Reklama

Mówili, że byłam surowa. Że traktowałam Weronikę jak chłopaka, któremu nie wolno okazać słabości. Ale ja tylko chciałam ją przygotować na życie. Na świat, który nie wybacza błędów i zostawia w tyle tych, którzy nie są wystarczająco silni.

Reklama

Chciałam być dumna

Od małego uczyłam ją, że przeciętność jest gorsza od porażki. Porażka przynajmniej czegoś uczy, a przeciętność to stagnacja. Nikt nie pamięta przeciętnych ludzi. Weronika musiała być najlepsza – w szkole, w tańcu, w językach. Nie było miejsca na wymówki.

Przychodziła do mnie z wynikami testów, na których miała dziewięćdziesiąt pięć procent, a ja tylko pytałam, gdzie zgubiła te pięć. Gdy mówiła, że jest zmęczona, odpowiadałam, że zmęczeni odpoczywają dopiero, gdy osiągną cel.

Wydawało mi się, że rozumiała. Długo robiła to, czego oczekiwałam. Zasypywała się książkami, ćwiczyła do upadłego, przynosiła nagrody. Patrzyłam na nią z dumą, choć nigdy nie mówiłam tego wprost. Przecież wiedziała.

A potem przyszła do mnie i powiedziała, że nie może tak dłużej. Że to, co miało ją wzmocnić, tylko ją złamało. Stała przede mną, dorosła, piękna, a w jej oczach było coś, czego nie rozumiałam.

– Mamo, ja nie chcę być silna – powiedziała cicho, jakby to było coś wstydliwego. – Chcę być sobą, czuć, żyć.

Pokręciłam głową. Wymyślała sobie problemy. Świat nie był miejscem dla tych, którzy pozwalali sobie na słabość. Patrzyłam na nią, nie rozumiejąc. Wydawało mi się, że to chwilowe załamanie, że wystarczy, bym ją naprostowała, jak tyle razy wcześniej.

– Minie ci – stwierdziłam.

Musiała być silna

Następnego dnia zniknęła, tak po prostu, jakby mnie nigdy nie było. Jak mogła mnie zostawić? Przecież wszystko, co robiłam, było dla niej. Poświęciłam tyle, żeby była najlepsza, a ona z tego rezygnowała? Wierzyłam, że w końcu się opamięta. Że zrozumie swój błąd i wróci.

Czekałam. Rok, dwa, pięć. Każde święta spędzałam sama, ale nigdy się do tego nie przyznawałam. Mówiłam znajomym, że jest zajęta, że nie mogła przyjechać. W głębi duszy powtarzałam sobie, że kiedyś się odezwie. I wtedy spotkałam starą znajomą.

– Widziałam twoją Weronikę w telewizji – powiedziała z uśmiechem. – Odniosła wielki sukces.

Wracając do domu, po raz pierwszy od lat poczułam pustkę. Weszłam do salonu, usiadłam przy stole i spojrzałam na stare zdjęcia. Weronika – mała dziewczynka z warkoczami, patrząca w obiektyw z wyraźnym napięciem w oczach. Jak mogłam tego wcześniej nie widzieć?

Sięgnęłam po telefon, wybrałam numer. „Nie ma takiego numeru” – usłyszałam w słuchawce. I wtedy do mnie dotarło. To nie ona mnie odrzuciła. To ja wypchnęłam ją z życia. Zawsze powtarzałam, że człowiek może liczyć tylko na siebie. Teraz rozumiałam, jak bardzo się myliłam.

Byłam samotna

Minęły kolejne dni, tygodnie, miesiące. Czułam się tak, jakbym zgubiła coś, co miało być nie do zgubienia. Jakbym przez całe życie trzymała w dłoni coś kruchego, ściskała to coraz mocniej, aż w końcu rozsypało się w pył.

Nie wiedziałam, gdzie teraz jest. Wiedziałam tylko, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. I że to nie była jej decyzja, tylko moja. Przez lata budowałam mur między nami. Każde moje słowo, każde wymaganie, każde zimne spojrzenie dokładało kolejną cegłę. I kiedy w końcu zdecydowała się odejść, nie musiała nawet odwracać się za siebie.

Próbowałam znaleźć jakieś informacje o niej. Znałam jej nazwisko, znałam branżę, w której się poruszała. Zaczęłam szukać wywiadów, nagrań, zdjęć z wydarzeń. Na niektórych wyglądała dokładnie tak, jak ją pamiętałam – poważna, skupiona, jakby wciąż gotowa na to, że ktoś ją oceni. Ale były też inne. Takie, na których śmiała się swobodnie, otoczona ludźmi. Takiej Weroniki nie znałam. Może dlatego, że nigdy wcześniej jej nie było.

Zrobiło mi się przykro

Obejrzałam jeden wywiad. Potem drugi. W każdym z nich mówiła o swojej pracy, o celach, o pasji. O dzieciństwie – nigdy. Kiedy prowadzący zadał pytanie o rodzinę, uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała wymijająco.

– Wszyscy, którzy mnie wspierali, wiedzą, jak wiele im zawdzięczam.

Ale ja wiedziałam, że to nie było o mnie. Nie potrafiłam z tym żyć.

W końcu zdobyłam numer do kogoś, kto podobno miał z nią kontakt. Napisałam krótką wiadomość. Wystarczyło jedno zdanie: „Chciałabym się z nią skontaktować”. Czekałam. Dzień, dwa, tydzień.

A potem przyszła odpowiedź. „Weronika nie chce”.

Zacisnęłam palce na telefonie, czując, jak wzbiera we mnie coś, czego nie umiałam nazwać. To było bardziej bolesne niż wszystko, co przeżyłam do tej pory. Nie dlatego, że odmawiała rozmowy. Tylko dlatego, że ją rozumiałam.

Weronika posłuchała moich nauk. Nauczyła się, że w życiu trzeba iść naprzód, nie oglądając się za siebie. Że liczy się tylko sukces, a przeszłość trzeba zostawić za sobą. Wyszła z mojego życia dokładnie tak, jak ją tego nauczyłam.

Odegrała się

Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co robić. Nikt nigdy mnie tego nie nauczył. Byłam dobra w planowaniu, w działaniu, w egzekwowaniu zasad. Nie umiałam czekać. Nie umiałam naprawiać.

Nie miałam z kim o tym porozmawiać.

Znajome były dla mnie grzeczne, ale wycofane. Niektóre pewnie uważały, że miałam rację, że wychowanie dzieci w dyscyplinie to podstawa. Inne może widziały we mnie kobietę, która straciła wszystko przez własny upór. A może tylko wydawało mi się, że ktokolwiek w ogóle o mnie myśli.

Nie miałam już roli. Przez całe życie byłam kimś – matką, która stawia wymagania, kobietą, która nie przyznaje się do słabości, kimś, kogo nie da się złamać. Ale w tej samotności nie było siły, była tylko pustka.

Zaczęłam przeglądać stare rzeczy Weroniki. W kartonie, który kiedyś odłożyłam na strych, znalazłam rysunek. Były na nim dwie postacie – dorosła kobieta i dziewczynka. U góry widniał napis: „Ja i moja mama”.

Przyjrzałam się twarzom. Kobieta miała surowe, poważne spojrzenie, usta zaciśnięte w prostą linię. Dziewczynka stała obok, trzymając ją za rękę. I choć uśmiechała się, w jej oczach było coś dziwnie znajomego. To samo napięcie, które widziałam na zdjęciach.

Nie dostrzegałam jej

Przesunęłam palcami po papierze. Weronika musiała mieć wtedy sześć, może siedem lat. Czy już wtedy się bała? Czy już wtedy czuła, że nie może mnie zawieść?

Zrozumiałam, że ona nie czekała na moje przeprosiny. Już dawno zamknęła ten rozdział. To ja byłam tą, która ugrzęzła w przeszłości, kurczowo trzymając się przekonań, które kosztowały mnie wszystko.

Spojrzałam na jego idealny porządek. Po raz pierwszy nie czułam dumy, tylko zmęczenie. Otworzyłam szafę i wyjęłam stare albumy. Przeglądając zdjęcia, widziałam je inaczej niż dotychczas. Nie trofea, nie osiągnięcia, ale dziewczynkę, która chciała być kochana nie za to, co zrobi, ale za to, kim jest.

Nie wiedziałam, czy Weronika jeszcze kiedyś się do mnie odezwie. Ale wiedziałam jedno – jeśli kiedykolwiek dostanę drugą szansę, nie zmarnuję jej.

Stanisława, 60 lat

Reklama

Czytaj także:
„Matka kazała mi ożenić się z pierwszym lepszy, żebym nie została panną z dzieckiem. Wstydziła się mnie i nieślubnego wnuka”
„Nie miałam kontaktu z matką 20 lat, a teraz mam płacić za jej pobyt w domu opieki. Nie dam jej ani złotówki”
„Nikt nie wie, ile mam lat, bo kręcą się koło mnie młodzi faceci, chodzę do klubu i mam dobry krem na zmarszczki”

Reklama
Reklama
Reklama