Reklama

Niektórzy mówią, że dorosłość zaczyna się wtedy, gdy człowiek sam podejmuje decyzje – dobre czy złe, ale własne. Dla mnie ten moment nadszedł z opóźnieniem, jakbym przez lata żyła w złotej klatce. Bo w sumie przecież tak żyłam.

Reklama

Rodzice bardzo mnie pilnowali

Od zawsze byłam dziewczyną „trzymaną pod kloszem”. Moi rodzice, szczególnie mama, uważali, że świat jest pełen pułapek, a ja – delikatna, naiwna i zbyt ufna – mogłabym wpaść właściwie w każdą z nich.

W liceum miałam surowe zasady: żadnych wyjazdów z koleżankami i kolegami bez opieki dorosłych, żadnych imprez na mieście (jak już to u kogoś w domu, przy uprzednim potwierdzeniu z rodzicami organizatora), a powrót do domu – najpóźniej o 23:30, choćby cała klasa szła bawić się do białego rana. Wszyscy chłopcy, którzy się koło mnie kręcili, byli według rodziców „potencjalnym zagrożeniem”. Mama lubiła podawać przykłady ku przestrodze:

– Pamiętasz Kasię, córkę sąsiadki? – zaczynała szeptem, jakby bała się, że ściany mają uszy. – Była najlepszą uczennicą, miała stypendium na medycynie, a potem zakochała się w jakimś łobuzie i zaszła w ciążę. I co? Teraz sprzedaje kosmetyki w internecie i ledwo wiąże koniec z końcem.

Tata natomiast straszył bardziej męskimi argumentami:

– Faceci mają tylko jeden cel, a ty im nie ułatwiaj. Lepiej skupić się na nauce.

I tak robiłam. Grzeczna, poukładana Ewelina. A jednak czułam cichą zazdrość w sercu, kiedy koleżanki opowiadały o pierwszych pocałunkach, randkach i wiadomościach od chłopaków, które sprawiały, że nie mogły spać po nocach. Ja też chciałam tego doświadczyć. Ale moje życie naprawdę zaczęło się dopiero po wyprowadzce.

Nagle nic mnie nie ograniczało

Nie było rodziców, ich surowych spojrzeń, kontroli. Robiłam wszystko to, czego mi zabraniali. Imprezy do rana, pierwsze wycieczki autostopem, zbyt duże ilości wina przy kolacjach z nowo poznanymi ludźmi. Kilka razy nawet nie przyszłam na zajęcia – ja, wzorowa studentka! Przez moment czułam się jak królowa własnego życia, a potem… zapragnęłam czegoś więcej. Miłości.

Nie miałam w tym doświadczenia. Nigdy nie przeżyłam nawet młodzieńczego zauroczenia. To znaczy, przeżyłam. Ale wyłącznie te jednostronne. Nie miałam nawet szansy zbudować jakiejkolwiek młodzieńczej relacji. W końcu postanowiłam zaryzykować – założyłam aplikację randkową. Po kilku tygodniach wymieniania wiadomości zgodziłam się na pierwszą randkę w ciemno. Nie był to jednak zwykły spacer po parku czy kawa w przytulnej kawiarni. Umówiliśmy się na bal karnawałowy w klubie.

Gdy weszłam do środka, czułam się jak w bajce. Migoczące światła, tłum ludzi w maskach i eleganckich strojach. Miałam na sobie sukienkę w odcieniu głębokiej czerwieni, z opadającymi ramiączkami. Trochę odważna, jak na moje standardy, ale tego wieczoru chciałam być kimś innym. Kimś, kim wcześniej nie pozwalano mi być.

W tłumie szukałam mojego randkowego towarzysza. Miał na sobie czarną maskę i dopasowany garnitur. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i podszedł bliżej.

– Ewelina? – zapytał cicho.

– Tak – skinęłam głową, zaskoczona swoim nagłym zawstydzeniem.

– Pięknie wyglądasz – rzucił, a ja poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele.

Przedstawiał się jako Adrian. Był pewny siebie, ale nie nachalny. Wciągnął mnie w rozmowę, sprawił, że śmiałam się, zapomniałam o wszystkim. Wokół nas pulsowały światła i muzyka, a w głowie zaczynał szumieć alkohol.

Oddałam się namiętności

Po dwóch godzinach już nie liczyłam kieliszków szampana. Było mi dobrze. Czułam się piękna, pożądana, a nawet, co było dla mnie nowe, pewna siebie. Było między nami przyciąganie: wiedziałam, że bardzo się sobie podobamy, czułam te znaczące spojrzenia z jego strony i delikatne muśnięcia moich ramion czy nóg.

– Chodź – szepnął mi do ucha po kilku godzinach i pociągnął mnie za rękę w stronę ciemniejszego zakątka klubu.

Nie protestowałam. Przycisnął mnie do ściany. Jego dłoń musnęła mój policzek, a ja zamknęłam oczy, czując żar przepływający przez moje ciało.

Jego wargi znalazły moje – miękkie, zdecydowane, smakujące trochę alkoholem i czymś, czego nigdy wcześniej nie znałam. Może wolnością? Nie wiedziałam, jak długo się całowaliśmy. Moje palce zacisnęły się na jego koszuli, a serce biło jak oszalałe.

