„Daliśmy teściom nasze oszczędności na przechowanie. Mam ponad 30 lat, a dałam się podejść jak dziecko”
„Drzwi do gabinetu teścia zawsze były zamknięte, ale teraz, ku mojemu zaskoczeniu, były tylko przymknięte. Serce waliło mi jak młotem, kiedy przekraczałam próg. Na biurku leżała teczka od notariusza”.

- Redakcja
Oddaliśmy teściom wszystkie nasze oszczędności, wierząc, że są najbezpieczniejsze właśnie u nich. Nie ufałam bankom, a mąż twierdził, że rodzina to najlepsze miejsce na przechowanie gotówki. Życie nie raz pokazało nam, że mogą na nas liczyć. Dlatego nie mieliśmy wątpliwości, kiedy poprosili, by powierzyć im naszą poduszkę finansową. Miał to być gest solidarności, a ja czułam spokój, że pieniądze są pod dobrą opieką. Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo się mylę… Miesiąc później podsłuchałam rozmowę, która zmroziła mi krew w żyłach.
Miałam do nich zaufanie
– Kochani, skoro już tu jesteście, musimy porozmawiać – zaczął teść, odsuwając od siebie talerz po obiedzie.
Popatrzyłam na Pawła, bo coś w tonie ojca nie dawało mi spokoju. Mimo to uśmiechałam się grzecznie, czekając na rozwinięcie tematu. Teściowa też wydawała się spięta, zaciskała dłonie na lnianej serwetce.
– Dzieci, wiemy, że teraz różnie bywa z bankami, procenty śmieszne, a inflacja… wiadomo – kontynuował teść, niby mimochodem. – My z mamą pomyśleliśmy, że może chcielibyście u nas przechować te swoje oszczędności. Przynajmniej będziecie mieli pewność, że nikt wam ich nie zje.
Paweł spojrzał na mnie pytająco, ale wiedziałam, że on już tę decyzję podjął. Od miesięcy narzekał na brak stabilności na rynku finansowym, a do teściów miał bezgraniczne zaufanie. Dla niego to było jak włożenie pieniędzy do sejfu.
– To dobry pomysł, tato – odpowiedział bez wahania. – Zresztą, kto jak nie wy? Rodzina to rodzina.
Nie miałam siły się sprzeciwiać. W tamtej chwili bardziej zależało mi na świętym spokoju niż na dyskusji. Oddaliśmy im wszystko – naszą poduszkę bezpieczeństwa, każdy grosz, na który ciężko pracowaliśmy przez ostatnie lata. Następnego dnia teściowa zadzwoniła tylko po to, by zapewnić mnie, że nasze pieniądze są u nich „w najlepszym miejscu pod słońcem”. Wtedy jeszcze wierzyłam, że mają dobre intencje. Jeszcze.
Rozmowa przy niedzielnym rosole
Nie lubiłam tego, co się we mnie działo. Odkąd oddaliśmy im pieniądze, miałam dziwne przeczucie, jakby coś wisiało w powietrzu. Teściowa wydawała się zbyt uprzejma, teść zbyt często powtarzał, że „pieniądze to tylko liczby, najważniejsza jest rodzina”. Niby nic, ale serce biło mi jakoś szybciej, kiedy o tym myślałam.
Tego dnia siedziałam z Pawłem w kuchni i kroiliśmy ogórki do mizerii. Teściowie zostali w salonie i oglądali jakiś serial. Po chwili ich rozmowa szybko zeszła na temat, którego wcale nie mieliśmy słyszeć.
– Słuchaj, Janusz, nie wiem, czy my dobrze robimy – odezwała się cicho teściowa, myśląc, że jej nie słyszę. – Mieliśmy tylko przechować te pieniądze, a teraz ty mi o tych działkach i planach z Zenkiem…
– Halina, nie rób scen. To interes życia. Jak nie my, to kto? Młodzi i tak nie wiedzą, co zrobić z kasą. Przełożymy z kieszeni do kieszeni i wszyscy będą zadowoleni – uspokajał ją teść. – Zresztą, nie rób z siebie świętej, dobrze wiesz, ile za to dostaniemy.
