy się w parku, w miejscu, gdzie nigdy nie było ludzi. Oskar spojrzał mi prosto w oczy i powiedział:
– Albo coś ze mną budujesz, albo kończymy. Nie chcę być tylko ucieczką od nudy.
Słowa uderzyły mnie jak grom. Chciałam poczuć ekscytację, chciałam jego bliskość, a jednocześnie w głowie krzyczał Norbert, moje życie, nasza wspólna historia. Czułam się rozdarta między dwoma światami.
Tego samego dnia Norbert zaproponował wspólny wyjazd na weekend.
– Zarezerwowałem domek w górach… może dobrze nam to zrobi? – powiedział spokojnie, z tą samą neutralną miną, której używał od lat.
Nie potrafiłam nic powiedzieć. Siedziałam w salonie, patrząc na kubek z herbatą, zastanawiając się, jak to możliwe, że mogę czuć zarówno ekscytację, jak i poczucie winy w jednej chwili.
Wieczorem spotkałam się z Sandrą.
– Zdradziłaś go? – zapytała wprost.
– Tak… – przyznałam, pierwszy raz mówiąc to na głos.
– I co teraz czujesz?
– Nie wiem. Już nie wiem, czy to ja jestem zła, czy on po prostu zniknął z mojego życia.
Oskar próbował mnie przyciągnąć, a ja czułam, że moje serce bije szybciej. Ale Norbert wciąż był częścią mojego świata. Jakby niewidoczny mur dzielił mnie na pół.
– Nie chcę być tylko ucieczką od nudy – powtórzył Oskar, a ja skinęłam głową, niepewna, czy mam odwagę powiedzieć mu prawdę, że kocham go w sposób, w który nie powinnam.
W głowie kłębiły mi się myśli: „czy mogę zaryzykować? Czy warto zniszczyć wszystko dla emocji, których tak bardzo pragnęłam?”. Nie znalazłam odpowiedzi. Ale wiedziałam jedno – nic nie będzie już takie samo.
Nie wyrzucał mi zdrady
Zdecydowałam. Musiałam zakończyć romans z Oskarem. Spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. Jego oczy były pełne nadziei, a w dłoniach trzymał moje ręce, jakby chciał zatrzymać każdą sekundę.
– Nie mogę tego wszystkiego zniszczyć – powiedziałam. – Nie potrafię zostawić Norberta, choć chcę być z tobą.
Oskar cofnął się, jakby oberwał.
– Norbert nigdy cię nie doceni. Nigdy! – wyrzucił z siebie.
– Wiem… – odpowiedziałam cicho, czując, że część mnie gaśnie. – Ale nie mogę tak po prostu…
Wróciłam do domu. Norbert siedział przy stole, jak zawsze, z laptopem. Spojrzałam na niego i zaczęłam:
– Coś się wydarzyło…
– Nie potrzebuję znać szczegółów – odpowiedział spokojnie, niemal bez emocji. – Po prostu… dobrze, że już nie narzekasz.
Zamarłam. To nie chodziło o mnie. Chodziło o jego komfort. Zrozumiałam nagle, że Norbert nie reagował na zdradę, bo dla niego nie była żadną stratą. Ja byłam widoczna tylko w momentach narzekania.
Oskar próbował jeszcze dzwonić, pisać wiadomości. Ignorowałam je. Każde słowo jego gniewu i żalu odbijało się echem w mojej głowie, ale wiedziałam, że decyzja była konieczna.
„Zdrada nie bolała go tak, jak moje narzekanie” – myślałam, leżąc na łóżku. – „To było najgorsze”.
Patrzyłam przez okno na ciemniejące miasto i czułam, że coś we mnie umiera. Emocje, które wywołał Oskar, zostawiły po sobie pustkę, a Norbert nadal był taki sam – spokojny, obojętny, zadowolony, że w domu zapanował spokój. To był koniec czegoś, co nigdy nie mogło być. I początek życia, w którym już nic nie będzie ekscytujące, ani mnie, ani jego. Cisza powróciła, tym razem cięższa niż kiedykolwiek.
Elwira, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wygrałam w totolotka i uwierzyłam, że kasa naprawi moje małżeństwo. Mąż miał to gdzieś, bo ktoś dał mu lepszą ofertę”
- „Nie mogę znaleźć sobie żony. Wszystkie kobiety uciekają, kiedy dowiadują się, czym się zajmuję zawodowo”
- „Zdradziłam męża z jego młodszym bratem. Do dziś nie wiem, czy bardziej mnie to obrzydza, czy bawi”