– Podoba mi się ta sukienka – szepnął, przesuwając dłoń po mojej talii.

– A mnie podoba się to, co robisz – odpowiedziałam bez namysłu.

Nagle przestałam być zahukaną, nieśmiałą Eweliną trzymaną całe życie pod kloszem. Byłam dorosłą kobietą, która poczuła, że może robić wszystko, na co tylko ma ochotę. A na kontynuowanie wieczoru z Adrianem miałam wielką ochotę... Jego palce powoli zsunęły ramiączka mojej sukienki. Przymknęłam oczy, oddychając szybko, czując, jak serce wali mi w piersi.

Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie dotykał. Płonęłam. Z rozkoszy. Z ekscytacji. Z wolności, którą właśnie odkrywałam. I choć w głowie słyszałam jeszcze echo dawnych przestróg mojej mamy – tych o zepsutych dziewczynach, które poszły za daleko – tego wieczoru nie chciałam już ich słuchać.

Nie chciałam, żeby ten wieczór się kończył

W momencie, gdy jego dłonie sunęły po mojej skórze, gdzieś na granicy świadomości pojawił się cichy głos rozsądku. Ale był zagłuszony, stłamszony przez dreszcze przyjemności, jakie rozchodziły się po moim ciele. Nigdy wcześniej nie czułam się tak żywa. Nigdy wcześniej nie pozwoliłam sobie na tak wiele.

Adrian nachylił się, jego wargi musnęły moją szyję, a ja westchnęłam cicho, niezdolna do racjonalnego myślenia.

– Chcesz stąd wyjść? – zapytał nagle, a jego głos był ochrypły.

Chciałam. Boże, jak bardzo chciałam. Skinęłam głową, a on uśmiechnął się lekko, chwycił mnie za rękę i poprowadził przez zatłoczony klub. Mijaliśmy tańczące pary, kelnerów z tacami pełnymi drinków, a ja czułam, jak napięcie w moim ciele rośnie z każdą sekundą. Gdy wyszliśmy na chłodne, nocne powietrze, odetchnęłam głęboko, ale adrenalina nie malała.

– Może u mnie? – zaproponował.

I wtedy coś we mnie drgnęło. Może to była resztka zdrowego rozsądku, może echo lat, w których rodzice powtarzali mi, jak łatwo można popełnić błąd, który zaważy na całym życiu.

– Wiesz co… – zaczęłam, ale on od razu się wycofał.

– Jeśli nie jesteś gotowa, nie ma problemu – powiedział, a w jego głosie nie było ani odrobiny rozczarowania.

Tylko ciepło. I to sprawiło, że jeszcze bardziej zapragnęłam go pocałować.

– Nie o to chodzi – spojrzałam na niego, wciąż czując przyspieszone bicie serca. – Po prostu... to dla mnie coś nowego.

Adrian uśmiechnął się lekko.

– Chodźmy na spacer – zaproponował. – Klubowe szaleństwa są świetne, ale wiesz, co jest jeszcze lepsze? Nocne rozmowy.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Serio? Myślałam, że będziesz chciał... – urwałam zaskoczona.

– Nie. Chcę po prostu cię lepiej poznać. Wszystko w swoim czasie – odpowiedział i puścił do mnie oko.

Najlepszy wieczór w życiu

Oczekiwałam nacisku, jakiejś gry, do której jeszcze nie byłam przyzwyczajona, ale on… on po prostu chciał spędzić ze mną czas. I to było jeszcze bardziej ekscytujące niż dotyk w ciemnym kącie klubu. Spacerowaliśmy długo, aż zorientowałam się, że jestem już bardzo blisko swojego mieszkania. Zatrzymaliśmy się pod moją klatką, a Adrian spojrzał na mnie z uśmiechem.

– To była dobra randka – powiedział, a ja zaśmiałam się cicho.

– Tak. Chyba najlepsza, na jakiej byłam.

– Może chciałabyś to powtórzyć? – zapytał, sięgając po moją dłoń.

Puls znowu mi przyspieszył. Patrzyłam w jego zielone oczy przeciągając tę błogą, ekscytującą chwilę. Czułam się, jakbym stała na krawędzi. Nie tylko przygody, nie tylko chwilowego buntu przeciwko zasadom, które wpajano mi uparcie i bezwzględnie od dziecka. Stałam na krawędzi prawdziwego życia, w którym mogłam dokonywać własnych wyborów, ufać własnym instynktom i… pozwolić sobie na uczucia.

– Tak – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Chciałabym.

I gdy odszedł, zostawiając mnie z rozpalonym ciałem i chaosem myśli, wiedziałam jedno: to dopiero początek.

Ewelina, 23 lata

Reklama

Czytaj także:
„Na walentynki liczyłam na modne słodkie perfumy, a dostałam tanią podróbkę z dyskontu. Sknerze szkoda na mnie kasy”
„Wymarzony bal karnawałowy zmienił się dla mnie w piekło. Gdy odkryłam grzeszki męża, zaplanowałam zimną zemstę”
„Teściowa wstawiła się za mną, gdy mąż narozrabiał. Nie sądziłam, że może nas połączyć wspólny wróg”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...