Reklama

Patrząc z zewnątrz – mieliśmy wszystko. Dom pod Warszawą, zdrowe dziecko, stabilną pracę. I tylko ja wiedziałam, że w środku robi się pusto jak w niedomkniętej lodówce.

Wieczory wyglądały zawsze tak samo. Kolacja, kąpiel syna, zmywanie. Potem telewizor albo telefon. On lubił wiadomości. Ja – seriale. Pomiędzy nami już od dawna nie było rozmów. Były za to ustalenia. Czy on odbierze syna z przedszkola, kto dzwoni po hydraulika. Zwykła organizacja życia. A emocje? Czułość? Śmiech? Chyba zgubiliśmy to wszystko gdzieś po drodze.

Coś zgasło

– Znowu spaghetti – powiedział Marek, gdy podałam mu talerz.

– Mhm – mruknęłam, siadając naprzeciwko.

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu, aż w końcu nie wytrzymałam.

– Marek... Kiedy ostatnio byliśmy gdzieś sami? Tylko we dwoje?

– No nie wiem... – odpowiedział bez cienia ironii, zupełnie poważnie. – Chcesz gdzieś wyjść?

– Nieważne – ucięłam. Chciałam, żeby sam chciał. Nie żeby to było „wyjście”, tylko coś więcej.

Gdy zasypiałam obok niego tamtego wieczoru, wpatrując się w sufit, poczułam coś, co mnie przeraziło: obojętność. Nie było już złości, rozczarowania, ani nawet tęsknoty. Po prostu... nic.

A potem przyszedł ten mail z pracy. „Potrzebujemy kogoś na delegację do Wrocławia. Cztery dni. Zakwaterowanie opłacone.” Zgłosiłam się, zanim zdążyłam pomyśleć. Chciałam... uciec? A może po prostu... odpocząć od bycia żoną?

Nie miałam jeszcze pojęcia, że tam, we Wrocławiu, poznam kogoś, kto będzie chciał mnie słuchać. Kto spojrzy na mnie inaczej niż Marek od lat. Kogoś, przy kim nie będę czuła się przezroczysta.

Adam był miły

Delegacja do Wrocławia – brzmiało banalnie. Wyjazd z kilkoma osobami z biura, szkolenie i nudne kolacje służbowe. Ale gdy tylko wsiadłam do pociągu, coś we mnie zadrżało. Jakby ten wyjazd miał przynieść coś więcej niż punkty do oceny kwartalnej. Adam siedział dwa rzędy dalej. Widziałam go już wcześniej w firmie – nowy dział sprzedaży. Niepozorny, ale miał w sobie coś... uważnego.

– Klara, prawda? – zagadnął przy automacie z kawą, już w hotelowym lobby. – Czeka nas wspólna nuda?

– Albo wspólne przetrwanie – uśmiechnęłam się.

Pierwszy dzień minął zaskakująco szybko. Po szkoleniu zostaliśmy w kilka osób na kolację w hotelowej restauracji. Adam usiadł obok mnie.

– Lubisz swoją pracę? – zapytał znienacka.

– Czasem – przyznałam. – A ty?

– Lubię ludzi. To mnie trzyma – odparł, patrząc mi prosto w oczy.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś naprawdę chciał mnie poznać. Nie „czy zrobiłaś prezentację?”, tylko „czy jesteś szczęśliwa?”. A on pytał. Słuchał. Śmiał się z moich żartów, komentował rzeczy, których Marek nigdy by nie zauważył. Czułam się lekka. Trochę jak studentka na Erasmusie, a nie matka z kredytem.

Po trzecim kieliszku wina było już tylko gorzej – śmiałam się zbyt głośno, mówiłam zbyt szczerze. Adam kładł dłoń zbyt blisko mojej. Ale nie odsuwałam jej.

– Jutro szkolenie dopiero o dziesiątej – powiedział z uśmiechem. – Może wieczorny spacer po mieście?

Pokiwałam głową, choć powinnam była odmówić. Ale wtedy nie myślałam o tym, co powinnam. Chciałam znów poczuć, że żyję.

Czułam się jak na randce

Wieczorem nie mogłam się zdecydować, co na siebie włożyć. Głupie, wiem. To miał być tylko spacer. Ale szukałam w lustrze potwierdzenia, że jeszcze mogę się podobać. Zostawiłam makijaż z dnia, poprawiłam tylko usta. Adam czekał w holu. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.

– Gotowa na Wrocław nocą? – zapytał.

Szliśmy powoli przez oświetlony Rynek, mijając pary trzymające się za ręce. Mówił o architekturze, ja opowiadałam mu o synu. Nie udawałam singielki. Powiedziałam, że jestem mężatką. On skinął tylko głową.

– Nie zapytałeś „czy szczęśliwą” – zauważyłam.

– Bo wiem, że nie – odpowiedział.

Zatrzymałam się. Serce waliło mi jak głupie. Spojrzałam na niego – poważnie, bez uśmiechu. A potem, jakby to nie moje ciało, nie moja dłoń – dotknęłam jego dłoni. On złapał moją, cicho, jakby pytał bez słów: „na pewno?”. Nie odpowiedziałam. Po prostu nie cofnęłam dłoni.

To się po prostu stało

Później... nie wiem, jak to się stało, że stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju. Żadne z nas nic nie mówiło. Otworzyłam.

– Klara – szepnął.

– Nie mów nic – przerwałam.

Wszystko było szybkie, nerwowe, jakbyśmy oboje bali się, że stracimy odwagę. Jego usta na moich, ręce, które wreszcie nie szukały pilota, nie oceniały. Nikt mnie tak nie dotykał od lat. Płakałam później, leżąc obok niego. Nie wiedział, czy to łzy żalu, czy ulgi. Może ja sama też nie wiedziałam. Rano obudziłam się naga, przykryta tylko prześcieradłem. Adam patrzył na mnie spokojnie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

To był błąd – powiedziałam.

– Ale nie żałujesz?

Milczałam.

Nie odpowiedziałam, bo wtedy jeszcze... nie żałowałam.

Czułam się podle

Wróciłam do domu w niedzielę wieczorem. Marek odebrał mnie z dworca. Zabrał moją walizkę, zapytał, czy było intensywnie. Skinęłam głową. W samochodzie włączył radio. Gadające głowy. Cisza między nami. W domu czekała na mnie sterta prania i rysunek syna – „Mama w hotelu”. Uśmiechnęłam się przez łzy.

Tęskniliśmy – powiedział Marek, całując mnie w czoło. – Może zrobię herbaty?

– Mhm – wymamrotałam i poszłam pod prysznic.

Tam, pod gorącą wodą, zsunęłam się na kafelki i płakałam. Czułam się... obca. Własna łazienka była za ciasna. Mąż – za cichy. Powietrze w domu – cięższe niż kiedyś. Potem Marek próbował mnie przytulić. Odwróciłam się plecami. Jego dłoń dotknęła mojego ramienia. Zadrżałam.

– Klara... coś się stało?

– Zmęczona jestem – skłamałam.

Coś się dzieje między nami, prawda?

Zamilkłam. Nie umiałam już udawać.

– Nie wiem – wyszeptałam. – Jest mi trudno. Jakoś... dziwnie. W środku.

Spojrzał na mnie długo. Ale nic nie powiedział. Zgasił lampkę i położył się dalej ode mnie, niż zwykle.

Następnego dnia Zosia zaprosiła mnie na kawę. Od razu zauważyła, że coś ze mną nie tak.

– Mów, bo widzę po twoich oczach – zaczęła.

Zosiu, ja... przespałam się z kimś – wyszeptałam i pękłam.

Cała historia wylała się ze mnie. Zosia słuchała, trzymając mnie za rękę.

– I co teraz?

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem – odpowiedziałam, tuląc się do niej. – Nie umiem już spać obok Marka. A przecież nic złego mi nie zrobił.

Ale przecież... właśnie to było najgorsze.

Mąż coś podejrzewał

Marek coraz częściej patrzył na mnie tym pytającym wzrokiem. Wieczorami siadał obok, próbował zaczynać rozmowy, które gasły po dwóch zdaniach. A ja udawałam zmęczoną. Zmywałam, wieszałam pranie, zmykałam się z książką do sypialni, byle tylko nie czuć jego obecności.

W końcu nie wytrzymał.

– Klara – powiedział cicho, gdy położył się obok mnie któregoś wieczoru – powiedz mi, proszę... Poznałaś kogoś?

Zamarłam. Sekundy dźwięczały mi w uszach jak alarm.

Skąd ci to przyszło do głowy? – odparłam. Zbyt szybko. Zbyt mechanicznie.

– Bo cię nie ma. Nawet kiedy jesteś – powiedział, i spojrzał mi w oczy. – Nie wiem, co się stało, ale... czy jeszcze mnie kochasz?

Nie odpowiedziałam. To milczenie było najgorsze.

– Dobrze – powiedział tylko. – W takim razie nie pytam więcej.

Pojechałam do Adama

Następnego dnia po pracy pojechałam do Adama. Nie planowałam tego, naprawdę. Chciałam tylko... porozmawiać. Ale gdy otworzył drzwi, jego uśmiech był już inny. Jakbyśmy wrócili do biura po imprezie i musieli udawać, że nic się nie stało.

– Klara... nie powinnaś tu przyjeżdżać.

– Wiem.

– Nie chodzi o to, że nie chcę cię widzieć – dodał po chwili. – Ale nie jestem nikim więcej. To był moment. Uciekliśmy od czegoś, co i tak nas dogoni.

– Więc to już? – zapytałam. – To wszystko?

Nie chciałem robić ci nadziei. Nie jestem twoim wybawieniem.

Zamknęłam oczy. Bolało. A przecież wiedziałam. Czułam to od początku. Byłam niewierna swojemu życiu, ale Adam nie był żadną przyszłością. Był tylko... odbiciem czegoś, czego mi brakowało.

To wszystko było trudne

Czułam, że zostałam z niczym. Wracałam do domu z uczuciem, jakby we mnie coś pękło i już nie chciało się poskładać. Adam nie był moją przystanią. Marek – moim domem już być nie potrafił. W pracy wszystko było jak dawniej, ale ja byłam kimś zupełnie innym. Każdy dzień przypominał próbę udawania życia, które już mi nie pasowało. Marek stał się milczący. Nie unikał mnie, ale patrzył inaczej.

Pewnego dnia usiadł przy stole z kubkiem kawy i zapytał spokojnie:

– Czy chcesz odejść?

Nie udawał złości. Nie szantażował emocjonalnie. Był cichy, jakby się już pogodził.

– Nie wiem – odpowiedziałam. – Nie chcę cię okłamywać. Ale też nie potrafię udawać.

– Ja cię kocham – powiedział po chwili ciszy. – Ale jakoś przestaję ci ufać.

To bolało bardziej niż wszystko inne.

Wieczorem rozmawiałam z Zosią. Płakałam, choć myślałam, że już nie mam łez.

– On jest dobry – szlochałam. – A ja wszystko schrzaniłam.

– Nie jesteś zła, Klaro. Po prostu byłaś nieszczęśliwa i szukałaś odskoczni – powiedziała cicho.

Tydzień później podjęłam decyzję. Zostanę z mężem dla dobra dziecka.

Klara, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama