Reklama

To miał być drobiazg, ale wybrany z sercem. Spędziłam pół dnia, chodząc po drogeriach, aż wreszcie znalazłam idealne serum – elegancka buteleczka, obietnica młodszej skóry i tego, że może wreszcie przestanie narzekać na „suchą twarz po goleniu”. Starannie zapakowałam prezent w srebrny papier i przewiązałam bordową wstążką. Lubię, kiedy upominek wygląda tak, że człowiekowi aż szkoda go rozpakować.

Siedzieliśmy przy stole i wszyscy czekali na moment, gdy solenizant zacznie otwierać prezenty. Podałam mu nasz. Patrzyłam, jak rozwiązuje kokardkę, zrzuca papier, podnosi wieczko pudełka. Przez sekundę miałam nadzieję, że się ucieszy. Zerknął na buteleczkę, zmarszczył brwi… i odsunął ją od siebie. Śmiech kilku osób zamarł w połowie drogi. Ktoś zakaszlał. A ja czułam, jak policzki robią mi się gorące.

Byłam wściekła

Widziałam, jak jego usta wykrzywiły się w tym charakterystycznym grymasie – dolna warga lekko wysunięta, brwi zmarszczone. Józek nigdy nie potrafił ukrywać reakcji.

Kremy są dla bab.

– Tato… – Michał odchrząknął, spoglądając na mnie krótko, z tym swoim „przepraszam” w oczach.

– Co tato? – teść podniósł głos. – Od kiedy to chłop ma smarować twarz jak dziewczyna?

– Od kiedy skóra potrzebuje nawilżenia – odpowiedziałam spokojnie, choć czułam, jak wewnątrz we mnie aż buzuje. – To normalne, nawet sportowcy używają kosmetyków.

Teściowa przerwała krojenie tortu i wbiła w niego spojrzenie.

– Józek, podziękuj. Karina się postarała.

– A ja nie mówię, że się nie postarała. Tylko po co mi to? – uniósł ręce w obronnym geście. – Dam Staszkowi, on ma te swoje kremiki.

– Może po prostu spróbujesz? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał neutralnie.

A może ty przestaniesz mi mówić, co mam robić? – odburknął.

Na moment zapadła cisza. Tylko szwagierka prychnęła cicho pod nosem, a ja udawałam, że tego nie słyszę. Wzięłam łyk wody, by ukryć, że zaciskam zęby.

– To nie jest kwestia mówienia, co masz robić – zaczęłam wolno. – To wyraz troski. Tak samo, jak kupuje się komuś szalik, żeby nie zmarzł.

– Szalik to szalik, a to… – znów machnął ręką. – To wstyd.

Teściowa spojrzała na mnie przepraszająco.

Nie dałam za wygraną

Nie lubię, kiedy ktoś próbuje zamieść sprawę pod dywan tylko dlatego, że jest „rodziną”. A przy stole czułam właśnie to – że każdy po cichu liczy, iż za chwilę temat serum wyparuje z rozmów, a atmosfera wróci do normy. Tylko że dla mnie normą nie było udawanie, że nic się nie stało.

– Wiesz, tato – odezwałam się z uśmiechem, który wcale nie był serdeczny – w telewizji był ostatnio program o mężczyznach, którzy dbają o siebie. Mieli po pięćdziesiąt lat i wyglądali… no, przynajmniej na czterdzieści.

– Aha, czyli jak się nasmaruję tym czymś, to mi odejmie dziesięć lat? – prychnął. – A może od razu piętnaście?

To się nazywa pielęgnacja, nie czary – wtrąciła teściowa, odkładając nóż od tortu. – I naprawdę nie jest to żaden wstyd.

– Wstyd to udawać, że się jest kimś innym – odparł tato. – Całe życie miałem zmarszczki i co? Żyję.

– Tato, ja chciałam dobrze – powiedziałam spokojnie. – To prezent, a nie manifest.

– Może dla was – mruknął. – Ja wolę flaszkę.

Szwagierka spojrzała na mnie z tym swoim ironicznym półuśmieszkiem.

Następnym razem kup mu wędkę.

– Następnym razem – odparłam – tato mi sam powie, co chciałby dostać. I najlepiej miesiąc wcześniej.

Zrobiło się dziwnie cicho. Nawet dzieci przestały się kłócić.

A nie lepiej w ogóle nic nie kupować? – rzucił tato, sięgając po widelec. – Człowiek przynajmniej nie ma potem problemu, co z tym zrobić.

– Ja problemu nie mam – odpowiedziałam i przesunęłam pudełko w swoją stronę. – Sama zużyję.

Podniosłam wzrok. Patrzył na mnie twardo, ale w jego oczach mignęło coś, czego dawno u niego nie widziałam – zaskoczenie, że ktoś nie odpuścił.

Byłam z nim szczera

Po obiedzie każdy zajął się swoimi sprawami. Dzieciaki uciekły do pokoju z klockami, szwagierka wyciągnęła telefon, a teściowa krzątała się w kuchni. Zebrałam talerze, choć normalnie wolałam, żeby Michał to robił. Tym razem potrzebowałam chwili, żeby ochłonąć. Stałam przy zlewie, kiedy usłyszałam za plecami kroki.

Ty się naprawdę na mnie gniewasz o głupi żel? – zaczął tato, stając w progu.

Serum, tato – poprawiłam, płucząc kubek. – I nie gniewam się o prezent. Bardziej o to, co powiedziałeś przy wszystkich.

Westchnął ciężko, jakby to była rozmowa, której wolałby uniknąć.

– Wiesz… ja tak zawsze. Żartuję.

– Tylko że nie każdy te żarty odbiera jak żarty – spojrzałam na niego przez ramię.

Podrapał się po karku, po czym wszedł do kuchni.

– W moich czasach facet, co się smaruje kremami, to… no wiesz.

– Wiem. Ale czasy się zmieniły. I nie chodzi o to, żebyś wyglądał jak model. Chodzi o to, żebyś lepiej się czuł.

Zamilkł, patrząc gdzieś w bok.

To takie ważne dla ciebie?

– Ważne, żeby ludzie, na których mi zależy, czuli się dobrze – odpowiedziałam bez wahania. – Nawet jeśli to tylko kwestia smarowania twarzy raz dziennie.

Parsknął cicho, ale tym razem nie z kpiną, tylko jakby sam siebie rozbawił.

Ty to jesteś uparta baba.

– I dzięki temu masz najlepszą synową na świecie – uśmiechnęłam się, ocierając ręce o ręcznik. – Kiedyś mi za to podziękujesz.

Nie odpowiedział, ale po jego minie widziałam, że coś się w nim poruszyło.

Byłam w szoku

Wieczorem, gdy goście już się rozeszli, zauważyłam, że pudełko z serum… zniknęło z komody.

Widziałeś moje serum? – zapytałam, zaglądając do salonu.

– Nie, a czemu twoje? – spojrzał znad laptopa. – Myślałem, że oddałaś je tacie.

– Dałam, ale nie po to, żeby wyrzucił – mruknęłam i ruszyłam w stronę łazienki.

Drzwi były lekko uchylone. Zajrzałam. Teść stał przy lustrze, z marsową miną odkręcał buteleczkę i wpatrywał się w swoją twarz, jakby próbował zgadnąć, od której zmarszczki zacząć.

– W razie czego mogę pokazać, jak to się robi – powiedziałam z uśmiechem, opierając się o framugę.

Podskoczył lekko.

– Myślałem, że poszłaś spać.

Miałam przegapić taki widok? Nigdy.

Pokręcił głową, ale w kącikach ust pojawił się cień uśmiechu.

– No dobra… a jak tego używać?

– Nałóż trochę na palce, rozetrzyj i wklep w skórę. Bez pocierania.

Posłusznie zrobił, co mówiłam.

– Dziwne – mruknął. – Jakieś takie… chłodne.

– To dobrze, łagodzi podrażnienia – wyjaśniłam. – I proszę, bez wycierania ręcznikiem.

Wymagania jak u kosmetyczki – burknął, ale spojrzał w lustro jeszcze raz, trochę dłużej. – Nie wygląda źle.

– No proszę, jednak nie wstyd – uniosłam brew.

– Jeszcze zobaczymy – odpowiedział, zakręcając butelkę i chowając ją do szafki. – Jak mnie jutro ktoś nie pozna, to będzie twoja wina.

– Biorę pełną odpowiedzialność, tato – odparłam, gasząc światło za nami.

Czułam satysfakcję

Następnego dnia spotkaliśmy się wszyscy na niedzielnym obiedzie u szwagierki. Byłam ciekawa, czy teść wspomni cokolwiek o serum, ale nie zamierzałam zaczynać tematu pierwsza. Usiadł naprzeciwko mnie. Miał na sobie świeżą koszulę i – o dziwo – gładko ogoloną twarz. Zmarszczki wciąż były, ale skóra wyglądała… no, po prostu lepiej.

Tato, coś ty dzisiaj taki odświeżony? – zagadnęła szwagierka, nalewając mu kompot.

– Zwykła sprawa – machnął ręką, ale zerknął na mnie ukradkiem. – Może to ta nowa maszynka.

– A może to… – zaczęłam, ale przerwał mi szybkim spojrzeniem.

Karina, podaj mi ziemniaki – rzucił, jakby temat był zamknięty.

Nie naciskałam. Zamiast tego obserwowałam, jak co jakiś czas dotyka policzka, niby od niechcenia. Po obiedzie, kiedy zbieraliśmy talerze, podszedł do mnie w kuchni.

– To serum… to gdzie to kupiłaś? – spytał cicho, niemal konspiracyjnie.

– Dlaczego? – uśmiechnęłam się pod nosem. – Skończyło się?

– Nie. Ale może… no, jakby się skończyło, to żebym wiedział.

– Mogę ci kupić na zapas – odparłam.

– Nie przesadzajmy – mruknął, ale w jego oczach mignęło coś na kształt wdzięczności.

Kiedy wróciliśmy do stołu, szwagierka znów zaczęła żarty o „kremikach dla bab”. Tym razem teść spojrzał na nią chłodno.

– A może byś najpierw sama spróbowała tego serum, zanim zaczniesz gadać – powiedział i sięgnął po ciasto.

Udawałam, że zajmuję się herbatą, ale w środku czułam cichą satysfakcję.

Czułam się doceniona

Minęło kilka tygodni. Za każdym razem, gdy odwiedzaliśmy teściów, zerkałam ukradkiem do łazienki. Serum stało w tym samym miejscu na półce, ale buteleczka stawała się coraz lżejsza. Zrozumiałam wtedy, że niektóre zmiany przychodzą po cichu. Nie trzeba ich wymuszać ani publicznie ogłaszać. Wystarczy podać buteleczkę i zostawić ją w zasięgu ręki. Przy kolejnym spotkaniu rodzinnym, gdy szwagierka znów zaczęła swoje komentarze, teść nawet się nie skrzywił. Tylko spojrzał na mnie porozumiewawczo i uniósł brew, jakbyśmy mieli własny, mały sekret.

Nie wiem, czy kiedykolwiek powie „dziękuję” wprost. Ale też wcale nie musi. Bo czasem sama świadomość, że ktoś jednak spróbował, jest wystarczającym podziękowaniem.

Karina, 43 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama