Reklama

Mam dorosłego syna, który od miesięcy nie wychodzi z domu. Leży na łóżku, wpatrzony w ekran, a ja czasem nawet nie wiem, czy zjadł obiad. Gdy wracam z pracy, mijamy się bez słowa. A jeszcze nie tak dawno byłam przekonana, że robię wszystko dobrze.

Po rozwodzie z Andrzejem zostałam z Adamem sama. Miał wtedy dziesięć lat. Pracowałam dniami i nocami, żeby niczego mu nie brakowało. Komputer, korepetycje, nowe buty, kursy, nawet jeśli nie chciał – dawałam. Chciałam być matką idealną. Taką, jakiej sama nie miałam.

Kiedy rzucił studia, nie zapytałam dlaczego. Zapytałam, na jaki kurs chce teraz kasę. Zawsze znajdowałam pieniądze. Chciałam, żeby było mu łatwiej. A teraz słyszę: „To przez ciebie jestem nikim!”. Jakby ktoś we mnie rzucił cegłą. On mówi, że to moja wina, że nie umie żyć. Że przez moje pieniądze nie musiał walczyć. Że go zniszczyłam.

Sąsiadki chwaliły, że mam dobrze wychowanego syna. Ale Kasia, moja siostra, ostrzegała: „Rozpieścisz go. Przyzwyczaisz do wygody”. Nie słuchałam. Chciałam, żeby czuł, że jest kochany. A teraz? Siedzę i zadaję sobie pytanie, którego bałam się przez całe życie: czy ja go naprawdę kochałam... czy tylko chciałam być niezastąpiona?

Pokłóciliśmy się

– Adam, mogę z tobą porozmawiać? – zapytałam cicho, stając w progu jego pokoju.

Leżał na łóżku z laptopem na kolanach, słuchawki na uszach. Nawet nie spojrzał. Stałam tak chwilę, aż w końcu sama je zsunęłam.

– Co?! – warknął, jakby go ktoś uderzył.

Nie podoba mi się, jak żyjesz. Całe dnie siedzisz tu i… – urwałam. Chciałam, żeby to była rozmowa, nie wykład.

Adam wstał gwałtownie. Rzucił laptop na łóżko, jakby się sparzył.

– Bo TY wszystko lepiej wiesz, nie? Zawsze wiedziałaś! – wrzasnął.

– Przestań krzyczeć… – zaczęłam, ale on już się rozpędzał.

– Przez ciebie jestem nikim! Rozumiesz?! Nikim! Nigdy nie musiałem o nic walczyć, bo zawsze coś załatwiłaś! Komputer? Proszę bardzo. Studia? Nie wyszło? Spoko, mama znajdzie kurs. Nawet pracy nie musiałem szukać, bo co? Bo „masz, synku, nie męcz się”.

– Adam… ja chciałam dobrze… – powiedziałam, jakby to miało coś uratować.

– Nie! Ty chciałaś mieć kontrolę! Wszystko załatwiać po swojemu. Nawet jak dawałaś pieniądze, to po to, żebym cię potrzebował. Żebym się nie oddalił!

Zaniemówiłam. Czułam się, jakby mnie ktoś spoliczkował. Serce mi łomotało. Stałam jak wryta, nie wiedząc, co powiedzieć.

Zniszczyłaś mnie – powiedział ciszej. – Myślałaś, że dajesz mi życie, a dałaś mi klatkę.

Odwrócił się i wrócił na łóżko. Zamknęłam drzwi. W kuchni usiadłam przy stole. Ręce mi drżały. Jak mogłam się tak bardzo pomylić?

To moja wina?

– Mówiłam ci, że tak będzie – Kasia popijała kawę i patrzyła na mnie z tym swoim niezmiennym spokojem. – Adam nie miał żadnych obowiązków. Ty wszystko robiłaś za niego. A teraz masz dorosłego faceta, który nawet nie wie, jak się do ludzi odzywać.

– Nie mów tak… – jęknęłam. – Przecież nie chciałam źle. Naprawdę wierzyłam, że mu pomagam…

– Pomagałaś, ale nie wtedy, kiedy trzeba. Ty go wyręczałaś. Nie dałaś mu się przewrócić, więc nigdy nie nauczył się wstawać.

Schowałam twarz w dłoniach. Płakałam. Cicho. Prawie bezgłośnie. Kasia nie mówiła nic przez chwilę. Potem podeszła i położyła mi dłoń na ramieniu.

– On cię kocha, wiesz? Ale też się gubi. I teraz mu najłatwiej zrzucić winę na ciebie. Bo ty zawsze byłaś ta silna. Ta, która dawała. A teraz mu się świat sypie i szuka winnego.

– Nie umiem już z nim rozmawiać – wyszeptałam. – On mnie tylko obwinia. I patrzy na mnie tak, jakby nie był moim synem, tylko kimś obcym. Ja... ja się czuję, jakbym straciła dziecko.

Kasia usiadła obok. Popatrzyła mi prosto w oczy.

– Może czas przestać być matką, która daje wszystko. A zacząć być kobietą, która mówi: „wystarczy”. Bo jak się sama nie zatrzymasz, to on też nie przestanie cię ranić.

Pokręciłam głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

Czy ja naprawdę go skrzywdziłam tym, że go kochałam? – zapytałam.

Kasia nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego, wzięła moją dłoń i mocno ścisnęła.

Syn miał mnie dosyć

Szłam korytarzem w stronę jego pokoju, niosąc talerz z obiadem. Jak zawsze – bez pytania. Jak zawsze – starałam się być cicho, żeby „nie przeszkadzać”. Ale zanim zapukałam, usłyszałam jego głos. Zatrzymałam się.

Stara znowu mi truje – mówił przez telefon. – Myśli, że wszystko załatwi kasą. Że jak mi zapłaciła za korepetycje dziesięć lat temu, to teraz ma do mnie prawo. A tak naprawdę to przez nią jestem nikim.

Zamarłam. Serce mi stanęło. Nie wiedziałam, czy upuściłam ten talerz, czy on sam się sturlał na podłogę. Usłyszałam brzęk. Adam otworzył drzwi.

Zobaczył mnie. I ten talerz w kawałkach.

– Słyszałam wszystko – powiedziałam cicho.

Zamilkł. Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie wiedział, kim jestem.

– Mamo, to nie tak…

– Nie? – przerwałam mu. – To jak?

– Po prostu... mam w sobie dużo złości. I czasem muszę to z siebie wyrzucić.

– I dlatego mówisz obcym ludziom, że przeze mnie jesteś nikim?

Opuścił wzrok. Przez chwilę nic nie mówił. Potem:

– Może nie jestem gotowy na to, żeby z tobą rozmawiać o tym, co czuję. Ale to nie znaczy, że nie chcę. Tylko... nie wiem jak.

Patrzyłam na niego. Mojego syna. Mężczyznę, który wyglądał jak obcy chłopak z internetu. I nie wiedziałam, czy mam go przytulić, czy wyjść.

Zamiast tego powiedziałam tylko:

– Posprzątam to. Nie chcę, żebyś się skaleczył.

Musieliśmy porozmawiać

Siedzieliśmy przy stole w kuchni. Pierwszy raz od miesięcy. Bez telefonów, bez telewizora, bez ucieczki.

– Dziękuję, że tu jesteś – powiedziałam. – Naprawdę. Chociaż nie wiem, o czym rozmawiać.

Adam spojrzał na mnie z niepokojem. Przez chwilę tylko mieszał łyżeczką w zimnej herbacie.

– Nie chciałem cię zranić – zaczął. – Ale czuję się... pusty. Nie mam pracy. Nie mam nikogo. I mam wrażenie, że wszystko, co mnie spotkało, było tylko twoją decyzją.

Zacisnęłam dłonie.

– Myślałam, że ci pomagam...

– Wiem – przerwał mi. – Ale nie dałaś mi być sobą. Cały czas miałem wrażenie, że mam być taki, jak chcesz. Żebym był grzeczny, mądry, spokojny. A jak nie spełniałem oczekiwań, to wchodziłaś między mnie a świat.

– Nie miałam nikogo poza tobą – powiedziałam po chwili. – Ty byłeś całym moim życiem.

Zamilkł. Patrzył w stół. Potem uniósł wzrok.

– Wiem. Ale wiesz co? Ja przez to nie miałem własnego. Nie wiem, kim jestem bez ciebie.

Słowa zapiekły. Ale były też jak odsłonięcie starej rany, która w końcu może zacząć się goić.

– Chcesz, żebym zniknęła? – spytałam.

– Nie. Ale chcę, żebyś przestała żyć za mnie.

Siedzieliśmy w milczeniu. Jak dwie osoby, które zaczynają dopiero uczyć się mówić do siebie od nowa.

Były mąż też miał pretensje

Spotkaliśmy się w kawiarni. Andrzej spóźnił się dziesięć minut, jak zawsze. Gdy usiadł, wyglądał na zaskoczonego moim telefonem.

– Coś się stało z Adamem? – zapytał od razu.

– Nie. A przynajmniej nie bardziej niż zwykle – odpowiedziałam, mieszając kawę. – Chciałam porozmawiać. W końcu to też twój syn.

Westchnął. Jakby już sam ten temat go zmęczył.

– Wiesz dobrze, że próbowałem. Ale ty nigdy nie pozwoliłaś mi być ojcem. Po rozwodzie wszystko trzymałaś w garści. Szkoła, lekarze, decyzje. A ja byłem tylko przelewem na konto.

– Bo zniknąłeś. Po prostu odszedłeś.

– Odszedłem, bo nie dawałaś mi miejsca. Wszystko musiało być po twojemu. Nawet moje spotkania z nim – pamiętasz? Wiecznie kontrola, wiecznie pytania.

Zacisnęłam usta.

– Może rzeczywiście nie umiałam się podzielić. Ale nie dlatego, że chciałam cię wykluczyć. Bałam się. Że jeśli nie będę miała wszystkiego pod kontrolą, to zawalę. A nie mogłam sobie na to pozwolić.

– I teraz widzisz, co z tego wyszło – powiedział gorzko. – Adam nie ma gruntu pod nogami, bo całe życie ktoś mu podsuwał poduszkę, zanim upadł.

Zamilkliśmy. Na chwilę w kawiarni zrobiło się ciszej. Przez okno widziałam parę starszych ludzi spacerujących pod rękę.

– Nie po to się spotkaliśmy, żeby cię oskarżać. Chciałam zrozumieć. Siebie też. Może nie tylko on musi dorosnąć.

Andrzej spojrzał na mnie z zaskoczeniem. A potem skinął głową. Wróciłam do domu i przez całą drogę nie powiedziałam ani słowa. Tylko raz, w tramwaju, pomyślałam: „Może ja też potrzebuję życia poza Adamem”.

Barbara, 55 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama