Reklama

– A nie mógłby być świadkiem twój kuzyn Bartek? – zapytałam, unosząc brwi, gdy Kamil, mój brat, oznajmił, że poznam drużbę jego narzeczonej dopiero w przeddzień ślubu.

– Nie ma opcji – odparł z przekonaniem. – Bartek przynosi pecha. Świadkował trzy razy i za każdym razem kończyło się rozwodem. Klaudia powiedziała, że jeśli chcemy długo żyć w małżeństwie, to nie możemy ryzykować. Zaufaj mi, będzie okej.

Nie byłam przekonana. Po przejściach z Dawidem miałam do mężczyzn bardzo ograniczone zaufanie – czyli żadne. Wydawał się wtedy taki normalny. Taki odpowiedzialny. A kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, zniknął. Bez słowa. Bez tłumaczenia. Po prostu się ulotnił.

Od tamtej pory byłam sama z Antkiem. 5-letnim chłopcem o najpiękniejszym uśmiechu i pytaniach, na które nie zawsze umiałam odpowiedzieć. Przestałam wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek zaufam jakiemukolwiek facetowi. Więc kiedy usłyszałam, że czeka mnie wieczór w towarzystwie nowego drużby, miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

To było trudne spotkanie

Dzień przed ślubem brata był gorący, duszny, pełen krzątaniny i nerwów. Mama gotowała na potęgę, ojciec biegał z naręczami kwiatów, a ja pilnowałam, żeby Antek nie wpadł na stół z tortem. I wtedy usłyszałam śmiech mojego syna na podwórku. Dźwięk, który znam tak dobrze – beztroski, pełen zachwytu. Zerknęłam przez okno. Rozmawiał z mężczyzną. Nie rozpoznałam go od razu. Dopiero gdy odwrócił głowę w moją stronę – zamarłam. To był Dawid.

Nie widziałam go od 5 lat. Od tamtej nocy, kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, a on zamiast odpowiedzi, po prostu zniknął. Teraz wyglądał inaczej. Był starszy, dojrzalszy, poważniejszy. Nie był już tym chłopakiem, którego znałam. A mimo to serce zabiło mi jak szalone. Gdy mnie zobaczył, podniósł się z ławki. Na jego twarzy pojawił się rumieniec. Miałam nadzieję, że pali go wstyd.

– Antek, idź do babci. Ma dla ciebie sok – powiedziałam chłodno, a gdy synek zniknął w domu, zwróciłam się do niego.

– Powiedziałeś mu, kim jesteś?

– Nie – odpowiedział cicho. – Nie mam do tego prawa.

– Masz rację.

– Zosiu, wyglądasz… pięknie.

– Oszczędź mi tych tekstów, dobrze? Nie jesteśmy tu po to, żeby odtwarzać stare scenariusze. Jesteś drużbą Kamila, okej. Ale między nami nie ma już nic. Zero. I nie masz żadnych praw do mojego syna.

I zanim zdążył coś odpowiedzieć, odwróciłam się na pięcie. W oczach łzy miałam łzy, ale nie mogłam się rozpłakać.

Rozdział 2 – Co się z nim działo przez te lata

Wydawał się dojrzały

Kolacja przedślubna odbywała się w ogrodzie rodziców. Długi stół, lampki na sznurku, sielsko-anielsko… gdyby nie fakt, że naprzeciw mnie siedział Dawid. Sztućce dźwięczały mi w dłoniach, a każdy jego uśmiech działał jak zgrzyt paznokcia po tablicy. Oczywiście Klaudia – przyszła panna młoda – usadziła nas obok siebie. Przypadek? Śmiem wątpić.

Dawid niedawno wrócił do miasta – zaczęła nagle, zerkając znacząco. – Założył firmę. Świetnie sobie radzi.

– Sam? – zapytała mama, niby od niechcenia.

– Sam – potwierdził Dawid. – Nie mam żony. Ani narzeczonej. Ani nawet psa. Za to dom z ogrodem i mnóstwo przestrzeni dla... rodziny.

Zawiesił głos. Spojrzał na mnie. Udawałam, że muszę coś poprawić przy serwetce.

– Po latach zrozumiałem, że ważne rzeczy przegapiłem. Że uciekłem wtedy, kiedy powinienem zostać. I codziennie sobie to powtarzam.

Czułam, jak ściska mnie w gardle. Rodzice patrzyli na niego niemal ze współczuciem, a ja? Ja miałam ochotę krzyknąć, że przez jego „zrozumienie” sama przewijałam dziecko, płakałam nocami i tłumaczyłam małemu, czemu inne dzieci mają tatusiów, a on nie.

Kiedy wstałam od stołu, mówiąc, że muszę położyć Antka spać, Dawid zaproponował, że nas odwiezie. Przemilczałam. Rodzice spoglądali na mnie z lekkim wyrzutem. Ich oczy mówiły, żebym dała mu szansę.

– Ludzie dojrzewają, Zośka – szepnęła mama przy bramce. – Czasem trzeba przebaczyć.

Tylko że ja przez 5 lat nie spałam po nocach. I teraz miałam po prostu wybaczyć?

Pozwoliłam im się poznać

Po weselu Dawid został u swoich rodziców na jakiś czas. Z początku spotkania były krótkie. Kwadrans w parku, potem pół godziny na placu zabaw. Dawid nie narzucał się. Przynosił Antkowi drobiazgi – kredki, książeczki, czasem lizaka. Siedział z nim na ławce i słuchał, jak mój syn opowiada o dinozaurach, o przedszkolu, o hulajnodze.

Z dnia na dzień te spotkania zaczęły być dłuższe. Antek prosił, żeby „ten pan” przyszedł znowu. Po tygodniu mówił do niego „Dawid”. A po miesiącu zapytał, czy Dawid może zabrać go na lody. Sama zaproponowałam, żeby pojechali. Patrzyłam przez okno, jak idą razem ulicą. Chłopczyk z czerwonym plecakiem i mężczyzna, którego kiedyś kochałam.

Wieczorami Dawid zostawał na herbatę. Rozmawialiśmy – nie o nas, ale o Antku. O tym, że lubi brokuły, ale tylko z serem. Że boi się psów, ale o nich marzy. Że nie umie zasypiać bez bajki.

– On jest cudowny – powiedział któregoś wieczoru, patrząc, jak Antek śpi. – Nie wiedziałem, że mogę kogoś pokochać tak szybko.

Nie odpowiedziałam. Bałam się, że jak otworzę usta, coś we mnie pęknie. Bo przecież... przecież przez 5 lat robiłam wszystko sama. A teraz on wkracza, jakby nigdy nic. Widziałam, że Dawid się stara. Że patrzy na syna z czułością. I że nie udaje.

Synek nas zaskoczył

To było jedno z tych zwykłych popołudni. Dawid przyszedł po Antka, przywiózł nową piłkę i zapowiedział, że zabierze go na boisko. Mieliśmy chwilę, zanim wyszli, więc usiedliśmy przy stole, piliśmy herbatę. Dawid opowiadał o swoim dzieciństwie, o tym, jak ojciec uczył go jeździć na rowerze. Antek słuchał jak zaczarowany. Gdy Dawid skończył, nagle, zupełnie bez zapowiedzi, zapytał:

– Tato, a czemu ty nie mieszkasz z nami?

Zamarliśmy oboje.

– Bo… czasem dorośli muszą najpierw dużo naprawić, zanim znowu zamieszkają razem – odpowiedział ostrożnie Dawid.

– Ale jesteś moim tatą i już wszystko naprawiłeś, prawda? – nalegał synek. – To może teraz będziesz z nami mieszkał?

Spojrzałam na niego ostrzegawczo, ale on tylko rozłożył ręce w geście bezradności i... nadziei. Antkowi zaświeciły się oczy.

– Przecież wszyscy tatusiowie mieszkają ze swoimi dziećmi – dodał z absolutną dziecięcą pewnością.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Łzy stanęły mi w oczach. Patrzyłam na nich i czułam, że nie jestem gotowa. Ale też – że może nigdy nie będę gotowa. Że trzeba będzie podjąć tę decyzję, mając w sobie i strach, i nadzieję.

– Zośka... – zaczął Dawid cicho. – Ja nie chcę cię znowu skrzywdzić. Ale kocham go. I... nigdy nie przestałem kochać ciebie.

Zamiast odpowiedzieć, wstałam i poszłam do kuchni.

Dam nam szansę

Po tamtym pytaniu Antka nie potrafiłam już udawać, że nic się nie zmieniło. Bo zmieniło się wszystko. Dawid był coraz częściej obecny. Przychodził, zabierał Antka na spacery, przynosił mi zakupy, naprawił cieknący kran, którego sama nie ogarniałam od pół roku. Był... obecny. Tak po prostu.

Zaczęliśmy rozmawiać – już nie tylko o dziecku. O nas. O tym, co było. Dawid nie uciekał od trudnych tematów. Potrafił przeprosić. Powiedzieć, że był idiotą. Że spanikował. Że przez ostatnie lata żył z wyrzutami sumienia i próbował to zagłuszyć, a kiedy zobaczył Antka – zrozumiał, że musi przestać uciekać.

Nie odpowiedziałam od razu. Potrzebowałam czasu. Ale zaczęłam patrzeć na niego inaczej. Już nie jak na chłopaka, który mnie zostawił, tylko jak na mężczyznę, który – może za późno, ale jednak – wrócił. I którego mój syn kocha całym sercem.

Pewnego wieczoru Antek zasnął wcześniej niż zwykle. Dawid został jeszcze chwilę. Usiedliśmy w milczeniu. A potem on zapytał:

Mogę spróbować? Być znowu częścią tego wszystkiego?

Spojrzałam na niego długo. I po raz pierwszy od lat poczułam spokój. Jakby wreszcie coś we mnie się domknęło.

– Tak – powiedziałam cicho. – Ale powoli. Krok po kroku.

I tak właśnie zrobiliśmy.

Zosia, 33 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama