„Dla brata sprzedaż domu po rodzicach była prosta jak obranie jabłka. Pieniądze liczyły się bardziej niż sentymenty”
„Poczułam, jakby nagle wyrósł między nami mur. Tata zawsze uczył go, żeby patrzeć przede wszystkim na pieniądze. Rozumiałam, że może ma kłopoty, ale miałam wrażenie, że wcale nie o sytuację finansową chodzi, tylko o jego wygodę”.

- Listy do redakcji
Moi rodzice byli prostymi ludźmi, ale dla mnie najlepszymi na świecie. Mama była ciepła, troskliwa, zawsze martwiła się, czy wszyscy mają czyste skarpetki i pełne brzuchy. Tata z kolei był milczący, uparty, potrafiący jednym spojrzeniem uciszyć cały dom. Nie było między nimi wielkich słów, ale była miłość.
Zostawili nam spadek
Odziedziczyliśmy po nich mieszkanie – skromne trzypokojowe lokum na PRL-owskim osiedlu. Dla mnie to wspomnienie zapachu zupy pomidorowej, skrzypiące klepki w przedpokoju, śmiech, który odbijał się od ścian. Rodzice zostawili je nam obojgu – mnie i Mirkowi – do podziału. Ich wola była prosta: mamy zrobić z tym, co uważamy, byle uczciwie i razem.
Relacje z moim starszym bratem Mirkiem zawsze były poprawne, ale nie miały w sobie żadnej bliskości. Zawsze gdzieś między nami wisiało napięcie.
Po pogrzebie mamy pojechaliśmy z Mirkiem do mieszkania rodziców. Klucze ciężko obracały się w zamku. Gdy weszliśmy do środka, miałam wrażenie, że za chwilę usłyszę głos mamy z kuchni. W mieszkaniu pachniało odświeżaczem powietrza, który mama wieszała w każdym kącie. Mirek zrzucił płaszcz na fotel i się rozejrzał.
– Trzeba to jak najszybciej sprzedać – rzucił bez ceregieli. – Mam już znajomego pośrednika. Bierzemy, co dają, i po sprawie.
Nie miałam złudzeń
Stałam przy meblościance, gładząc dłonią politurowany blat. Nie mogłam uwierzyć, że mówił o tym tak zimno, jakby chodziło o starą szafę.
– Ale przecież to mieszkanie jest warte więcej – odpowiedziałam. – Jeśli poczekamy kilka miesięcy, zarobimy na tym więcej.
Mirek machnął ręką.
– Nie chce mi się w to bawić. Potrzebuję gotówki teraz, rozumiesz?
Poczułam, jakby nagle wyrósł między nami mur. Tata zawsze uczył go, żeby patrzeć przede wszystkim na pieniądze. Rozumiałam, że może ma kłopoty, ale miałam wrażenie, że wcale nie o sytuację finansową chodzi, tylko o jego wygodę.
– A ja nie chcę podejmować decyzji pod presją – wyrwało mi się. – To mieszkanie to kawał naszego życia.
Uśmiechnął się krzywo.
– Nie dramatyzuj. To tylko cztery ściany.
Chciałam mu powiedzieć, że te ściany pamiętają nasze dzieciństwo, święta, rozmowy z mamą, ale zamilkłam. Wiedziałam, że on i tak nie zrozumie.
Miałam sentyment
Wróciłam wtedy do swojego domu z poczuciem, że zaczęła się walka, której nie chciałam. Wiedziałam jednak, że każde z nas gra na siebie. On udawał, że chodzi o spokój i szybkość, ja trzymałam się sentymentów.
Mirek dopiął swego i zaciągnął mnie na spotkanie z pośrednikiem. Mężczyzna obejrzał mieszkanie pobieżnie, po czym rzucił kwotę, od której aż mnie zmroziło.
– To absurd – powiedziałam stanowczo. – To mieszkanie jest warte przynajmniej o sto tysięcy więcej.
Mirek spojrzał na mnie zniecierpliwiony.
– To nie jest giełda. Bierzesz czy nie? Nie mam czasu na twoje sentymenty.
Podsuwał mi wizję niekończących się sporów i przypominał słowa mamy, że mieliśmy się nie kłócić. Z jednej strony chciałam walczyć, z drugiej coraz bardziej miałam poczucie, że to nie układ, tylko pułapka.
Byłam bezradna
Kilka dni chodziłam z tym w głowie. W pracy nie mogłam się skupić, w domu wszystko mnie drażniło. Każdy telefon od Mirka kończył się tym samym: szybciej, taniej, bez komplikacji. W pewnym momencie miałam wrażenie, że cała ta sprawa wysysa ze mnie siły.
Któregoś dnia spotkaliśmy się ponownie w mieszkaniu po rodzicach. Mirek przyniósł już przygotowane papiery, jakby wszystko było przesądzone. Usiadłam przy stole i spojrzałam na niego.
– Dobrze – powiedziałam cicho. – Sprzedajmy. Ale miej świadomość, że popełniamy wielki błąd.
Odetchnął, jakby kamień spadł mu z serca.
– Dziękuję ci. Robimy to dla świętego spokoju. Nie chcę być wrogiem własnej siostry.
Te słowa zabolały mnie bardziej niż wszystko inne. Robił to dla spokoju, ale swojego, bo zawsze tak naprawdę chodziło tylko o niego. Czułam, jakbym sprzedając mieszkanie, sprzedawała coś więcej – szacunek do pamięci rodziców i swoje poczucie sprawiedliwości. Wychodząc, obiecałam sobie, że nie zapomnę tego uczucia. To nie była ugoda, tylko kapitulacja.
Miałam do niego żal
Minęło kilka lat, ale tamta decyzja nie dawała mi spokoju. Za każdym razem, gdy przechodziłam obok bloku, w którym mieszkali nasi rodzice, czułam ukłucie w sercu. Zajrzałam kiedyś na stronę z ogłoszeniami o nieruchomościach i zobaczyłam, że mieszkanie w tym samym bloku oferowano za kwotę dwa razy wyższą niż ta, którą dostaliśmy. Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Mirka.
– Widziałeś? Mieszkanie w tej samej klatce jest warte dwa razy więcej niż nasze.
Usłyszałam tylko jego chłodny głos:
– No i co z tego? Mamy to już za sobą na szczęście.
– Nie, ty masz to za sobą. Ja codziennie żałuję, że ci wtedy uległam – wyrzuciłam z siebie.
Po drugiej stronie telefonu zapadła cisza. Zrozumiałam, że dla niego ten temat naprawdę nie istniał, a dla mnie był jak rana, która się nie goi. Nie chodziło już tylko o pieniądze. Codziennie powracało do mnie poczucie, że zawiodłam samą siebie i pamięć rodziców. Od tej chwili wiedziałam, że ta historia będzie mnie prześladować do końca. Bo jak zapomnieć, że dla świętego spokoju sprzedałam coś, czego nie da się odzyskać?
Oddaliliśmy się
Kiedyś spotkaliśmy się z bratem przypadkiem na rodzinnej uroczystości. Minęło tyle lat, a ja wciąż nosiłam w sobie tamten ciężar. Patrzyłam na Mirka i nie widziałam już brata, tylko człowieka, z którym kiedyś coś mnie łączyło, a teraz stał się obcy. Znalazłam moment, gdy zostaliśmy sami.
– Wiesz, co było w tej historii najgorsze? – zaczęłam spokojnie. – Że wmówiłeś mi, że robimy to dla zgody.
Mirek uniósł brwi.
– A nie robiliśmy? Chciałem, żebyśmy nie skończyli jak ludzie, którzy latami się sądzą.
Pokręciłam głową.
– Tylko że ja od tamtej pory czuję się jak zdrajca, a ty jesteś dla mnie już tylko wspólnikiem w transakcji, nie bratem.
Nie odpowiedział nic, spuścił tylko wzrok, jakby nagle stracił całą swoją pewność. Zobaczyłam w nim cień winy, do której nigdy nie chciał się przyznać. Może naprawdę żałował, ale było już za późno. Między nami została rysa, której nic nie zdoła wypełnić. Nawet wspólna krew nie była już w stanie nas połączyć.
Wanda, 43 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż obiecał mi niespodziankę podczas wyjazdu tylko we dwoje. Nie spodziewałam się, że będzie tak bolesna”
- „Mąż wyszedł po bułki i przepadł. Zostałam z kredytem do spłacenia i teściową, która się go wyrzekła”
- „Grzybobranie z matką otworzyło mi oczy. Mam trzydziestkę na karku, a wciąż trzymam się jej spódnicy”