Noże uderzyły o deskę, a ja poczułam, jak ogórki ślizgają mi się w dłoni. Czułam, że robi mi się słabo, ale nie mogłam się zdradzić. Słowa „interes życia” i „Zenek” krążyły mi w głowie jak sygnał alarmowy. Nie wiedziałam jeszcze, o co dokładnie chodzi, ale byłam pewna jednego – oni coś knuli za naszymi plecami.
Tajemnicza wizyta u notariusza
– Jadę do miasta, mam sprawy do załatwienia – rzucił teść przez ramię, zakładając płaszcz. – Halinka, długo nie będzie mnie w domu.
Wymienili z teściową szybkie spojrzenie. Niby nic, ale po tym, co podsłuchałam ostatnio, to „sprawy do załatwienia” zabrzmiały jak dzwonek alarmowy. Złapałam torebkę i wyszłam z domu chwilę po nim, tłumacząc Pawłowi, że muszę pilnie kupić coś na obiad.
Nie spieszyłam się. Teść jak zwykle zaparkował pod urzędem miasta, ale nie wszedł tam. Przekroczył za to próg budynku z tabliczką „Kancelaria Notarialna”. Serce mi waliło. Zgłupiałam. Przecież oni mówili, że nasze pieniądze leżą u nich w szufladzie, bo tam najbezpieczniej.
Stałam po drugiej stronie ulicy, czekając jak idiotka. Po dwudziestu minutach wyszedł razem z obcym mężczyzną – wysoki, w drogim płaszczu, z aktówką pod pachą. Rozmawiali intensywnie, śmiali się z czegoś, a ja czułam, jak robi mi się niedobrze. Zadzwoniłam do Pawła, próbując brzmieć naturalnie.
– Kochanie, czy tata mówił ci, że dziś załatwia coś u notariusza? – zapytałam niby od niechcenia.
– U notariusza? A skąd. Pewnie znowu lata za jakimiś papierami do ZUS-u. Przecież on nie ma teraz nic ważnego – odpowiedział bez cienia podejrzenia.
Wtedy zrozumiałam, że jeśli chcę się dowiedzieć prawdy, muszę działać sama. Oni coś podpisali. Coś, co nie miało trafić do naszych uszu.
Sekrety za zamkniętymi drzwiami
Od dnia wizyty u notariusza teściowie unikali ze mną dłuższych rozmów. Teść udawał, że nie ma czasu, teściowa z kolei była aż zbyt serdeczna, jakby próbowała coś zamaskować swoją czułością. Czułam, że coś się dzieje. I nie zamierzałam dłużej biernie czekać.
Pewnego popołudnia, kiedy Paweł wyjechał na spotkanie służbowe, a teściowa poszła „tylko na chwilkę” do sąsiadki, wiedziałam, że mam swoje pięć minut. Drzwi do gabinetu teścia zawsze były zamknięte, ale teraz, ku mojemu zaskoczeniu, były tylko przymknięte. Serce waliło mi jak młotem, kiedy przekraczałam próg. Na biurku leżała teczka z napisem „Umowa przedwstępna sprzedaży działki”. Zamarłam. Przecież oni nie mają żadnej działki… chyba, że mówimy o tej, którą kupiliśmy z Pawłem na dom, tej, którą jeszcze niedawno nazywali „naszą wspólną przyszłością”. NIe dość, że mieli nasze pieniądze, to jeszcze chcieli sprzedać coś, co miało należeć do nas.
Drżącymi dłońmi przejrzałam dokumenty. Wszystko było czarno na białym. Sprzedają naszą działkę, tłumacząc to „wspólnym dobrem rodziny”. A pieniądze? Miały „zostać zainwestowane” – nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak. Wtedy usłyszałam za sobą skrzypnięcie drzwi.
– Co ty tutaj robisz? – teściowa stała w progu z założonymi rękami, jej spojrzenie nie miało już tej serdeczności.
Zrozumiałam, że nie mam już do czynienia z rodziną. Teraz to była gra. Gra o nasze pieniądze, o nasze życie.
Rozgrywka, w której byłam pionkiem
– Znalazłam te papiery przypadkiem – zaczęłam nieporadnie, próbując znaleźć cokolwiek, co wybieliłoby sytuację.
– Przypadkiem? – teściowa spojrzała na mnie lodowato. – Czego ty szukasz, dziewczyno? U nas nie ma miejsca na insynuacje i szpiegowanie.
– Ja tylko… chciałam się upewnić, czy wszystko jest w porządku – wyszeptałam. Wiedziałam jednak, że te tłumaczenia są nic niewarte.
Halina podeszła do mnie i delikatnie, niemal matczynym gestem, zamknęła teczkę przede mną.
– Gdybyście z Pawłem potrafili zarządzać pieniędzmi, nie musielibyśmy się za was martwić – powiedziała tonem, jakby to była oczywistość. – Myślisz, że ten dom kiedyś powstanie? W tym kraju? My chcemy wam pomóc, ale wy musicie zaufać starszym i mądrzejszym.
Patrzyłam na nią, nie wierząc własnym uszom. Pomóc? To była zdrada w białych rękawiczkach. Nie miałam już złudzeń – te pieniądze były dla nich tylko środkiem do własnych celów. A my, ich dzieci, byliśmy tylko naiwnymi pionkami w ich układance. Wieczorem powiedziałam Pawłowi wszystko. Na początku nie chciał wierzyć, złościł się na mnie, że dramatyzuję. Ale kiedy rzuciłam mu na stół umowę, zbladł.
– Oni chcą nas oszukać, prawda? – wyszeptał.
Tylko skinęłam głową. Wiedziałam, że teraz czeka nas walka, której nie planowaliśmy. A stawką było wszystko, co mieliśmy.
Gorzka lekcja, której nigdy nie zapomnę
Sprawy potoczyły się szybko. Paweł postawił rodzicom ultimatum – albo zwrócą nam całą kwotę w ciągu tygodnia, albo idziemy z tym do prawnika. To było dla nas trudne, bo nikt nie chce grozić własnej rodzinie sądem, ale nie zostawili nam wyboru. Teściowie zagrali va banque i stracili. Nie spodziewali się, że Paweł stanie po mojej stronie, twardo i bez wahania.
Widziałam, jak jego ojciec z każdym dniem robi się coraz bardziej blady, jak w rozmowach zaczynało brakować mu tej buty, którą nosił od lat. Teściowa też przestała dzwonić z przesłodzonymi pytaniami o nasze zdrowie. Atmosfera była lodowata. Pieniądze odzyskaliśmy. Nie wszystkie – część „zniknęła” w dziwnych inwestycjach, które podobno „nie wypaliły”. Ale starczyło, byśmy mogli powiedzieć sobie: koniec. Z Pawłem postanowiliśmy, że więcej nie zaufamy nikomu w kwestiach finansowych. Nawet rodzinie. Zwłaszcza rodzinie.
Nasze relacje z teściami? Zostały napięte, uprzejme, ale już nigdy nie wróciły do dawnego ciepła. W pewnym sensie czuliśmy się zdradzeni – i żadne „chcieliśmy dla was dobrze” nie było w stanie tego naprawić. Patrzę dziś na naszą działkę i wiem, że to była gorzka lekcja. Naiwność kosztuje. Czasem więcej niż pieniądze. Ale jednego jestem pewna – więcej nie pozwolę sobie odebrać własnego głosu.
Natalia, 32 lata
Czytaj także:
- „Synowa widzi we mnie wroga i uważa, że wychowałam niedorajdę. Obwinia mnie nawet za problemy w swoim małżeństwie”
- „Mój mąż wychodził z lornetką do lasu na pół dnia. Czułam, że robi coś niemoralnego, ale to przeszło moje oczekiwania”
- „Rozwiodłam się z mężem w kwadrans, ale podział majątku trwał dłużej niż nasze małżeństwo. Nie odpuszczę ani złotówki”

